Olbrzymi ptak w podskokach przemieszczał się po polu świeżo co zakończonej bitwy, raz po raz wydając z siebie brzmiące jak godowe zaśpiewy. Zaklęcia natury ustabilizowały rannych, czekających na pomoc Laury.
Dopiero wtedy Hannskjald wrócił do swojej humanoidalnej postaci. Widok barczystego krasnoluda, zakutego w zachlapaną krwią zbroję ze smoczych łusek kłócił się z jemiołą wplecioną w brodę i z sekundy na sekundę coraz spokojniejszym głosem.
- Szczęśliwie, tak - odpowiedział druid, jednocześnie pozdrawiając Millennę gestem wędrowców witających się na szlaku - Wypatrzyliśmy ten obóz szukając ludzi porwanych z Szybów Radyi. Choć nie tak miało to wyglądać - oszczędnym ruchem głowy wskazał na pobojowisko
- Co powinniśmy wiedzieć już teraz? O podniebnych patrolach wiemy - krasnolud czuł że jego pytania były przesadnie praktyczne wobec ciężkich przeżyć obu kobiet, ale zawsze miał problem ze złożeniem słów w bardziej miękkie kształty
- Dobrze trafiliście, bogom niech będą dzięki - powiedziała gnomka z wyraźną ulgą - W namiocie są dzienniki wojenne dowódcy, wziął mnie jako skrybę i podnóżek - skrzywiła się na to wspomnienie - Znaleźliście te strony, które wyrwałam i zostawiłam w Szybach?
- Trzy. Dzięki temu wiedzieliśmy gdzie was szukać - druid uważniej przyjrzał się gnomce. Faktycznie, nie zastanowił się głębiej jak się tam znalazły. Gdyby ją złapano...
- Więc wszyscy tutaj zawdzięczają ci swoją wolność -
-Dobra robota…. My jesteśmy Mścicielami z Pheandar, może miałaś już okazję o nas usłyszeć - uśmiechnął się Rufus wyciągając rękę do gnomki. Nie był jeszcze zupełnie w dobrym stanie, ale magia druida i wiedźmy zaleczyła już najgorsze rany. Nie do końca poszło zgodnie z planem, ale grunt że zwyciężyli, prawda?
-I dobrze ciebie tu też widzieć Milenno… tak daleko się sama zapuściłaś? - przyjrzał się z ciekawości poł-elfce o egzotycznej urodzie.
Rudobrody krasnolud pogrzebał chwilę w sakwie i podał żelazną fiolkę traperce. Odkorkowana mikstura zaśmierdziała gotowanym błotem - tak jak inne druidzkie napary które mieszkańcy fortu zdążyli wcześniej poznać.
Krasnolud ocenił stan traperki i gnomki i wziął się do mieszania kolejnych wzmacniajacych ziół.
- Idziemy przejrzeć co warto zabrać - przez "my" Hans miał na myśli siebie i Lawinę. Olbrzymia pantera wciąż lizała magicznie zaleczone rany
- Bo tych co będą iść do fortu czeka ciężki marsz, a bez ciepłych okryć to w ogóle tam nie dojdą -
Kto jak kto, ale druid akurat znał się na przetrwaniu na szlaku, a i oko miał bystre. Jako że zaplanowany szlak odwrotu i tak początkowo odchodził od pola walki dolinami, znosił znaleziska na brzeg urwiska. Nie ograniczał się do tego co natura podpowiadała mu jako magiczne - wszak dopóki uciekinierzy podróżowali z nim mógł im zapewnić jadło i wodę, ale od pewnego momentu będą potrzebowali radzić sobie sami. Szykował więc dla każdego pakunki ubrań i zapasów na przemarsz do Travelay dość litościwie oceniając siły dopiero co uwolnionych ludzi.