Nad wzgórzami rozległ się tryumfalny skrzek roka. Długie i mordercze starcie było skończone, kolejny obóz Żelaznych Kłów został zniszczony, acz tym razem koszt był większy niż dotychczas – Mikel, Rufus i Lawina leżeli bez przytomności wśród hobgoblińskich trupów, dopóki wezwana przez Jace’a Laura nie zrobiła użytku ze swojej magii. Pozostawieni u podnóża klifu jeńcy byli bezpieczni, pilnowani przez Voldana, którego pożyczony łom sterczał wbity malowniczo w czaszkę hobgoblińskiego strzelca, zrzuconego z klifu przez magiczny łańcuch. Bohaterowie nie musieli już siłować się z solidnymi kratami – w końcu u któregoś trupów na pewno można było znaleźć klucz do klatek. Krasnolud zaś rozpoznał kilku znajomków z Szybów Radyi i opowiadał im teraz o ostatnich wydarzeniach, zupełnie ignorując ostatniego żywego hobgoblina w okolicy.
W czasie gdy wiedźma opatrywała rany, z namiotu dowódcy powolnym krokiem wyłoniła się posiniaczona i wycieńczona kobieta o szarawej skórze i lekko elfich rysach, podtrzymywana przez gnomkę będącą w jedynie odrobinę lepszej kondycji. Bohaterowie z pewnym trudem rozpoznali w półelfce o drowich korzeniach Millennę, współpracującą z Łowcami traperkę, która jako jedna z ostatnich ukrywających się odwiedziła twierdzę Trevalay po jej odbiciu i równie szybko ponownie wyruszyła w teren, by zbadać sytuację na Pustych Wzgórzach. Po stroju gnomki można było wywnioskować, że także pochodzi z Szybów Radyi. Idąc, pobrzękiwała cicho przykutym do kostki kawałkiem łańcucha, zapewne świeżo rozerwanym.
- Jestem Nibbitz – powiedziała niepewnym głosem, jakby była gotowa do ucieczki - Czy… to jest misja ratunkowa? –