Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2021, 18:37   #128
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Silver

Gdy Silver zawitał na pokładzie Balmoral Castle, cała załoga była już w gotowości. Zespół oczekiwał nowych rozkazów od Silvera. Jack przywitał go na rozjaśnić sytuacje.
- Dzwoniła do nas ta cała ochroniarz Maximiliana. - wyjaśnił - W jakiś sposób Vyone dowiedział się o planach Maxa i ostrzegł nasz cel. Z kolei kontrwywiad maga dowiedział się, że meeting dalej będzie miał miejsce, za to znacznie szybciej. Mimo tego nie wiemy, kiedy dokładnie. Jeżeli ruszymy teraz, możemy wciąż zdołać ich wyprzedzić. Z drugiej strony, jeżeli masz coś ważniejszego do załatwienia, zawsze możemy spróbować rozbić meeting w trakcie. - wyjaśnił.
Vyone chyba uznał, że nie nagrabił sobie jeszcze wystarczająco. Albo aż tak mu zależało, by zwyciężyć w rankingu pod tytułem Najgorszy Kutas Cesarstwa.
-Mam przygotowane coś specjalnie na tę okazję, ale potrzebuję czasu, żeby się rozstawić. Także szykujcie się do odlotu. - Odparł swojemu ochroniarzowi. Wyglądało na to, że pierwszy test polowego wykorzystania Przebłysku Przyszłości odbędzie się w warunkach bojowych. Xiphon był blisko, jakby nie patrzeć dlatego Silver wybrał Eden na miejsce docelowe, ale i musieli zewrzeć szyki. Zaczął wydawać dyspozycje. - Potrzebuję kilku baterii tachionowych jako źródła mocy. Na wszystko, łącznie z klatką pozakładać maskowanie holograficzne. Porażka nie wchodzi w grę, więc biorę wszystkich chętnych ze sobą. Cel ma być żywy, ale jeśli przybędzie z obstawą, możecie sobie z nimi zaszaleć.


***

Xiphon okazał się szarą i mroźną planetą, przypominającą miniaturę księżyca znad Ziemi. Silver pojawił się tutaj pierwszy, tak jak przewidywał Jack, więc szybko zasiadł do pracy nad kręgiem. Sytuacja nie była najgorsza. Słysząc, co się szykuje, Natasha usprawniła maskowanie na okręcie. Barmoral Castle był teraz największym okrętem w galaktyce, który może stać się zarówno niewidzialnym, jak i niewykrywalnym, przynajmniej będąc wystarczająco daleko od słońca. Z uwagi na swój projekt, dziewczyna nie zdążyła skorzystać z dobrodziejstw Edenu, więc zapowiedziała już urlop na następny raz, gdy załodze uda się wylądować na przyjemnej planecie. Największym problemem na ten chwilę będzie odbiór pułapki, jeżeli będzie trzeba to zrobić w pośpiechu. Przedziwna klatka nie była zbyt duża: mogłaby pomieścić zaledwie dwie osoby.
Silverowi towarzyszył niemały zespół: Chrisitina, Corvo, Jack, a wyjątkowo nawet Meredith jako medyk bojowy. Do tego oczywiście Francis gotowy do wykorzystania destrukcyjnej siły okrętu na wypadek pojawienia się sił kosmicznych. Przyjaciołom bardzo zależało na ich liderze, a biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, nie chcieli zostawić go samego. Ponieważ jednak Silver wziął tylko chętnych, Pi, Bo i Tooth darowali sobie wycieczkę. Został więc Silver, jego oryginalna załoga, klatka i trzy baterie tachionowe. Gotowy do akcji, Silver otworzył krąg.

???

- Z tym, będziesz w stanie przesłać swoją moc w przeszłość. - Obiecała kobieta. Miała pociągłą twarz, bardzo szeroki uśmiech i długie blond włosy. - No, przynajmniej w teorii.
- Jestem w stanie ci obiecać, że to zadziała. Może nawet mógłbym przekazać sobie więcej niż moc. Całe wizje. - teoretyzował Silver.
- Nie wiem, co cię w przeszłości pokusiło, abyś rysował przypadkowe kręgi rytualne, licząc na wzmocnienia magiczne, ale komunikacja w czasie zdecydowanie wychodzi poza nasze szkoły magii. W tym obydwie moje.
- Daj spokój Zoan. Nie próbowałaś otworzyć niepowtarzalnych wrót? Jeżeli nikt nie czarował w czasie, to tym bardziej powinno cię to interesować.
- I co byś sobie powiedział, gdybyś mógł?
- Dobre pytanie. Nie pamiętam, co się działo, gdy tworzyłem te kręgi. Może… “Nadmagia jest niebezpieczna”, “Maksymilian to sukinsyn”? - żartował chłopak. - Przede wszystkim “April zaatakuje piramidę. Przygotuj się na to”.
- Byłam pewna, że zaczniesz uczyć się zaklęć.
- Gdybym miał pewność, że to zadziała… nie mamy teraz czasu zgadywać. Najgorsza możliwość? - Spytał Silver, spoglądając na swoje dłonie oraz przyglądając się reszcie demonicznego ciała.
- Tak jak się spodziewasz, on też jest częścią twojej mocy. To może być jedyny sposób na zabicie April, ale nie jestem pewna, czy był tego wart.
- Jak zwykle nie czułem, abym miał w tej sprawie wybór…
- Nie winię. - westchnęła kobieta. - Nie znam się tyle na metafizyce, aby wiedzieć jakie są szanse skażenia przy użyciu nigdy wcześniej nietestowanej magii… Efekty pewnie będą silniejsze im bliżej dnia dzisiejszego. O coś więcej musiałbyś pytać papieża albo ekipę u Beliego. Gotowy?
- Tak.

***

Silver przebudził się z wizji. Jego celu jeszcze tu nie było.
Jakim cudem jego przyszłe wcielenie mogło mieć dziury w pamięci, tego nie wiedział. Szkoda, że z tej niespodziewanej wizji nie dowiedział się niczego na temat Vyone’a. Czyżby sukinkot zabezpieczył się nawet przed czymś takim? Może Zoan, swoją drogą łudząco podobna do Zoana (a może papież był kobietą?) nie wiedziała czym się w przeszłości kierował, ale on był boleśnie świadom, co go popchnęło do takich kroków. Desperacja, w obliczu niemożności ocalenia przyjaciela, zapuścił się tam, gdzie nikt wcześniej się nie odważył. Dziś miało okazać się, czy w tym szaleństwie kryła się dodatkowa metoda. Młody Armstrong nie miał zielonego pojęcia jaki wpływ na niego, czy wydarzenia dookoła będzie miało działanie kręgu. Nie rozumiał też, o jakim skażeniu rozmawiały jego wizje, ale nie miał teraz czasu się nad tym zastanawiać.
-Zachowajcie czujność, cel może zjawić się w każdej chwili. - Przekazał swoim towarzyszom.

Nie znaczyło to jednak, że musiał. Wedle standardowego czasu gwiezdnego, Silver z załogą ukrywali się w gotowości przez nieco ponad jeden dzień. W końcu jednak w oddali pojawił się kształt zbliżającego statku kosmicznego. Była to niewielka i powolna maszyna o zdobnej konstrukcji, oblepionej symbolami… Magica Icaria.
Gdy niewielki statek wylądował, jego drzwi zostały otworzone przez młodą kobietę w krótkich czarnych włosach. Nie wyglądała na specjalnie zadowolą, ręcznie obsługując mechaniczne drzwi pojazdu. Gdy te roztwarła na oścież, zaczęła kręcić korbą przy wejściu, która powoli obniżyła rampę wyjściową. Jack z ledwością powstrzymywał swój śmiech.
Gdy rampa opadła, z wnętrza wyszedł rosły mężczyzna w garniturze. Poklepał dziewczynę po ramieniu, po czym zaczął schodzić na planetę. Jego głowa była mechaniczna, składająca się z dziesiątek ruchomych części i zębatek. Silver szybko rozpoznał go jako jednego z biskupów Ikarii: był to Tim Timer. Niewiele było wiadomo na jego temat. Czymkolwiek się zajmował, nie było to związane z przeciętnymi ludźmi i publicznymi występami. Z tym wyglądem, ten fakt nie był zaskakujący.
- [i]Jestem tu sam, czy mój oprawca już na mnie czeka? - spytał Tim, poprawiając krawat. - Chętnie podejmę się negocjacji. Nie mam czasu na pojedynki i nie chciałbym być ubrudzony w czyjejś krwi podczas nadchodzącego spotkania.
Icaria, kurwa mać… Chciał uzyskać od nich dostęp do archiwów, a teraz wyglądało na to, że ten plan spalił na panewce, zanim dostał w ogóle odpowiedź, czy przyjmą jego układ. Wizja, której doświadczył sugerowała, że w przyszłości miał z nimi współpracować (zakładając, że Zoan z wizji i Goldspeak to ta sama osoba), ale obecnie nie mógł jeszcze sprzeciwić się Maximilianowi. Rozumiał frustrację swojego przyszłego ja, dotyczącą braku wyboru.
~Otworzyć klatkę. - Nadał przez interfejs i pomknął w stronę biskupa. Plan był prosty, wykorzystać element zaskoczenia i moc kręgu, jakakolwiek by się okazała, by zwyczajnie cisnąć Tima do klatki. Słaba grawitacja planetoidy i magicznie wzmocnione ramię powinny mu na to pozwolić bez większych trudności, nawet jeśli cel w całości składał się z metalu.


--- Tymczasem ---

- Jest pan tego pewien?
- Tak. Możecie zrównać tę fabrykę z ziemią, jeżeli uratujecie moje dzieci. - odparł zdeterminowany Connor.
- Rozumiem. - przytaknął Bastion, wyłączając komunikator. Złapał za obręcz wejścia do metalowego pojemnika i wskoczył do środka. Zamknął za sobą właz i zakręcił go z całej siły. - JESTEM GOTÓW, ODPALAĆ. - krzyknął do załogi, podnosząc gardę.
- Przygotować się do wystrzału! 10...9…
- TERAZ - pogonił ich admirał.
Młody żołnierz walnął w przycisk z całej siły. Działo okrętowe zasyczało zbierając energię, po czym wystrzeliło pocisk z admirałem w środku prosto w bazę produkcyjną Armstrong Futuristics. Już wychodząc z lufy, nabój przebił barierę dźwięku. Migiem przemknął przez kosmiczną pustkę i wbił się w gigantyczną budowlę, wdzierając się do wnętrza sztucznej atmosfery. Kula przedzierała się przez ściany kolejnych fabryk, śmigając nad głowami żołnierzy i policjantów walczących z atakiem terrorystycznym na zakład produkcyjny.

Nie zwalniając, pocisk zaczął się zbliżać do centralnej budowli. Wbił się w nią, przedzierając przez wiele warstw wzmocnionej stali, przechodząc przez zewnętrzną część budynku głębiej, aż do znajdującego się w jej centrum ogromnego pomieszczenia zasilającego cały kompleks.
W środku, otoczony ciałami dziesiątek martwych żołnierzy i agentów Auger Industries, stał Victor. Jedną ręką unosił w górę Maximiliana, dusząc go z uśmiechem na ustach. Szybkim, gwałtownym ruchem oderwał od niego wzrok, odwracając się w stronę wystrzelonego z kosmosu pocisku. Zatrzymał go drugą ręką. Czubek rakiety utknął na wyciągniętej dłoni, powstrzymywany przed opadnięciem na ziemię przez zaciskające się palce byłego admirała.
Jego uśmiech zszedł. Nawet tego typu bombardowanie nie było w stanie mu zagrozić. Zaczął zbierać w dłoni energię, aby wysadzić nabój — BAM — ten jednak eksplodował sam. Rozrywając się na boki pocisk uwolnił przerośniętą postać gigantycznego Bastiona, który z pełnym zamachem przywalił czarownikowi w twarz. Siła uderzenia zmusiła Victora do wypuszczenia Maximiliana, a sam mężczyzna odleciał w tył. Jego ciało wbiło się w ścianę, tworząc wgłębienie na kształt jego sylwetki. Dopiero wtedy dało się usłyszeć wystrzał rękawicy i opadający na podłogę nabój. Dźwięk nie miał prawa nadążyć za blitzkriegiem najbardziej zdeterminowanego admirała Cesarstwa.
- Jak ci się podoba moja antymagiczna rękawica, skurwysynie? - Gdy Bastion strzelał pięściami, echo roznosiło się po całym kompleksie.

---- Silver ----

- Klatka gotowa. - głos Meredith dał Silverowi znak, że czas działać. Młody mężczyzna zebrał w sobie całą energię i skoczył prosto na biskupa. Pierwotnie tego zdarzenia nie było widać. Dla członków drużyny chłopaka, z donośnym hukiem pękającej ziemi, na środku planety uniósł się pył, który szybko przerodził się w burzę piaskową pędzącą w kierunek przeciwny od Silvera.

Mężczyzna był naprzeciw Tima zaraz po tym, jak pomyślał, że chce mieć na nim swoje dłonie. Gdy jego mózg zdał mu raport z tego, co się dzieje, Silver znajdował się już na pięć metrów od swojego celu.
Kolejne dwie sekundy później, dalej było to pięć metrów. Mimo że nie stracił pędu.
Tim patrzył prosto na niego.
- Ustaliłem regułę. “Ludzie nie mogą zbliżyć się do siebie bliżej niż na pięć metrów.” - wyjaśnił. Silver zdał sobie sprawę, że moc z jaką się poruszał, przeciążyła system maskujący. Było go widać. - Na tym polega moja moc. - kontynuował Tim. - Żaden człowiek nie może stanąć mi na drodze.
Na ubraniu mężczyzny zaczęły pojawiać się dziury. To pociski z karabinu Christiny bezproblemowo przedzierały się przez nieskończony dystans do biskupa. Nie były one jednak w stanie przebić jego dziwacznego ciała.
Będąc w locie, Silver miał ograniczoną możliwość zatrzymania swojego tempa, nie miał jednak też powodu się poddawać. Czuł, jak moc kręgu wciąż do niego napływa. Z każdą chwilą stawał się coraz silniejszy.

Z każdą chwilą znajdował się coraz bliżej Tima.

Biskup nie zauważał milimetrowych różnic w odległości. Już teraz jednak Silver wiedział, że ten przeceniał swoje możliwości.
- Doprawdy moglibyśmy to załatwić polubownie. - obiecywał, poprawiając krawat, gdy nagle, z impetem od którego pojawiło się pęknięcie obejmujące średnicę całej planety, został wbity w ziemię. Ręka Silvera spoczywała na jego szyi.
- JAK? - dziwił się biskup. - Wciąż jesteś człowiekiem! To absurd!
- PUŚĆ GO. - groźba dobiegła z oddali. Częściowo zakryci przez szalejące tumany piasku i kurzu, w oddali znajdowały się dwie sylwetki. Christina rzucająca broń na ziemię oraz dziewczyna, która wcześniej otwierała statek. Jej broń skierowana na tył głowy starszej kobiety. Ten widok uspokoił biskupa. - Dobra robota, Alice. - uradował się.
Młody Armstrong poświęcił asystentce biskupa jedynie przelotne spojrzenie. Lasencja widocznie nie ceniła swojego życia, skoro wzięła na muszkę jedno z jego przyjaciół.
~Jak tylko suce zgaśnie światło, obetnij jej kilka kawałków. - Nadał do Raidena, nie zwalniając nawet na chwilę chwytu. Nie wiedział czy zdoła wzmocnić więcej niż jeden aspekt swojej mocy na raz, ale postanowił spróbować. Sięgnął po tę najbardziej podstawową, swoją Iskrę, by ogłuszyć Alice krótkim odcięciem energii wewnątrz jej własnego ciała. Członkowie Icarii wprawdzie nie praktykowali nadmagii, niemniej nie wiedział jak ich sztuczki reagują na magię.

Silver nie poczuł żadnego oporu. Dziewczynie zgasło światło i zaczęła opadać na ziemię. Za nim jeszcze wylądowała w piasku, jej ręce odleciały na boki, odcięte przez Jacka, który błyskawicznie wyłonił się z mgły. - Nie sprecyzowałeś, czy zabijać. - skomentował, chowając broń.
Gdy ciało dziewczyny opadło na ziemię, zniknęło. Ramiona Jacka wybuchły krwią. Jego poprzednie cięcie nie było dość silne, aby amputować jego własne kończyny, uderzenia jednak sprawiały mu ból. Alice, nienaruszona, stała teraz obok niego, celując mu pistoletem w skroń.
Dziewczyna przeceniła jednak przyjaciela Silvera. Nie dając się wytrącić z równowagi, miecz Jacka ponownie wyskoczył z pochwy, rozcinając jej pistolet na dwie części. Kobieta chciała postąpić w tył, wyciągając zza pleców drugą broń. Christina zdążyła jednak do niej dopaść, wykręcając jej rękę za plecy i spychając ją na ziemię, twarzą w piach.
Silver zauważył, że cała ta wymiana była poza zasięgiem przedziwnej mocy Tima. Jego zasada odległości wydawała się dalej aktywną, Silver odczuwał, że coś oddziaływało na przestrzeń wokół niego. Zespół z Alicją musieli być poza zasięgiem zdolności: było to mniej niż 100 metrów.
~Świetnie, trzymajcie ją. Jack, potrzebujesz pomocy Meredith? - Nadał do dwójki towarzyszy. Niektórzy mogliby uznać jego postępowanie za bezduszne, ale wątpił by Alice opuściła broń, gdyby uwolnił Tima. Najpewniej zastrzeliłaby Christine “za karę”, co byłoby bardzo w stylu tej bandy zwyroli.
-Jak miałem powiedzieć, zanim mi bezczelnie przeszkodzono. Zasady są po to, by je łamać. - Nacisnął biskupa mocniej. Sukinsyn przeżył cios o mocy wstrząsu sejsmicznego, nie powinno mu to zaszkodzić, ale z pewnością było satysfakcjonujące. - Nieważne kim jesteś, zwykłym człowiekiem, Miesiącem czy nawet Bogiem, jeśli staniesz mi na drodze, to cię z niej zmiotę. - Przekazał członkom grupy instrukcje jak mają się przemieścić, aby moc Tima ich nie objęła i ruszył zataszczyć go do klatki, wciąż posiłkując się kręgiem by reguła nagle go nie odepchnęła. Pomyśleć, że gdyby nie moc Przebłysku Przyszłości, nie miałby w ogóle startu do tego zadania. Maximilian był mu winien naprawdę dużo, zwłaszcza w perspektywie ostatnich wydarzeń.

Tim ręką złapał za nadgarstek Silvera. - A więc to ty jesteś Silver, człowiek, który zdobył dwie ręce mesjasza. - Silver zauważył, że dłonie pulsują się i rozrastają. Kręg je karmił i wzmacniał. Czyżby to było skażeniem z przyszłości? - Nie wiem jak uaktywniłeś ich moc nie tracąc człowieczeństwa, ale jestem z ciebie dumny. - w głosie mężczyzny była szczerość. - Zależy mi jednak na tym spotkaniu. Pozwól mi je odbyć, a obiecuję zrobić, co chcesz. - dalej próbował się targować.

--- Gwiezdna baza produkcyjna Armstrong Futuristics ---

- HAHAHAHAHAHAHAHAHAHA - rozbawiony, Victor ociężale odrywał się od ściany. - I co w niej takiego antymagicznego?! - wrzasnął na Bastiona.
- Jak ci łeb rozłupię, to nawet czary nie pomogą. - obiecał Admirał, szykując się do dalszej ofensywy. Nagle opadł na ziemię ciągnięty w dół przez swoje rękawice. Z pełnią wysiłku starał się podnieść z ziemi, napinając wszystkie swoje muskuły, ciężar jednak nawet nie drgnął.
Z cienia wykroczył gruby mężczyzna w okularach, uważnie przyglądając się Bastionowi. - Tak jak myślałem. Bronie antymagiczne nie istnieją. - w tonie jego głosu było słychać, że unosi się nad admirałem. Bastion łypnął wzrokiem na leżącego pod ścianą Maximiliana. - MAX!
- Spokojnie… - uśmiechnął się miesiąc. - Zrobiłeś wszystko po mojej myśli. Jak zawsze. Jak każdy.
Twardowski spojrzał do góry. Zobaczył dziesiątki masywnych stalowych belek. Zniszczony pociskiem Bastiona budynek zaczął się zawalać, pozbawiając adepta April szansy na ucieczkę.
- Victor...UCIEKAJ! - wrzasnął Twardowski, nim tona stali zmiażdżyła jego ciało.
Uwolniony od efektu magicznego Bastion szybko podniósł się na nogi. Victor jednak już biegł, otwierając kolejne otwory w ścianach atakami swojej mocy.
- Goń go! - wrzasnął Maximilian. - Twardowski to był największy skurwysyn jakiego mieli. April tu nie będzie. Poradzisz sobie.
Bastion przytaknął skinieniem głowy i ruszył biegiem przed siebie.

--- Xiphon ---

Silver niósł Tima do klatki bez większego trudu, gdy nagle zamarł w miejscu. Blask bieli, błękitu, a później kolorów, których nigdy wcześniej nie widział. Fenomen wyrwał go ze skupienia, gdy świat dookoła niego zaczął się zmieniać.
Nie, nie zmieniał się.
To on postrzega go inaczej.
Widział linie, które łączyły ludzi ale i wydarzenia. Przyczyny i skutki. Domina, które prowadziły do zadecydowanych już rezultatów.
Realizacja ta trwała tylko moment. Mężczyzna doszedł do siebie zauważając bardzo istotny związek. Linię, która została przerwana.

Maximilian był martwy.
Młody Armstrong nie zamierzał słuchać targów biskupa. Nie ufał Icarii. W sumie to już mało komu ufał, ale ich zawsze miał na cenzurowanym. Miał swoje zadanie i niewielki wybór w kwestii tego czy je wykonać, puszczenie zwierzyny nie wchodziło w grę, bo mogła w każdej chwili uciec. Kiedy jednak doświadczył tej transcendentnej chwili, stracił swoją misję. Ten skurwiel nie żył, jego rodzina, dziedzictwo jego klanu, byli wolni. Jeśli tylko Bastion załatwi Victora, będą bezpieczni. Kilka łez czystej radości spłynęło Silverowi po twarzy, szczęśliwie osłaniał go kombinezon i Tim tego nie widział.
-Anuluj regułę, wtedy mogę przychylić się do twojej prośby. Inaczej od razu idziesz do pudła. - Odezwał się twardo, wciąż go trzymając. - Jeśli spróbujesz uciec bez wywiązania się ze swojej obietnicy, zabiję ciebie i osobę z którą masz się spotkać, wówczas cokolwiek planowałeś spali na panewce.

Reguła przestała obowiązywać natychmiastowo.
- Gdybyś mógł to zrobić, nasze życie byłoby dużo prostsze. - stwierdził Tim. - ...Za kilkadziesiąt minut pojawi się tutaj April. Możesz podsłuchiwać, ale nie możesz tu być. Jeżeli ona wyczuje twoje dłonie, może zrezygnować z pojawienia się. - wyjaśnił swoją sytuację.
-Układacie się z April? Czy to nie stoi całkowicie w sprzeczności z celem waszego istnienia jako organizacji? - Mieli ją na widelcu i nie chcieli skorzystać z okazji by ją zabić? Silver nie dowierzał temu co słyszy.
- Dawno byśmy ją zabili, gdyby to było możliwe. Od lat jednak nie nawiązaliśmy z nią żadnego kontaktu. - zdradził Tim. - Mam nadzieję poznać jej motyw… i przetestować limit jej mocy. - spojrzał na Alice. - Będę mógł wszystko wytłumaczyć, teraz jednak nie mamy wiele czasu.
-Nie byłaby pierwszym martwym Miesiącem. Serafina też da się zabić, widziałem na własne oczy. Nie ufam ci, ale wiem że sam jej nie pokonam, więc przyjmę ten statut na słowo honoru. - Puścił biskupa i przestał czerpać moc z kręgu, choć nie dezaktywował go. Wskazał czarnowłosą. - Każę ją puścić, ale jeśli tej suczy choćby drgnie palec w stronę broni, wyłączę jej skafander. Nie wiem czy próżnia zdoła ją zabić, niemniej wrzenie płynów ustrojowych jest naprawdę bolesne.
- Mamy umowę Alice.
Christina puściła dziewczynę, a ta uniosła się z ziemi, wyraźnie poobijana. Jej wyraz twarzy przypominał obrażonego kota. Najpewniej splunęła by Jackowi na buty, gdyby nie miała na sobie kombinezonu.
- Jak to ma działać? - spytał Jack.
- Dla waszego bezpieczeństwa powinniście na tę chwilę opuścić okolice tej planetoidy. April może przejąć kontrolę nad wolą zarówno ludzi jak i maszyn. Jeżeli narazicie się na krzywdę, nie odpowiadam za to. - ostrzegł Tim.
-Wyjaśnię wam wszystko jak już się ulotnimy na bezpieczną odległość. - Spojrzał na swoich porozumiewawczo. Nie chciał zdradzać biskupowi, że ten przestał być jego celem. Odpiął od skafandra komunikator i rzucił Timowi. I tak go nie potrzebował, żeby rozmawiać z załogą - Chcę wszystko słyszeć. Zwijamy się.

 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline