Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2021, 11:37   #27
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Podróżnicy zaczęli opatrywać rany. Na pierwszy ogień poszła Merisiel, która wręcz broczyła krwią po feralnym starciu. Półelf rozłożył pod pniakiem pakunek i wyciągnął wszystkie lecznicze utensylia, które przekazali mu paladyni Iomedae. Daleko temu było do tego, żeby nazwać to szpitalem polowym, ale powinno wystarczyć na teraz.

Po zabiciu wrogów, w pobliżu nie było żywej duszy, więc mogli w spokoju opatrzyć rany. Elfka, jak się okazało, także znała się nieco na leczeniu, więc była w stanie pomóc Harry’emu.

Merisiel wyszła najgorzej przy leczeniu. Noże cięły całkiem głęboko w jej ciało i nawet interwencja Tropiciela niewiele zdziałała - bandaże nasiąkały krwią, a rany nie zasklepiały się. Na szczęście, z pomocą przyszła Seelah, której dotyk zasklepiał rany i tamował krwawienie.

Idir, po opatrzeniu swoich ran, został wyleczony całkowicie. Tak samo Seelah, której rany nie wymagały wiele pracy.

Jedynie Harry, jak się okazało, nie do końca był efektywny w leczeniu swoich ran. Noże, pomimo tego, że były władane łapami bez wprawy, okazały się zaskakująco ostre, a ich klingi wytrzymałe. Tropiciel zrobił co mógł względem swoich ran, jednak nie poczuł się wcale lepiej. Cóż, jak powiadają, szewcy butów nie noszą.

Być może później podejmą leczenie raz jeszcze.

Cytat:
Punkty wytrzymałości po testach leczenia:
Seelah: 20/20
Harry: 6/20
Merisiel: 11/15
Idir: 15/15
Amiri: 22/22
Podczas opatrywania ran, Merisiel wypatrzyła jeszcze w okolicy trzy wilcze doły, w które na szczęście nie wpadli podczas walki. Pomiędzy sznurami, sieciami i klatką, którą znaleźli przy zwłokach, wyglądało na to, że grupa, którą usiekli, trafiła na godnego przeciwnika. Zapewne dotychczas mieli do czynienia tylko z dziećmi albo prostymi robotnikami Konsorcjum.

Harry przyglądał się dziwnej, czarnej substancji w flakonie. Była czarna i gęsta jak syrop i śmierdziała niczym trzytygodniowa padlina. Trucizna została zapewne wyekstraktowana z jakiegoś zwierzęcia i zmieszana z… Cóż, cokolwiek pachniało tak przykro. Tropiciel nie był w stanie zidentyfikować, czym była, ale sądząc po tym, jak zachowywał się Idir po wystawieniu na jej działanie, można by się spodziewać natychmiastowego osłabienia. We flakoniku zostało już tylko trochę trucizny, na jeden albo dwa użycia.

Harry przypomniał sobie o mistrzu alchemii w swoim kramie w Dziupli. Może on mógłby pomóc?

Ponadto, Tropiciel próbował zorientować się, skąd przyszli ci, którzy czatowali na nich w zagajniku. Spędził przy tym około pół godziny.

Ślady, które odkrył, nie pozostawiały wątpliwości: ślady walki i pojmania były prawie wszędzie, a ślady wozu, który widział wcześniej Harry sugerowały, że ofiary zostały załadowane i wywiezione na północ, w głąb lasu.

Wiele ze śladów należało do goblinów, które pokonali, jednak były też i inne, głębsze, które mogły należeć do całkiem sporych rozmiarów humanoida.

Idir zainteresował się szponami sowodźwiedzia. Oglądał runy na nim wyryte przez dłuższy czas i stwierdził, że już widział podobne talizmany wcześniej w swoich podróżach.

Jak pamiętał Zaklinacz, szpony sowodźwiedzi zawierały w sobie fragment duszy martwego potwora, który był w stanie użyczyć swojej siły raz ostatni.

Talizmany takie jak te przywiązywało się do głowni miecza lub trzymało wypuszczając strzałę z łuku, a magia zawarta w talizmanie usprawniała siłę uderzenia, ale tylko na jeden cios. Dzięki takim talizmanom, strzały były w stanie przebijać ludzi na wylot, a cięcia mieczy zyskiwały siłę rozbijania pancerza.

Cytat:
Szpon Sowodźwiedzia
Wielki szpon sowodźwiedzia jest obwiązany małym łańcuchem, a na jego powierzchni wyryte są magiczne runy. Łańcuszek przytwierdza się do broni.

Kiedy odnosisz krytyczny sukces w teście ataku, broń zyskuje krytyczną specjalizację. Efekt jest jednorazowy.
~

Opatrzenie ran trwało około czterdziestu minut. Słońce jeszcze nie sięgnęło zenitu, ale było bardzo blisko.

Harry stwierdził, że ślady przebiegały obok składu drewna, który był o rzut beretem stąd, a potem odbijały ścieżką na wschód i później znikały w kolejnym paśmie drzew. Na oko jednak, ślady kontynuowały na północ, w głąb lasu.

Ostatecznie, nie było powodu, dlaczego by nie mieli zahaczyć o skład drewna, który był już na widoku i do którego pozostało zaledwie pół godziny wędrówki. Toteż tam poszli.

~

Pierwszego trupa, który wyglądał jak tutejszy, znaleźli jakieś sto metrów zaraz po opuszczeniu zagajnika. Zwłoki nie były świeże, bowiem zdążyły się dobrać do nich już dzikie zwierzęta, a i warstwa śniegu wskazywała na to, że leżał tu już ze trzy tygodnie. Pomimo tego, ten tutaj wyglądał jak człowiek, a nie jak dziwaczny, goblinopodobny stwór.

Rzecz dziwna, nie potrafili się doszukać w okolicy lewego ramienia truposza i jego głowy. Ot, po prostu. Nie było ich. Po nieco bliższych oględzinach można było stwierdzić, że rana była prosta, jakby ktoś odrąbał mu łeb mieczem lub toporem. Niedaleko leżała też sakwa, w której była sztuka srebra i parę miedziaków.

Dalej, w głębi lasu na północ, Merisiel i Harry wypatrzyli dym unoszący się za granicą drzew Lasu Nowiu. Ktoś palił ognisko w głuszy, zdaje się.

~

Południe, skład drewna na wschód od Jastrzębiej Dziupli



Skład drewna wyglądał, jakby został pospiesznie opuszczony. Stosy ściętego drewna leżały przysypane resztkami śniegu, tak samo jak parę narzędzi.

Wokół, ślady walki były ewidentne - warstwa błota w centrum, gdzie zazwyczaj działo się najwięcej pracy, była zadeptana, a na zaśnieżonej i wpół zmarzniętej glebie można było rozpoznać ślady znajomego wozu.

Podchodząc jednak w stronę centrum tego miejsca, usłyszeli najpierw głos…

- ...tfu! Na wszystkie DIABŁY, niech szlag trafi tych zaplutych pokurczy! - niski głos kobiety rezonował przez mroźne powietrze. - KARTHUG! Bestia! To jego wina!

Po czym na środek małej polanki wybiegła kobieta, choć zapewne dla wielu nie byłaby zbyt kobieca. Była rosła i przewyższała nawet Seelah i wyglądała na taką, która nawet i gołymi rękami mogłaby zrobić krzywdę.


Wypuściła właśnie ze swojej wielkiej jak bochen chleba dłoni jednego z goblinowatych. Niedaleko leżały jeszcze dwa ciała podobnych do tych, których pokonali poprzednio. Trup czarnego goblina upadł w błoto.

- WY! - krzyknęła, nagle zorientowawszy się, że podróżnicy są niedaleko. - WY też jesteście od NICH!?

I wycelowała wielką włócznią w Seelah, oczekując odpowiedzi. Dodała jeszcze:

- Najpierw ONI! - warknęła. - CZAROWNIK! - splunęła, jakby samo wspomnienie napawało ją wstrętem. - I WY! Wy jesteście nowi! Nowi w lasach Ghorrag! Lasy należą do Ghorrag! Nie do małych człowieczków!

Z ich piątki, to Seelah zorientowała się, że wielka kobieta była, a przynajmniej musiała być w jakiejś części ogrem. Większość jednak ogrów, które znała paladynka, była wielka i raczej waliła kułakiem na powitanie między oczy. Ta tutaj przynajmniej zaczynała od rozmowy.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 11-11-2021 o 07:28.
Santorine jest offline