Po zejściu na dół drużyna znalazła się w krótkim korytarzu kończącym się drewnianymi drzwiami.
Kallel wyczuł natychmiast dochodzący zza nich delikatny zapach człowieka i kilku zwierząt.
— Uwaga! — szepnął, stając w miejscu.
Powoli wycofał się razem z innymi do drabiny i wyjaśnił, co wyczuł za drzwiami.
— Czujesz ich obecność, czy to pozostałości po bytności? — zapytał cicho Varel. — Wypijcie mikstury, wzmocnią waszą skórę podczas walki. Mogę wrzucić tam patyk dymny, żeby odwrócić uwagę.
— Błagam, bądźmy ostrożni — wyszeptała lekko zaniepokojona Dae.
Następnie pomodliła się do Sarenrae, dzięki czemu udało jej się całkowicie zasklepić rany poturbowanego przez gruz
półelfa.
— Są. Patyk będzie przeszkadzać też nam? — spytał Kallel.
— Jedynie utrudni widoczność, ale nam też — odparł elf. — Skoro element zaskoczenia już straciliśmy, mogą stać przy drzwiach i uderzyć kiedy tylko wejdziemy. Jeśli rzucę go na progu, będziecie mogli z Melielem wbiec do pomieszczenia w miarę bezpiecznie.
Kallel skinął głową, przygotowując się do wejścia.
Kiedy
kotolud uchylił drzwi i wbiegł do środka, zręcznie unikając potknięcia na rozlanym oleju, dostrzegł w północnej części pomieszczenia unoszącą się metalową kratę, zza której warczały i szczekały na niego cztery dobrze zbudowane psy. Po chwili otoczył go gęsty obłok wydostający się bomby dymnej i dołączyli do niego pozostali towarzysze, którym również udało się uniknąć poślizgnięcia. W tym samym momencie w kierunku
barbarzyńcy ruszyły rozjuszone zwierzęta…
Wbiegającej do środka reszcie drużyny również udało się nie potknąć na celowo rozlanym oleju. Chwilę później krata uniosła się do końca i z wnęki wybiegły cztery rozszalałe bojowe ogary, atakując najbliżej stojących
Meliela i
Kallela. Pośród dymnej zasłony i pod błogosławieństwem Kwiatu Jutrzenki zesłanym na prośbę
Dae, dwaj bohaterowie toczyli zażarty bój z wściekłymi psami.
Kotoludowi nie szło zbyt dobrze, zdołał tylko zranić jednego z napastników, nim został brutalnie pogryziony aż do utraty przytomności.
Łowca z kolei trzymał się całkiem nieźle, powalając jednego z psów i odnosząc przy tym zaledwie draśnięcie. Największe spustoszenie spowodowały jednak elektryczne łuki ciskane przez
Varela. Zdołał on powalić dwóch oponentów, a trzeciego poważnie ranić. Ostatni pies padł z rozłupaną czaszką, uśmiercony przez przywróconego do zdrowia przez kapłankę
barbarzyńcę. Krótka, acz intensywna i pełna emocji walka skończyła się spektaktularnym zwycięstwem bohaterów.
Po walce poszukiwacze przygód zorientowali się, że znajdują się w komnacie oświetlonej pojedynczą, migoczącą pochodnią.
Dae wyciągnęła z torebki osobliwą, świecącą rybę, dzięki czemu rozproszyła okoliczny mrok i pozwoliła drużynie dostrzec detale otoczenia w pełnej krasie. W południowej części pomieszczenia znajdowały się beczki i stosy przypadkowo ułożonych małych skrzynek. Naprzeciwko przybyszy były mocne drewniane drzwi z żelaznymi okuciami, z kolei północna strona pokoju była pusta. Była tam tylko uniesiona żelazna brama osadzona na środku muru, za którą wcześniej zamknięte były psy strażnicze, z którymi dopiero co udało im się uporać. W powietrzu wisiał ciężki odór dymu i wilgotnej, psiej sierści.