Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2007, 10:03   #318
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Brujah w milczeniu oczekiwał reakcji obdarzonego niezwykłymi oczami wampira na słowa Thomasa. Marcel w myślach sam siebie beształ za to, że w zasadzie nie wiedział co teraz robić. Uświadomił sobie, że czasu na zastanowienie, zanim napadli na powóz mieli może tyle ile potrzebowało serce spokojnego śmiertelnika, by wybić tuzin może dwa uderzeń. Najczęściej Marcel potrzebował i poświęcał na planowanie mniej czasu - teraz jednak nie dość, że to Gangrel zareagował pierwszy, to jeszcze przejął inicjatywę w pertraktacjach. Thomas zdecydowanie go irytował, co zapewne przez chwilę odbiło się wyraźnie na twarzy olbrzymiego Kainity. Coś było nie tak...

Przyjrzał się napotkanemu wampirowi. Wyglądał na wielce zniesmaczonego - Marcel pozwolił sobie uznać go chwilowo za Toreadora, Ventrue zapewne bardziej by się powstrzymał przed taką ekspresją, ale Toreador... ciekawe tylko czy bardziej odrażający był obecnie ich wygląd czy zapach też. Faktycznie, zmysł powonienia Brujaha ciągle był bombardowany echem doznań, jakie dostarczyła zeszłej nocy wilkołacza krew, co ciągle przytępiało jego doznania - jednak mógł w ciemno zakładać, że zapach, jaki rozsiewa wokół roztaczał wokoło zaiste zwierzęcą "aurę". "Torreador" pewnie będzie wolał być zakołkowany niż jechać z taką ferajną w powozie. Bachor nie narzekał ostatnio pewnie tylko dlatego, że był lekko "przybity" a Milla...

Twarz Marcela przez chwilę wyrażała zapewne coś miedzy reakcją na podstępnie zadany od tyłu cios tępym narzędziem a zniesmaczoną miną wioskowego głupka na wspomnienie katechizmu, którym go męczono w szkółce niedzielnej. Przez umysł Brujaha z wolna przebijała się zaskakująca jego samego myśl. Normalnie nie miałaby szans, ale tym razem widocznie płynęła naprawdę z głębi jego duszy, bo można by rzec rozbijała się przez wszystkie zapory łokciami.

Ja mam wyrzuty sumienia? - zapytał sam siebie. Spodziewał się wściekłości, że zawiódł, że zginął ktoś, kim miał się opiekować, powinien ogarniać go szał na samo wspomnienie swojej nieudolności. Zamiast tego potwór, drapieżnik, wilk w owczej... drapieżnik z krwi i kości w każdym calu... nie czuł nic innego jak zwykłe wyrzuty sumienia i żal. Coś w nim pękło, może czas był przemyśleć to wszystko...

-Ekhm... Nie wyglądam na szlachetnie urodzonego, więc nie będę go teraz udawał, swoją prośbę sformułuję prosto. Lupini grasują w tym zapomnianym przez Boga lesie, z trudem ich uniknęliśmy gdyż wyraźnie są na łowach. Nas jest trójka, twoje konie panie są zaiste w dobrej formie a powóz w dobrym stanie - wynośmy się stąd wszyscy i to szybko. Na pewno nie ufasz nam tak jak my tobie, ale jeśli mamy skoczyć sobie do gardeł to proponuję poczekać z tym na bardziej sprzyjające warunki. Gdybyśmy chcieli zwady walka już by się rozpoczęła... Proszę cię w imieniu moim jak i moich kompanów o udzielenie pomocy w dostaniu na dwór pana tych ziem. Jeśli zechcesz odmówić ostrzegam sumiennie, że nie mamy nic do stracenia by rozpocząć z tobą panie walkę tu i teraz... - przez chwilę Marcel sam dziwił się swojej improwizowanej na potrzebę chwili elokwencji. Jeszcze zeszłej nocy powiedziałby, że wyjątkowa sytuacja wymusza na nim wyjątkowe jak na niego działania, tej nocy nie był pewien po prostu niczego. Co gorsza, nie czuł w ogóle wściekłości z tego powodu, a przecież sam fakt takiego odczucia powinien Brujaha przyprawiać o napad szału... Czyżby coś w nim... zdechło?
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 04-09-2007 o 10:05.
Ratkin jest offline