Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2021, 09:17   #2
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Przy całej sympatii jaką Korin czuł do świata, zwłaszcza po kilku głębszych, jakoś nie znalazło się miejsce dla Gabriela Vissera. Visser był nuworyszem i tak się zachowywał. I tak działał. I działał tym działaniem Korinowi na nerwy. Tyle, że płacił zacnie, rozliczał się sumiennie i w zasadzie nie można było mu nic zarzucić. I to też działało Korinowi na nerwy. Podświadomie, niemal nie mogąc wytłumaczyć swoich irracjonalnych przeczuć, czuł że Gabriel jest gorszą kanalią niż każdy z nich. I to z tych najgroźniejszych. Bał się go chyba trochę co nie przeszkadzało mu dlań pracować i czerpać z tej pracy całkiem pokaźne zyski. O niebo lepsze niż ze swoich żonglerskich popisów.

Korin Bielau, nazywany przez kolegów „Szczur” od tego że wciśnie się w każdą szczelinę i przetrwa wszystko, wcześniej żył ze swego wygimnastykowanego ciała, podświadomego czucia przestrzeni i zręcznych palców. Z żonglerki i akrobatyki. Swoich popisów dokonywał na licznych placykach, w oberżach, zamtuzach, karczmach i kupieckich domach. Kilka razy nawet na rozhuśtanym pokładzie pełnomorskich żaglowców, które zawijały do Marienburga. Z małpią zwinnością potrafił fikać koziołki, ciskać kolorowymi kulami, bawić gawiedź i dostojnych widzów popisując się rzucaniem noży w różne wskazywane cele. Czasami nawet z zawiązanymi oczyma. Zwykle trafiał w to co planował, ale było swego czasu, zwłaszcza po długim pijaństwie od czego nie stronił, kilka wypadków. Nieszczęśliwych. Bo z tych kilku tylko dwa były faktycznie celowe, zaplanowane. Dość powiedzieć, że musiał czasami na dłuższy czas zniknąć a żyć przecież trzeba. To właśnie w takiej trudnej chwili, kiedy grunt się mu palił pod nogami, poznał Gabriela. A ten poznał się na jego talencie. Tak rozpoczęła się współpraca, która trwała do dziś. A zaowocowała kilkoma nocnymi wizytami w domach tych, którym zdawało się, że kraty w oknach na parterze i opłacanie własnych ochroniarzy gwarantuje im bezpieczeństwo i bezkarność. Cóż, ludzie uczą się na błędach. Nocne wspinaczki i włamy nie były wszystkim, czym teraz popisywał się Korin w służbie u Gabriela. Nadal dokazywał żonglując, tyle że teraz o wiele częściej żonglował nożami. Albo informacjami. Odpowiednie słówko szepnięte odpowiedniej osobie w odpowiedniej chwili potrafiło siać w mózgu ofiary nie mniejsze spustoszenie niż ostrze stali wbite głęboko w oczodół. Cóż, Korin nie wybierał sobie celów na chybił trafił. Zwykle robił to, co uzgodnił z chłopakami których poznał u Vissera z którymi chodził „na robotę”. Z którymi później, lub wcześniej, pił i bawił się. Którzy po trosze, zastąpili mu brakującą rodziną. Tak było i tym razem.


***

Wyraźnie skacowany, wypluty nieco, „Szczur” smarknął w palce po czym z zainteresowaniem spoglądał na zielonego gluta, jakby doszukiwał się w nim jakiejś głębszej treści. Nie zrażony zniesmaczonym spojrzeniem Rocco zlepił dwa palce i rozkleił bawiąc się flegmą dla zabicia czasu. Chłopaki rozłożyły się pośród paproci obsadzając trzy zwalone pnie tak, by nie moczyć portek na podmokłej ziemi. Korin wytarł w końcu palec w liść jakiegoś krzaku mrucząc do niego swoim niskim głosem pieszczotliwie - Tu se siednij. - Powiódł wzrokiem po chłopakach. Każdy z nich był „specjalistą” w swoim fachu. Lepszym, bądź gorszym. Ale łączyła ich od dawna współpraca z Gabrielem, jechali więc na jednym wózku.

-Za dużo tu niewiadomych, za mało informacji. - zagaił cicho a widząc potakiwania kontynuował - No bo tak, nie wiemy ilu ich tam jest w środku. Wiemy, że starają się trzymać warty, czyli ktoś im to kazał. Profesor? Wątpię. On się zajmuje czymś innym. Mają psy? Oby nie mieli, bo jak tak to … będzie trudniej. Musimy ich poobserwować z ukrycia. Teraz kolej „Chudego”, jak wróci to będziemy mądrzejsi. Ja obejdę sobie tę ich faktorię i pooglądam z każdej strony, zobaczę, może jest inne wejście. Tak czy siak musimy ustalić wstępnie jakiś plan. Poszedł bym nocą, bo to człowiek wtedy mniej czujny, zwłaszcza jak nie spodziewają się kłopotów. Z dwóch stron, dla pewności. Można by próbować wywabić straże, ale wiecie to na dwoje babka wróżyła. Może się nabiorą, ale może wzniecą larum i skryte podejście pójdzie w pizdu. No więc raczej dyskretne pozbycie się strażników. No a potem do środka. Wejść wejdę, tu nie ma obaw, tylko że jakby zrobiło się zamieszanie jakie, to może by Profesorek został sam a wtedy byśmy go z Rocco capnęli, zajebali, wzięli papiery i hyc przez okno…

-Jak ich więcej zostanie na straży, to nic z tego nie wyjdzie i będziemy w pułapce. - Rocco zawsze bardzo dbał o swoją skórę. Cóż, wiele więcej nie miał do stracenia bo zadłużony był u różnych buków na setki, jeśli nie tysiące.

-Fakt, ale rozważyć taką ewentualność trzeba. Można by zrobić zamieszanie podpalając budynek, no ale Gabriel pierdolił coś o tych jakichś papierach, że to ważniejsze nawet. Jak na mój gust to ogień by im mógł nie posłużyć.

-Bez ognia.
- powiedział krótko Bernold. Pokiwali głowami ze zrozumieniem. Miał prawo nie lubić ognia.

-Albo inaczej, podpalić budynek i wyłuskiwać po kolei tych co będą wyskakiwali salwując się ucieczką. Bo…

-Bez ognia! Zamieszanie tak, ale bez ognia.


-Dobra, dobra, jasne, bez ognia. - Korin pojednawczo uniósł w górę dłonie po czym zastanowił się raz jeszcze. - Dobra, ale ruszamy nocą. Tak po trzecim zegarze? No, najlepiej ustalmy obserwując jak często zmieniają się straże. Uderzymy na nich gdy będziemy pewni, że odwach się ułożył już do snu. Tamtym też minie otrzeźwienie ruchem i pewnie zaczną kimać. Ja się zgłaszam, wiadomo. Ale do mokrej roboty nadała by się pomoc. Który?

Korin zawiesił to pytanie w próżni. Wiedział, że do takiej roboty pewnie pierwszym wyborem był on. W nocy poruszał się równie sprawnie jak za dnia, lubił i umiał pracować w cieniu a ostry nóż, jeden z rodzinki mieszkającej w jego bandolecie na piersi, powinien poradzić sobie ze strażnikiem lub dwoma. Ale chłopaki przecież też mieli ukryte talenty. I nie chciał im narzucać niczego. Mokra robota zawsze pachniała trupem, nie zawsze cudzym.

-Ale jak podniesie się harmider to ruszajcie na pełnej kurwie, bo ich tam więcej siedzi i może mi braknąć kozików. - zażartował. Ale tak po prawdzie nie żartował. Tylko współpraca i pewne wsparcie druhów w takich akcjach gwarantowało ich skuteczność.

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline