Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2021, 16:32   #28
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
No i mi odwaliło na te słowa.

- Nie! - odpowiedziałam ostro jak cięcie mieczem. - Mam dosyć tego zasranego tajniactwa i sekretów, a także pierdolenia, że będzie inaczej po to, żeby zaraz wrócić do tego co było.

Stanęłam tak blisko O’Hary, że nasze nosy się prawie stykały i patrzyłam mu prosto w oczy.

- Obiecałeś mi, że jak uratujemy te dziewczyny to zajmiemy się razem naprawianiem tego wszystkiego, ale jak zwykle tylko mydliłeś mi oczy, więc ja też wracam do tego co było. Idę po swoje graty i zawijam się z tego kurwidołka. – Powiedziałam ze złością.

- Nie rozumiem? Nic się przecież nie zmieniło.

Zerknęłam za jego plecy w stronę pokoju Kopaczki, nie chciałam jej wciągać w to, więc odciągnęłam O’Harę spory kawałek dalej kontynuować dyskusję.

- No właśnie widzę, że nic się nie zmieniło – wypaliłam - a przecież miało, prawda? Ale ty jak zwykle musisz być sobą i robić to co zawsze robisz, więc po co ja mam się starać dostosować i zmieniać swoje podejście pod was, skoro wy nie odwdzięczacie się tym samym, co?

- Emma. Ala poprosiła mnie, abym pojechał do Londynu po jej syna. Boi się o niego. A ja miałem zamiar poprosić ciebie, byś skoczyła tam ze mną. Sprawdzimy przy okazji sierociniec i zobaczymy, czy ktoś nie widział Gładzika. No chyba, że jest tam taka rzeźnia, że nic nie zdołamy zdziałać. Wtedy priorytetem jest mały i spadamy.

- Pozwól, że ci przerwę zanim pogubisz się w swoich własnych kłamstwach – wtrąciłam się - Powiedziałeś, że ty jedziesz do miasta i że nie będzie cię kilka lub kilkanaście godzin, nie tłumacząc po co tak naprawdę masz zamiar tam jechać. I nie ściemniaj mi, że chciałeś mnie zabrać ze sobą, bo ja nie oberwałam aż tyle razy w głowę, żeby nie pamiętać co było mówione chwilę temu.

Uśmiechnął się. Czyżby nie słyszał mojego tonu?

- Nie chciałem, to fakt. Bo pomyślałem, że tutaj bardziej się przydasz lub że będziesz bezpieczniejsza. Ale jak zobaczyłem, jak się wkurzyłaś, pomyślałem, razem załatwimy to szybciej. Mam zamiar wziąć auto Sophie. We dwoje nawet pójdzie nam szybciej. Zresztą - spojrzał na mnie poważnie. - Mam przeczucie, że cokolwiek powiem, cokolwiek zrobię, ty i tak postąpisz po swojemu. Nie ufasz mi. Nie ufasz nam. Wiesz co. Walę to. Mam dość. Idź. Skoro mi nie ufasz, trudno byśmy ze sobą współpracowali.

Jeżeli do tej pory byłam wkurzona to trudno mi było opisać stan w jakim się znalazłam po tych jego słowach, chociaż właściwie to nie tak, że się jeszcze bardziej wkurzyłam, powiedziałabym raczej, że zrobiło mi się przykro, cholernie przykro. No i w związku z tym popłynęłam jeszcze bardziej.

- Wiesz co pierdol się O’Hara, próbujesz mnie wyrolować na każdym cholernym kroku i jeszcze masz żal, że ci nie ufam. Zresztą to do czego ci niby jestem potrzebna? Przecież polecisz tam zaraz na swojej mocy nexusa, załatwisz te trzy istoty, które tam się szlajają, znajdziesz wszystkich ludzi, których masz znaleźć, znajdziesz odpowiedzi na wszystkie nurtujące cię pytania i wrócisz tutaj w blasku chwały pokazując nam wszystkim jakimi zbędnymi tłukami jesteśmy. Więc w sumie po co mam cokolwiek robić?

- Przykro mi, Emmo, że tak o mnie myślisz. Nic, co do tej pory robiłem, nie robiłem dla chwały. Nic. Nigdy.

Ja pierdzielę, oczywiście musiał przekręcić moje słowa. Do tego jeszcze opuścił głowę, jakby się poczuł wielce skrzywdzony.

- Wiele rzeczy robiłem, bo się zagubiłem. I chciałem, liczyłem na to, że w tym zagubieniu znajdę drogę i że ty mi ją, panno Harcourt, wskażesz. Tak. Ja, dumny i durny Finch O'Hara liczyłem, że znajdę w tobie przyjaciółkę. W sumie, ja … nieważne. Pójdę już. Spróbuję uratować dziecko Alicji.

Wiedziałam, wiedziałam, że odwróci kota ogonem, i od razu zaprotestowałam.

- Znowu to robisz! Nie słyszysz sam siebie? Przeinaczasz wszystko tak, że teraz ty wychodzisz na tego biednego i pokrzywdzonego a ja na tą wredną sukę, która nie docenia twoich starań i we wszystkim się myli. Ale wiesz co? To ty się mylisz! Usłyszałam dzisiaj już nie raz od reszty twoich ludzi, że bierzesz zbyt wiele na siebie, że im nie ufasz, nie dajesz sobie pomóc i ich odcinasz, więc chyba musi coś być na rzeczy, tylko ty tego nie dostrzegasz. Uważasz, że robisz to dla naszego dobra? To albo nie masz pojęcia na czym ono polega albo uważasz nas za słabiaków, którzy z niczym nie dadzą sobie rady.

Gorycz była tak wyraźna w moim głosie, że chyba tylko głupiec by jej nie usłyszał.

Zamrugał powiekami. Miał minę, jakbym go co najmniej spoliczkowała.

- No, jeżeli tak, to chyba masz rację. Nie wiem wielu rzeczy o ludziach. Bardzo wielu rzeczy. Zawsze miałem z tym problem. Jeszcze przed Fenomenem. I tak. Uważałem, że robię to dla dobra tych, na których mi zależy. Może i robiłem to źle. Zapewne wyszedłem na aroganckiego dupka i durnia. Ale, naprawdę, naprawdę robiłem to, bo …, bo …

Zagubił się gdzieś. Zabrakło mu słów.

- I nie - dodał, bo chyba nie znalazł myśli, która mu uciekła. - Nie uważam was za słabiaków. Nie ciebie, nie Vordę, nie Aniołka i nie wielu, wielu innych. Ale ja wiem, wiem coś, czego boję się jak cholera. Boję się, jak niczego innego. I nie chcę, abyście i wy, abyś ty, wiedziała, czuła ten strach. I przepraszam, jeżeli ta moja ochrona ciebie, została wzięta za coś, czego byś nie chciała. Mogłem spytać. Ale nie potrafię. Nie potrafię. Nie umiem. Jestem w tym strasznie słaby. W relacjach, w przyjaźniach. Strasznie słaby. Emma. Czy mogę mieć do ciebie prośbę?

- A co jak powiem, że nie możesz? - Odpowiedziałam wyzywająco, ale mój gniew już ze mnie wyparowywał.

- To nie poproszę - wzruszył ciężko ramionami.

- Widzisz mówisz, że jesteś słaby w kontaktach społecznych a jednak przed chwilą miałam ochotę obić ci gębę a teraz już mi jest głupio, że się tak uniosłam i mam ochotę przepraszać za moje zachowanie i się tak zastanawiam czy nie jesteś lepszym manipulatorem niż ci się wydaje albo moja stabilność emocjonalna poszła w diabły - zakończyłam cicho, bo rzeczywiście tak było.

- Nie przepraszaj. To chyba ja powinienem. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, za jakiego fajfusa mnie macie. Za jakiego fajfusa ty mnie masz. Widać, nigdy się nie jest za starym na naukę.

Na jego twarzy pojawił się tym razem szczery uśmiech, a mi jedna brew powędrowała do góry jako oznaka mojego zdziwienia.

- Ogarniemy tego małego Alicji? Wiesz, powiedziała mi o nim dopiero przed chwilą. Nie to, żebym się nie domyślał, ale masz rację. Cholerne tajemnice działają na nerwy.

- Powiedziałam, że mam ochotę przepraszać a nie, że cię przepraszam. – Sprecyzowałam - Wyjątkowo łatwo było mi się oprzeć tej pokusie.

Wybuchnął śmiechem, takim szczerym, ale krótkim.

- Pamiętasz, co powiedziałem ci wczoraj w nocy? W bardzo podobnej sytuacji? Podtrzymuję każde słowo. Każde.

Opuścił wzrok.

- Nie pamiętam – zaprzeczyłam - a co do kwestii dziecka Ali to nie skomentuję, bo nie chcę być niemiła, a nie mam nic dobrego do powiedzenia w tej sytuacji i żeby to było jasne nie mam na myśli samego dziecka.

- Ale pojedziesz ze mną po niego?

O proszę, wystarczyło zrobić awanturę, żeby zaczęto cię brać na poważnie i pytać o twoje zdanie. Tylko czy naprawdę, żeby to otrzymać musiałam się za każdym razem awanturować? Nie mogłam tego dostać, ot tak?

Ruszyłam pozbierać swoje rzeczy i skinęłam głową Finchowi, żeby szedł za mną.

- A gdzie on jest?

- York Rd w Sutton. Drugi koniec Londynu. Numer 29. Jesmund Nursing Home. Ala schowała go tam. Nazywa się Harry. Nazwisko nosi po ojcu.

- Zaraz, zaraz, zaraz - aż mnie wryło - Czyli ona mi robiła wyrzuty, że wpadłam z Gemmą i oddałam ją do bidula a sama tak zrobiła? - Zacisnęłam usta i spojrzałam na O’Harę z oburzeniem roztrząsając sobie czy nie pójść do Alicji i nie wyjaśnić sobie z nią tej kwestii. - I czy ten Nursing Home to nie był dom opieki dla staruszków? To, ile ten chłopak ma lat? Osiemdziesiąt?

- Chyba nie. W sumie to nie wiem, ile Kopaczka ma lat, ale chyba gdzieś około trzydziestki? Nieważne. Potem opierdolisz ją, mnie, mnie i jeszcze raz mnie, ok? A teraz lecę pożyczyć kluczyki od Sophie.

- Czemu mam ciebie opierdzielać? – Zaniepokoiłam się - Jesteś jego ojcem, czy jak?

- Ojcem! Broń mnie wszyscy święci! Nie. Ja nigdy z Alicją, no wiesz… Nigdy. Nosi nazwisko ojca. Topper. To jest dopiero, kurde szok. Harry Topper. Naprawdę?

- Eeee, a ile dzieciak ma lat? Bo z tego co pamiętam to Topper miał żonę.

Byłam nawet kilka razy u nich na obiedzie i miałam okazję ją poznać. Myśl, że Max miałby zrobić Alicji dzieciaka sprawiłaby, że straciłabym cały szacunek jaki do niego odczuwałam. O Alicji to już nie wspominając.

- A to łobuz. Nie wiem. Nie pytałem. Powiedziała, weź małego. Czekaj. Zaraz. Wrócę do niej i dopytam…, bo może z szoku źle nazwisko usłyszałem i faktycznie nazywa się Potter. Harry Potter. Kurde. Jaja jakieś, czy jak.

- Czy jesteś pewien, że ona sobie nie robi z ciebie jaj? – Wydawało mi się to zbyt absurdalne, żeby było prawdziwe - Albo coś jej się pomieszało w głowie?

- Mam nadzieję, że nie. No ale to była potężna amunicja i naprawdę poważny kaliber. Różnie może być. Kurde. Wracam do niej, a ty poproś Sophie o samochód, ok? Czy wolisz z nią dogadać tę sprawę, a ja załatwię brykę?

- Nie, wezmę samochód, bo się za bardzo wkurzę jak będę z nią rozmawiała, a nie chcę jej denerwować, kiedy powinna odpoczywać.

- Emma. - Spoważniał. - Dziękuję.

- Niby za co? Jak już odbierzemy dziecko Alicji to pojedziemy też po moje, no nie? - Odpowiedziałam z nieodgadnioną miną.

- Jasne. Gemma, inne, nie ma sprawy. Zbuduję duży dom. Chyba, że skrzydlaci rozpierdzielą nam wszystko i nie będzie potrzeby. Lecę i zapiszę sobie to, co powie Kopaczka. Za trzy minuty na dziedzińcu przed pensjonatem.

- Cholera – nie wytrzymałam - nie można sobie pożartować, bo ty to bierzesz na poważnie.

- Na poważnie. Serio? A może ja też żartowałem z tym domem, co? – Stwierdził z poważną miną.

Machnęłam ręką po czym poszłam po swój taser i kluczyki od Sophie. Wytłumaczyłam jej, że zamierzamy z O’Harą jechać do miasta i żeby zajmowali się dziećmi pod naszą nieobecność tak jak do tej pory. Przekazałam jej też, że Egzorcystka powinna się tutaj zjawić w każdej chwili i wtedy mogą zacząć sprawdzać dziewczynki pod kątem opętania oraz żeby przekazała Gemmie, że pojechałam do miasta, ale żeby się Gemma nie martwiła.

Potem poszłam na dziedziniec i Bóg mi świadkiem, gdyby się okazało, że Finch mnie wyrolował i pojechał w tym czasie beze mnie innym samochodem to wsiadłabym za kółko i bym go goniła. Wiem, że nie dałabym rady, ale przynajmniej bym spróbowała. Na szczęście, jego i innych użytkowników drogi czekał więc władowałam się na miejsce pasażera i zapięłam pas. Zamilkłam przetrawiając sobie różne rzeczy w głowie.

- Harry Potter. Serio. Pokręciłem z tym biednym Topperem. - Finch zaczął pierwszy gadkę, kiedy już wyjechał na poszarpaną, podniszczoną drogę prowadzącą do "Radości". - Chłopiec urodził się w dziewiętnastym. Mamy powiedzieć, że jesteśmy od jego mamy i dać hasło - dżem-ninja. Serio. Kopaczka chyba ma uszkodzenie mózgu.

Cały czas patrzył skupiony na drogę.

- Tak. No tak. Przynajmniej tyle dobrego. - Odparłam i znowu zamilkłam.

Finch skupił się na prowadzeniu. Co jakiś czas zerkał jednak na mnie ukradkowo, bo czułam na sobie te spojrzenia. Jechał powoli, omijając co większe dziury. Kiedy byliśmy gdzieś w połowie drogi na drogę międzymiastową, zza zakrętu wyłonił się niebieski samochód osobowy. Za kierownicą siedziała Morgan Miah, a obok niej Callum Lees. Zwolnili a potem zatrzymali samochód. Finch zrobił to samo i otworzył okno.

- Cześć Morgan. Jedźcie do "Radości". Gadajcie z Sophie, powie wam co i jak. My za jakiś czas z Emmą wrócimy.

- Wiesz, co stało się w Londynie? - Rzuciła egzorcystka. - Głowa mi pęka od samego echa.

- Coś paskudnego. Nie wychylajcie nosa z ośrodka. Emma, chcesz coś dodać?

Otrząsnęłam z mojego stanu skupienia.

- Mamy w “Radości” czterdzieści cztery ofiary opętania, wszystkie to dziewczynki od szóstego do szesnastego roku życia, które ktoś celowo nakarmił wcześniej odwróconą somą. Padły ofiarą Ammemeta i kiedy ciało demona zostało zniszczone to opętanie puściło. Trzeba sprawdzić czy nie zostały po nim jakieś pozostałości. No i mamy jeszcze jedną dziewczynkę, Gemmę, która nie została opętana, ale nie wiemy o co z nią chodzi. - Zrobiłam przepraszającą minę za fakt swojego braku wiedzy.

- Dobra. To jedziemy - - Miah kiwnęła głową. - Powodzenia w Londynie. Tam dzieje się coś apokaliptycznego.

Skinęłam głową Morgan i poczekałam chwilę aż tamci odjechali.

- Nie traktuj mnie jak dzieciaka, którego trzeba chronić przed niebezpieczeństwami i złem tego świata - odezwałam się w końcu do Fincha, bo przetrawiłam to co do tej pory zajmowało moje myśli.

On jechał dalej wpatrzony zmrużonymi oczami w drogę.

- Nie jesteś dzieciakiem i nie traktuję cię jak dzieciaka. Żeby to było jasne. Ale faktycznie, chroniłem cię bardziej niż byś tego pewnie sobie życzyła. To dlatego, że mi na tobie zależy. Bardziej niż na kimkolwiek innym. I bałem się, że skończysz jak ja lub Alicja.

- Daj spokój. - Przewróciłam oczami - Nie ma najmniejszej szansy żebym skończyła jak ty albo Alicja, ktoś by mi chyba musiał wyzerować mózg a potem odbudować go od nowa na innych zasadach. A co do Ali to nie rozumiem jakie uwierzytelnienie mamy, żeby odebrać chłopca, naprawdę wystarczy podać jakieś głupie hasło, żeby go zabrać? To się nie trzyma kupy.

- A jakieś samodzielne plany Alicji kiedykolwiek się tej kupy trzymały. W MR myślał za nią Topper, w Towarzystwie - Grey, potem ty. Samodzielny plan Vordy, hasło, dziecko - to wszystko ma poziom wyraźnie wskazujący, za dużo we mnie egzekutora. Za dużo adrenaliny, gniewu, testosteronu za mało subtelności i oleju w głowie. Rany mózgu też nie pomagają. Każda śmierć, każdy uraz temporalny czaszki, nie pozostaje bez śladu, Emmo. Wiem to po sobie.

Zwolnił omijając paskudną dziurę na środku drogi, a ja nie skomentowałam, bo co tu było do komentowania.

- Tak sobie pomyślałam, że może wysadzisz mnie niedaleko sierocińca i sam pojedziesz po chłopca. Ja w tym czasie sprawdzę to miejsce i zgarniesz mnie z okolicy w drodze powrotnej. W ten sposób nie będziemy tracić czasu. Myślę, że to co dzieje się aktualnie w Londynie powinno zająć Borble i odciągnąć ich od sierocińca, więc powinno być tam w miarę spokojnie. – Wyłożyłam swój zamysł, który też już od jakiegoś czasu dojrzewał w mojej głowie.

- Dobra. Będziesz miała z dwie godziny. Może mniej. Jakby coś się wydarzyło i nie będę miał możliwości podjechać po ciebie, zwijaj się stamtąd o wpół do drugiej po południu, ok? Prosto do "Radości".

- Jakich przeciwności się spodziewasz na swojej drodze? – Zaniepokoiłam się - Pamiętaj, że będziesz wiózł dziecko, więc nie możesz ryzykować i szarżować. – Obawiałam się, że nie wykaże się odpowiednim poziomem ostrożności.

- Nie wiem co dzieje się w mieście. Jeżeli wybuchła tam panika, ulice mogę być nieprzejezdne. – odpowiedział.

- To zadbaj o fotelik samochodowy dla małego. On ma sześć lat i musi w takim jeździć, żeby nie stało się jakieś nieszczęście jak ktoś w was wjedzie czy coś. – Naprawdę się martwiłam, że Harryemu mogłaby się stać krzywda - Wysadź mnie przecznicę za sierocińcem i umówmy się w tym samym miejsce za dwie godziny. Jak cię nie będzie, złapię jakiś inny transport.

- Aye, aye, lady.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline