Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2021, 01:21   #257
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Bonus 50 - Akcja Świniak cz.1

Czas: 2054.10.01; cz; popołudnie; 16:20
Miejsce: Sioux Falls; centrum; apartamentowiec; parking przed budynkiem
Warunki: na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Ramsey i Betty



Szła znajomym chodnikiem jaki prowadził do jej mieszkania w ładnym, zadbanym apartamentowcu. Odruchowo spojrzała w górę na swój balkon i okna. Ale nikogo w nich nie zastała. Ten znajomy widok jakoś w naturalny sposób ją uspokoił. Cały dzień na nogach na szpitalnej zmianie ale już koniec. Zaraz będzie mogła wejść do siebie, założyć swoje ulubione tygrysie papucie, pogadać z dziewczynami… Madi i Lana pewnie jeszcze nie wróciły, zresztą nie było osobówki Madi na parkingu. Ale była ciekawa jak Amy i Shauri, jej dwie nowe gołąbeczki sobie radzą. Bała się zwłaszcza o tą ostatnią. Tak zostawić ją samą a przecież i Amelia wydawała się krucha i delikatna, bardziej potrzebująca pomocy niż taka co może ją dać. Ale nie. Ostatnie dni sprawiła się świetnie jako opiekunka Hinduski o głębokiej traumie. To dawało okularnicy otuchu i nadziei co do nich obu. Może obie wyjdą na prostą? Amy przecież okazała się całkiem zaradna i…

Odwróciła swoją kasztanową głowę bo usłyszała jak parkuje jakiś pojazd. I zatrzymała się bo miała wrażenie jakby wywołała diabła. Albo wilka. Co gotów jej zaraz przeszkodzić tą sielankę w domu i papuciach na jakie miała ochotę. Rozpoznała terenowego suva z tymi wszystkimi kolcami, sztabami i wzmocnieniami. Ramsey. Westchnęła w duchu ale postanowiła przyjąć wyzwanie na miejscu. Widziała jak otworzył drzwi, wysiadł i zupełnie jakby odwzajemnił jej spojrzenie. Też jakoś wcale nie myślał za bardzo o tym, że ona może tu być. Chociaż niby to było oczywiste. W końcu przyjechał do jej domu a szpitalna ranna zmiana właśnie jakoś kończyła w tą porę.

- Cześć Betty. - powitał ją bez specjalnej serdeczności. Zatrzymali się kilka kroków od siebie jak para rewolwerowców. Mierzyła go spojrzeniem a on ją też. Ale szybko spojrzał ponad jej głową na jej okna i balkon.

- Cześć Ramsey. Coś się stało? - zapytała jak mogła neutralnie. Miała dziwne podejrzenia dlaczego przyjechał. Shauri. W końcu właśnie z obawy przed jego reakcją zgarnęła ją w poniedziałek do siebie. Właściwie to nawet liczyła i obawiała się, że po nią może przyjechać. A przecież ta biedna dziewczyna tyle przeszła! Kolejny stres związany z twardym, gliniarskim przesłuchaniem nie był jej potrzebny! I była gotowa mu stawić czoło w walce o tą dziewczynę.

- Ta twoja wojskowa gołąbeczka jest? - zapytał patrząc pytająco na balkon. Betty trochę zepsuła mu szyki. Liczył, że po prostu zapuka do jej drzwi i postawi te jej harem przed faktem dokonanym. Ale cholera w tym kościele mu za długo zeszło. No i już tu była.

- Lamia? Nie. Już z nami nie mieszka. Dlaczego jej szukasz? - pytanie zaskoczyło okularnicę. Dlaczego o nią pytał? Coś się stało Księżniczce? Coś jej grozi? Prędzej spodziewała się, że przyjechał tu po Shauri. Chociaż we wtorek w szpitalu wydawało jej się, że się dogadali. Jak wyciągneli co trzeba z tego szmaciarza co więził Shauri. Wydawało jej się, że to jakby kupiło wolność dziewczynie. To czemu tu przyjechał i pytał o Księżniczkę?

- Nie ma? - zapytał spoglądając na nią. Wyraźnie ją sądował jakby zastanawiał się czy mówi mu prawdę czy nie. Widział jak pokręciła głową. Może. Ostatnio był tu raz czy dwa pogadać z Amy to też jej nie było. Szkoda. Z nich wszystkich ona mu się wydawała najodpowiedniejsza. Nawet pomimo, że czasem jej odwalało PTSD. To była chyba najtwardsza. No i kumplowała się z Amy.

- Chociaż… Właściwie to ty też możesz być. - brązowe brwi kasztanki podjechały do góry słysząc to dość obcesowe stwierdzenie. Kompletnie ją to zbiło z tropu. I widział to bo zaczął wyjaśniać.

- Chodzi o Amy. Wierzę już, że sama to sobie zrobiła. - powiedział wskazując na swoją twarz tam gdzie drobna blondynka miała opatrunek skrywający straszne blizny. - Ale trzeba dokończyć sprawę. Nie można odpuścić sukinsynowi który ją do tego zmusił. I chrzanić prawo. Sprawiedliwość musi być. Nawet ponad prawem. - powiedział jakimś złowieszczym głosem. To była kolejna sprawa jakiej się nie spodziewała tak samo jak jego przyjazdu i pytania o Księżniczkę. Spojrzała jednak jeszcze raz w górę na balkon i okna. I w milczeniu skinęła głowa. Nie do końca wiedziała na co się pisze i co ten Clint zamierza. Ale uznała, że gdyby go z tym zostawiła to kompletnie nie miałaby wpływu na to co się stanie. A sądząc po jego minie to coś się zaraz miało stać. Ruszyła więc w jego stronę i oboje skierowali się do jego road warriora.




Czas: 2054.10.01; cz; popołudnie; 16:45
Miejsce: Sioux Falls; centrum; biuro West - East; gabinet kierownika
Warunki: jasno, umiarkowanie, cicho, wnętrze biura; na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Ramsey i Betty



- Tam nie można! Nie był pan umówiony! Ochrona! - sekretarka zapiała świętym oburzeniem widząc jak ten prawie łysy facet w granatowym mundurze ledwo mu powiedziała, że kierownik jest w swoim gabinecie po prostu ruszył w tą stronę.

- Tu jest moja umowa złotko. - mruknął łysy machając swoją odznaką. Na wypadek gdyby nie widziała policyjnego, munduru i całej reszty. Po czym po prostu otworzył drzwi i zastał tam jakiegoś faceta w sile wieku. W marynarce, krawacie, koszuli. No biznesmen i człowiek sukcesu pełną gębą. - Detektyw Clint Ramsey. Chciałem zadać panu parę pytań. - przedstawił się facetowi też pokazując mu swoją odznakę. Betty niejako znalazła się “przy okazji” i po prostu szła za nim jak cień wchodząc najpierw do sekretariatu a potem do gabinetu. Ramsey prezentował tyle taktu i gracji, że na nią właściwie nie zwracano uwagi.

- W porządku Anno, ja się tym zajmę. Nie wzywaj ochrony. Pan detektyw nie zajmie mi dużo czasu. - facet machnął uspokajająco ręką. A sekretarka po chwili wahania pokiwała głową i zamknęła drzwi zostawiajac dwoje nieproszonych gości z kierownikiem. Okularnica musiała przyznać, że miał tupet. I niesamowitą pewność siebie. Bo Ramey miał minę i postawę jakby miał zamiar mu przywalić od ręki. A, że potrafił to robić to widziała na początku tygodnia jak im przywiózł do szpitala tego gnojka od Shauri. A może ten prezes tego nie wiedział? I sobie nie zdawał sprawy na co stać tego gliniarza?

- Proszę usiąść. W czym nasza firma może pomóc policji? Ma pan nakaz oczywiście? - prezes uśmiechnął się sympatycznie do dwojga intruzów. Nie spodziewał się ich. Ale nie od dziś grał w tą grę. Nie doszedłby do tego stołka jaki zajmował gdyby takie byle co wytrącało go z równowagi. I był pewny siebie. Słyszał już o tym, że ten krawężnik się tu pęta i węszy w sprawie tej blond idiotki co na szczęście już tu nie pracowała. Ale był pewny, że nie dostałby żadnego nakazu w sprawie przeszukania czy czegoś takiego. Nie od dziś miał przyjaciół na wysokich stołkach. W policji także. A bez nakazu to ten glinarski kundel mógł mu skoczyć.

---


- A więc podsumujmy… Nie ma pan nakazu w sprawie przeszukania ani żadnego innego, nie ma pan żadnych dowodów, właściwie nic pan nie ma. Jakieś, niestety muszę to powiedzieć, ale puste insynuacje. No przykro mi, ja i nasza firma zawsze chętnie współpracujemy z policją i władzami. Wie pan, że ostatnio kupiliśmy wam dwa radiowozy? W pełni wyposażone. No ale to oczywiście była przyjemność. W żadnym razie nie poczuwam się, żeby to był ciężar aczy przykrość. No ale jak pan już zadał swoje pytania ja na nie odpowiedziałem to teraz prosiłbym aby pan opuścił mój gabinet. Rozumie pan jestem bardzo zajętym człowiekiem a niedługo mam ważne zabranie które przełożyłem ze względu na pana. - prezes mówił jakby był pełen dobrej woli współpracy. Ale niestety trafił mu się rozmówca jak jakiś oszołom i niezbyt rozgarnięty chłopiec. Co coś chce ale sam nie wie co ale za to chce natychmiast. Jak tu kogoś takiego traktować poważnie? No nie da się. Przykro ale się nie da. Jednak mimo to poświęcił mu swój bezcenny czas i miał nadzieję, że nawet ten tępy krawężnik zrozumiał aluzję o tych radiowozach i jaka ręka go karmi. Specjalnie dobrał ją tak czytelną aby ten dureń ją wyłapał. Zastanawiał się czy pytać o tą okularnicę. Nie miała munduru ani odznaki. To kim była? Ale zauważył, że ma całkiem ładne nogi. W tych pończochach i w ogóle. Już nie taka młoda ale wciąż potrafił rozpoznać gorący towar. Ale kim ona była? Nie wygladała na gliniarę.

- Tak, chyba tak… No rzeczywiście panie kierowniku jak tak pan stawia sprawę… To my już pójdziemy. - Betty zamarła. Do końca wierzyła, że coś się jednak stanie. Czekała na to. Całą tą cholerną rozmowę czekała. Co się do cholery działo z tym Ramsey’em!? Przecież ten dupek w krawacie kpił z niego w żywe oczy! Ewidentnie się przyznał, że nie dał Amelii awansu bo jej chłopak bardziej na niego zasłużył! A, że jej coś tam mówił wcześniej? Tak się prowadzi interesy. Trzeba przecież motywować personel prawda? To przestępstwo? Policja się zajmuje czymś takim? No nie. To nie było przestępstwo. Policja nie zajmuje się czymś takim. Nie mogła w to uwierzyć! Spojrzała na łysego w granatowej koszuli munduru w osłupieniu. Jak on tak mógł to przyznać i to temu chujkowi co kpił z niego w żywe oczy! Zachowywał się jak jakiś tępy krawężnik o jakichś pełno jest dowcipów i stereotypów! Ale jeszcze do końca wierzyła, że to poza. Że jednak na koniec… No zrobi coś! Niech coś zrobi do cholery! Da mu w pysk czy wyciągnie jakiś atut! A ten nie. Wstał, grzecznie się pożegnał i wyszedł. Jeszcze uśmiechnął się do tej suki z jaką rozmawiali na początku co ona skwitowała obrażonym spojrzeniem.

- Co to miało być?! Ramsey! Co to miało być do cholery?! Po co była ta cała szumna gadka o sprawiedliwości! Po co mnie tu w ogóle ściągnąłeś!? Żeby mieć świadka jak ten dupek robi cię w balona jak chce! Szkoda, że ci kości nie rzucił bo byś mu zaaportował! - Betty jak wreszcie znaleźli się na schodach przestała hamować swój gniew i irytację. Wybuchła jak burza. Aż żałowała, że z nią był. Bo jakby była sama to by to załatwiła po swojemu. A tak to do końca liczyła, że on jednak coś zrobi. Ale on nic nie zrobił! Cholera a tyle słyszała, że on taki twardziel co tak łamie przepisy a teraz, jakby naprawdę się przydał to wymiękł! Była tak rozczarowana i wściekła, że miała ochotę dać mu po gębie! Pozer! Zwykły pozer! Tylko ma wielką gębę i nic więcej! I gdzie te jego zasady jak są potrzebne! Umie tylko krzyczeć na okaleczone dziewczyny albo robić groźne miny do szpitalnej pielęgniarki!?

- Uspokój się. Przyznał się. Teraz go mamy. - powiedział spokojnie schodząc po schodach i wiele sobie nie robiąc z jej wściekłości. Czasem ktoś się na nich oglądał ale raczej bez przeszkód wrócili na parter a potem wyszli na ten słoneczny koniec jesiennego dnia.

- Czyli co? Nagrałeś go czy co? To jest jakiś dowód? Będziesz mógł użyć tego w śledztwie? - trochę się uspokoiła. Może miał jednak jakiś plan? Poczekała aż otworzy jej drzwi do swojego pancernego suva i usiadła na miejscu pasażera. A on odpalił silnik i grzecznie włączył się w ruch uliczny.

- Nie nagrałem go. I nie będzie żadnego śledztwa. Za co? Za to, że nie dał jej obiecanego awansu? Ale dał jej chłopakowi. Za to, że sama sobie spaliła twarz? No to samookaleczenie. Brak osób trzecich. Nawet na podpuszczanie by to nie dało się podciągnąć. - łysy detektyw pokręcił przecząco głową potwierdzając mniej więcej to samo co rozmawiali właśnie w gabinecie. To na nowo rozjuszyło pielęgniarkę. Ale tym razem bardziej panowała nad sobą.

- To po co to wszystko? Ta rozmowa, wizyta u tego dupka i cała reszta? Po co mnie tu ściągnąłeś? A jeszcze chyba miałeś zamiar Księżniczkę. I co ty właściwie robisz? - zapytała starając się zachować spokój jaki i on okazywał. Na tyle długo i często pracowała z mężczyznami by wiedzieć, że jak będzie się drzeć to wyjdzie na rozhisteryzowaną babę i nie będą ją traktować poważnie. Musiała gadać tak jak oni jeśli chciała coś z nimi załatwić. Ale zdziwiła się trochę widząc, że zatrzymał się, cofnął i zaczął wjeżdżać tyłem w jakiś zaułek. Po co? Myślała, że odwiezie ją do domu albo co.

- A widzisz Betty… Są takie okazje, że prawo jest bezsilne… - powiedział gasząc silnik i głaszcząc swoją złotą odznakę wpiętą w pierś. Popatrzył na nią z sentymentem. Podobnie jakoś nostalgicznie wyglądał gest jak ją pogłaskał. I odpiął. Rzucił na deskę rozdzielczą. Po czym otworzył swoje drzwi i wyszedł. I zaczął rozpinać granatową koszulę swojego munduru ukazując pod nią śnieżno biały podkoszulek.

- Ramsey… Co ty robisz? - zapytała naprawdę nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Rozpiął mundur i zdjął go wrzucając na tylne siedzenie. Potem to samo zrobił z pasem głównym na jakim miał całe gliniarskie oporządzenie. Od kabury z bronią, przez pałkę, kajdanki, latarkę i całą resztę. Po co się rozbierał? I to jak była z nim sama. W tym pustym zaułku. Jakoś zrobiło jej się dziwnie. Chyba nie planował… Nie zamierzał jej tu…

- Otwórz schowek. Druga jest dla ciebie. Chyba, że nie chcesz. To możesz tu poczekać. Sam to załatwię. - powiedział wskazując na schowek przed nią. Popatrzyła na niego, na ten schowek i kompletnie nie wiedziała czego się spodziewać. Ale sięgnęła po klapkę i otworzyła ją. Ujrzała czarny kawałek materiału. Jakaś czapka? Wyjęła i jak rozwinęła poznała co to jest. Kominiarka. Czarna kominiarka. Czekał na jej ruch. Milczał. Zawahała się. Chciała się w to mieszać? To na pewno było coś nielegalnego! Po to te kominiarki! Bo były dwie. To po to ją zabrał.

- Nie pozwolę ci go zabić. Nie licz na to. - odezwała się w końcu patrząc na niego. Może i nie była święta. Miała swoje za paznokciami. Może nawet więcej niż inni. Ale do cholery na morderstwo z zimną krwią nie miała zamiaru pozwolić.

- Nie zabiję go. - obiecał spodziewając się czegoś takiego. I znów czekał. Tym razem krócej. Bo ta krótka, spokojna obietnica ukoiła jej sumienie. Podała mu kominiarkę. Widziała jak ją zakłada ale jeszcze jak zwykłą, czarną czapkę. Po czym wrócił za kierownice. Po chwili wahania zrobiła to samo.

- I co teraz? - zapytała mimo wszystko czując jak rośnie w niej jakieś oczekiwanie. I jakby ekscytacja. Jakby dzięki czarnej czapce stała u progu nowej, nieznanej przygody.

- Nic. Czekamy aż dupek skończy robotę. To już niedługo. - Ramsey odparł obojętnym tonem. Sprawdził czas. Tamten zwykle kończył przed 17-tą. To już niedługo. Nie mylił się. Czekali może kwadrans i nic się raczej nie działo. Kilkadziesiąt metrów przed nimi przejeżdżały samochody i zatrzymywały się przed drogą z pierwszeństwem przejazdu. Bała się go zapytać co właściwie zamierza zrobić. Jakby to mogło zepsuć jakiś czar. Aż się zaczęło. Nagle.

- Jest. - powiedział Ramsey widząc jak znów po raz kolejny zatrzymał się przed nimi jakiś samochód. Ładny. Zadbany. Tym razem jednak odpalił swój wóz aż mechaniczna bestia ożyła burząc się złowieszczym rykiem.

- To on? - Betty zapytała chociaż właściwie domyśliła się kto jest w samochodzie. Nawet jak z głębi zaułka tego nie widziała. Miała zamiar zapytać co teraz ale kierowca dał jej odpowiedź gdy wcisnął gaz do dechy. Suv może nie był rajdowym samochodem ale mimo to wrażenie bestii zrywającej się z uwięzi było silne.

- Co?! Co chcesz zrobić?! - okularnica krzyknęła bo nagle zdała sobie sprawę to samo co prezes. Pancerny suv pędził kursem kolizyjnym wprost na jego furę! Prezes leniwie spojrzał w bok gdy usłyszał nadjeżdżający pojazd. I od razu się przebudził widząc zbliżające się auto. Pruło wprost na niego!

- Co za debil! - krzyknął odruchowo nie mogąc pojąć jak ten debil może go nie widzieć. Ale już się nad tym nie zastanawiał. Chrzanić pierwszeństwo! Wcisnął pedał gazu ruszając z miejsca aby uniknąć kolizji. Ale debil nie na darmo od lat patrolował ulice, krawężniki, zaułki tego miasta. I na piechotę. I za kierownicą. I miejsce motoryzacyjnej zasadzki wybrał bezbłędnie. Wiedział, że cel musi tutaj się zatrzymać. A mroczny zaułek skryje jego wóz do ostatniej chwili więc z ulicy niewiele było widać. Wiedział, że przy ataku będzie miał za sobą element zaskoczenia i pędu. Więc chociaż osobówka zdążyła ruszyć z miejsca i manager “West - East” miał całkiem niezły refleks. To jednak niewiele to zmieniło. Rozległ się jęk dartych blach gdy pancerne wzmocnienia zderzaka road warriora trzasnęły w bok osobówki i zmiotły ją z ulicy. Rozpędzony, cięższy wóz bez trudu posunął ledwo ruszającą się osobówkę do tego sunącą bokiem. Oba rozpędzone pojazdy śmignęły przez ulicę, chodnik, pobocze i rozwaliły jakieś szyby i wbiły się do środka hali. To też nie był przypadek. Detektyw wiedział, że tu jest pusta hala i nikt nie powinien im tu przeszkadzać. Wtedy wcisnął hamulec i pozwolił aby osobówka posunęła się dalej sama a oba auta rozdzieliły się. Po tej całej serii blaszanych zgrzytów i kraksie nagle zrobiło się dziwnie cicho. Zwłaszcza, że byli w jakimś pustym magazynie co echo niosło każdy głos i odgłos. Także dwóch stygnących aut tuż po zderzeniu.

- Etap pierwszy. Walka i konfrontacja. To pierwsze co im przychodzi do łba. Zniszczyć wszelki opór. - Betty usłyszała głos detektywa i musiała przyznać, że była wdzięczna. Że to już się wszystko skończyło. Jak ruszył zdążyła tylko zasunąć kominiarkę. Teraz zdała sobie sprawę, że spadły jej okulary. A bez nich wszystko widziała zamazane! Ale głos mężczyzny w pobliżu jakoś dodawał jej otuchy. Tylko co on mówił? Widziała jak wysiadł z wozu i coś chyba wziął w rękę. Ale nie widziała dokładnie. Ale usłyszała. Charakterystyczny świst. Rozkładanej pałki teleskopowej. O matko! Widziała jak w poniedziałek załatwił tego gnojka od Shauri! I nagle zdała sobie sprawę co się teraz stanie. Nawet jak bez okularów widziała tylko sylwetkę w białej żonobijce jak podchodzi szybko do osobówki. I uderzenie pałki połączone z krzykiem drugiego mężczyzny. Oraz metalicznym klekotem broni gdy pistolet prezesa upadł na podłogę po tym gdy pałka trzasnęła go w ramię zanim zdążył wycelować broń przez rozbite okno.

- Etap drugi. Pogróżki. Oni zawsze sądzą, że są ponad zasadami. Że zawsze się wywinął. Że wszystkich mają w kieszeni. - gliniarz zatrzymał się przy rozbitym swoją furą aucie i obserwował jak drugi z kierowców krzywi się z bólu trzymając za obezwładnione ramię. I w końcu usiłuje wycofać się na siedzenie pasażera.

- No nie! To ty?! Kurwa już po tobie! Tępu chujku! Wiesz co ja robię z takim durnymi krawężnikami jak ty?! Wiesz kogo ja znam?! Już po tobie debilu! - w hangarze rozległ się wkurzony głos kierownika. Bał się. Że ta rozpędzona fura go zmiażdży albo utknie tutaj i wybuchnie w samochodzie. Ale teraz wszystko się uspokoiło. I jak dojrzał tą parke idiotów co myśleli, że jak założą kominiarki i zdejmą mundur to ich nie pozna to się wkurzył. Co za debile! O rany, już tylko myślał od kogo pierwszego zacząć aby zrobić porządek z tym tępakiem! Dostanie za swoje! Wkurzył go jeszcze bardziej jak z premedytacją rozbił pałką przedni reflektor! Ile to kosztowało?! Zaraz… Pałką? Prezes zamrugał oczami gdy nagle dotarło do niego, że ten przygłup idzie tutaj. Idzie do niego… Po niego? I to cholera miał w łapie pałkę teleskopową! Kurwa co ten pojeb chciał zrobić!? Z tym pistoletem to jeszcze tak mógł zrozumieć bo chciał do niego strzelić albo zastopować chociaż. Ale teraz? Po co dalej mu ta składana pałka?

- Ej chwileczkę, Ramsey, poczekaj… Nie działajmy pochopnie. To wszystko da się załatwić. Po co się droczyć? Chodzi ci o tą małą? Tą blondynę? Awans tak? Nie ma sprawy. Niech przyjdzie. Co nam szkodzi dać jej awans trochę wcześniej nie? Po co robić z tego jakiś big deal nie? - ponieważ tamten podchodził od strony kierowcy a i drzwi od kierowcy wgniótł ten jego blaszany potwór to manager wyczołgał się przez drzwi pasażera. Upadł boleśnie na brudny, stary beton ale szybko się odczołgał dalej. Zabolało! I coś miał z nogą. Kuśtykał. Ale zdał już sobie sprawę z paru rzeczy jakie w pierwszym wybuchu wściekłości mu umkły. Byli sami. W jakimś magazynie. Ten debil wjechał w niego celowo. A teraz szedł na niego z tą cholerną pałką teleskopową. Gdzieś tam za nim szła ta jego idiotka ale nie miała broni ani nic. Nie liczyła się. Ale on tak. I szedł na niego z tą rozkładaną pałką z jakimś takim nawiedzonym spojrzeniem. Kurwa! A słyszał plotki, że on jest jakiś pojebany! No ale nic. Jak tylko się rozgadają to znów go urobi. Tak jak niedawno w gabinecie.

- Etap trzeci. Przekupstwo. Jak zastraszanie nie działa to jest przekupstwo. Przecież każdy ma swoją cenę nie? Każdego można kupić. - Clint mógłby dopaść cholerę w parę ruchów. Ale nie spieszył się. Widział jak krwawiąca zwierzyna umyka w niezdarny sposób. I w oczach zaczynał dostrzegać zrozumienie i strach. Ale jeszcze pewnie wierzył w swoje szanse. Zwłaszcza po tym sukcesie w swoim gabinecie. A Betty szła za nim i słyszała jakby jej udzielał jakiegoś praktycznego wykładu z policyjnych negocjacji. Zakończył rozbijając pałką kolejny przedni reflektor wozu biznesmena. A ten już przestraszył się nie na żarty. Nagle zdał sobie sprawę, że ucieka coraz bardziej w głąb magazynu. Z dala od zbawczego światła dnia w szybie jaką rozwalili gdy tu wpadki.

- No Ramsey nie wygłupiaj się. Co ty powiedz chcesz zrobić co? Co ty chcesz osiągnąć? Co ci to da? Daj spokój chcesz resztę życia spędzić w więzieniu? W kolonii karnej? Wiesz co ci tam zrobią ci których tam wysłałeś? No bądź człowieku rozsądny. Po co ci to? - kulejący garniak próbował wrócić do rozsądnego tonu i negocjacji. Licząc, że przemówi mu do rozumu. Już nie z uwagi na siebie ale o siebie. Przecież mu tego nie przepuści! Nawet jak mu spuści łomot to on się na tym tępaku odegra! Betty spojrzała niepewnie na nieco tylny i boczny profil Ramseya. Przewidział to? Ten cholernik przecież miał rację. Jakby ich nie rozpoznał to jeszcze. Ale przecież dopiero co u niego byli. Pewnie nawet dziecko by ich rozpoznało. Jedyny skuteczny sposób jaki przychodził jej do głowy by go uciszyć… To był właśnie ten który jej obiecał, że nie zrobi. No chciała aby Ramsey dokopał temu obślizgłemu gnojkowi! No ale nie jakby resztę życia miał gnić gdzieś za kratami albo w…

- Etap czwarty. Próba rozsądku. Odniesienie się do logiki i racjonalności. Konsekwencji czynu lub sprzeciwu. - wzdrygnęła się gdy świsnęła pałka i echo pustych ścian wzmocniło ludzkie wycie. Kierownik działu upadł i zaskowyczał gdy stalowa kulka na końcu pałki rozbiła mu żebro. Gliniarz w białej podkoszulce stanął nad nim i patrzył przez maskę czarnej kominiarki. Kobieta w podobnej stanęła obok i spojrzała na kulącego się z bólu i strachu mężczyznę.

- Etap piąty. Skamlenie. I prośby o litość. I zrozumienie. I trudną sytuację życiową. Chora córka i takie tam. Nawet bycie miłym i przyjacielskim. - mruknął niezrażony niczym gliniarz jakby wciąż udzielał koleżance glinairskiego wykładu.

- Człowieku! Co ty kurwa robisz! Wezwij lekarza! Zaraz tu będą gliny! Wypadek był! O co ci chodzi?! Zegarek? Pieniądze? Chcesz przelew? Mam książeczkę wekslową, każdy bank ci przyjmie! Człowieku co ty kurwa robisz?! Co ja ci takiego zrobiłem!? Nie zrobiłem ci nic złego! - garniak już nie miał siły uciekać. Ale instynkt przeżycia zmusił go aby się spróbować chociaż odczołgać. Płakał z bólu i strachu. Odrzucił swoją godność i dumę. Wiedział, że teraz jest krytyczny moment. Musiał jakoś to przetrwać. Uciec już nie mógł bo nie mógł powstać. Ale próbował się odczołgać. Zwłaszcza, że tamta dwójka wciąż stała w miejscu.

- Prawo prawem. A sprawiedliwość musi być. Zniszczyłeś jej twarz skurwielu. Złamałeś jej życie. Zostawiłeś ją w gruzach. Jak rozbite szkło. I miałeś ją w dupie. Dalej masz. Może nie mogę nic ci zrobić jako gliniarz. Ale mogę jako ojciec któremu takie skurwiele jak ty zabrały jedyne dziecko. - wysapał Ramsey. I nagle maska obojętności z niego spadła. Betty z bliska miała wrażenie, że nagle w parę zdań zmienił się w rozjuszonego buhaja. I ruszył z impetem do szarży. Były szef Amy krzyknął z przerażenia i rzucił się na ile mógł. Ale mógł już niewiele. Zrobił może ze dwa kroki czołgając się gdy dopadła go rozwścieczona, teleskopowa pałka. Echo pustego magazynu znów rozbrzmiało ludzkimi wrzaskami.

---


- Przestań! Clint przestań! Zabijesz go! - Betty nie widziała zbyt dobrze bez okularów ale słyszała aż za dobrze. I czuła, że sytuacja się przedłuża. Rzeczywiście zaraz ktoś mógł tu się zjawić. Nawet policja i karetki czy przypadkowi przechodnie. Zwłaszcza jak tu takie dzikie wrzaski odchodziły. Więc podbiegła do Ramsey’a łapiąc go za ramię z uniesioną do kolejnego ciosu pałką. Chwilę zmagali się ale poczuła jakby ten napór zelżał. Przestał się rzucać. Spojrzał na nią jakoś przytomniej a potem w dal, na tą nieregularną plamę światła przez jaką tu wjechali.

- Dobra. - mruknął ocierając pot z zamaskowanego czoła. Popatrzył w dół na zakrawiony ochłap. Dobrze, że ją zabrał. Jeszcze trochę i rzeczywiście mógłby go zatłuc. Kiepsko wyglądał. Miał nadzieję, że nie przedobrzył i nie odwali kity. Był mu potrzebny. Był istotną częścią jego planu. Pochylił się więc i uklęknął przy pobitym mężczyźnie który charczał krwią przez rozbity nos i zęby. Wyglądał makabrycznie.

- Posłuchaj gnojku. - powiedział łapiąc go za chabet i potrząsając aby zwrócić na siebie jego uwagę. Trochę to trwało ale wydawało mu się, że ten zdechlak chyba coś kojarzy.

- Słuchaj jak do ciebie mówię. - warknął potrząsając z nim gwałtowniej jak aresztantem jaki odmawia współpracy. Tamten przewalił gałami ale chociaż starał się tym jednym w miarę całym okiem spojrzeć na gliniarza. Byle ten już go nie tłukł!

- Padłeś ofiarą napadu. Zaczaili się na ciebie jak wracałeś z pracy. Mieli kominiarki. Było ich dwóch. Zabrali ci fanty i pobili. Więcej nie pamiętasz. Powtórz. - wycedził do niego sprawdzając czy tamten kontaktuje na tyle aby coś z tego zapamiętać.

- Napat… Kominiarki… Pofili… Zabrali… Nie pamiętam… - wybełkotała z wielkim trudem ofiara okrutnego pobicia i napadu. Byle już nie bił!

- No. Zrób mnie w wała. To wrócę po ciebie. - burknął gliniarz w białym podkoszulku i puścił go pozwalając opaść na stary, brudny beton. Skinął na Betty i sam ruszył w kierunku gdzie stał jego samochód. Ta wahała się jeszcze. Mimo wszystko była pielęgniarka. A tu leżał zakrwawiony ochłap mięsa. Trudno jej było zapomnieć wpojone nawyki.

- Zostaw go. Jakieś opatrunki wzbudza tylko podejrzenia. Bandyci by go zostawili właśnie tak. - burknął odchodzący gliniarz jakby domyślając się co go zatrzymało. Wahała się jeszcze chwilę po czym potruchtała za nim modląc się aby tego szmaciarza ktoś znalazł na czas i nie miała go na sumieniu. Mimo wszystko nie życzyła mu śmierci. A żarłoby ją sumienie jakby wykitował czy tu czy potem w szpitalu.

- Skąd wiesz, że nas nie wsypie? Przecież nas rozpoznał. No mnie może nie wie kim jestem ale ciebie na pewo. - pozwoliła sobie zdjać już kominiarkę i nerwowym ruchem poprawiła rozstrzepane włosy. On też zdjął swoją. Zatrzymała się przy otwartych drzwiach pasażera aby poszukać swoich okularów. Gdzieś tu jej spadły gdy się zderzyli z drugim wozem.

- Nie wsypie. To mój rewir. Ja będę przyjmował jego zeznania. - na koniec Ramsey niespodziewanie uśmiechnął się z lekkim tonem złośliwej satysfakcji. I widząc, że okularnica bez swoich okularów jest dość nieporadna podał jej do ręki podniesione z podłogi jego wozu. Betty znów zamurowało. To on to aż tak zaplanował?! O matko… A jeszcze tam w gabinecie zachowywał się jak tępy krawężnik co ma kłopot dodać dwa do dwóch… A tu tak to zaplanował? No jesli to faktycznie on by spisywał zeznania w tej sprawie no to nagle ta cała akcja nabierała więcej sensu. Usiadła na miejscu pasażera i zamknęła drzwi zapinając pasy. A on uruchomił suva i wycofał go na słoneczną ulicę.

- A skąd wiesz… Że potem… Coś komuś nie powie. Komuś z tych swoich ważniaków w policji czy innych. Co się nimi prawie chwalił w gabinecie. - zapytała patrząc na niego niepewnie. Na to też miał jakiś plan? Nawet jak go zastraszy tak na świeżo… To co dalej?

- Nie martw się tym. Jak będzie trzeba to nimi też się zajmę. Bardzo chętnie się nimi zajmę. - odparł skręcając w ulicę jaką pierwotnie miała zamiar skręcić ofiara pobicie. Pielęgniarka milczała. Wcale nie była tak do końca pewna czy to faktycznie by mu poszło tak gładko jak jej mówił.




Czas: 2054.10.01; cz; popołudnie; 17:00
Miejsce: Sioux Falls; centrum; ulice miasta; samochód Ramsey’a
Warunki: jasno, umiarkowanie, cicho, wnętrze suva; na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Ramsey i Betty



Prawie nie rozmawiali ze sobą. Jak na dobre ruszyli zapytał ją czy ma ją odwieźć do domu. Powiedziała, że tak. I właściwie nie mieli o czym ze sobą gadać. Bo o czym? O tym, ludzkim ochłapie jaki zostawili w pustym magazynie? Ktoś go chyba w końcu znajdzie. Szybciej niż później bo to centrum miasta było. I tak było dziwne, że aż tak długo nikt tam się nie zjawił, że mogli odjechać nie niepokojeni.

- A ta Shauri jak? Radzi sobie jakoś? - zagaił widząc już krzyżówki jakie prowadziły w zjazd do jej apartamentowca.

- Tak, radzi. Amy się nią ładnie opiekuje. Bo mnie większość dnia nie ma. A wczoraj Lamia z dziewczynami zabrały je na lody. Ucieszyła się. Co prawda potem to raczej Amy mi opowiadała wszystko ale Shauri też się chyba podobało. - mimo wszystko zmiana tematu ucieszyła pielęgniarkę. Zwłaszcza, że to o czym mówiła sprawiło jej przyjemność i uważała za dobre wieści.

- Mhm. A mówiła coś? O tamtych. Albo tamtym miejscu? - skinął swoją prawie łysą głową. Wciąż jechał tylko w podkoszulku bo nie miał kiedy się ubrać jak ruszyli dość raźno z tamtego magazynu.

- Nie, nie mówiła. I proszę cię Ramsey nie nachodź moich gołąbeczek. Zwłaszcza Amy iShauri. Im naprawdę przyda się spokój i jakieś ciąganie po komisariatach i składanie zeznań nie jest im do niczego potrzebne. - okularnica w duchu zgrzytnęła zębami gdy detektyw znów okazał się taką gruboskónością jak zazwyczaj. Zwłaszcza jak chodziło o jej gołąbeczki. I to te co wydawały się najkruchsze i najdelikatniejsze w jej gołębniku. Popatrzyłą z wyrzutem na niego.

Spojrzał na nią w bok i przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Nie był pewny co w niej było takiego. Właściwie była od niego słabsza, nie miała broni, była tylko pielęgniarką… Właściwie mógłby jej pewnie od ręki złamać szczękę czy powalić na ziemię gdyby chciał. Nawet bez swojej pałki. Musiała o tym wiedzieć. A mimo to wyczuwał w niej siłę jaką rzadko mu się trafiała. I zwykle to byli albo jacyś mafiozi, albo cyngle, albo inni twardziele. Lub po prostu ktoś kto nie wiedział z kim tak naprawdę ma do czynienia. A ona? Zwykła pielęgniarka ze szpitala miejskiego. I musiała coś o nim wiedzieć. A mimo to miał dziwną pewność, że o te swoje gołąbeczki będzie walczyć jak lwica o swoje młode. Nawet z nim. Ale przecież nie mógł…

- 58797 zgłoś się. - eter zatrzeszczał głosem dyspozytora. Właściwie to to był jego prywatny wóz. Ale miał w nim sprzęt łączności jak na porządny radiowóz przystało.

- 58797 zgłaszam się. - sięgnął po kontrolkę zastanawiając się po co go wzywają.

- Mam połączenie z 470. - dyspozytor raczej tylko go połączył. A detektyw siedzący w samym podkoszulku zbystrzał. 470?! To był przecież kryptonim akcji przeciw Chlewni! Ale nowy głos wdarł się we wnętrze szoferki road warriora.

- Ramsey? Jesteś tam? Oni chcą zaczynać akcję! Teraz! Powiedziałam, że bez ciebie nie robię ale cholera cisnął mnie! Gdzie jesteś? - w szoferce rozległ się zdenerwowany, kobiecy głos. I kierowca doskonale wiedział do kogo należy. Meyer. Zostawił ją w kościele gdzie urządzili sobie sztab. Co tam się działo?

- Jestem w mieście. Jaką akcję? O czym ty mówisz? - zapytał nie wiedząc czego się powinien spodziewać. Ale zdenerwowanie w jej głosie zaniepokoiło go. Przecież mieli być tylko na obserwacji! Za mało jeszcze wiedzieli na jakąś akcję. Co tam się działo?!

- Słychać było jakieś strzały. Te zwyrole zawlekli jakąś dziewczynę do jednego z budynków. Szarpała się. A potem słychać było strzały. I stary chce ruszyć. Ale powiedziałam, że bez ciebie nigdzie nie idę. Timothy też chce czekać na boltów ale stary go ciśnie. Cholera, przyjedź, jak już mam tam iść to wolałabym iść z tobą. - policjantka szybko wyjaśniła co tam się u nich dzieje. Betty słuchała tego wszystkiego czując się trochę jak intruz. Ale nie mogła nie słuchać jak siedziała tuż obok.

- Już jadę! Będę za kwadrans, góra 20 minut! Graj na czas! Nigdzie nie idź, nic ci nie zrobią! Zwal wszystko na mnie! Bez ciebie nic nie zrobią, nie daj im się, ja zaraz dojade to pogadam z nimi! - mówił głośno i wyraźnie ale jednocześnie brutalnie wcisnął hamulec i jednocześnie zakręcił. Mechaniczna bestia zapiszczała, zabuksowała terenowymi kołami i takimż zawieszeniem ale zarzuciła kuprem zawracając prawie w miejscu. I zaraz przyspieszyła znów wyrywając do przodu jak niedawno z głębin mrocznego zaułka.

- Co się dzieje Ramsey? - okularnica zachowała spokój. Chociaż widziała a wręcz czuła tą nagłą zmianę planów. Coś się działo. Coś nieprzewidzianego. I niedobrego. Czuła jak siedzący obok detektyw cały się zjeżył. I zaczął pruć przez miasto jak do wypadku. Tak, zdecydowanie coś się działo. Coś złego. Nawet nie pytała czy ją gdzieś wyrzuci aby sama mogła wrócić do domu. Jak coś się działo, coś złego, to pomoc medyczna mogła być potrzebna.

- Te chujki chcą zacząć akcję! Chyba chcą tam wysłać Meyer samą! - krzyknął mocniej ściskając ze złości kierownicę. I wystawił na dach kogut włączając go aby dać znać, że jedzie pojazd uprzywilejowany.

- Mam nadzieję, że naprawdę jesteś pielęgniarką a nie tylko dla picu. Możesz się przydać. - powiedział zdając sobie dopiero sprawę, że miał ją przecież odwieźć do domu. Ale teraz instynkt podpowiadał mu, że niespodziewanie jej umiejętności mogą mu się przydać bardziej niż się sam spodziewał.

- Zanim zostałam siostrą przełożoną byłam paramedykiem. Ale nie mam teraz żadnej apteczki ani żadnego takiego sprzętu. Do czego jedziemy? - odparła oszczędzając mu i sobie szczegółów swojej przeszłości. Czuła, że nie są teraz istotne. Rozejrzała się po wnętrzu wozie szukając czegoś co mogło być apteczką. W końcu byli w czymś co wyglądało na prywatny radiowóz Ramseya. Taki prawdziwy road warrior. Do walk ulicznych i nie tylko. Powinien więc mieć chociaż zwykłą apteczkę.

- Jeszcze nie wiem. Ale może być strzelanina. Pod siedzeniem jest apteczka. - domyślił się czego szuka wskazując na siedzenie na jakim siedziała. Jak się schyliła wymacała jakiś materiał i paski. Jak pociągnęła odkryła jakiś mały, sportowy plecak. Dość wypchany i ciężki jak na swoje gabaryty. Coś tam zaklekotało zdradzając metelowe i plastikowe pojemniki. Ale jak otworzyła rozpoznała od razu plecak paramedyka. A przynajmniej zbliżony do tego standard.

- Dokąd jedziemy? - zapytała przeglądając zawartość plecaka. Było tu wszystko co powinno. Co ją mocno uspokoiło.

- Za miasto. Do Lutheran Church. Ten na północy. - mruknął skupiony na wyprzedzaniu jakiejś osobówki. Kogut robił swoją robotę i w to słoneczne popołudnie liczne auta ustępowały drogi rozpędzonej terenówce. Betty zmrużyła oczy. Mniej więcej wiedziała gdzie to jest. Trochę za miastem, niedaleko głównej drogi. Ale kościół stał od dawna pusty i spustoszony.

- Szykuje się akcja na Świniaka. Chlewnię. Tych zwyroli co porwali te twoje gołąbeczki w tamtym tygodniu. Tylko cała banda. Ich główna baza. Ale dopiero co wzięliśmy ich na peryskop. Jest za wcześnie na jakąś akcję! Jeszcze tyle nie wiemy! No chyba, że coś się zaczeło dziać… - poczuł się aby jej coś wyjaśnić skoro i tak ją tam wiózł. A ona czuła jego frustrację i niepokój. Zwłaszcza, że sam do końca widocznie nie wiedział do jakiej sytuacji jadą. Milczała więc. A on miał okazję wrócić do sytuacji sprzed paru dni.




Czas: 2054.09.27; wt; przedpołudnie; 09:15
Miejsce: Sioux Falls; centrum; szpital miejski; oddział rekonwalescencji
Warunki: jasno, umiarkowanie, cicho, wnętrze szpitala; na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Ramsey i Betty



- Jak to jej nie ma? - mężczyzna w granatowym mundurze policjanta i złotą odznaką wpiętą w pierś popatrzył wyczekująco na kobietę w białym, pielęgniarskim uniformie. Patrzył przeszywającym spojrzeniem dając wyraźnie znać, że nie podoba mu się to co widzi i słyszy.

- Po prostu jej tu nie ma Ramsey. Ona zbyt wiele przeszła. Nie nadaje się teraz aby ją przesłuchiwać. Potrzebuje odpoczynku i rekonwalescencji. - pielęgniarka w rogowych okularach nie ugięła się pod tym spojrzeniem i odpowiedziała patrząc prosto na niego. Też nie traciła opanowania pod tym jego przenikliwym spojrzeniem.

- Świetnie. Niech sobie odpoczywa. Ale najpierw z nią porozmawiam. Gdzie ona jest? - zapytał prąc w tej dyskusji przed siebie z gracją i uporem pitbulla. Zrobił dłonią krąg po korytarzu jakby czekał, że wskaże mu właściwe drzwi.

- Nie ma jej tutaj Ramsey. - westchnęła cicho widząc jego upór. I czując jego psychiczny napór. Tego się właśnie spodziewała już wczoraj. Ale mimo to zdecydowała się chronić Shauri nawet przed nim. I jego przesłuchaniem. A fizycznie nic jej właściwie nie było więc można było ją wypisać ze szpitala. I zabrać do domu. Już więc dziś od rana spodziewała się tej konfrontacji. A mimo to była ona tak ciężka jak się obawiała.

- Nie tak się wczoraj umawialiśmy Betty! Robisz mnie w wała! - warknął na nią celując przy okazji palcem w oskarżycielski sposób. Zrobiła to celowo!

- Ramsey ona nie nadaje się teraz do zeznań. Może później. Jak jej się poprawi. To jest opinia medyczna Ramsey a nie moje widzimisie. - widząc jak bardzo jest wkurzony próbowała przemówić do rozsądku. I dać znać, że nie ustąpi.

- Później? Kpisz ze mnie? Wiesz ile w tej Chlewni może być dziewczyn takich jak ona? Albo w takich dziurach jak tej co ją znalazłem? - zacisnął szczęki i prawie wysyczał jej w twarz swoją frustrację i wściekłość. Znów pokazał palcem gdzieś w głąb korytarza jakby chciał podkreślić świat zewnętrzny poza murami tego szpitala. Zdawała sobie z tego sprawę. I naprawdę żal jej było tamtych porwanych dziewczyn. Ale mimo to nie bardzo widziała sens w stresowaniu tej biednej Shauri. Zwłaszcza, że wczoraj mogła się przekonać, że z niej jest prawie niemowa. Wodzi wszędzie wzrokiem zaszczutego zwierzęcia i tylko czeka na jakiś sygnał jakiej odpowiedzi albo reakcji się po niej oczekuje. Ci zwyrodnialcy kompletnie złamali jej psychikę!

- Rozumiem Ramsey. Ale masz przecież drugiego świadka. Tego co wczoraj przywiozłeś. Chodź do niego. Z nim porozmawiamy. - uniosła dłonie w pokojowym geście próbując przekierować jego uwagę i gniew na inny cel. Akurat tego bydlaka jakiego wczoraj przywiózł w ogóle jej nie było szkoda. Z tego co mówił detektyw to musiał maczać łapy w tym procederze. I to właśnie on ją trzymał jako właściciel. I hodowca. Brzydziła się nim tak bardzo, że najchętniej wywaliłaby go z tego łóżka za okno. Albo spuściła precz ze schodów. I jakby na nim chciał gliniarz ćwiczyć metody przesłuchania to w ogóle nie miała nic przeciwko. Widziała jak milczy i obserwuje ją spod byka. Był na nią wkurzony. Wiedziała to aż za dobrze. Ale na szczęście zgodził się. Skinął swoją prawie łysą głową i dał znać aby go do niego zaprowadziła. Poszli więc we dwoje do jednej z sal i tam od razu rzucał się w oczy dyżurujący gliniarz jakiego wczoraj Ramsey przysłał zaraz po swoim wyjeździe. Miał pilnować aby świadkowi nic się nie stało. I nie zniknął. Od tej pory gliniarze co jakiś czas zmieniali wachtę ale zawsze jakiś tu siedział albo stał. Teraz też wstał szybko widząc, że za pielęgniarką w okularach wchodzi z impetem detektyw o niezbyt dobrej reputacji.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online