Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2021, 18:41   #220
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Wyprawa do piramidy


- Tiaa.. jesteś waleczna i nieźle sobie radzisz na tym drzewie, więc zadatki na Amazonkę masz... – nie wiedział czy zabrzmi to śmiesznie, ale spróbował dowcipu. Rozproszył tym samym natłok chmurnych myśli związanych z pełnieniem obowiązków nadanych mu przez Riverę. Miejsce i czas wydały się ku temu odpowiednie.

- Oddam wszelkie skarby za źdźbło nadziei dla kogoś niezmiernie ważnego, który został po drugiej stronie oceanu. – Sylvańczykowi na powrót wrócił poważny ton. – Właśnie... – zrobił minę jakby nagle sobie o czymś przypomniał. - Zojo, rozglądaj się proszę za kolorowym kwiatami, wielkości nawet główki kapusty, ponoć wabią one ptaki i karmią się nimi. Rosną wysoko na drzewach… Co tak patrzysz? Wiem to od tego badacza Hostero, a sprawa jest dla mnie śmiertelnie ważna.

Popatrzył jakoś tak tkliwiej w oczy wojowniczki i powtórzył z naciskiem:
– Śmiertelnie...

***

Wyjaśnienia Vvian rzuciły sporo światła na domysły Carstena. Kobieta wiedziała zaskakująco dużo o przeznaczeniu piramidy. Wzmianka o twardym podłożu między budowlami wydawała się niezwykle cenna w kontekście planowanej potyczki z siłami Jaszczurów. Ucieszyło go, że wejścia do piramidy są raczej ciasne i uniemożliwiają atak większej grupy z zasadzki. To też dawało do myślenia przy planowaniu przyszłych działań wojskowych. Tym jednak zajmą się już stratedzy i doradcy kapitana. On miał jedynie dostarczyć wiedzy o okolicy i siłach wroga. Niestety nadal liczbę jaszczurowatych mieszkańców mógł jedynie szacować. Rachunek jednak wydawał się większy, niż podejrzewali wcześniej. W miarę upływu dnia jaszczuroludzie stawali się jeszcze bardziej aktywni, co tworzyło złudne wrażenie, że jest ich więcej. A może tak było w istocie? Z punktu, w którym się znajdowali nie sposób było precyzyjnie tego ocenić.

Meda wykazała zrozumienie dla słów Eisena i wstępnie przystała na ten jego pomysł zmiany drzewnego posterunku, ale przedstawiła swój zamysł. Ryzykowna droga pośród koron drzew, nietutejszym wydała się karkołomna i rokująca kłopoty, a może nawet poważny uszczerbek, gdyby ktoś ześlizgnął się z konarów i zdradliwych lian, zwisających jak mosty nad przepaścią.


Z zadumy przed podjęciem decyzji wyrwały go słowa Kislevitki.
- Tam się chyba coś dzieje. - Zoja podniosła głowę do tej pory leniwie opartą o pień drzewa.

Ochroniarz, mrużąc oczy, powiódł wzrokiem w stronę piramidy. Kobieta miała rację. Grupa niskich gadzin poruszała się w stronę szczytu, z daleka wyglądali, niczym ruchliwy owad wędrujący po pniu drzewa. Do tego skrzydlaty Terradon majestatycznie krążył nad wierzchołkiem i wylądował poza zasięgiem ich obserwacji. Przynajmniej z miejsca, gdzie się aktualnie znajdowali.

- Może więc zaryzykujemy i spróbujemy przenieść się w dogodniejsze siedlisko? Mamy kilka godzin do zmierzchu, warto odważyć się na tę przygodę. Potrzebuję ochotników. Dla marynarzy te pnącza i konary to prawie jak balansowanie na linach i rejach, prawda? A ty Zoi jesteś gotowa podjąć wyzwanie?

Spojrzał również na Medę, która bez trudu wyczytała z mowy ciała, że sam ochroniarz jest zdecydowany na brawurowy czyn, by spróbować znaleźć lepsze miejsce na ogląd budowli, a przy odrobinie szczęścia dostrzec coś, co wydatnie zwiększy szansę na powodzenie wyprawy. Kilkugodzinne trwanie w jednym miejscu do zmroku, wydawało się marnotrawieniem nadarzającej się okazji. A tego Carsten nie miał w zwyczaju…

Uśmiech wykwitły na ustach hebanowej dzikuski potwierdzał akceptacje zamierzeń zwiadowców i jej gotowość do pomocy.

***

- Jakieś rady dla początkujących? – skierował pytanie w stronę Medy, za pośrednictwem Togo, kiedy już pozbywszy się ciężkiego płaszcza, rozcierał dłonie, owinąwszy pierwej przedramię oplotem dzikich pnączy. Pociągnął je kilka razy, jakby nie dowierzając, że mogą unieść jego ciężar. Szykował się do szalonego skoku w dominującą gęstwinę zieleni. Czekający na swą kolej współtowarzysze obserwowali go czujnie, miny mając nietęgie. Amazonka odrzekła coś naprędce w narzeczu swego plemienia.

- O tak, tak! Mówi ty uważać, by nie spaść!– wyszczerzył się Pigmej, w swoim stylu zanosząc się bliskim obłąkania rechotem.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 15-11-2021 o 19:03.
Deszatie jest offline