Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2021, 01:38   #259
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Bonus 50 - Akcja Świniak cz.3

Czas: 2054.10.01; cz; popołudnie; 17:40
Miejsce: okolice Sioux Falls; na zach od miasta; koszary Wild Waters; sztab specjalsów
Warunki: jasno, cicho, szmer rozmów; na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Thunderbolts



Stół był zastawiony różnymi szpargałami. Wydawało się z przypadkowych śmieci. Karton po mleku, pionowy po soku, jakieś kredki, ołówki, linijki. Do tego zdjęcia jakichś budynków. A dookoła stołu kilku mężczyzn w wojskowych mudnurach pochylało się nad stołem, siedziało przy nim lub obok. I stół wyraźnie był w centrum ich uwagi. Bo to była ich mapa. Improwizowana i schematyczna ale jednak mapa. Mapa przyszłej operacji. Te kartony i reszta odwzorowywały budynki podejrzanej farmy. I jej zdjęcia były na głównym stole i w rękach i gdzie się dało. Krótki i snajperzy z 2-ki przywieźli je dzisiaj jak zmienili ich Cichy i Karen. Teraz próbowali to jakoś złożyć do kupy. Szykowała się duża akcja. Znacznie większa niż poprzednia co odbijali dziewczyny. Nawet nie wiedząc, że odbijają swoje dziewczyny i kumpele. Teraz teren operacji był większy, wróg liczniejszy i na swoim ufortyfikowanym terenie. Czy byli tam jakichś zakładników czy nie trudno było w tej chwili oszacować. Mogło nie być żadnego. A mogła ich tam być setka. To była informacyjna czarna dziura. Na razie więc opracowywali tą mapę i plan z tego co mieli do tej pory. Kolejne dni obserwacji powinny przynieść więcej danych. Może się coś wyjaśni.

- Ja bym wolał ich zdjąć w ruchu. Na drodze. - Krótki powtórzył po raz kolejny swój plan jak załatwić sprawę bez ryzykownego szturmu umocnionej farmy. Na zewnątrz powinno być łatwiej. Zwłaszcza jakby tamci nie mieli jakichś opancerzonych wozów i kuloodpornych szyb.

- No tak ale nie wiadomo kiedy i czy w ogóle raczą się ruszyć. Mogą też zliwkidować świadków przed wyjazdem. - Donnie też patrzył na tą improwizowaną mapę 3d. Razem z Krótkim nanosili za pomocą miarek poszczególne tuby udające spichlerze, kartony po mleku i napojach jakie miały być domami, garażami i stodołami farmy. Dzięki namiarom przesyłanym przez snajperów i obserwatorów mieli już całkiem nieźle odwzorowaną makietę. Tylko nadal nikt z nich nie miał pojęcia jak zorientować się co jest w środku. Na tym punkcie na razie utknęli.

- Ja bym na ich miejscu zostawił sobie jakichś zakładników. Aby mieć argument w negocjacjach gdyby mnie gliniarze zatrzymali albo co. Ja bym jakieś zabrał jakbym wyjeżdżał ze spalonego miejsca. - Jessie Werden siedział przy jednym z bocznych stołów. Usiadł aby rozprostować nogi i napić się kawy. O to co tu począć z tą farmą spierali się od wczoraj. Akcja jaką proponował Krótki - załatwienie bydlaków jak już by wyściubili nos ze swojego fortu - na czuja wszystkim się spodobała. Niestety oznaczała oddanie inicjatywy przeciwnikowi i czekanie na ich ruch. Poza tym nie wpływało na to co się już teraz działo na farmie. A jak tam właśnie postanowią urządzić krwawą czystkę przed wyjazdem? Albo w ogóle nie wyjadą myśląc, że uda im się przeczekać rwetes wywołany akcją z zeszłego tygodnia?

- To może spróbujmy ich rozpoznać. Wyślemy kogoś w nocy. Na czarno, z nokto. Niech poszpera i zajrzy im do okien. Zobaczymy jak to wygląda. - Steve westchnął przeczesując palcami włosy. Po raz kolejny wrócili do tej informacyjnej czarnej dziury jaka nie pozwalała zaplanować czegoś konkretnego. Ale taki nocny zwiad mógłby przynieść rozwiązanie. Mogli się czegoś dowiedzieć.

- Ej a słyszeliście co Dingo powiedział jak to załatwić? - Jessie postanowił jakoś rozładować napięcie a przypomniało mu się co Indianin mówił jak go spotkał na korytarzu.

- Dingo? No co? - Donnie uniósł brew słysząc o kogo chodzi i spojrzał na Mayersa. Zapowiadało się coś ciekawego skoro to Dingo powiedział.

- Że jak tam nie ma zakładników to otoczyć ich i rozstrzelać artylerią i napalmem. I rozwalić tych co by próbowali zwiewać. - zaśmiał się Werden sprzedając im słowa ich miłośnika maczet z pierwszej drużyny. Obaj oficerowie zaśmiali się wesoło.

- Dobre! On nie jest taki tępy na jakiego wygląda. To by było dobre. Tylko właśnie nie wiemy czy tam są jacyś zakładnicy. - porucznik docenił żart podobnie jak kapitan. I przez chwilę zatopili się w tej przyjemnej hipotezie. Tak, pomysł ich indiańskiego kumpla był bardzo dobry. Armia na pewno by nie odmówiła pomocy. No ale artyleria i napalm to nie była zbyt precyzyjna broń więc sieknęła by po wszystkich co tam byli. Czy zakładnik czy bandzior.

- Zostawimy to sobie jako plan rezerwowy gdyby wyszło, że tam nikogo nie ma. - powiedział Mayers uśmiechając się lekko. Też mu to przypadło do gustu. Szkoda, że to nie była czysto militarna operacja bo właśnie tak można by to załatwić dość tanim kosztem i bez zbędnego ryzyka. Te palanty z farmy mogły zaskoczyć jakaś samotną kobietę gdzieś na uliczy czy poza miastem ale w starciu z regularną armią czy komandosami mieli tyle szans co ich kumple w poprzednim tygodniu. Tylko ci zakładnicy. To był ten twardy orzech do zgryzienia w planowaniu akcji przeciwko tym świniarzom. Spojrzał na Werdena bo odezwało się połączenie przez radio. Ten przełknął łyk kawy, odstawił kubek i sięgnął po słuchawki.

- To Cichy albo Karen. - zdziwił się Werden rozpoznając kanał na jakim ktoś się zgłaszał. Kapitan i porucznik też spojrzeli po sobie zdziwieni. Normalnie dyżurujący przy farmie snajperzy zgłaszali się za pośrednictwem wspólnego punktu łączności jaki założyli w tym starym kościele. To nadawali z ich kanału. Po co teraz zgłaszali się bezpośrednio? To było już prawie na pograniczu zasięgu ich plecakowej radiostacji. Musiało się coś stać.

- Gniazdo zgłaszam się, mów. Odbiór. - Jessie zaczał standardową procedurę. I prawie od razu wiedzieli, że coś się stało. Coś ważnego bo mars z miejsca wyskoczył na twarz łącznościowca.

- Krótki to do ciebie. Cichy mówi, że oni chyba chcą zacząć akcje teraz. - Werden machnął na dowódcę plutonu specjalnego przyzywając go do siebie. Ten wybauszył oczy tak samo jak porucznik Darko.

- Teraz?! Jaka akcja? Jakieś rozpoznanie? Daj mi to. - Darko był tak samo zaskoczony jak pozostali dwaj. Też podszedł i gestem kazał aby Werden oddał mu swoje słuchawki gdy Krótki założył już zapasowe.

Rozmowa trwała dość krótko. I była kłopotliwa bo gdy plecakowa radiostacja snajperów działała na pograniczu swojego efektywnego zasięgu to było sporo szumów i trzasków. Momentami trudno było zrozumieć co ten Cichy mówi i musiał powtarzać albo on albo oni. Ale mimo to najważniejsze wyłapali. Na farmie padły jakieś strzały, komendant obawiał się, że świniarze zaczęli likwidację świadków więc rozkazał zacząć akcję. Na początek mieli pójść Ramsey i Mayer aby rozpoznać sytuację od środka. I nikt nie wiedział czego się spodziewać. To mogło już zacząć szturm w każdej chwili.

- Rany Cichy, dajcie im z Karen takie wsparcie jakie tylko dacie radę! I jak się da to opóźnij akcję ile się da! Już do was jedziemy! - Mayers podjął decyzję w lot. Wiedział, że nie mogą ich tam zostawić samych i zżymał się w duchu na ten nieprzewidziany splot okoliczności ale teraz miał robotę do zrobienia.

- Donnie alarm dla całego plutonu! Jedziemy tam! O matko, żebyśmy tylko zdążyli! - krzyknął gdy we trzech wybiegali z pokoju narad biegnąc do Bloku C gdzie mieli kwaterę. Donnie odbił w bok aby dotrzeć do radiowęzła i ogłosić alarm w całej jednostce.

- Cholera to cała farma! A Tim ma tylko jedną drużynę! - warknął zdenerwowany kapitan. Już wczoraj jak gadali z Timem i chłopakami zorientowali się, że farma jest spora, ma mnóstwo zakamarków, mniejszych i większych budynków nie było sposobu aby jedna drużyna mogła wejść wszędzie na raz. Musieli się albo rozproszyć tracąc jednak siłę uderzenia albo czyścić budynki po kolei ale to dawało czas przeciwnikowi na pozbieranie się i kontratak. Dlatego na brudno już wczoraj ustalili, że będą działać wspólnie, policyjni i wojskowi antyterroryści. Razem to dawało cztery drużyny plus wsparcie snajperów i innych pomocniczych drużyn zwykłej policji. Ale bez Thunderbolts to Tim miał tylko swoją jedną drużynę. Wierzył w nich i ich odwagę i umiejętności. W końcu trenowali razem i byli ich bratnią drużyną tylko w innych mundurach. Jednak farma to był po prostu zbyt duży i skomplikowany obiekt na szturm jednej drużyny. Oby nie zaczęli bez nas! Oby tam nic się nie schrzaniło!




Czas: 2054.10.01; cz; zmrok; 18:00
Miejsce: okolice Sioux Falls; na pn od miasta; umocniona farma; brama główna
Warunki: na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Ramsey i Dina



- Nie wierzę, że to robię. - kobieta jaka siedziała obok mężczyzny na miejscu pasażera. Jak siedzieli to oboje wydawali się równi wzrostem. Jak na kobietę to Mayer była całkiem wysoka. Prawie dorównywała Ramsey’owi wzrostem. Chociaż już nie masą. Przy nim wydawała się drobna i szczupła. No i wiekowo też była spora różnica. Na pierwszy rzut oka to można było ich wziąć za ojca i dorosłą córkę. Całkiem dorodną.

- Możesz się jeszcze wycofać. Muszę mieć tam pewniaka. Jak nie jesteś pewniakiem to zawróć. - łysy kierowca w brązowej kurtce z miękkiej skóry podszytej kożuszkiem odparł jej obojętnym tonem. Sam lustrował widok jaki powoli się zbliżał do nich. Szczerze mówiąc jakoś nie dotarło do niego jak długi kawałek. Całkiem odkryty teren. Miał nadzieję, że tamci nie spanikują i nie otworzą ognia jak zobaczą zbliżający się obcy pojazd zbliżający się do ich głównej bramy.

- A jak furę Delgado ktoś z nich zna? - zapytała blondwłosa pasażerka wyglądającą na zwykłą dziewczynę z farmy w tej kraciastej, flanelowej koszuli i dżinsowej kurtce. Zastanawiali się nad bardziej wyzywającym zestawem. Jakieś szpilki i mini. Coś co by mogło przykuwać męski wzrok. W końcu miała być wabikiem. Ale ta okularnica doradziła im coś bardziej stonowanego a Ramsey przyklepał tą wersję. Bardziej pasowała mu zwykła dziewczyna z farmy do bajeczki jaką zamierzał sprzedać tym w środku niż jakaś klubowiczka odstawiona na imprezę. Za wcześnie było na imprezy. Jeszcze godzina do zmierzchu i początku wieczoru. I dobrze. Czułaby się zbyt goła jakby miała tam u tych padalców paradować w tak krótkiej kiecce.

- On jeden ma taką furę? Coś się wymyśli, nie przejmuj się tym. - detektyw w cywili starał się przybrać wyluzowany ton. Ale było mu to obce. Poza tym widział już sylwetki na dachach i tam gdzie mieli posterunki. Zauważyli ich. Oby tylko nie otworzyli ognia. Dlatego jechał dość wolno aby ich nie nastraszyć. A z tą furą młodego właściwie nie mieli innego wyjścia. On sam wolałby swojego opancerzonego road warriora. W nim by czuł się najlepiej. Jednak jeździł nim na tyle długo, że istniało realne ryzyko, że ktoś go może rozpoznać od tych z farmy. Z pozostałych nie licząc radiowozów to wybrał wóz młodego. Nie miał charakterystycznej, długiej anteny od CB no i wyglądał dość zwyczajnie. W sam raz na wóz jakiegoś farmera.

- Mam nadzieję, że masz jakąś bajeczkę. Chcę to załatwić jak najszybciej i spadać stąd. - Mayer poprawiła blond loki raczej aby rozładować napięcie a nie z fizycznej potrzeby. Wiedziała, że mieli osłonę snajperów. Ale czy zdążą trafić zanim ktoś trafi ich? No i przy tak otwartym terenie dookoła farmy był kłopot aby podejść niezauważonym. Można było się próbować podkraść ale to zajmowało sporo czasu. Zbyt wiele na obecną sytuację. Więc drużyna SFPAT miała czekać w wozach w gotowości i przyjść im na ratunek jakby było trzeba. “Minuta dwie jak będziecie na zewnątrz. Do pięciu jeśli w którymś budynków”. W głowie słyszała słowa porucznika dowodzącego antyterrorystami. Miała nadzieję, że tak właśnie będzie. Niestety plan zakładał, że powinni z Ramsey’em wejść do tylu budynków ile się da aby zorientować się co tam się dzieje i czy są zakładnicy. Liczyła po cichu, że uda jej się przetrwać te krytyczne pięć minut gdyby sprawy przybrały zły obrót. Od ręki mogli liczyć tylko na snajperów ale ci nie bardzo mogli im pomóc wewnątrz budynków.

- Uśmiechaj się głupio i zgrywaj słodką idiotkę. Nawet nie musisz nic mówić. Trzymaj się mnie. Ja będę gadał. - czuł, że musi jakoś dodać otuchy. Stresowała się. Właściwie to on też chociaż jego napędzała silna determinacja i wola walki. Nie dziwił się jednak, że ona się stresuje. Po cichu liczył, że jak coś się zacznie dziać to po prostu okażę się tak twardą policjantką o jakiej słyszał. Co nie bała się kogoś skopać czy stłuc pałką. Wiedział, że gdyby do tego doszło teraz to nie powinien się na niej zawieść. Po prostu nie była tajniakiem i to była jej pierwsza taka akcja. Skinęła głową bo już dojechali do brami i Ramsey zatrzymał furę. Po czym wysiadł z wozu. Widziała jak podszedł do bramy i tam coś gada z jakimś facetem co pewnie był tu strażnikiem. Pewnie o niej bo w pewnym momencie obaj spojrzeli w jej stronę. Nie była pewna co to znaczy i czy powinna jakoś zareagować to nie reagowała czekając na bieg wydarzeń.




Czas: 2054.10.01; cz; zmrok; 18:05
Miejsce: okolice Sioux Falls; na pn od miasta; umocniona farma; wnętrze farmy
Warunki: willa Świniaka; na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Ramsey i Dina



- No i? - facet w brązowej skórzanej kurtce podbitej kożuszkiem zapytał wyczekująco. Ale gospodarz się wahał. Znał się na ludziach. I czuł przez skórę, że coś tu nie gra. Instynkt ostrzegał go a ten się rzadko mylił. Tylko nie bardzo wiedział co. Chłopaki ostrzegli go, że zbliża się jakaś osobówka. Nie wyglądała na gliniarską. Jakiś facet z laską. Ładną. Blondynką. Lubił ładne laski. Zwłaszcza blondynki. A dalej niby wszystko się zgadzało. Koleś mówił, że słyszał “od tego cholernego zastańca”, że może tu przywieźć jakąś świnię jakby miał i dostanie za to talony i w ogóle górę złota. No to nawet rozbawiło Świniaka. Z tym “zasrańcem”. Faktycznie mu pasowało, sprzedał mu jakiś czas temu jedną ze świń. Jakaś Hinduska czy coś kolorowego w ten deseń. I chyba sobie chwalił bo coś skarg nie było a i czasem któryś z chłopaków tam zajechał to jak wracali to mówili, że wszystko dobrze.

- No co jest? Widziałeś jaka sztuka? Buzia, nogi, cycki, wszystko ma jak trzeba. Jak się nie podoba to ją zabieram i sprzedam gdzie indziej. - ten cały Barney zaczynał go już irytować z tą swoją natarczywością. Nie pozwalał mu się skupić. A musiał pomyśleć. Co tu nie gra. Oczywiście miał rację. Co za sztuka! Idealna. Śliczniutka, głupiutka blondyneczka co się tylko głupio uśmiechała i chyba nadal nie zdawała sobie sprawy po co tu ją Barney przywiózł. Zostawało mu zapłacić i spławić. A ją przyjąć do chlewni. I z takiej świni to mógł być świetny materiał na rozpłodową maciorę. Aż czuł gorąco w żołądku na myśl, że wkrótce może ją mieć. Więc… Co tu nie grało?

- Uspokój się nie pizgaj mi tutaj. Mamy chwilowy zastój w interesie. Właściwie skup jest zamknięty. - Świniak mruknął nie ukrywając swojej niechęci i sceptycyzmu. Nie mógł się zdecydować. Coś tu mocno nie grało. Skąd ten palant znał ten adres? No tak, ten zasraniec mu powiedział. Ale czemu wcześniej nie dał mu cynku? Powinien. Nieuwaga? Lenistwo? Czy może jakaś podpucha? A przecież po wtopie Keitha w zeszłym tygodniu kazał wszystko zamknąć i dać cynk, że wtopa i cichosza. To po cholerę sprowadził mu tego tu zasrańca?

- Jaki kurwa zastój? Ślepy jesteś co za świnię ci przywiozłem? Tamten zasraniec mówił mi, że mogę przywieźć ile chce byle były takie jak trzeba. Sam widziałeś co za sztuka. Coś jej brakuje? Wziąłbym ją dla siebie no ale akurat potrzebuję trochę kasy. - Ramsey zżymał się wewnątrz siebie ale dalej grał swoją rolę do końca. Z początku szło dobrze. Udało mu się zbajerować strażnika, ten coś tam się pytał kogoś przez krótkofalówkę ale w końcu ich wpuścił. Potem weszli do jakiegoś domu mieszkalnego, całkiem ładnego i tu przywitał ich ten spaślak co był tu szefem. Świniak we własnej osobie. I Mayers nie zawiodła, była tak głupią ślicznotką jak ją o to prosił. Normalnie odegrała rolę swojego życia. Widział jakie wrażenie zrobiła na Świniaku i jego przydupasach. Ale cholera właśnie tu zaczęło się sypać bo ona została w salonie a oni przyszli tutaj czyli do jego gabinetu. Bał się, że mogą ją gdzieś zgarnąć. Albo, że ich tu załatwią jeśli ich przejrzeli. Więc wolał wrócić do niej tak szybko jak się da. Poza tym ten szef chlewni coś nagle zaczął robić problemy. Ramsey nie mógł go wyczuć. Przejrzał ich? Czy po prostu się targuje?

- No tak, niezła ta świnia. Może być. Dam ci za nią kafla. Jakbyś miał jeszcze jakieś to je zatrzymaj dla siebie i przyjedź później. Na razie mamy zamknięte. - Świniak postanowił udać, że wszystko gra i się zgadza. Był ciekaw reakcji tego Barneya. Ten zareagował żywo. 2 kafle! Toż to medalowa świnia! I tak zaczęli się targować schodząc się w końcu w połowie drogi na 1,5 kafla. To nieco uspokoiło Świniaka. Tak to zwykle wyglądały te targi. A może jednak wszystko gra? Może to ten stres i gorączka jaka go ostatnio dopadła każe mu wszędzie węszyć spisek?

- To idź z tymi panami. Oni pokażą ci gdzie jest łazienka. - gdy wrócili do salonu Świniak zwrócił się miną dobrotliwego wujaszka do wystrzałowej blondynki jaka wstała z sofy gdy tam wrócili. Nawet takie zwykłe ubranie nie było w stanie zamaskować w pełni jej walorów. A jeszcze jakby ją tak odstawić w jakaś ekstra kieckę, umalować i wytresować na porządną świnię to by dopiero była mistrzowska klasa!

- To ja pójdę z nią, niech myśli, że wszystko gra. - Barney szepnął do herszta bandy wskazując na stojącą blondynkę która ufnie skinęła głową i uśmiechnęła się do nich ciepło. W końcu miała być dziewczyną z prowincji co chciała zobaczyć prawdziwe miasto a tutaj miało być coś lepszego. Willa bogaczy z prawdziwymi udogodnieniami jak sprzed wojny i nawet podobno prysznice tu działały! Tak to przynajmniej Ramsey wymyślił i tak to sprzedał Świniakowi i reszcie.

- A po co? Co będziesz dziewczynie pod prysznicem przeszkadzał? - Świniak uśmiechnął się do niego z lekką wyższością. Zaczynało być ciekawie. Jeśli z nimi coś było nie tak, to powinni teraz zacząć się pocić. W końću towar kupiony to Barney mógł spadać a blondi powinna zostać tutaj. No chyba, że to podpucha. Wówczas coś powinni zacząć kręcić. Spojrzał porozumiewawczo na swoich chłopaków. Ci byli gotowi do akcji gdyby coś zaczeło się dziać.

- Oj Barney no co ty, chcesz mi plecki umyć czy co? Jeszcze jakbyś był jakąś fajną koleżanką to jeszcze bym zrozumiała. A są tu jakieś fajne koleżanki? Takie co można by z nimi imprezować albo brać prysznic? Bo samej to by mi trochę tu ciężko było. - Mayers odgrywała swoją rolę po mistrzowsku. Chociaż czuła jak serce jej wali tam w środku i dłonie się pocą. Groziło jej, że zostanie tu sama! Matko, niech ten Ramsey coś szybko wymyśli! Ale też nie chciała skrewić zadania. Musieli się dowiedzieć jak najwięcej. I przecież mieli zajrzeć do jak największej ilości budynków.

- Oczywiście kochanie. Jakie wolisz te koleżanki? Białe, czarne, kolorowe, blondynki, brunetki, rude? - Świniak uśmiechnął się do niej równie słodko jak wujaszek co rozmawia ze swoją ulubioną siostrzenicą o jakimś urodzinowym prezencie dla niej.

- Blondynkę! Mogę jakaś pod prysznic? - Świniak aż w duchu nie mógł uwierzyć w to co widzi i słyszy. Czuł rosnące ciepło gdzieś tam w dole brzucha jak sobie pomyślał o niej i drugiej świni pod prysznicem. A potem w swoim łóżku. Była lepsza niż to w pierwszej chwili sądził!

- Oczywiście kochanie. Sergio zaprowadź panią i przyprowadź jej Lisę. Niech się dziewczyny wypluskają ile mają ochotę. - zwrócił się do swoich ludzi i ten skinął głową. Wezwał ją gestem aby poszła za nim a ta ostatni raz się uśmiechnęła i grzecznie ruszyła tak jak jej kazał. Ramsey zamarł. Ale dostrzegł jak Dina dyskretnie puściła mu oczko. A potem jeszcze widział jak schodzi z ganku na zewnątrz i znikła mu z oczu. Kurwa mać!

- No mówiłem ci, pierwszorzędny towar. Za mało za nią wziąłem. Mogę skoczyć do klopa? Chyba macie tu jakiś jak taka chawira? - zapytał detektyw wracając do tego stylu mówienia jakim tutaj rozmawiał. Nic innego nie wymyślił aby zostać tutaj chociaż trochę dłużej. Gospodarz łaskawie mu wskazał odpowiedni kierunek zastanawiając się co się teraz stanie. Jeśli to nie podpucha to Barney zaraz powinien stąd spadać a blondyna zostaje jako najnowsza świnia. Barney zaś skinął głową, odnalazł tą łazienkę, faktycznie godna tej chawiry jaką ten bydlak tu sobie urządził. I jak się w niej zamknał zaczął gorączkowo główkować co tu teraz zrobić. Na początek wyjrzał przez okno. Tył podwórza, trochę dalej to ogrodzenie. Nie miał pojęcia czy któryś ze snajperów go widzi ale miał nadzieję, że tak. Chciał im się pokazać, że żyje.




Czas: 2054.10.01; cz; zmrok; 18:05
Miejsce: okolice Sioux Falls; na pn od miasta; umocniona farma; SFPAT
Warunki: eter; na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Eter



- Sokół 2. Widzę Mayer. Wychodzi z żółtego budynku, idzie przez podwórze. - w mundurowym eterze rozległ się wreszcie upragniony meldunek. Wreszcie! Te minuty zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Widzieli, że dwójce policjantów w cywilu udało się dostać do środka. Ale stracili ich z oczu gdy weszli do budynku. Zaś pluskwy jakie mieli przy sobie miały zbyt słabe nadajniki aby tutaj sięgnąć. Więc jak stracili ich z oczu to stracili z nimi całkowity kontakt. Któryś z komandosów mruknął cicho, że gdyby ich tam teraz szlachtowali to i tak by na zewnątrz nic nie było widać. Ale Tim kazał mu się przymknąć aby nie zapeszać. I tak napięcie i czekanie były trudne do wytrzymania. Ale wreszcie pokazała się Mayer. To chociaż ona wciąż żyła.

- W jakim jest stanie? I co z Ramsey’em? Widzi go ktoś? - Timothy złapał za krótkofalę i szybko po tej pierwszej chwili ulgi posłał swoje pytanie do czwórki snajperów. Tylko oni mieli bezpośredni wgląd na wnętrze posesję. Z kościoła to nawet przez lornetki widać było tylko front ogrodzenia, główną bramę i fasady budynków za ogrodzeniem. Nawet samochód Delgado szybko znikł im z oczu gdy przejechał przez bramę i wjechał do środka.

- Idzie do któregoś z budynków farmy. Omijają samochód. Idzie z jakimiś facetem. Chyba nic jej nie jest. Idzie prosto i spokojnie. Nie widzę Ramsey’a. O! Dała znak! Prawa głowa. To chyba wszystko idzie dobrze. - Sokół 2 czyli jeden z dwóch policyjnych strzelców wyborowych jacy obsadzali zachodnią część farmy zameldował co widzi. Po chwili spłynęło potwierdzenie od 1-ki i 3-ki. Tylko Karen nie widziała bo stodoła jej zasłaniała ten fragment podwórka. A umówili się z tajniakami na kilka prostych znaków. Jak któreś z nich przeczesało prawy bok głowy znaczy idzie dobrze i nie trzeba się martwić. A to właśnie zrobiła Mayer.

- Tu Sokół 4. Widzę Ramseya. Żółty budynek. Czarna ściana. Parter. Drapie się po podbródku. Chyba jest cały. Nie widzę krwi. Stoi prosto. - w eterze rozległ się spokojny głos jedynej kobiety wśród czwórki strzelców wyborowych rozstawionych wokół farmy. W furgonetce SFPAT zapanowała i ulga i konsternacja po tym meldunku. Kto mógł szybko spojrzał przez lornetkę w stronę odległej farmy. Piętro i dach żółtego budynku który wydawał się najokazalszy ze wszystkich więc podejrzewali, że tam pewnie urzęduje sam Świniak był widoczny ponad ogrodzeniem i innymi budynkami. Ale stąd i tak nie było widać parteru ani czarnej czyli północnej ściany. To, że Ramsey żył i wydawał się cały mogło nieść ulgę. Ale drapanie się po podbródku miało być oznaką “tak sobie”. Czyli nie ma tragedii ale też nie całkiem idzie zgodnie z planem.

- Pewnie dlatego, że się rozdzielili. - Tim próbował odgadnąć co to może znaczyć. Oboje tajniaków przesłało inne sygnały co go trochę skołowało. Ale żadne nie przesłało wezwania o pomoc. Meldunki strzelców wyborowych też nic takiego nie mówiły. Co tu teraz robić?


---


Czas: 2054.10.01; cz; zmrok; 18:10
Miejsce: okolice Sioux Falls; na pn od miasta; umocniona farma; wnętrze farmy
Warunki: dom strażników; na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, łag.wiatr



Dina i Siergiej, Ramsey i Dart



- To jest nasza nowa… koleżanka. Przyszła na prysznic. Szef kazał. Mamy sprowadzić jej… - Siergiej przyszedł do budynku strażników z tą nową świnią. Też by się z nią chętnie zabawił ale coś miał wrażenie, że sam Świniak się na nią nakręcił to szanse były marne. Może później… Na razie weszli do środka ale cholera tak się do tych “świń” przyzwyczaił, że zapomniał jak ta blondi się nazywała. Znaczy wiadomo, Świnia 17 no ale chyba jakieś imię miała? Szef mówił ale…

- Lisa! Tak wasz szef mówił. Przyprowadzicie mi ją? Bardzo was proszę! - nowa świnia okazała się usłużna i słodka. A w głębi duszy Dina zdała sobie sprawę w jakie tarapaty się wpakowała. Czterech. Grali w karty przy stole. Ale było ich czterech. I ten co ją przyprowadził piąty. Przynajmniej u tych najbliższych widziała, że mają klamki, ci za stołem pewnie też. Z jednym, może dwoma by sobie jakoś poradziła. Ale z piątką?! Nie było szans. Musiała jakoś tu ściągnąć Ramseya! I grać na czas.

- No właśnie, Lisa. Ta blondyna. Weźcie ją przyprowadźcie. - Siergiej ucieszył się, że ta nowa pomogła mu wybrnąć z ambarasu. Jeden z kolegów w niebieskiej koszuli wstał od stołu i minął ich rzucając ciekawe spojrzenie blondynce po czym wyszedł na zewnątrz.

- A może ja pójdę z nim? To się prędzej spotkam z tą Lisą. - zaproponowała Mayer wyglądając przez okno gdzie ten w niebieskiej koszuli poszedł. Tam musiała być Lisa i pewnie inne dziewczyny jeśli tu jakieś były!

- Wkrótce się z nią spotkasz i my ci tu wszystko pokażemy. Lubimy oprowadzać i zwiedzać nowe dziewczyny. A teraz chodź, prysznic jest na górze. - Siergiej zaśmiał się a wraz z nim jego koledzy przy stole. Takim śmiechem, że policjantce przeszedł dreszcz po plecach. Taki śmiech u mężczyzny, zwłaszcza kilku, nie wróżył nic dobrego żadnej kobiecie. I ten dobór słów. Jak się wiedziało co to za miejsce to brzmiało to strasznie. Ale dalej się głupio uśmiechała mając nadzieję, że nie wygląda to zbyt sztucznie. Rzuciła ostatnie spojrzenie za okno i poszła za przewodnikiem. Zdążyła zobaczyć, że ten niebieski zniknął za rogiem stodoły. Nie widziała jednak czy tam wszedł czy poszedł wzdłuż niej gdzieś dalej. Idąc po schodach na piętro próbowała przypomnieć sobie te zdjęcia i szkice farmy. Było tam coś jeszcze oprócz stodoły? Bo jak nie to musiał pójść do niej. Ale jak na złość nie mogła sobie przypomnieć.

- To tutaj. Wskakuj do wanny. - Siergiej zaprowadził ją pod drzwi. Za nimi była łazienka. Ale stylem podobna do reszty domu czyli już nie tak szykowna jak Dina widziała na parterze tego żółtego domu. Weszła jednak do środka i odwróciła się do przewodnika.

- A Lisa? - zapytała blondynka w dżinsowej kurtce i kowbojkach. Szybko oceniła, że przez okno chyba by się przecisnęła gdyby chciała zwiać. I nikt jej nie przeszkadzał. Ale jeszcze zależało co jest pod spodem.

- Zaraz przyjdzie. Rozbieraj się i wskakuj do wanny. - mężczyzna wskazał ponownie na ten nieco zrudziały element wystroju łazienki. Blondynka też tam spojrzała. Nie mogła się rozebrać. Raz, że za cholerę nie były jej amory w głowie w takim miejscu a dwa to mógłby wówczas zobaczyć przyklejoną pluskwę.

- To wyjdź. Nie będę się rozbierać i kąpać przy tobie. - powiedziała mu tak po prostu patrząc prosto na niego. Normalnie było to wystarczająco czytelny komunikat dla każdego mężczyzny. Normalnie. Ale tutaj widocznie nie było normalnie.

- Rozbieraj się mówię i nie rób problemów. Nie lubię świń co robią problemy. Jak zaczniesz robić problemy to kurwa przestanę być dla ciebie miły. - Siergiej stracił ochotę na ciągnięcie tych pozorów. Tamten palant co ją przywiózł pewnie już odjechał. W końcu po to ją sprzedał. Przyszło mu też właśnie do głowy, że teraz jest okazja aby się zabawić z tą szmatą. Zanim ją Świniak weźmie w obroty. Ale musieliby się streszczać czyli ta idiotka musiałaby przestać zgrywać taką pierdoloną cnotkę.

- Ale szef powiedział, że mam się kąpać z Lisą. Nic nie mówił o tobie. - Dina próbowała coś ugrać na czasie zastanawiając się co teraz powinna zrobić. Właściwie to byli sami. On był sam. Jakby go zaskoczyła miała szansę go załatwić. Ale co dalej? Na dole byli ci trzej i pewnie ten niebieski wkrótce wróci. Z tą Lisą. Oby.

- Rozbierasz się sama czy mam ci kurwa pomóc? - syknął do niej przez zaciśnięte ze złości zęby. Zrobił krok do środka ale zatrzymał się. Chciał jej dać do zrozumienia, że nie zawaha się użyć siły jeśli dalej będzie stawiać się okoniem. Chociaż w gruncie rzeczy nie chciał tego robić. Co prawda lubił brać je siłą ale jednak ta tutaj zapowiadała się na nową zabawkę szefa. Wkurzyłby się jakby mu ja uszkodził na pierwszej romantycznej nocce. Ona jednak nie musiała tego wiedzieć.

- Dobrze, dobrze! Już się rozbieram! Możesz zostać. Nawet jak przyjdzie Lisa. Może zrobimy to we trójkę? Ale tak na pierwszy raz to trochę się wstydzę. Zadbasz o to aby nikt nam nie przeszkadzał? - Mayer uniosła dłonie w pokojowym geście chcąc do powstrzymać. I jak to zrobił zaczęła mówić szybko jak świnia co wie, że ma już przechlapane ale chce zminimalizować straty. Oby się dał nabrać. Dlatego zdjęła kapelusz i kurtkę grzebiąc się niezdarnie z jej wieszaniem aby wydłużyć to jak najbardziej.

- Pewnie. Zabawimy się we trójkę. 17-ka jest całkiem milusia. Polubisz ją. Jest świetnie wytresowana zrobi co zechcemy. I pośpiesz się do cholery nie grzeb się tak! - Siergiej roześmiał się wesoło. A więc jednak poszła po rozum do głowy! Wystarczyło jej pokazać kto tu rządzi. A myśl, że się zabawi nie z jedna ale z dwiema świniami i to jakimi! była dla niego bardzo przyjemna. Szło lepiej niż się spodziewał. Jednak zauważył jak ta idiotka znów coś kręci grzebiąc się z rozbieraniem więc ją popędził. Odwrócił się bo usłyszał kroki na schodach a potem na korytarz wyszły dwie sylwetki.

- Dobra ja już tu ogarnę. Leć do chłopaków. No zjeżdżaj mówię. - Siergiej czuł rosnące podniecenie jak z bliska zobaczył 17-kę. W jego prywatnej hierarchii jedna z lepszych świń jake aktualnie mieli na stanie. Więc bez żalu spławił kolegę aby się nacieszyć w spokoju zbliżającą się zabawą. Ten nie miał do niego sartu więc chociaż chętnie by został albo chociaż popatrzył to tylko skinął głową i wrócił na dół do chłopaków. Schodząc zastanawiał się czy chociaż potem jak Siergiej skończy to będzie okazja aby się z którąś z nich zabawić. Może chociaż laskę by któraś z nich zrobiła?

- Właź. - Siergiej machnął na blondynkę aby weszła do środka. Ta posłusznie skinęła głową i bez wahania wypełniła polecenie.

- To ty jesteś Lisa? Miło mi cię poznać. Jestem Amanda. Słyszałam, że razem będziemy brać prysznic. - Dina zdążyła rozpiąć koszulę ukazując podkoszulek i to na górze tak ładnie uwypuklony. Więc chętnie przerwała to rozbieranie wyciągając po przyjacielsku dłoń do blondynki jaka przyszła.

- Dobrze. - 17-ka posłusznie skinęła głową i uścisnęła podaną dłoń. Szybko jednak spojrzała na Siergieja oczekując dokładniejszych poleceń.

- Rozbieraj się. Obie się rozbierajcie. A potem do wanny. - zakomenderował mężczyzna zamykając za sobą drzwi łazienki i przekręcając zamek. Z satysfakcją zauważył, że 17-ka zaczęła rozpinać swoje guziki i szło jej znacznie szybciej niż tej nowej. Trochę się więc zdziwił jak ta nowa podeszła do niego. Chociaż podobało mu się to co widział pod rozpiętą, dżinsową koszulą. Spojrzał na nią i odwzajemnił uśmiech. Chciała się całować? Miał ją rozebrać? Właściwie to oba pomysły mu się spodobały i mógłby…

17-ka była tak zaskoczona tym co się stało, że aż przestała zdejmować z siebie koszulę. Zamarła tak z na wpół zdjętym rękawem nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje. Ta nowa podeszła do Siergieja i myślała, że będa się całować czy co. Ale ta sieknęła go kantem dłoni w krtań. Cios był tak nagły i mocny, że Siergiej zachłysnął się, skulił przyciskając dłonie do gardła i łapczywie próbował złapać oddech jakby wyciągnięta na ląd ryba. Mayer nie dała mu tej okazji. Złapała go za łeb i trzasnęła o własne kolano. A zaraz potem łbem o umywalkę. I jeszcze raz. I ponownie. A gdy upadł z mściwą satysfakcją dołożyła mu parę kopów kowbojkami w brzuch.

- Ubieraj się! - syknęła szybko do Lisy widząc, że ta stoi jak sparaliżowana wybałuszając oczy. Sama za to szybko kleknęła przy zakrwawionym mężczyźnie i wyjęłą mu klamkę z kabury. Całkiem solidna Beretta. Odwróciła się ponownie do blondynki za plecami ale ta dalej stała jak poprzednio.

- Ubieraj się, spieprzamy stąd! Jestem z policji! - syknęła do struchlałej blondynki. Efekt był marny bo ta wytrzeszczyła na nią oczy jeszcze bardziej. Policja?! Tutaj?! Niemożliwe! 17-ka nie mogła w to uwierzyć. Nigdy tu nie widziała żadnego gliniarza. A ta cizia w dżinsach miałaby być gliną?! Niemożliwe!

- Cholera ubieraj się mówię! Skąd cię przyprowadzili? Są tu inne dziewczyny? - Dinę irytował ten stupor ale starała się pamiętać co ta dziewczyna mogła przejść. Przecież ją i takie jak ona chciała uratować! Dlatego zgodziła się na tą pieprzoną misję! Sprawdziła magazynek broni. Pełny. Jeszcze wyciągnęła zapasowy magazynek z tylnej kieszeni spodni i wsadziła do własnej. Przeszukiwała go dalej. Znalazła jakiś scyzoryk ale nie brała go. Dostała od chłopaków z AT świetny multitool. Był większy ale udało się go jej schować w wysokiej cholewie buta. Trochę tam się ocierał ale czuła go i cieszyła się, że tam jest. Na szczęście nie zdążyli jej przeszukać.

- Dobrze. - 17-ka potulnie zgodziła się i ponownie ubrała swoją koszulę i zaczeła zapinać guziki. Obserwowała co robi ta druga i bała się. Wiedziała, że stąd nie ma ucieczki. Już parę dziewczyn próbowało i żadnej się nie udało. Teraz pewnie też tak będzie. Nie było sensu uciekać. Tylko ją spotkają za to kłopoty. Przez tą blond idiotkę. Ona była nowa, jeszcze nie wiedziała jak tu jest. Nie wiedziała, że stąd nie da się uciec. Tylko całkowite posłuszeństwo gwarantowało szansę przeżycia.

- Ramsey! Ramsey jesteś tam?! Słyszysz mnie!? - skoro miała już broń w ręku a pierwszy delikwent leżał na podłodze sięgnęła do barku i oderwała przyklejoną tam pluskwę. Miała za słaby zasięg aby się połączyć z kimś z zewnątrz ale wewnątrz farmy powinny działać.

- Mayer?! Gdzie jesteś?! Co się dzieje?! - chropawy głos jaki przebił się przez trzaski eteru przyniósł jej niebywałą ulgę. Nie była tu sama! Jej partner musiał gdzieś tu być skoro się słyszeli.

- Budynek z falistym dachem. Mam jedną zakładniczkę, załatwiłam Siergieja. Mam jego broń. Ale na dole jest czterech. Samej może być mi ciężko. - jak się dało szybko streściła mu swoją sytuację. Budynki wcześniej oznaczali po kolorach albo czymś charakterystycznym. Ten co była w nim wcześniej nazywali żółtym bo był żółty a ten co była teraz miał dach kryty jakaś falistą blachą czy czymś podobnym to tak go właśnie oznaczyli.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online