|
Temujin maszerował wraz z drużyną. Starał się nie opóźniać długonogich towarzyszy i klął cicho pod nosem, gdy poły długiego kubraka zaczepiały się o gałęzie ciernie niskich krzaków. Nie był zmęczony, ale myśli miał niewesołe. Od czasu ataku utopców miał wrażenie, że pisząc się na wyprawę wpakował się w gorsze bagno niż to, w którym był poprzednio. ~ A to już akurat nie powinno cię dziwić - westchnął, przypominając sobie słowa przyjaciela, jakie padały, gdy bard, dzięki swoim kontaktom w półświatku, kolejny raz wyciągał gnoma z tarapatów. ~ Ile jeszcze razy będę musiał ratować ci tyłek? Kiedy ty zaczniesz w końcu myśleć, Temujin? - strofował go wtedy dobrotliwie Zephyrus. ~ Co najmniej tyle razy, ile, dzięki mojej miksturze byłeś w stanie przepić konkurencję, śpiewaku. - odcinał się wtedy gnom i to zazwyczaj kończyło dyskusję. Do następnego razu.
Temujin westchnął po raz kolejny. Tęsknił do spotkań w tawernie, gdzie przychodził oglądać występy Zephyrusa i jego partnerki Bellarahji, a potem spędzał z nimi nad szklanicami z winem długie godziny wypełnione rozmowami i żartami.
~Jak też ułożą się relacje z nowymi kompanami? - Powiódł wzrokiem po poprzedzających go postaciach. Maakora nie potrafił rozgryźć. Dresden zdawał się wciąż analizować otoczenie, rozkładać każdą napotkaną osobę czy zdarzenie na nitki a te na jeszcze cieńsze włókienka. Najbardziej przystępni zdawali się byc Ganorsk i Berenika. Właśnie, Berenika. Potrząsnął głową, powstrzymując chęć walnięcia nią w pień najbliższego drzewa. Była dla niego miła... a on zachował się jak idiota, wparowując wtedy do łaźni, gdzie ona i Maakor... Do tej pory końcówki długich uszu szczypały go na wspomnienie tamtej sytuacji. ***
Ostry metaliczny brzęk rozszedł się echem po pomieszczeniu. Temujin zaklął cicho i ściągnął okulary, których szkła pokryły się mgłą, gdy tylko przekroczył próg łaźni. Schylił się po czerpak do wody, o który potknął się, wchodząc. Stęknął, gdy w plecach odezwał się ból, reakcja na wielogodzinne garbienie się nad alchemicznym stołem. Gnom dopiero co wrócił do gospody po zakończeniu pracy w warsztacie Hagenbora. Zmęczony, ale zadowolony z siebie (nie często udawało się tak ustawić parametry reakcji, by nie było żadnych strat i by osiągnąć pełną wydajność procesu), postanowił wypędzić z ciała zmęczenie w wodzie z ciepłych źródeł. Jednak... zauważył że nie jest sam. W oparze unoszącym się nad niecką dostrzegł dwie sylwetki.
- Eee.. Ehm... Chrząknął niepewnie. - Nie przeszkadzam?
- Na pewno nie, to publiczna łaźnia - odpowiedział Dresden wychodzący bezszelestnie z alkowy. Miał na sobie jedynie ręcznik zawiązany luźno na biodrach. W lekkim świetle rzucanym przez pochodnie można było zobaczyć szczupłe, lekko umięśnione ciało detektywa utrzymane było w bardzo dobrej kondycji. Brakowało mu definicji i masy, ale w jego profesji siła fizyczna nie była bardzo przydatna. Liczył się sprawny umysł i zręczne ciało. Mężczyzna podszedł bliżej krzywiąc się, chyba na zapach panujących środku.
- Kto tu kurwa się mył? - spytał zdziwiony wskazując na resztki piany.
Obszedł basen nie chcąc wejść w czyjeś brudy, po czym zrzucił ręcznik i świecąc przez chwilkę białymii pośladkami zsunął się zręcznie do wody powodując minimalne kręgi fal na ciepłej wodzie. Wynurzył głowę strzepując wodę z włosów.
Rozparł się o brzeg basenu rozglądając leniwie po „piwnicy”. Starał się obdzielić wzrokiem każdego po równi, by nikt nie czuł się niezręcznie.
- Ostatni wieczór w cywilizacji, nie? rzucił w eter. - Co sądzicie się stało z naszym… celem wędrówki? Zgubili się i zostali zjedzeni? Postanowili uciec? A może ich duchy zabiły? - Zjedzenie i duchy raczej nie - odparł Ganorsk, jako ostatni docierając do łaźni, również przewiązany jedynie ręcznikiem. Jak się okazało, tatuaże pokrywały większość jego ciała, zbudowanego i pokrytego bliznami jak u typowego wojownika. Brakowało mu zwinności Dresdena, więc przy wchodzeniu do wody ochlapał jego i gnoma - Wybaczcie. Jeśli ekspedycja została wybita, to mam przeczucie, że nie przez potwory… A jeśli żyją, to coś powstrzymuje ich przed kontaktem z Przystanią. Ucieczka raczej nie wchodzi w grę, czemu mieliby to robić?
- Powodów może być wiele. - odpowiedział Cane. - Patrząc na dostarczoną listę osób, ochrona to same anony. Gdy zrobiło się gorąco, mogli okraść wszystkich i uciec. Dlaczego sądzisz, że nie zostali zjedzeni?
Spytał, choć jego wzrok świdrował druida, niczym na prawdziwym przesłuchaniu. - Mieliśmy znaleźć czarodziejkę, a nie ochronę - półork zanurzył na moment twarz w wodzie - Sama zapewne nie uciekła, są nam potrzebni tylko jeśli zabili ją i zabrali notatki. Niedawno ktoś został zamordowany w jakimś zagajniku pod Wzgórzem. Napastnik… nie wyglądał jak zwykły bandyta -
Temujin, który w przeciwieństwie do pozostałych, był prawie w pełni ubrany, odsunął się od basenu, by uniknąć rozprysków wody, jakie towarzyszyły kąpieli półorka. Starannie układał zdejmowaną z siebie odzież, w końcu, ubrany jedynie w wełniane kalesony sięgające kolan, usiadł na skraju basenu, zanurzając stopy w ciepłej wodzie.
Obecność Dresdena i Ganorska pomogły jakoś odnaleźć się w kłopotliwej sytuacji, więc skwapliwie włączył się do rozmowy. - Co rozumiesz przez to, że nie wyglądał jak zwykły bandyta? - zapytał, patrząc na Ganorska. - Purpurowa szarfa, maska na twarzy… - odpowiedział mu odruchowo, trochę zamyślony - Tylko nie bierzcie moich słów za jakąś prawdę objawioną! - dodał po sekundzie - To przeczucie, a nie pewnik.
- Brzmi jakoś podobnie do listu - zauważyła Berenika, która do tej pory starała się uspokoić. Cała sytuacja ją wielce rozbawiła i starałą się powstrzymać od śmiechu. Teraz kiedy odetchnęła sięgnęła po nasiąkający wilgocią powietrza list.
- Mogę zobaczyć ten list? - Dresden odepchnął się lekko nurkując tuż pod powierzchnią. Pozwolił by ciepło ogrzało całe jego ciało. Wynurzył się delikatnie w pobliżu dziewczyny z uśmiechem wyciągając rękę po list. W jego ruchach i spojrzeniu nie było nic co sugerowałoby jakikolwiek rodzaj flirtu, zupełnie jakby Berenika była mężczyzną, kumplem lub wyjątkowo brzydką dziewczyną. Wziął list i oparł się o brzeg basenu nic sobie nie robiąc z dystansu wyciągniętej ręki od zaklinaczki. Przyglądał się dłuższą chwilę literom, wyrazom, zdaniom. Jego analityczny umysł szukał powiązań, ukrytego sensu, połączeń pomiędzy tym co zapisane, a tym co sformułowane. Każdy szczegół miał znaczenie, nachylenie liter, pogrubienia, dobór słów. Gdy skończył, złożył list i wychylając się do połowy z wody odłożył go daleko poza zasięg wody.
- Tam będzie bezpieczny… bezpieczniejszy - poprawił się ponownie zanurzając po samą szyję. Nie lubił być nieprecyzyjny.
- Skąd wiesz, że purpurowa szarfa i maska na twarzy? - zmienił temat zwracając się do półorka. Tym razem, chyba po raz pierwszy Dresden spojrzał z zainteresowaniem na szamana.
- Nie wiem - podkreślił Ganorsk - Czuję. Miałem… w zasadzie można to nazwać wizją. Natrafiłem dzisiaj na nóż, którym zabito kogoś w tej okolicy. Widziałem, i odczuwałem, ostatnie chwile pechowca - wytłumaczył niechętnie.
- Ha, i to jest przydatna umiejętność! - zawołał entuzjastycznie detektyw.
- Jeśli umiesz to kontrolować - sarknął półork - I lubisz uczucie umierania od noża w bebechach.
- Życie to cykl narodzin i śmierci, zapytaj “zwiadowcy” - rzucił sarkastycznie, wskazując głową w kierunku Maakora.
- To ja już śmierć odbębniłem, nie polecam - odgryzł się z rozbawieniem szaman.
- Chcesz poczuć jak to jest rodzić?
- To ciekawość, groźba, czy propozycja podszyta nieznajomością fizjologii? - półork uśmiechnął się szelmowsko.
- A co byś preferował?
Temujin, który opuścił był na krótka chwilę towarzystwo, wrócił właśnie przewìazany ręcznikiem i wślizgnął do wody. Sięgała mu niemal do brody, więc po kilkukrotnym zanurzeniu głowy i ogólnym chlapaniu usiadł na jednym ze skrytych pod powierzchnią schodków prowadzących do basenu i dołączył do rozmowy. - Ta twoja... zdolność... - Zwrócił się do Ganorska -pozwala ci odczytywać przeszłe zdarzenia z przedmiotów? Jeśli były świadkami czyjejś śmierci? Czy może jej sprawcami?
Wzdrygnął się lekko, jakby dosięgł go zimny powiew i potarł dłońmi ramiona. Na poczerwieniałej od ciepła skórze, jasną barwą odcinały się blizny wijące po przedramieniu jak żmijowy wzór. Półork zastanowił się przez moment.
- Nie mam pojęcia - odparł w końcu z rozbrajającą szczerością - Nie panuję nad tym do końca, jeszcze nie, może kiedyś. To raczej jest tak, że gdy ludzie przeżywają jakieś bardzo silne emocje, to mogą się one odcisnąć na jakichś przedmiotach. A mi… zdarza się je odebrać i znaleźć jakby na miejscu tej osoby, w tamtej chwili - wyjaśnił. - To trochę pocieszające, co mówisz. W końcu nie tylko śmierci mogą towarzyszyć silne emocje… Więc może nie zawsze to, co zobaczysz, będzie związane z ostatnimi chwilami jakiegoś nieszczęśnika.
- Zeznanie ofiary morderstwa byłoby bardzo pomocne w każdym śledztwie. - uśmiechnął się Dresden. - A ty, Dresden, zauważasz tylko morderstwa, ofiary i sprawców? - Temujin z krzywym uśmiechem obrócił wzrok na rozmówcę.
Detektyw spojrzał wymownie na gnoma zastanawiając się, czy patrzy na przyszłe morderstwo? Ofiarę? Czy sprawcę. Uśmiechnął się gdy dostrzegł w oczach czarodzieja ten sam tok rozumowania.
- Nie, bynajmniej. - odpowiedział w końcu z lekkim uśmiechem. - Dostrzegam piękno wokół, ale się z tym nie afiszuję.
- Tym razem jednak zeznania ofiary za wiele nam chyba nie pomogły.- Temujin odsunął na bok pokusę dyskusji o postrzeganiu piękna i, poważniejąc, wrócił do tematu rozmowy.
- Skoro zabójca i tak był zamaskowany... Chyba, że ta purpurowa maska i szarfa z czymś się wam kojarzy. Jakaś sekta, kult? Słyszałem, że ceremonialne maski są częścią religijnych obrządków na dalekim południu, w Qadirze i Casmaronie, ale o takim stroju nie. - potoczył spojrzeniem po towarzyszach. - Moje plemię też używa masek, tylko szarych - wzruszył ramionami półork - Ale nie zajmujcie się tym za bardzo, przynajmniej jeśli na coś solidnego nie trafimy. To równie dobrze mogły być majaki umierającego. - Opiszesz tę maskę? - Dresden nie zamierzał nie zajmować się tym. Jego umysł, nawet pod wpływem alkoholu już rozpracowywał kolejną zagadkę. ***
Tak rozmyślając, dotarł wraz z pozostałymi na skraj zagajnika. Gdy otoczyły go drzewa, poczuł się nieswojo. Mimowolnie rzucał oczami na boki, jakby podświadomie oczekując, kiedy zza krzaków wyskoczy ku nim zamaskowana postać przepasana purpurową szarfą.
Z ulgą przyjął informację “zwiadowców”, że otoczenie zdaje się być bezpieczne. Nie na długo. Znalezisko Maakora bardziej go jednak zainteresowało, niż zaniepokoiło. - Druidzkie runy na drzewie? Myślałem, że druidzi nie kaleczą drzew.
Ostatnio edytowane przez sieneq : 11-11-2021 o 22:18.
|