Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2021, 21:55   #17
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
WIADOMOŚĆ OGÓLNA

W tej kolejce uznałem, że dla zmniejszenia chaosu najpierw dojdzie do spotkania Ryana i Johnniego i wymianę przez nich kilku zdań, a dopiero później dołączy do nich James (w kolejnej kolejce o ile taka będzie deklaracja). Zachęcam, żeby Elenorsar w tej kolejce odniósł się nie tylko do wrażeń Jamesa odnośnie tych trzech zajęć jakie upłynęły o poranku oraz do ogólnej oceny japońskiego architekta (poznanego przecież przez niego wcześniej), ale i ludzi związanych z budową domu w stylu japońskim. Kogo tam poznał, jakie na nim zrobili wrażenie i ilu ich jest. Oczywiście z racji na spore fundusze roboty nie zatrudniono tam nikogo kogo szacowny obywatel Nowej Anglii mógłby nazwać "podejrzanym". Henry jaki jest taki jest pod względem intelektu, ale to wysoce zdyscyplinowany pracownik o nadzwyczajnym talencie. Nie wszyscy z nich są utalentowani, ale wszyscy mają nieposzlakowaną opinię przynajmniej w środowisku budowlańców (część z nich mogła być ściągnięta z Bostonu, ale większość jest z Arkham). Sama budowa znajduje się przed etapem zamknięcia budynku: nie ma drzwi, nie ma okien i zasadniczo nie ma wykończenia wnętrza.

NOC, DOM FLANAGHANA

James Davis, Ryan Flanaghan:
Skradzione książki nie przedstawiały nadzwyczajnej wartości. Z wyjątkiem jednej każda z nich była popularna i nowe, a ich kopii było pełno w nawet najlichrzych, miejskich księgarniach. Wyjątkiem był zbiór poezji o niemalże bluźnierczo dziwacznej treści, ale i to było nowoczesne wydanie, a nie żaden starożytny rękopis. Wartość pieniężna zbioru prawdopodobnie nie była większa niż jej wartość estetyczna i oscylowała bardzo blisko zera. Pojawiła się również teoria o ostrzeżeniu mającym zburzyć spokój ducha Ryana. Wydawało się, że ten jakże arcynikczemny cel został osiągnięty. Poczucie bezpieczeństwa zostało zbrukane tym dziwnym gwałtem na własność prywatną, w której występowały trzy niecodzienne elementy (no, przynajmniej jeśli chodzi o światową historię kradzieży z włamaniem): skradzione książki (jak wydawało się i co należy powtórzyć) nie wyglądały na cenne, nie było śladów włamania, a do tego w bibliotece zapanował ze wszechmiar ohydny i bezbożny smród rozkładających się zwłok. Żadnych zwłok nie znaleźliście w biblioteczce, choć ją dokładnie sprawdziliście. Jedynie co to spostrzegliście trochę piachu przy regale, z którego zniknęły książki. Piach był również w pobliżu biurka. Wzrokiem lub węchem nie mogliście odnaleźć źródła smrodu i w końcu wykluczyliście każdy zakamarek gabinetu. Rozpoczęliście wspólnie otwierać okna w celu przewietrzenia, gdy nagle James Pozostała jedynie zamknięta szuflada w biurku, do której Ryan nie miał klucza - węchem jednak można było zweryfikować, że nie było to źródło smrodu. Rozpoczęliście wspólnie otwieranie okien, gdy znienacka James wyjawił swoją najnowszą i, jak wydawało się, najdzikszą teorię: wasz antagonista nadal znajdował się w domu i to w którejś z sypialni! Wybiegł na korytarz, a później Ryan jedynie słyszał jego tupanie po schodach.

James:
Otworzyłeś ledwo jedno okno zwracając uwagę na ich dziwaczną konstrukcję, ale twój umysł zaprzątało jedno, być może najważniejsze pytanie tej niepokojącej nocy, jak włamywacz mógł wtargnąć do budynku nie pozostawiając żadnych śladów? Wtem w twym umyśle zagnieździła się nadwyraz niepokojąca myśl, że być może bramą dla nikczemności była jedna z nieużywanych sypialni. Natychmiast pomknąłeś tam mierząc do cieni ze swego wiernego pistoletu. Systematycznie zaglądałeś do każdego z pokoi na piętrze. Nigdzie nie było czuć żadnych trupów, a zwykły zapach w miarę wietrzonych, aczkolwiek nieużywanych pokoi. Wszędzie okna były pozamykane, a nic w nich nie było ruszone. Mniej więcej znałeś ich wygląd, bo wcześniej Ryan pokazał ci je i dał do wyboru. Niestety nie udało ci się rozwiązać tej zagadki, ale przynajmniej nie musiałeś mierzyć się z kimś cuchnącym zgnilizną. Powróciłeś do gabinetu.

Ryan:
Po błyskawicznym opuszczeniu gabinetu przez Jamesa pozostałeś całkiem sam w upiornie śmierdzącym pomieszczeniu. Niewiele myśląc kontynuowałeś plan wywietrzenia odoru śmierci. Pomimo grozy, która wciąż mogła czaić się w pobliskich krzakach pootwierałeś okna, do których był dostęp.
Ryan (Mechanika 10%), rzut: 64
Po chwili po smrodzie pozostało jedynie niepokojące wspomnienie połączone na zawsze ze skradzionymi, pięcioma tytułami. Napiłeś się nielegalnego alkoholu i zmrużyłeś oczy. Niczego niepokojącego nie dostrzegłeś natomiast doszły twych uszu jakby szczekanie psów. Nie było to jednak zwykłe szczekanie jakiego mógłbyś spodziewać się od dwóch, czy trzech "kłócących się" psów. Było ono bardziej modulowane jakby posiadało jakieś ukryte znaczenie. Po chwili ocknąłeś się z tych dziwacznych myśli. Cała ta sytuacja rozstroiła twoje nerwy. Nawet nie zwróciłeś uwagi jak szybko orzeźwiające powietrze zastąpiło jeszcze niedawną woń ostatecznego przeznaczenia ciała ludzkiego. Prawdopodobnie nastąpiło to bardzo szybko, bo gdy James wrócił do gabinetu to sam zauważył, że smrodu już nie ma i można zamknąć okna.

James, Ryan:
Pozamykaliście okna, wypiliście po łyku alkoholu i chwilę pogrzaliście się przy piecu kaflowym. Później poszliście spać. Przezornie zamknęliście się na klucze w swych sypialniach pozostawiając w pogotowiu broń palną. Przed zaśnięciem Ryan spojrzał na swój zegarek kieszonkowy: 2:00. Przez około godzinę zajmowaliście się dziwnymi hałasami i jeszcze dziwniejszymi zapachami. Nie było już więcej niespodzianek. Dalsza część nocy i poranek nie wyróżniały się niczym szczególnym. Pięciu książek rzeczywiście brakowało w gabinecie, nie przyśniło się to wam. Butelka do połowy pełna i w połowie pusta pozostała na stoliku w salonie. (ciąg dalszy niżej)

NOC, TYMCZASOWY POSTERUNEK POLICJI
ARKHAM-WOLFSBURG


Johnny G. Goodman:
Niestety twój kompan spod celi niezbyt był chętny do dalszych rozmów. Co prawda bełkotał jeszcze jakieś sylaby i słowa, ale dowiedziałeś się jedynie, że ma żonę i dwójkę dzieci i ktoś z czerwonymi oczami zagraża całemu światu. Szeptał coś o złu, które wciąż go obserwuje, żeby nagle krzyknąć o przeklętym pokoju. W pewnym momencie zaczął się modlić i wydawało się, że to go uspokoiło. Położył się na biurku, na którym do tej pory siedział i zamknął oczy. Niestety po chwili znów zaczął wierzgać rękami i nogami, że zsunął się i spadł na podłogę. Przytrzymałeś go nogą dzięki czemu nie doznał większych stłuczeń. Na podłodze nadal trochę wierzgał się, a następnie rzeczywiście znieruchomiał i zasnął kontynuując swe szepty, ale już w języku włoskim. W tamtym momencie irlandzki policjant otworzył drzwi celi i przyjrzał się wam. "Pierwsza w nocy. W końcu zasypia." - powiedział do siebie z pewną dozą troski po czym groźnie spojrzał na ciebie i bez słowa zamknął drzwi. W celi przebywałeś wówczas pewnie tak jakoś ponad pół godziny, przynajmniej wiedziałeś, że tej nocy i tak nie dotarłbyś na miejsce oddać przesyłkę w odpowiednim czasie.
Johnny (Psychologia 40%), rzut: 15 (zdany trudny test to jest 1/2 Psychologii)
Mężczyzna był ekstremalnie przestraszony przez złego houngana albo kogoś w tym rodzaju. Biali raczej używali określeń "wiedźma", "szaman" albo "czarownik". Wyglądało na to, że sterroryzowany Włoch był pod wpływem nikczemnych sił od dłuższego czasu i aktualnie jego psychika kompletnie załamała się. Podobno tego typu ludzi można zamienić w posłuszne zombie, ale jeśli taki był cel złego houngana to raczej nie powiódł się skoro ofiara została zatrzymana przez policję i prawdopodobnie skończy w przytułku dla umysłowo chorych. Nie masz pojęcia, czy Włoch otrząśnie się ze stanu, w który został wprawiony. Jego umysł i dusza doznały potężnego ataku. Masz przy sobie jakieś dżudżu? Jeśli tak to jak wygląda? Wierzysz w takie rzeczy? A może chcesz odstąpić swoje dżudżu temu biedakowi? Noc minęła bez dalszych niespodzianek, po prostu zasnąłeś i zbudziłeś się o poranku. (ciąg dalszy niżej)


PIĄTEK, 16 LIPCA 1920, ARKHAM

James Davis:
Pomimo nocnej przygody nie miałeś żadnych problemów z dotarciem na pierwsze zajęcia na Uniwersytecie Miscatonic, które rozpoczęły się o 8:30, kolejne o 9:45, a ostatnie o 11:00 i skończyły się godzinę później. Później miałeś zamiar sprawdzić, czy twoja obecność na budowie nie będzie mimo wszystko wymagana (lubiłeś ćwiczyć język w rozmowie z japońskim architektem - pracującym na budowie również jako konsultant japońskiej inżynierii), choć według planu akurat w dniu dzisiejszym tłumacz nie miał być potrzebny. Czy coś szczególnego zapadło ci w pamięci w czasie tych trzech zajęć? A jak oceniasz samego japońskiego architekta? Jak prezentuje się? Polubiłeś go, czy jest raczej dla ciebie obiektem pomagającym ci w rozwijaniu umiejętności językowych? Jak ma na nazwisko? W momencie, gdy miałeś opuścić Uniwersytet Miscatonic i udać się gdziekolwiek chciałeś to na korytarzu zaczepił cię jeden z pracowników japońskiej budowy. Odrobinę tępy, ale zdyscyplinowany osiłek imieniem Henry obdarzony jednak zadziwiającym darem dokładnego wymierzania kątów bez pomocy jakichkolwiek przyrządów.
- Panie Tafiss, proszę ze mną. Tam pan Chikao potrzebuje tłumacza. - nie bardzo rozumiałeś jak ten robotnik, z krwi i kości niewątpliwie miejscowego pochodzenia, mógł przekręcić twoje nazwisko, a imię waszego japońskiego gościa wypowiedzieć w zgodzie z japońskimi akcentami. Jeśli wypytałbyś Henryego o co chodzi to ten wie jedynie, że coś skradziono z budowy, zaalarmowano o tym pana Chikao zapominając, że dziś masz wolne, i teraz zrobił się podwójny problem, bo pan Chikao bardzo chce rozmawiać z policją, a nie ma jak. Okazuje się, że jesteś potrzebny na miejscowym posterunku policji w Arkham-Wolfsburg. Oczywiście jesteś wolnym człowiekiem i możesz odmówić prośbie Henriego.

Ryan Flanaghan:
Jak okazało się: brać wolne od pracy to nie taka prosta sprawa. Akurat, gdy dotarłeś rano do gabinetu to twoja pomoc była niezbędna przy nagłym pacjencie z dość ciężkimi obrażeniami. Dopiero jak sytuacja uspokoiła się to opowiedziałeś o swojej nocnej przygodzie i usprawiedliwiono twoją dalszą nieobecność w pracy. Właściwie z kim pracujesz? Polubiłeś tam kogoś spośród medyków albo pielęgniarek? Później udałeś się do sklepu i kupiłeś sobie pistolet. Wydaje się, że trochę przepłaciłeś, ale czymże są pieniądze, gdy chodzi o poczucie bezpieczeństwa. Ani się obejrzałeś jak wybiło na zegarze południe, a ty dopiero wówczas dotarłeś na posterunek policji Arkham-Wolfsburg, a przynajmniej to coś co miało nim być.

Ryan Flanaghan (i Johnny G. Goodman):
Posterunek składał się z dwóch pomieszczeń, do których wchodziło się przez korytarz dawnego budynku rady gminy Wolfsburg. Po dołączeniu Wolfsburg do Arkham rozwiązano radę gminy, a jego budynek przeznaczono na tymczasową siedzibę lokalnej gazety (wcześniej zajmującej tylko jedno pomieszczenie) i na tymczasową siedzibę lokalnego posterunku policji (wcześniej był to rewir posterunku policji w Arkham). Wspomniane dwa pomieszczenia to biuro, gdzie jeden policjant przyjmował zgłoszenia i prowadził miejscową kartotekę oraz cela więzienna, do której można było dotrzeć przez biuro będące pokojem przechodnim. W momencie twojego przybycia na miejscu panował zgiełk. Japoński architekt (z którym współpracował James Davis) próbował mówić "jasno i wyraźnie" po japońsku licząc, że jego słowa w ten sposób zostaną zrozumiane. Równocześnie był ostro czymś wzburzony. Równolegle, brygadzista z budowy, również coś mówił po angielsku, ale ledwo co można było odróżnić jego słowa przez nieustanne japońskie litanie jego towarzysza. Policjant, a właściwie żółtodziób Charlie Cooper (całe szczęście, że nie jego zmiennik, nieelegancko przezywany w okolicy od "dupków", nawet przez osoby, które takiego słownictwa zasadniczo nie używają) zupełnie nie potrafił sobie poradzić z tą sytuacją. Chaos potęgował ktoś wyjący po włosku z celi i czarny jegomość przeglądający torbę podróżną w tym samym pomieszczeniu. Ze zdziwieniem poznałeś w tym czarnym Johnnyego Goodmana. Tego samego, któremu uratowałeś życie w Alton Bay i sporo rozmawiałeś z nim w czasie jego kilkudniowego powrotu do zdrowia.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 27-11-2021 o 22:06.
Anonim jest offline