Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2021, 14:10   #87
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Huw obserwował drogę, schowany za głazem.

- Elijah- zwrócił się do towarzysza. - Zostań tutaj. Będziesz moimi oczami. Przeskoczę na drugą stronę, odnajdę przyjaciół i sprowadzę ich tutaj. Będziemy w kontakcie telefonicznym. Miej na niego oko. Nie wychylaj się. W razie konieczności dzwoń.

Elijah pokiwał ochoczo głową. Wyraźnie było z nim coraz gorzej, toteż możliwość pozostania w miejscu była mu na rękę.

Huw wymienił się z Addingtonem numerami telefonów, przełączył swój na wibrację. Odczekał aż patrolujący teren zniknął na placu, po czym puścił się truchtem w kierunku pierwszego z drzew. Odległość, którą przebył była krótka, a jednak ta jedna chwila zdawała się nieznośnie rozciągać. W końcu jednak dopadł celu i lekko wychylił zza osłony. Mężczyzna właśnie dotarł do przeciwległej skrzyni i prawdopodobnie planował powoli wracać z powrotem.
Detektyw przylgnął do pnia. Czekał. W zależności od sytuacji zamierzał poczekać aż wartownik go minie i przeskoczyć za jego plecami dalszą część drogi, ogłuszyć uderzeniem kolby w głowę, lub zastraszyć pistoletem. Wyciągnął broń, którą dostał od Addingtona.

Wsłuchał się w kroki, szacując jak blisko tamten będzie przechodzić. Wreszcie mężczyzna minął drzewo oraz schowanego za nim detektywa. Lwyd zaryzykował szybkie spojrzenie na swój cel. Najwyraźniej los mu sprzyjał, gdyż tamten podążał dalej. Detektyw miał teraz tylko chwilę na decyzję: kilka długich susów dzieliło go od resztek drewnianej ścianki, która zapewniłyby mu kolejną osłonę. Z drugiej strony tuż pod ręką miał przecież odsłoniętego przeciwnika.

Ostatecznie zadziałał odruch. Pamięć mięśniowa wyćwiczona w jednostce. Dwa szybkie kroki. Pistolet już miał w ręce. Uderzenie kolbą tuż nad ucho.
Cios okazał się skuteczny, jednak tylko do pewnego stopnia. Huw nadal miał parę, która pozwoliła mu wyprowadzić silny atak. Kiedy trafił oponenta, aż gruchnęło. Ten opadł na jedno kolano, lecz szybko odzyskał rezon. Wciąż lekko zamroczony, spróbował jeszcze podstawić mu nogę, aby wytrącić Lwyda z równowagi.

Detektyw pozostał jednak czujny. Jego przeciwnik musiał działać możliwie szybko, a przez to mało finezyjnie. Lwyd zakołysał się w miejscu, gdy tamten próbował wyprostować nogę. On sam mógł jednak dość precyzyjnie zaatakować jeszcze raz. Kolejny wymach prosto w głowę powalił wreszcie oponenta na ziemię.

Jedno trzeba było oddać tamtemu: był twardy. Wciąż pozostawał przytomny, choć wił się na ziemi i mamrotał coś pod nosem. Próbował też krzyknąć, ale głos uwiązł mu w gardle.

Narastająca od jakiegoś czasu frustracja nagle zerwała bariery i znalazła swój upływ. Siwy nie dal szansy leżącemu nabrać powietrza. Kolejne kopnięcia w brzuch skutecznie odebrały mu oddech a następne w twarz - przytomność. Cios padał raz za razem aż z twarzy mężczyzny została krwawa miazga.

- Za Paula - wydyszał zziajany.

Wszystko stało się wyjątkowo szybko, lecz bombardująca zmysły adrenalina nie pozwolił Lwydowi tego specjalnie długo roztrząsać. W dalszej kolejności detektyw odsunął właz kanału i zaciągnął bezwładne ciało do studzienki. Gdy spadło głucho, zasunął właz i udał się w dalszą drogę w poszukiwaniu zaginionych towarzyszy. Kątem oka złapał jeszcze Elijaha, który pozostał w swoim ukryciu. Dla młodego księgowego to było już zbyt wiele. Jego twarz wyrażała szczere przerażenie, niemniej nadal tkwił na miejscu, a co za tym szło, trzymał się planu.

Siwy podszedł do miejsca, w którym spodziewał się zobaczyć Robin oraz Owena. Był to kompletnie zdemolowany sklep odzieżowy, którego witryny jeżyły się od wybitego szkła. Wewnątrz panowała ciemność, aczkolwiek pożar coraz rzucał rozedrgany blask na wnętrze budynku. Huw przesunął się bliżej wejścia, na bieżąco taksując okolicę. Dość szybko wyłapał, że w środku jest kolejny z napastników.

Mężczyzna trzymał w rękach totem i krążył po sklepie dziwnym krokiem. Zdawało się, że jest pogrążony w transie, zaś jego chód przypominał nieco pijacki taniec. Uwadze Lwyda nie uszedł również fakt, że tam, gdzie mężczyzna kierował swój gadżet, powietrze lekko się załamywało. Gdzieniegdzie dostrzegał również taniec kolorów, jakby ktoś rozszczepił tamże światło. W tym samym momencie Huw poczuł jak włosy na rękach stają mu powoli dęba.

Siwy przypomniał sobie totem wiszący na gałęzi, który wrzucił go w bardzo realną wizję, z którą później musiał się zmierzyć. Czuł, że jeśli teraz tego nie przerwie, za chwilę może być za późno. Wyciągnął broń. Zablokował drugą ręką i oparł o framugę stabilizując ją. Wycelował w korpus mężczyzny. Najchętniej by go zabił, tu i teraz. Wiedział jednak, że strzał w korpus jest pewniejszy. Na raz wstrzymał oddech. Dwa, trzy - pociągnął za spust.
Broń błysnęła wystrzałem, zaś sekundę później mężczyzna w sklepie złapał się za prawy bark. Totem wypadł mu z ręki, kiedy tamten próbował powstrzymać krwawienie. Posoka początkowo pociekła cienką strużką, szybko jednak zaczęła zmieniać się w gęstą strugę.

- Żeby cię… - rzucił tamten, trwając w półklęczącej pozycji i próbując zwalczyć ból.

- Ani kurwa drgnij! - warknął Huw.

Celując w klęczącego podszedł i butem rozgniótł odrzuconą kukłę. Ta wydała z siebie trzask, ale i dźwięk przywodzący na myśl przebijanie jakiejś błony. Najważniejsze jednak było, że na dobre przestała działać.

- Robin! Owen! - krzyknął.

Gdzieś musieli tu być. A czas zaczynał im się kurczyć.




Postać, która jeszcze przed chwilą stała przed Robin, teraz zniknęła, a właściwie rozpadła się na małe kawałeczki. Obserwowanie tego procesu dało kobiecie dużo satysfakcji, jednak przeciwstawienie się wizji kosztowało ja mnóstwo wysiłku. Czuła wręcz, jakby przed chwilą przeniosła na swoich barkach stertę kamieni. Powoli osunęła się z powrotem na ziemię, spoglądając bokiem na Owena. Z policjantem nie było lepiej. Oddychał ciężko, a czoło gęsto zrosił mu drobny pot.

- Musimy… - zaczął, lecz nie dokończył, gdyż w sklepie coś donośnie huknęło.

Carmichell odruchowo skuliła się, dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że był to wystrzał z pistoletu. Kolejny raz zerknęła poprzez szparę w swojej kryjówce.

Mężczyzna, który dotychczas krążył po okolicy, teraz zwijał się z bólu, a jego totem leżał na ziemi. Było już pewne, że to właśnie ten przedmiot zsyłał na nią i Owena majaki. Behawiorystka zdała sobie sprawę, że znów może zebrać myśli, jak gdyby w jej głowie uruchomiły się zastane koła zębate.
Potrzasnęła głową, żeby przyspieszyć ich ruch.

- Owen? – zapytała. – Strzelałeś?

Gryffith wzruszył tylko ramionami, zaraz jednak wskazując na wnętrze sklepu jako takiego.

W polu widzenia pojawił się nagle Huw, który celując w rannego mężczyznę podszedł i butem rozgniótł odrzuconą kukłę. Ta wydała z siebie trzask, ale i dźwięk przywodzący na myśl przebijanie jakiejś błony. Najważniejsze jednak było, że na dobre przestała działać.

- Robin! Owen! - krzyknął.

- Huw? - zapytała Robin, ciągle szeptem, niepewna, czy to kolejna - dużo groźniejsza, bo mega realistyczna - wizja, czy w jakiś magiczny sposób jej znajomy przeteleportował się do ruiny sklepu. – ciii.. oni ciągle mogą tu być.

Rzuciła znów spojrzenie na Owena.

- Co widzisz? – zapytała szeptem.

Gryffith powoli wstał i zrobił krok do wyjścia z garderoby. Przez chwilę mrużył oczy jakby i on markował czy wszystko nie było aby kolejną fantasmagorią.

- Jak dla mnie całkiem rzeczywisty okaz Lwyda - mruknął z ponurym uśmiechem.

- Na ziemię gnoju, bo zabiję jak psa! - warknął Siwy kilkanaście metrów dalej, jakby dla potwierdzenia słów Owena.

Mężczyzna usłuchał. Krwawił na tyle mocno, że trudno było się spodziewać większego oporu.

- Jesteście od tych... świrów? - wysapał z trudem. - Cokolwiek wam powiedzieli… ahhh, kurwa! - syknął zaraz z bólu.

Huw zrobił dwa kroki do przodu i łapiąc broń za lufę uderzył leżącego w skroń

- Tak, jesteśmy od tych świrów - syknął, po czym krzyknął znowu idąc już w kierunku, w którym wcześniej mężczyzna manipulował totemem. - Robin, Owen, kurwa! Jesteście tu?

- Dobrze cię widzieć – Robin postąpiła krok do przodu. – Nie krzycz, jego… koledzy mogą być w pobliżu.

- Jeśli już nie są - wtrącił Owen, również wychodząc z ukrycia i kiwając głową na detektywa. - Musimy stąd spadać. I to szybko.

- Spadamy - potwierdził Huw szczerząc zęby. - Samochód jest w wąwozie - wskazał ręką kierunek. - Szybko! - ponaglił wychylając się ostrożnie na zewnątrz.

Robin przywołała psa i również zbliżyła się do wyjścia.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline