Tristan nie lubił tak głośnych miejsc. Najłatwiej było mu to zrzucić na chęć przebywania na świeżym powietrzu, w otoczeniu przyrody. Bardzo wielu tropicieli wyznawało takie tradycje. Jednak w przypadku Tristana chyba nie oto do końca chodziło. Spojrzał w kierunku kompanów, sen tutaj dobrze im zrobi, zawsze to wygodniej niż na twardej ziemi. Podszedł do karczmarki i ściągając kaptur ukazał swoje niewyróżniające się niczym oblicze, okolone czarną gęstwą nierówno ściętych, niezadbanych włosów. - Dobry wieczór. - Powiedział i dodał - Strawę, nocleg, a resztę się zobaczy - Uśmiechnał się do niej rozglądając się za jakąś ławą, gdzie mogliby siąść. Najlepiej plecami do ściany i z widokiem na wejście. |