Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2021, 02:33   #215
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39 - 2525.XII.26 bct; ranek

Czas: 2525.XII.26 bct; ranek
Miejsce: 1 dzień drogi od wioski Aldery, dżungla, rogatki piramidy
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, łag.wiatr, gorąco (-5)


Wyprawa do piramidy






https://i.pinimg.com/originals/99/d9...35ff29fae7.jpg


- To są te piramidy? To ich są dwie? Myślałam, że jest jedna. Całkiem spore. - Zoja jak i inni próbowali umościć się na tych gałęziach tak wygodnie jak się tylko dało. Ale jednak te kilka nocnych godzin na nich dawały się we znaki. Nawet leżenia na derce i kocu ale na ziemi wydawało się wygodniejsze od tego. No ale Meda zdecydowała, że to będzie najlepsze wyjście skoro zanosi się, że spędzą tu nie tylko czas do świtu ale i pewnie sporą część kolejnego dnia. Teraz zaś rozmowa Kislevitki z Vivian mogła stanąć pozostałym w uszach. Było to ledwo kilka pacierzy temu gdy noc a także mgła zaczęły rzednąć i z wysokości drzew na jakich siedzieli stopniowo zaczynało być widać coraz więcej. I tak te podejrzanie, równoległe trójkąty jakie widzieli przez kilka nocnych godzin zaczęły się rozjaśniać i zmieniać w dwie piramidy. Jedynie na szczycie dało się dostrzec jakieś ciepłe światło od pochodni pewnie albo ogniska. Za mało jednak aby rozświetlić nawet ten szczyt piramidy. Więc pytanie blondynki wydawało się zrozumiałe i na miejscu.

- Nie. To nie są te piramidy tylko pomocnicze budowle. Piramida jest za nimi. Jak się bardziej rozjaśni i mgła zejdzie to powinno być ją widać. - odparł Alonso. I faktycznie pacierz po pacierzu robiło się jaśniej i przejrzyściej gdy noc i mgła zrzedły.

- Oh! Widzę ją! Na Ursuna jakie to wielkie! Jak góra! - w końcu nie tylko Glebova mogła dojrzeć tą właściwą piramidę jaka wznosiła się ponad te dwie pomniejsze. Które i tak przecież nie musiały się wstydzić swoich rozmiarów przy zaocenicznych zamkach czy świątyniach. Ale przy tej centralnej piramidzie wyglądały jak zabawkowe. We dwoje z Carstenem chyba mogli być najbardziej zdziwieni tym majestatycznym widokiem obco wyglądającej budowli. Nie była podobna do niczego co widzieli wcześniej na Starym Świecie czy nawet w Porcie Wyrzutków. Już na pierwszy rzut oka tchnęła obcością nieznanego stylu i cywilizacji. Togo co prawda też pierwszy raz tu był ale chyba mniej więcej wiedział czego się spodziewać. Alonso i Vivian widzieli to już wcześniej, przed zajęciem tego miejsca przez jaszczuroludziów. No a Meda to pewnie czuła się tu jak w drugim domu.

Póki panowała noc wysłanniczka królowej okazała się bezcenna. Prowadziła ich jak po sznurku. Najpierw przez te puste, błotnista pola z wysoką do pasa trawą a potem przez dżunglę. A potem wyglądało jakby podeszła do przypadkowego drzewa i kazała im wejść. Nocna wspinaczka wydawała się szaleństwem ale chyba skalkulowanym. Bo Amazonka skądś wydobyła linę czy tam lianę bo jakaś trochę sztywna była jak zmrożona i nieco zniekształcona lina. Tylko w ogóle nie była zimna. I z jej pomocą dało się jakoś wspiąć. Najwięcej kłopotów miał kuternoga. I chyba nie było to tak całkiem przypadkowe drzewo bo jak już się wspięli na odpowiednią wysokość to było tam coś w stylu gniazda bociana. Na tyle wielkie i solidne, że dwie osoby mogły tam zająć swoje miejsce i było nawet wygodnie. W porównaniu do siedzenia na gołych gałęziach. No ale było ich trochę więcej niż dwoje. Więc najwyżej mogli się zmieniać co jakiś czas. Alternatywą był też mały szałas w jakim było legowisko do snu ale najwyżej na jedną góra dwie osoby. Panna von Schwarz poprosiła aby mogła w nim spocząć jako pierwsza obiecując, że potem dostosuje się do wymogów reszty gdyby trzeba było czuwać przez resztę nocy. Trzeba było jakoś przeczekać tą noc na tym drzewie to sen lub chociaż letarg wydawał się naturalnym rozwiązaniem jak za bardzo nie było co robić. A jak wyjaśniła im Meda to drzewo to był jeden z posterunków obserwacyjnych rozlokowanych wokół piramidy. Chociaż póki rządziły noc i mgła niewiele było do obserwacji. Nawet tych piramid nie bardzo widać było inaczej niż regularne plamy czerni przysłaniające granat nieba. Dopiero jak się rozjaśniło można było zacząć właściwą obserwację.

- O tak, to ta piramida. To tam. To tam musimy się dostać. - gdy się rozwidniło Alonso wreszcie zyskał okazję aby się przyjrzeć miejscu w jakim już był. Chyba jako jedyny z ekspedycji kapitana. Bo póki szli przez dżunglę albo koczowali po ciemku na drzewie to nie bardzo nawet miał okazję coś udowodnić ze swojej wiedzy o tym miejscu.

- Sporo ich. - mruknęła Zoja gdy z drzewa dało się już dostrzec poruszające się gadzie sylwetki. Pomiędzy tymi ni to placami ni ulicami tego obcego miasta widać było na w pół zwierzęce sylwetki. Przypominało stado. Tylko złożone z osobników różnego gatunku. To, że to nie jest stado jakichś gadów tylko z rozumnym gatunkiem dało się poznać po ozdobach i przedmiotach dzierżonych w dłoniach. Często była to chyba jakaś broń albo tarcze.

- Dużo dużo! Dobrze! Będzie dużo odciętych głów! Dużo trofeów! - zaśmiał się radośnie Togo chyba jako jedyny przyjmując sytuację dość lekko i wręcz niefrasobliwie. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie jakby w jaszczurach na dole widział tylko okazję do zdobycia kolejnych łupów i trofeów.

- Obawiam się, że to nie jest jakieś zagubiony tuzin czy dwa. - odparła Vivian też przyglądając się scenerii na dole. Faktycznie z góry wyglądało jakby tych gadzin były dzięsiątki. Małe i duże. Tych małych, skinków, chyba było najwięcej. Te dwunożne gady o większych gabarytach robiły wrażenie. Z daleka trochę trudniej było oszacować ich gabaryty ale z tego co mówili i Togo i Meda to każdy z nich był większy i masywniejszy od dorosłego mężczyzny.

- Dużo ich. Ale trochę trudno ich policzyć. Ruszają się no i w ogóle te piramidy sporo zasłaniają. - po dłuższej chwili obserwacji blond Kislevitka doszła do wniosku, że chociaż stanowisko jakie zajmują daje niezły wgląd w miasto i jego obecnych mieszkańców to jednak trudno było oszacować ile tych gadów może być w całym mieście. Kto wie ile ich się kryło wewnątrz piramid i innych budowli? Albo choćby gdzieś za budynkami. Ale musiało ich być dziesiątki a może i setki. Nie było sobie trudno wyobrazić, że mogło być ich podobnie jak członków ekspedycji których kapitan oceniał na jakieś trzy setki. Tych gadów tutaj mogło być tyle samo ale mogło być mniej lub więcej.

W przeciwieństwie jednak do miast za oceanem to tutaj nie miało żadnych murów ani fosy. Nawet takiej palisady jaką swoją wioskę otoczyły Amazonki nie było. Co mogło ułatwić dostęp do środka. Odstępy pomiędzy budynkami też były… No takie ni w 5 ni w 9. Jak na zaoceaniczne standardy to na ulice to były zbyt szerokie, przypominały raczej wąski plac a na plac właśnie były zbyt małe. Przed frontem tej największej piramidy był spory plac i tam chyba było centrum miasta. Jak na warunki walki to było sporo miejsca do szarż czy obrony pomiędzy tymi piramidami i pomniejszymi budynkami. Zwłaszcza, że oddziały ekspedycji nie miały liczebności regularnych, armijnych pułków jakie ustawiano do walnych bitew. Raczej stanowiły pstrokatą zbieraninę pomniejszych band, drużyn i pododdziałów. Za to na tym dużym placu było miejsca na stoczenie całkiem sporej bitwy. Tam przynajmniej dałoby się ustawić większość sił ekspedycji a może i całość. Jeden z marynarzy jaki przy okazji był szkicownikiem milczał i cierpliwie w swoim szkicowniku nanosił kontury i kolejne detale widoku widzianego z korony wysokiego drzewa.




Czas: 2525.XII.26 bct; ranek
Miejsce: 1 dzień drogi od wioski Aldery, dżungla, szczyt Wzgórza Terradonów
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, łag.wiatr, gorąco (-5)




Wyprawa na Wzgórza Terradonów



Póki trwała noc to trochę trudno było ocenić straty. Ciemności ku temu nie sprzyjały. Pewne było to, że połączone siły kapitana i królowej zdobyły szczyt wzgórza opanowując go całkiem skutecznie. Wcześniejsze szacunki Amazonek co do trudności walki okazały się całkiem trafne. Czyli gdy udało się dostać na szczyt i podejść na skraj dżungli bez wzbudzania alarmu uzyskując efekt zaskoczenia w tym nocnym ataku to nawet trudno było to uznać za walkę. Raczej za rzeź lub masakrę. Zwinne i szybkie w powietrzu maszkarony wybudzone z letargu w środku nocy były zaskoczone i zaspane. Reagowały bardzo ospale więc z początku zabijało się je bardzo łatwo. Tak pewnie wygląda rzeź jak jakiś lis wpadnie do kurnika i dusi po kolei wszystkie kury.

W tym wypadku jednak kurnik nie miał dachu ani ścian a “kury” były o wiele większe od tych swojskich kokoszek. Ale zaskoczone i senne terradony zabijało się równie łatwo. Może nawet łatwiej bo kury to potrafiły całkiem sprawnie uciekać a te gadziny były niemrawe. Wystarczyło zdzielić je nawet zwykłym kijem, raz, drugi, trzeci aby je wyłączyć z akcji. I ludzie je tak właśnie zabijali. W jakimś obłędnym pędzie masakry zabijali je oszczepami, toporami, pałkami i rapierami. Wystarczyło podbiec i walić gdzie popadnie. Szybko jednak Bertrand stracił jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją. Wszystko działo się siłą rozpędu. W nocnych ciemnościach widział tylko tych co tłukli te gady albo przebiegali tuż obok niego. Co się dzieje chociaz kilkanaście kroków dalej to nie miał pojęcia. Ludzie wrzeszczeli gadziny skrzeczały, ludzie biegali, gady machały skrzydłami, trudno było się zorientować co się właściwie dzieje.

Gadziny przy pierwszym zaskoczeniu zabijało się łatwo jak pijane gęsi. Ale było ich mnóstwo. Chyba więcej niż ktokolwiek przypuszczał. Więc chociaż je zabijali i zabijali to nie wszystkie udało się zdjąć w tej pierwszej fali dzikiego ataku. Te które były gdzieś dalej docuciły się na tyle aby podjąć próbę ucieczki. I jakimś się to udało. Dał się słyszeć łopot błoniastych skrzydeł a ponad granatem nocnego nieba widać było podłuzne przelatujące kształty. Do nich próbowali strzelać kusznicy zajmujący pozycję na skraju dżungli. Pewnie trafili kogoś bo niektóre gadziny spadały z powrotem na ziemię. A inne nie.

Walka w końcu ustała. Głównie dlatego, że chyba zabrakło gadzin. Były martwe, dogorywające na trawie lub w swoich gniazdach albo odleciały. Wraz z końcem walki z ludzi rozrposzonych po całym stoku zaczynała schodzić bitewna gorączka i żądza zabijania. Dowódcy nawoływali się i stopniowo tworzył się punkt zborny przy tym samym skraju lasu gdzie byli kusznicy i gdzie był punkt wyjścia do ataku. Nie wszyscy wrócili kogoś brakowało prawie w każdym oddziale. Ale dopiero jak wzeszło słońce dało się ocenić straty po obu stronach.

Straty okazały się minimalne. Co tylko potwierdzało skalę zaskoczenia jakie udało się osiągnąć w tym nocnym ataku. Zwłaszcza w zestawieniu z tym widokiem na szczyt stratowanej trawy upstrzonej okrągłymi gniazdami z ziemi i gałęzi. No i pokotem gadzich ciał. Tych nieruchomych i tych co jeszcze zdradzały agonalne znaki życia. I te ptakopodobne i ich jeźdźcy. Całe wzgórze było nimi upstrzone. Musiały ich być dziesiątki. Ale trudno było ocenić tak na oko ilu udało się uciec. Bo, że jakieś mimo wszystko odleciały to było pewne.




https://i.pinimg.com/originals/2c/cf...88d72cc00c.jpg



Ale zwycięzcy też mieli straty. Liczebnie to niezbyt wielkie ale były. Mieli z pół tuzina zabitych. Ktoś skręcił kark biegnąc po ciemku, ktoś spadł ze stoku też po ciemku tak pechowo, że też do rana był trupem. Jakąś Amazonkę znaleźli z głową zmiażdżoną czymś ciężkim. Ran od walki było niewiele. Gadziny jak miały możliwość to salwowały się ucieczką. Część jakie udało się poderwać w powietrze czy celowo czy w jakimś amoku runęły na kuszników i osłaniającą ją służbę obozową. Tego Bertrand też dowiedział się już po walce z ich relacji. W ten sposób stracił jednego ze swoich kuszników gdy rozpędzony gad runął na niego i oboje zderzyli się z pniem drzewa zabijajac się na miejscu. Więc większość śmiertelnych obrażeń oraz ciężkich ran powstała podczas nieszczęśliwych wypadków. Łącznie mieli z pół tuzina zabitych. I gdzieś podobną ilość rannych na tyle poważnie, że mogli mieć problem z samodzielnym poruszaniem się. Trzeba było pomyśleć jak ich znieść na dół po tym zboczu. A potem przenieść przez dżunglę do wioski Amazonek która była najbliższą, przyjazną bazą.


---


Mecha 39


81 - 85 > s.ranny
86 - 90 > s.ciężki
91 - 95 > s.krytyczny
96+ > KIA

Bertrand: 28 > s.zdrowy
Maanena: 15 > s.zdrowy
Toras: 53 > s.zdrowy
Majo: 77 > s.zdrowy
kusznicy bretońscy: 92,96,4,52,68,3,85,35,26,44 > 7x s.zdr; 1x s.ran; 1x s.cię; 1x KIA
kusznicy tileańscy: 35,14,79,58,5,77,49,99,11,18 > 9x s.zdr; 1x KIA
włócznicy elfów: 58,34,54,19,47,84,30,77,9,25 > 9x s.zdr; 1x s.ran
ciury obozowe: 75,56,95,44,90,54,37,84,52,77 > 7x s.zdr; 1x s.ran; 1x s.cię; 1x s.kry
tarczowniczki jaguara: 60,87,27,99,98,41,50,59,32,56 > 7x s.zdr; 1x s.cię; 2x KIA
oszczepniczki piranii: 97,42,13,1,64,5,98,76,13,3 > 8x s.zdr; 2x KIA


---




Czas: 2525.XII.25/26 mkt/bct; popołudnie
Miejsce: 4 dni drogi od Leifsgard, dżungla, obóz ekspedycji w dżungli
Warunki: wnętrze namiotu, jasno, ciepło, cisza; jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, łag.wiatr, gorąco (-5)



Iolanda





https://thumbs.dreamstime.com/b/atmo...-140165604.jpg



Poranek okazał się całkiem pogodny. Może nawet zbyt. Bo ledwo wstało słońce zrobiło się i jasno i gorąco. Cień prastarych drzew łagodził efekt słońca a bryza wiejąca od rzeki przeganiała ten charakterystyczny, tropikalny zaduch jaki zalegał w trzewiach dżungli. Wewnątrz namiotów na razie było jednak całkiem znośnie. Ale z samego rana do namiotu kapitana przyszedł posłaniec z zaproszeniem do namiotu narad.

- Ah, witaj Iolando. Widzę, że ta dżungla i insekty nie są w stanie sprostać twojej urodzie. - kapitan podniósł głowę znad swojego składanego stołu jakie robiło mu za biurko polowe. Poza nim był tylko jego sekretarz, Juan de Avilla co był szefem jenites i jakiś jeszcze jakiego estalijska szlachcianka nie rozpoznawała. Wszyscy skłonili się jej na przywitanie ale widać było, że najważniejsze do powiedzenia ma de Rivera.

- Dobrze, że jesteś Iolando. Z tego co pamiętam nie masz kłopotów z konną jazdą. - zagaił kapitan wskazując miejsce przy stole naprzeciwko siebie. Uśmiechnął się do niej gdy to mówił.

- To dobrze. Mam dla ciebie zadanie. - zaczął przedstawiać sprawę dla jakiej ją wezwał tak wcześnie rano. Otóż jeden z wysuniętych patroli znalazł ciała. Elfie ciała. Żołnierze z patrolu nie byli jednak pewni czy to elfy Ektheliona albo i on sam czy nie. Nie znali jego ani ich. A Ekthelion pracowicie zadbał aby się nie integrować z pospolitymi żołnierzami. Ci widzieli więc ich zawsze w charakterystycznych, wysokich hełmach i pancerzach w jakich lubowały się elfy. Zaś ciała jakie znaleźli były w samych spodniach i koszulach. Stąd nie mieli pewności czy to jakieś jego elfy czy jakieś inne.

- Z Torasem co prawda poszli elficcy włócznicy. Ale to mało prawdopodobne aby to był ktoś od nich. To całkiem w inną stronę. - wyjaśnił kapitan bo tylko tych elfich włóczników im teraz brakowało w obozie. Ale oni mieli iść z Bertrandem rozbić te latające gadziny na jakichś wzgórzach. No i elfów Ektheliona. A nawet jak to nie były ciała kogoś z zaginionych elfów to kapitan był ciekaw co to za elfy.

- Nie zginęli w walce. Mieli związane z tyłu ręce i poderżnięte gardła. Ale wcześniej ktoś ich musiał wziąć do niewoli aby ich tak związać a potem zabić. - Carlos zaznaczył jakie była przyczyna śmierci odnalezionych elfów. Chociaż budziło to więcej pytań niż odpowiedzi.

- Dlatego chciałbym aby ktoś z głową na karku pojechał tam i zbadał tą sprawę. Juan ze swoimi ludźmi będzie cię eskortował. Ale musicie się spieszyć bo to konno to pewnie będzie pół dnia drogi. Musicie się liczyć z tym, że nie zdążycie do nas wrócić przed zmierzchem. I to w kierunku na piramidę. Więc mogą się tam już włóczyć patrole jaszczurów podobne do naszych. - na koniec przedstawił zadanie jakie przewidział dla baronessy de Azuara. Ale czekał czy ma jeszcze jakieś pytania albo inne uwagi w tej kwestii.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online