Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2021, 18:51   #56
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Choć czasem zawrze krew
Nie czyń temu wbrew

Z nauk Sicheii



Otoka poruszyła Molsuli chociaż nie piastował w niej większej roli i daleki był od wyznawania Kaytulowej wiary. Nie potrafił jednak lekce sobie ważyć natężonej mocy aytheru, któren szczypał jego ciało i kłuł niczym igły kolcowija. Jakkolwiek by nie pochwalał wyboru ofiar i obrzędu natury okrutnej, wiedział, że tak odwieczny zwyczaj łowów nakazuje. Jucha obficie miała splamić i naznaczyć wybrane oblicza, a im trybut cenniejszy wtedy niechybne powodzenie nagonki wieszczył. Nuty guślarz podchwycił, co misterium towarzyszyły i dał się ponieść tej pieśni krwi, co i jego istność wyznaczała. Tutejsi widać pojmowali wagę i znaczenie rytuału, ryk co z gardeł mężów kolejno się dobywał siłę miał im zaszczepić, obawy przegnać i zwiastunem być lepszych dla rubieżan czasów.

Aranaeth mimo swego obcego pochodzenia, czuł się teraz niejako spowinowacony z tą gromadą, wyrokiem losu, na który nie miał wpływu. Na równi z innymi łowcami odpowiadał za przyszłość, jaka osadę czekała. Jednako to brzemię nie wyzbyło w nim pewnych wątpliwości, które w sercu i duszy nosił, a wobec kumów utajał. Czy je przezwycięży i poświęci w pełni polowaniu na wioskowego otroka, tajemnicą pozostawało, również dla jego samego…


Stawił się wezwany Molsuli jako i inni łowcy, mimo oćmy panującej, co żadną przeszkodą dla jego zmysłów być nie mogła. Miejsce zebrania nieomylnie znalazł, wydatnie mu w tym pomogły gymroka brużdżenia i woń jaka od skalanej błotem, liszajowatej skóry biła. Włosy Aran miał spięte rzemieniem, co bardziej uwydatniło jego oblicze, dotąd skryte za zasłoną czarnych kosmyków. Znamionowało ono prócz pewnej łagodności, niezłomność rysów ściegiem surowym podszytą. Oczy, które mogły więcej rzec o jego naturze, nadal spowijał mleczny ocień, co jeszcze bardziej charakter taił. Świeże ślady czoło jeszcze plamiły, żywą pamiątką Otoki będąc. Odziany był tropiciel nad wyraz skromnie, w wełnikową kapotę, co od ziąbu i wilgoci go chroniła, buty zszyte dratwą w wywarze żywicznym umoczoną i woskiem kleistym natłuszczone. Znad pleców wystawało rogowe łuczysko, zaś poręczna sakwa ramię opasywała. Przy boku nie dało się nie zauważyć pordzewiałego ostrza, co kształtem swym jatagan przypominało. Obojętny wyraz twarzy tropiciela sprawił, iż niełatwo było przeniknąć jego zamiary i poznać czy jeno z obowiązku, czy inszą przyczyną wiedziony w drużynie łowców stanął.

- Słyszałżem i wy pewnie takoż o pustelni, co śród moczarowisk się kryje. Trop to może być słuszny, bowiem chłopięcie bezradne mogło tam kryjówki szukać, gdzie jego ociec bywał. A pokutnik żadną miarą schronienia mu przecie nie odmówi. - wyrzekł oschle Molsuli to, co mu na myśl przyszło kiedy dumał nad podjęciem pierwszych kroków.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 25-11-2021 o 04:41.
Deszatie jest offline