Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2021, 01:30   #258
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Bonus 50 - Akcja Świniak cz.2

Czas: 2054.09.27; wt; przedpołudnie; 09:15
Miejsce: Sioux Falls; centrum; szpital miejski; oddział rekonwalescencji
Warunki: jasno, umiarkowanie, cicho, wnętrze szpitala; na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Ramsey i Betty



- Cześć George. I jak? - Ramsey przywitał się z kolegą ale bez wylewności. Widać było, że zerka na pacjenta jak rekin na krwawiącą ofiarę. Ten zaś obdarzył go podobnie wystraszonym spojrzeniem jakby obawiał się co może oznaczać powrót swojego pogromcy.

- Nikt go nie odwiedzał. Tylko pielęgniarki z posiłkiem. - George odpowiedział szybko wiedząc czego oczekuje starszy stopniem kolega. Ten jeszcze zapytał czy ten aresztowany przykuty kajdankami do ramy łóżka coś mówił ale kolega mówił, że nie.

- Dobra George, zrób sobie przerwę. - łysy detektyw stanął u nóg łóżka i nawet nie spojrzał na wychodzącego młodszego gliniarza. Za to intensywnie wpatrywał się w faceta w piżamie podłączonego do kroplówek. Ten zaś patrzył na niego z paniką w oczach. Jakby wraz z wyjściem tego zwykłego gliniarza teraz miało się dziać nie wiadomo co. Więc utkwił spojrzenie w swojej ostatniej nadziei. Tej kasztanowłosej pielęgniarce w okularach.

- No? Gadaj. Gdzie jest Świniak? Gdzie jest Chlewnia? Gadaj wszystko co wiesz. Albo wyciągnę swoją pałkę. Pamiętasz ją z wczoraj? Czy mam ci przypomnieć? - Ramsey nie bawił się w czułości i jakieś wstępy. Niecierpliwił się. Oparł się szeroko rozpostartymi dłońmi o tylną ramę łóżka i miał minę jakby najchętniej od razu przeszedł do ponownego łamania kości aresztowanemu.

- Ale… Ale oni mnie zabiją! Oni są jak sekta! To fanatycy! Zabiją mnie! Niech pani mu coś powie! - zaskomlał przestraszonym tonem pacjent. Wodził gorączkowym spojrzeniem od niej do niego. Ale w końcu poprosił tą pielęgniarkę jak się nad nim nachyliła dezynfekując mu ramię i wbijając igłę zastrzyku. Jakby przyszła tu tylko na rutynową kontrolę tak jak rano i wczoraj i te inne też.

- Posłuchaj zasrańcu. Masz przesrane. Porwanie, pobicie, gwałt i to wszystko wielokrotnie. Za każdą z porwanych dziewczyn osobno. Do tego uczestnictwo w stręczycielstwie i w zorganizowanej grupie przestępczej. Masz wyrok pewny. Dopilnuję aby w pierdlu albo koloni karnej dowiedzieli się za co cię wsadzili. Wiesz co tam robią z takim zasrańcami jak ty? - detektyw stał z nieporuszoną miną i cedził słowa z zimną wściekłością wciąż wwieracając się spojrzeniem w przerażonego pacjenta.

- Myślę, że za 5, może 10 minut powinno działać. I jeszcze z drugie tyle zanim środek zadziała w pełni. - powiedziała Betty zerkając na swój damski zegarek. I mówiła tak jak to zwykle pielęgniarki informują pacjentów lub ich bliskich o działaniu jakiegoś środka albo kuracji. Ramsey zmrużył oczy i miał nadzieję, że ukrył swoje zaskoczenie. Jaki środek? Co ona mu wstrzyknęła? Spodziewał się, że tam robi jakieś swoje pielęgniarskie sprawy i szczerze mówiąc nie zwrócił na to większej uwagi. Musiał się trzymać bariery łóżka aby nie rozszarpać tego śliskiego gnojka gołymi rękami.

- Co?! Co mi wstrzyknęłaś?! Jaki środek!? - facet był nie mniej zaskoczony niż gliniarz. Ale z oczywistych względów był od niego żywotniej tym zainteresowany. I o wiele bardziej przejęty.

- Skopolamina. Lub serum prawdy jeśli wolisz. Teraz nie będziesz mógł kłamać ani nawet zataić prawdy nawet jakbyś chciał. - oświadczyła pielęgniarka oschłym, oficjalnym tonem. Gliniarz prychnął jakby z rozbawienia. I obserwował szamoczącego się pacjenta.

- Jeśli nie pomoże to mam jeszcze to. - oświadczyła brunetka wyjmując z kieszeni nabitą jakimś przezroczystym specyfikiem strzykawkę. Pacjent przestał się szarpać i zamarł jakby ten kawałek wypełnionego cieczą plastiku miał jakąś hipnotyczną moc.

- A co to takiego? - Ramsey dla odmiany okazał wręcz dziecięcą ciekawość. Jakby stał u progu jakiegoś ciekawego eksperymenty do oglądania.

- Taki jeden lek. Jeszcze eksperymentalny i w fazie testów. Niestety ma pewne nieprzyjemne skutki uboczne. Powinien działać antyzakrzepowo. I właściwie działa. Aż za dobrze. Tak rozpręża krew, że żyły nie wytrzymują. I pękają. Wszystko pęka. Ciało zmienia się w jeden, wielki, napuchnięty krwiak. Przykry widok. Ale to już jest poprawiona wersja! Teraz powinno być już w porządku. Dali nam do przetestowania na ochotnikach. Ale jeśli chodzi o skazańców to zgodę może wydać jakiś organ władzy. Więc musiałbyś się zgodzić. - Betty chętnie wyjaśniła co jest w drugiej strzykawce i jak to działa. Zaś łysy gliniarz słuchał tego z wielkim zainteresowaniem. W przeciwieństwie do pacjenta który miał minę jakby zaraz miał zejść na zawał ze strachu.

- Nie! Nie zgadzam się! Nie jestem żadnym ochotnikiem! Nie zgadzam się! Protestuję! - krzyczał i szarpał się z łóżka i gdyby nie kajdanki to może by z niego zleciał albo się zerwał. Strach wyraźnie dodawał mu sił.

- Nie masz nic do gadania zasrańcu. Zgadzam się. Wstrzyknij mu to. Sama zobacz, że nie chce nic gadać. - detektyw zgodził się lekką ręką oddając pacjenta na pastwę medycznych eksperymentów. I zachował dla siebie informację, że jak na razie ten był aresztantem a nie skazańcem. Ale ten w tym strachu chyba tego nie wyłapał. Okularnica zaś skinęła głową, uśmiechnęła się do swojego dobroczyńcy wdzięcznie i ruszyła ze strzykawką w stronę przykutego do łóżka faceta.

- Nie! Nie! Nie rób mi tego! Powiem! Wszystko powiem! Tylko mi tego nie wstrzykuj! - krzyczał rozpaczliwie znów zerkając chaotycznie to na nią to na niego. Ona zatrzymała się i spojrzała pytająco na detektywa. Ten podrapał się po szyi jakby się zastanawiał.

- Poczekaj. Wstrzyknąć mu zawsze zdążymy. Niech zasraniec się pochwali co wie. O Świniaku. Chlewni. I całej reszcie. - zdecydował się gliniarz powstrzymując chętną do współpracy siostrę przełożoną. Ta skinęła głową i teraz popatrzyła pytająco na pacjenta dając znać, że jak ma zacząć mówić to lepiej aby nie zwlekał. Bo strzykawka wciąż czeka. I zaczął. Mówił bardzo chętnie i bez oporów.


---



- Niezłe to było z tym krwiakiem i skopolaminą. Naprawdę macie takie coś? - powiedział gdy znów szli oboje szpitalnym korytarzem. Te zeznania trochę im zeszły. Terapia szokowa pomogła i facet śpiewał jak najęty. Ramsey mu wierzył. I obiecał jemu i sobie, że wróci. Był jedynym świadkiem do jakiego miał w miarę swobodny dostęp. Na razie więc postanowił odpuścić tej Shauri i zająć się zeznaniami tego dupka. Ale był ciekaw co było w tych strzykawkach jakich użyła Gibbs.

- No coś ty. W szpitalu miejskim? To była zwykła sól fizjologiczna. Nic co by mu zrobiło jakąś krzywdę. Daj spokój Ramsey, jestem pielęgniarką. - brunetka w okularach szła obok łysego w granatowej koszuli munduru. I pozwoliła sobie na pewien nonszalancki uśmiech satysfakcji. Trochę się bała tego przesłuchania jakie mógłby tu urządzić wkurzony detektyw. A w końcu to był szpital a nie jakieś lochy inkwizycji. I cieszyłą się, ze dzięki jej małemu fortelowi tamten dupek okazał na tyle wiele woli współpracy, że obyło się bez żadnych rękoczynów i innych takich. Chociaż to co mówił już było o wiele mniej radosne.

- Masz jaja dziewczyno. Dobra ja zostawiam George’a. I jadę sprawdzić co on tam nam nagadał. Też go pilnuj. Bo jak coś mu się stanie będę musiał poszukać innego świadka. - powiedział dochodząc do drzwi prowadzących na schody na dół. Musiał przyznać, że spodobał mu się ten jej fortel. I był pod wrażeniem. W ten krwiak to co prawda nie uwierzył. Ale z tą skopolaminą to aż do tej pory zastanawiał się czy mu nie podała. Ale dał jej znać, że jak temu zasrańcowi coś się stanie no to Shauri jest następna w kolejce do przesłuchania. Na razie jednak chciał pojechać pod tą Chlewnię i zweryfikować słowa tego szmaciarza.




Czas: 2054.10.01; cz; popołudnie; 17:10
Miejsce: okolice Sioux Falls; na pn od miasta; Lutheran Church; sztab kryzysowy
Warunki: na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Dina



- Jak ty mała się w to wpakowałaś? - odbicie w lustrze zapytało kobiety stojącej przed umywalką. Kościelna toaleta musiała wystarczyć. Od dawna nie była używana. Tak samo jak reszta świątynia. Przynajmniej w żadnym zbożnym celu. Grafitti, ślady po ogniskach, legowiskach, puste zgniecione puszki i rozbite butelki dobitnie świadczyły, że trudno to już uznać za dom boży.

- Ale On jest ponoć wszędzie. I w każdym. Nie mała? - zapytała swojego odbicia w lustrze. Sama nie wiedziała po co. Chyba chciała pocieszyć siebie samą. Bardzo ten Bóg by jej się przydał teraz. I to co ją czekało. Komendant się zdecydował. Nie było rady. Trzeba było się za to zabrać. Znała plan. A raczej jego zarys. Jak wciąż było tyle niewiadomych to trudno było planować szczegóły. Właśnie po to było to zadanie. Rozpoznanie. Dowiedzenie się jak ten kurwi dołek wygląda w środku. Czy są tam te dziewczyny. Czy nie. I kto tam w ogóle jest. I ilu.

- Cholera przecież ja jestem gliną a nie tajniaczką! Znam się na pałowaniu a nie tajnych akcjach! - ze złością wrzuciła szminkę do torebki po raz nie wiadomo który zastanawiając się jak się to wkopała. A teraz z każdą upływającą minutą docierało do niej coraz bardziej jak głęboko. Znaczy jak… Doskonale wiedziała jak… Wczoraj. Przez Ramsey’a. A przecież nawet nie byli z tego samego posterunku. No ale tak ją podszedł, że zgodziła się prawie od ręki.




Czas: 2054.09.30; śr; przedpołudnie; 17:50
Miejsce: Sioux Falls; Dzielnica Zachodnia; Komisariat 4; biura
Warunki: jasno, umiarkowanie, cicho, wnętrze komisariatu; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, chłodno, łag.wiatr



Ramsey


- Gdzie znajdę Dinę Meyer? - zapytał w recepcji drugiego gliniarza. Nie był z tego posterunku ale wcale nie tak rzadko komisariaty współpracowały między sobą więc znali się chociaż z widzenia w tej policyjnej rodzinie. Przynajmniej jak ktoś nie był świeżakiem no a on nie był. Grubas zza kontuaru spojrzał na zegar ścienny i powiedział coś w stylu, że chyba powinna być na stołówce albo w biurach i lepiej by się pospieszył bo może wyjechać zaraz na patrol. Podziękował mu i raźnym krokiem ruszył ku stołówce na parterze. Oby zdążył! Chociaż jak nie to najwyżej ścignie ją przez radio. Ale wolał się dogadać osobiście.

Idąc mijał kolejnych gliniarzy, mundurowych, skutych aresztantów i petentów. Wciąż nie był pewien czy to dobry pomysł. Sam się wahał. Ale czuł, że musi spróbować. Czas uciekał. Może wiedzieli już gdzie jest Świniak ze swoją Chlewnią ale właściwie nic więcej. Już wczoraj tam pojechał gdzie ten zasraniec mu wskazał. I trochę się zdziwił. Taka tam farma za miastem. Położona przy Big Sioux. Tej samej co przepływała przez ich miasto. Jedna z wielu. Ale zwykle farmy nie były zamienione w małe forty. Z ogrodzeniem z siatki, drutem kolczastym, wzmocniony blachą, prętami i czym tylko się dało. Nie było to nielegalne. Ani zabronione. I ostatecznie w tych czasach jakie mieli nie było aż tak niespotykane. Zwłaszcza, że to już było z kwadrans jazdy na północ od miasta i na uboczu więc czy policja czy inne wojsko już nie musiały tak od ręki dojechać w razie potrzeby. Jak ktoś tam nie miał radia to nawet trudno byłoby mu zawiadomić kogoś z miasta o jakiejś gwałtownej sytuacji. Więc pewniejsze było poleganie na sobie i najbliższych sąsiadach. Samoobrona. Dlatego w okolicy różne tradycje milicji mniej lub bardziej sformalizowane były popularne. Stąt brali się też tacy co służyli choćby w Dakota Rangers i podobnych formacjach. Więc, nie, to, że ktoś się tak ogrodził i zadrutował nie było nielegalne ani zbyt wyjątkowe.

- Ale ciekawe. Bardzo ciekawe. Nawet podejrzane. - mruknął do siebie Ramsey otwierając drzwi do stołówki 4-go komisariatu. Zlustrował stoły ale o tej porze w większości były puste. Było już po porze obiadowej a jeszcze przed kolacją. Szybko zorientował się więc, że nie ma tu Meyer. Wycofał się z powrotem na korytarz ruszając ku schodom na piętro gdzie były biura.

Tak to właśnie mu wyglądało wczoraj jak przez lornetkę obserwował ten fort. Bo tak to wyglądało. Jak fort. Albo więzienie. I to już nie było aż tak typowe. Farmerzy co pawda często mieli budynek przewidziany do obrony. Ale nie całą farmę. A tu wyglądało, że ktoś ogrodził całą posesję. Od razu mu się skojarzyła z jakimś fortem albo bazą gangerów. Położona jednak blisko miasta ale na uboczu, przy samej rzece, boczna droga prowadziła tylko do tej farmy więc nikt jak coś nie miał tam do załatwienia to nie jeździł. Więc wścibskich nie było za dużo. A jak się miało samochód to do łowiska w mieście albo w okolicach na drogach było kwadrans czy dwa. Jak tak leżał wczoraj na mokrej trawie z lornetką jakoś wyskakiwały mu zgłoszenia z ostatnich miesięcy, może roku czy dwóch. Zaginięcia młodych kobiet. Od czasu do czasu. Ale rozproszone w czasie i przestrzeni jakoś nie rzucały się w oczy. A jeśli to wszystko sprawka tej samej bandy? Tych cholernych świniarzy? Myśl ta nie dawała mu od wczoraj spokoju. A jak te wszystkie kobiety wciąż tam są? Za tym ogrodzeniem i w tych budynkach farmy? Przypomniał sobie jak wyglądała i zachowywała się Shauri. Kompletna ruina psychiki! Może dobrze, że Betty zabrała ją do siebie. Niech spróbuje z niej znów zrobić cywilizowaną istotę ludzką. A nie zaszczute zwierzę. Ale tam mogło być ich więcej. Cała chlewnia. A może nie? Może już wszystkie zabili? Albo sprzedawali je sukcesywnie i teraz żadnej tam nie ma? Przecież ten zasraniec tak odkupił Shauri. I wczoraj mimo, że Betty była tuż obok nie zdążyła go powstrzymać gdy mu znów przylał łamiąc już złamany wcześniej nos. Jak powiedział, że “ta świnia zwróciła mi się z nawiązką chociaż tania nie była”. To go zdzielił pięścią w twarz i dyskusja się skończyła. Ale dowiedział się co najważniejsze.

Potem jak się upewnił, że z ta farma w ogóle istnieje i wygląda podejrzanie wrócił na swój komisariat i powiedział o wszystkim szefowi. Ten się w mig zorientował jaki to gruby kaliber sprawy. I wziął sprawy w swoje ręce. Postawił ich nowy oddział SWAT w gotowości i rozkazał obserwację podejrzanej farmy. Ramsey’a cieszył taki rozmach i to, że nie zbagatelizował sprawy. Nawet on został oddelegowany jako jego człowiek do tego zadania. Bo siedział w tym od początku i był najlepiej zorientowany.

Zaczął budować swój zespół. Na początek zarządził dyskretną obserwację. Nie wiedział czym tamci w forcie mogą dysponować to kazał działać w cywilu i pojedynczo. Oprócz strzelców wyborowych. Im ufał na tyle, że nie dadzą się wykryć jakimś amatorom więc tylko zlecił im obserwację. Pierwsze raporty były dzisiaj rano. W tej pierwszej nocy niewiele się działo i niewiele było wiadomo. Brakowało sprzętu do nocnej obserwacji a gołym okiem niewiele było widać. To właśnie dziś rano jak gadał z Timothym jaki dowodził swat-owcami usłyszał co mogli zrobić.

- Zawiadom Thunderbolts. Oni mają potrzebny sprzęt i doświadczenie. Niedawno przecież odbili tamte laski z tej rudery. - zaproponował szef policyjnych antyterrorystów. Właściwie to mógł go zrozumieć. Do niedawna policja nie miała własnych AT* i jak już to właśnie prosiła boltów o pomoc. Ale udało się policji zorganizować taki oddział. I właśnie byli szkoleni przez boltów. Z okazji 4-go lipca ogłoszono zakończenie szkolenia i oficjalnie utworzono SFPAT**. Ramsey do tej pory raczej się nad tym nie zastanawiał. Był gliniarzem. Krawężnikiem. Detektywem. I nie interesowało go odbijanie zakładników. Ale ogólnie zgadzał się z ideaą, że przydałby się taki oddział w mieście. Jak widział popisy tych nowych to wyglądało to nieźle. Zamienić mundury z wojskowymi i naprawdę można by pomyśleć, że to Thunderbolts. Ale jaka była ich wartość praktyczna to nie wiedział. Nawet ostatnio z tymi gołąbeczkami Betty to jakoś bolci wysiudali ich z siodła. Ale ładnie im poszło. Czytał raport. Te wejście kanałami, potem od środka, wysadzenie tej ściany, strzelanina, żadnych strat w zakładnikach ani boltach a wszyscy porywacze zlikwidowani. Ten ostatni punkt teraz był mu nie w smak. Bo przydałby się chociaż jeden do przesłuchania. No ale wtedy ani bolci, ani gliniarze, ani nawet on sam jeszcze nic nie wiedział o ich powiązaniach.

- Mówisz, żeby ich wezwać? - zapytał ciekaw zdania policyjnego komandosa. W końcu to byli jakby wychowankowie Thunderbolts i ich siostrzana jednostka.

- Myślę, że to by było nam na rękę. Mogliby nam bardzo pomóc. Widziałem ten fort. To duży obiekt Ramsey. Dużo, różnych budynków, małych i dużych. Budynki mieszkalne, stodoły, szopy, garaże no cała farma. Jeszcze jakieś graty, krzaki, ogrody i cholera wie co jeszcze. Dużo zakamarków. A my na raz możemy wejść do jednego, może dwóch. A to chodzi aby zdjąć na raz jak najwięcej podejrzanych budynków. Do tego potrzeba ludzi. I to specjalistów w takich akcjach a nie zwykłych gliniarzy. Więc bolci bardzo by nam się przydali. Ich jest cały pluton specjalny to więcej niż nas. - Timothy mówił przekonywująco. Przekonał go. Zresztą on sam nic do boltów nie miał. Dlatego po rozmowie z szefem SFPAT od razu pojechał do Wild Water. Nie chciał gadać przez radio, nie był pewny czy ci świniarze nie mogliby tego podsłuchać jakby mieli odpowiedni sprzęt.

W Wild Water też go potraktowano poważnie. Gadał z kapitanem Mayersem. Tym samym co prowadził akcję odbicia zakładniczek w zeszłym tygodniu. Zrobił na nim dobre wrażenie. Zgodził się pomóc od ręki nie stawiając żadnych warunków. Nawet temu, że to policyjna akcja i policja nią dowodzi nie oponował. A wiadomość, że Timothy i jego ludzie już węszą wokół tej sprawy i będą z nimi współpracować chyba go ucieszyła. Na razie jednak potrzeba było więcej informacji. Więc dogadał się, że bolci wyślą tylko swoich snajperów. Po dwóch na raz. W połączeniu ze strzelcami wyborowymi policji i obserwatorami to powinno dać całkiem solidną sieć okalającą fort.

Sieć została zarzucona. Pozostało czekać. W starym kościele położonym prawie naprzeciwko fortu tylko kilka kilometrów dalej założyli sztab kryzysowy. Właściwie trudno było o inny adres bo teren był dość płaski i skromny w kryjówki. Zwłaszcza dla kilku samochodów. Tam zaczęli urzędowanie, tam założono posterunek radiowy, tam wreszcie przyjechał ten Mayers i jeden czy dwóch innych boltów. Tam robili zdjęcia fortu, rozkładali je na stole, zaznaczali różne detale jakie spływały od obserwatorów i głowili się jak to ugryźć.

Ten kapitan boltów proponował poczekać aż tamci wyjadą. Była na to szansa po fiasku zadania ich ludzi w mieście. Powinni czuć, że grunt pali im się pod nogami i wyjechać. Wystarczyłoby założyć na nich zasadzkę. Tutaj lub po drodze. Atak policyjnych i wojskowych komandosów na taki konwój zapowiadał się bardzo obiecująco. Timothy też wydawał się przekonany do takiej opcji. Ale Ramsey niekoniecznie.

- A jeśli przed wyjazdem będa chcieli pozbyć się świadków i dowodów i pozabijają wszystkie dziewczyny? - zapytał patrząc nad stołem na dowódców obu grup at. Milczeli. Nie znali odpowiedzi na to pytanie. Ale jak bumerang wrócił problem czy tam są jakieś dziewczyny. Jacyś zakładnicy. Komandosi też chcieli to wiedzieć. Bo jakby byli tylko świniarze to by bardzo uprościło sprawę. Byłby czysty, wojskowy szturm na broniony obiekt. Mogliby się nie patyczkować i działać bez ograniczeń. Czysty CQC*** w jakim szkoliły się oba oddziały. I Meyers i Timothy byli pewni, że z przewagą uzbrojenia i zaskoczenia wygraliby taką walkę.

Ale wciąż nie wiedzieli co jest w środku. W budynkach. Kto. Czy są tam jacyś zakładnicy? Na tych wysokich spichlerzach i dachach obserwatorzy dostrzegli wartowników ze sztucerami z optyką. Cywile bez mundurów. Zmieniali się ale zawsze ktoś stał na warcie. Na podwórzu widać było ruch, chodziły kury i w ogóle. Ale było widać głównie mężczyzn. Z jednej strony znów nie było w tym nic nielegalnego ani zdrożnego. Ale jednak w kontekście podejrzeń, że mają do czynienia z Chlewnią było to podejrzane. Ale jak to zweryfikować? Komandosi myśleli po swojemu. Czekać na kolejną noc i wysłać tam zwiadowców. Znaleźli ze dwa obiecujące miejsca w ogrodzeniu gdzie chyba powinno dać się dostać do środka. Czarna taktyka, noktowizory, snajperzy jako rozpoznanie czy ktoś nie idzie… Mogło się udać. A wtedy mogliby zajrzeć tu i tam. Tylko jeszcze trzeba było sprawdzić czy teren nie jest zaminowany. Czy te redneki mogły mieć jakieś miny albo IED**** tego nikt nie wiedział. Trzeba by dopiero sprawdzić. Ale w dzień wydawało się to mało realne. Trzeba by czekać do nocy. A nie było pewne czy uda się to załatwić jakby okazało się zaminowane no i jeszcze zrobić wycieczkę za płot. Zostawił ich tak dyskutujących co dalej i wrócił do swojej 1-ki czyli komisariatu w centrum na obiad.

Jechał, siadał do obiadu, zjadł go ale cały czas główkował jak przeniknąć tajemnicę tego tajemniczego fortu. Olśnienie przyszło niespodziewanie. Wracał do siebie, zaszedł do swojej szafki po swoją ładowarkę bo zapomniał. Gdy usłyszał jak kolega wprowadza jakiegoś nowego żółtodzioba.

- A ona też tu pracuje? - zapytał młody i odruchowo Ramsey też spojrzał na co on patrzy.

- Tak. Ale nie na tym komisariacie. - uśmiechnął się starszy gliniarz nieco z politowaniem. No już wrzesień się kończył a nie lipiec. A i kalendarz był sprzed dwóch lat. Ale jakoś szkoda było go przewracać jak się tak ładnie prezentował. Wyrzucić też szkoda.

- To ona jest gliną? Prawdziwą? Myślałem, że to jakaś laska wynajęta do kalendarza. - młody był zdziwiony a starszy był rozbawiony. Obaj wyszli a łysy detektyw nagle zaczął się wpatrywać w lipcowy kalendarz sprzed dwóch lat bardzo intensywnie. Jakby też pierwszy raz zobaczył tą seksowną Dinę Meyer. I właśnie dlatego teraz tu był. Na jej posterunku i jej szukał. Znalazł ją w biurze. Na żywo wyglądała chyba jeszcze lepiej niż na zdjęciu. Wysokie motocyklowe buty, skórzane spodnie opinające zgrabne uda i tyłeczek. Do tego pas z oporządzeniem i skórzana, policyjna kurtka motocyklowa. Właśnie pakowała spluwę do kabury, wzięła rękawice, hełm i była gotowa do wyjścia na kolejny patrol. Idealna!

---


*AT - Antyterrorist Team - ogólna nazwa oddziałów antyterrorystycznych, wyszkolonych min. w odbijaniu zakładników.

**SFPAT - Sioux Falls Police Antyterrorist Team, policyjny oddział antyterrosystycnzy z Sioux Falls.

***CQC - Close Quarters Combat (CQC) lub Close Quarters Battle (CQB) walka w przestrzeniach zamkniętych, budynkach, zwykle na krótkie dystanse, jeden z charakterystycznych elementów szkolenia jednostek at. Charakteryzuje się dużym dynamizmem i jest prowadzona przez stosunkowo małe grupy żołnierzy.

****IED - improvised explosive device - improwizowane urządzenie wybuchowe. Coś co nie jest fabryczną miną p.piechotną lub p.pancerną ale działa podobnie np. pocisk artyleryjski czy moździerzowy przerobiony na minę.


---





Czas: 2054.10.01; cz; popołudnie; 17:15
Miejsce: okolice Sioux Falls; na pn od miasta; Lutheran Church; sztab kryzysowy
Warunki: na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Dina i Ramsey



- Gdzie jesteś Ramsey!? Wkopałeś mnie w to a teraz co? - spojrzała zirytowana na małe okienko toalety. Właściwie to framugę po tym okienku. Ale na zewnątrz było widać lekko wznoszący się teren usiany starymi płytami nagrobnymi. Przykościelny cmentarz. Ale nie łysego detektywa dla jakiego zgodziła się wziąć udział w czymś co teraz zdawało jej się samobójczą głupotą. Wcześniej dodawało jej otuchy bo mieli brać w tym udział razem. Ale coś się schrzaniło i przyspieszono akcję.

- Dlaczego ja? - znów zapytała samą siebie w lustrze. Naprawdę nie było kogoś innego? Ramey był o tyle perwersyjny, że właściwie to jej nie kazał ani nie zmuszał. Ale tak przedstawił sprawę z tymi dziewczynami jakie mogą być uwięzione na tej farmie, że żarłoby ją sumienie jakby go spławiła. Co więcej powiedział, że jak się nie zgodzi to nie ma sprawy. Sam tam pójdzie. Coś wymyśli. Jak tylko by go wpuścili za bramę to już coś ugra. No ale z nią pewnie byłoby mu łatwiej. Miał cynk na ich człowieka. Mógłby ją przedstawić jako materiał na nową świnię. Nadawała się idealnie. Młoda, ładna, zgrabna, w pełni sił. Kto by nie chciał mieć jej w łóżku? Idealna. No ale akcja była niebezpieczna. Byliby w środku tylko we dwójkę. Na zewnątrz mieli być w pogotowiu komandosi, w tym także bolci i gotowi byli do akcji. No ale na zewnątrz. Podwórze i okna były obstawione przez snajperów. Ale w środku byliby zdani tylko na siebie. A teraz się zesrało. Podobno słychać było jakieś strzały. I komendant przyspieszył akcję. Jak nie było Ramseya ani boltów! Tylko ich snajperzy gdzieś tam byli dookoła. Odmówiła. Stary się wściekł i wywierał nacisk ale powiedziała, że bez Ramseya tam nie pójdzie. W końcu byli gliniarzami więc musiała mieć partnera nie? Ustąpił. Przynajmniej na razie. Udało jej się złapać łysola przez radio. Miał tu już jechać. Ale jeszcze go nie było.

- Idealna. Akurat. Czemu nie wezmą tamtej laski z boltów? Sama się zgłosiła. - sapnęła ze złością przypominając sobie, że rano ta wojskowa snajperka zgłosiła się na ochotnika na partnerowanie Ramseyowi. W końcu była głównie operatorem broni wyborowej ale jako wojskowy komandos na krótsze dystanse też umiała sobie radzić. Ale ostatecznie odłożono to zgłoszenie do rezerwy. Bo ona mogła zastąpić Dinę jako tajniak ale Dina ją jako snajper nie. A właśnie każdy strzelec wyborowy był istotny. Mieli torować drogę zdejmując każdy cel na zewnątrz przed grupami szturmowymi. Sapnęła zastanawiając się czy nie pójść do komendanta i nie powiedzieć mu, że się wycofuje. I, żeby wziął tą wojskową. Cofnęła się na razie pod ścianę aby zobaczyć w brudnym lustrze jak najwięcej swojej sylwetki. Widziała się gdzieś do pasa. Taka zwykła dziewczyna z farmy. Koszula w kratę i bluza oraz kurtka. Podsłuchu przyklejonego do pleców i barku nie było widać. Właśnie przyszła tutaj aby go sobie przykleić.

- Nie wiem czy dobry materiał ze mnie na nową świnię. Ale będzie musiała wystarczyć. - mruknęła dość fatalistycznym tonem. Jeszcze włosy musiała przefarbować w nocy na blond. Podobno ten szef tych zwyroli lubił blondynki. Więc była większa szansa, że się nią zainteresuje. Westchnęła cicho. To na nic. Wiedziała, że się nie wycofa. Nie potrafiła odpuścić. Taki charakter. Ponoć po ojcu. Zżymała się, wściekała, obwiniała Ramsey’a, komendanta, bała się, przeżywała rozterki. Ale znała samą siebie. Nie mogła się wycofać. Nie umiała. Nie chciała. Mimo wszystko. Mimo tego wszystkiego. Wiedziała, że zrobi to. Ale mimo wszystko wolałaby to zrobić z Ramseyem. W te ponure rozmyślania wdarł się pisk hamulców na szutrowej drodze. To ją pobudziło. Zamknęła torebkę, zawiesiła sobie na ramię i szybko wyszła z toalety. Nie zwracała uwagi na kolegów i komendanta tylko szybko szła do bocznego wyjścia. I spotkali się w połowie drogi. Szedł jak wściekły byk do szarży. Ale nie obawiała się. Wiedziała, że nie na nią jest wściekły. Zdziwiło ją, że przyszła z nim jakaś szatynka w okularach. Cywil. Z patrolowym plecakiem w rękach. Po co przywiózł tu cywila? Kto to jest? Ale na więcej jej nie pozwolił.

- O co chodzi? Co się stało? - zapytał szybko jeszcze zanim się przed nią zatrzymał. Ale zanim zdążyła odpowiedzieć doszedł do nich komendant.

- Ramsey co tu robi ta kobieta? To policyjna akcja kogo tu sprowadzasz? - zapytał z widoczną pretensją wskazując na okularnicę z plecakiem jaka w milczeniu stanęła o krok za plecami detektywa jaki ją przywiózł.

- Zaplecze medyczne. O co chodzi panie komendancie? Co to za bujda z tym, że zaczynamy akcję? - Ramsey okazał się pełen taktu i finezji jak zwykle. Nawet jak rozmawiał jedną z najważniejszych osób w miejskiej policji.

- Słychać było strzały. Mogą zacząć likwidować zakładników. Skąd ty ją wziąłeś Ramsey? Kto to w ogóle jest? Dlaczego nie ma fartucha ani nic? - komendant odparł detektywowi ale nie okularnica w cywilu znów przykuła jego uwagę.

- Zgarnąłem ją z ulicy. To Betty Gibbs. Pielęgniarka ze szpitala miejskiego. Nie możemy zacząć akcji. Nic nie wiemy co tam jest w środku. Równie dobrze mogli strzelać do puszek albo jakiś debil postrzelił się przy czyszczeniu broni. Widać było kto strzelał? Do kogo? - łysa głowa nawet nie odwróciła się ku pielęgniarce tylko warczała na swojego przełożonego. Co tego przełożonego niezmiennie wkurzało. Po raz kolejny udowadniał mu, że zasługuje na zawieszenie. Kolejne. Naganę. Kolejną. Albo zesłanie na jakieś zadupie gdzie będzie pilnował krów czy coś równie porywającego.




Czas: 2054.10.01; cz; popołudnie; 17:35
Miejsce: okolice Sioux Falls; na pn od miasta; Lutheran Church; sztab kryzysowy
Warunki: na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Ramsey i Cichy


Robił co mógł aby opóźnić akcję. Chciał chociaż poczekać do zmroku. Mieliby przewagę noktowizorów i w ogóle. Ochrzanił więc Meyer, że źle założyła podsłuch, kazał jej to poprawić ta chyba zorientowała się w czym rzecz bo udała głupią i przepraszała. Poszła z Betty do toalety aby to naprawić. On sam zyskał trochę czasu ale nie łudził się, że komendant da im czekać. Zwłaszcza, że znów ktoś tam strzelał w tym forcie. A jak naprawdę zaczęli likwidować te dziewczyny? Sam nie wiedział co robić. On i Dina to chociaż byli gliniarzami. Wiedzieli na co się pisali. Ale tamte porwane i maltretowane biedaczki? O ile tam były. Nadal tego nie wiedzieli. Timothy już wcześniej opracowywał z boltami plan ewentualnego szturmu no ale właśnie opracowywali go na wspólną akcję. A teraz brakowało im co najmniej z połowy obsady.

- Chrzanić to. Delgado! - splunął na stare dechy wypaczonej podłogi i zawołał młodego porucznika. Widział, że jego nazwisko pojawiało się w poprzedniej akcji boltów w mieście i chyba miał z nimi niezłe relacje.

---


- 575 - 580 metrów. - Cichy usłyszał w słuchawce głos Karen. Skoro i tak tu leżeli to robili pomiary odległości. By były gotowe gdyby zaczęła się akcja. Do każdego okna. I drzwi. Bo pewnie tam by trzeba było strzelać. Baker była ich najlepszym strzelcem na dystansach powyżej 400 metrów to ona zajęła ten najtrudniejszy północno - wschodni narożnik. Przeszli przy samej rzece i przejęli posterunki niejako od zaplecza fortu. Podejście to był goły teren ale łagodne wzgórze przy rzece porośnięte jakimś zagajnikiem to dla Karen było aż nadto aby się ukryć. Dogadali się ze swat-owcami, że przejmą tą stronę. Dzięki temu, że mieli Lapua* mogli czuć większy komfort przy tych dystansach. SWAT miał klasyki na natowskie 7,62. Więc obsadzali zachodnie narożniki, od frontu tej obwarowanej farmy. On sam zajmował stanowisko w ruinach jakiejś budy niedaleko drogi prowadzącej do rzeki. Dawniej był tam most ale teraz zostały z niego tylko ruiny. Ślepa droga.

- U mnie do tego z połową żaluzji 440 - 450 metrów. - zrewanżował się swoim pomiarem z laserowego dalmierza. Co to było za cudo! A jak ułatwiało robotę w wycenie odległości! Mieli już te pomiary od ich poprzedników z rannej zmiany. Ale woleli sprawdzić jeszcze raz. Poza tym czekała ich noc. W nocy uzgodnili, że spróbują podkraść się bliżej i znaleźć jakieś stanowiska do nocnej obserwacji. Teraz w dzień było to zbyt ryzykowne.

- Sokół 3, tu Gniazdo. Odbiór. - nagle w słuchawce Cichy usłyszał obcy głos. Ale to nie było dziwne. Nie znał tych gliniarzy, po głosie to może mógł rozpoznać Timothy’ego i może ze dwóch czy trzech jego ludzi. No i Novą. Bo też mieli jedną, jedyną kobietę w oddziale tak jak oni. Ale w eterze sporo się działo i nowych głosów było mnóstwo.

- Sokół 3 zgłaszam się. Odbiór. - Cichy zgłosił się od razu. Ale to co usłyszał od tego nowego gliniarza zmroziło go. Jak to zaczynają akcję?! Teraz?! To chyba jakieś jaja! Przecież mieli zacząć razem z Krótkim i resztą! Teraz miała być tylko obserwacja! Ale chyba ten gliniarz też tak uważał bo bez ceregieli się pytał czy mogą wezwać resztę swojego oddziału. Tu akurat Cichy się z nim całkowicie zgadzał. Ledwo skończył z nim rozmawiać rozkazał Karen trzymać rękę na pulsie a sam próbował połączyć się z Wild Waters. Do tej pory tego nie robił z tego miejsca ale i nie było takiej potrzeby. Był na krańcach zasięgu plecakowej radiostacji ale próbował. Bo co miał innego robić?


---


*338 Lapua - amunicja .338 Lapua Magnum. O większej mocy rażenia i zasięgu niż standardowa karabinowa.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline