Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2021, 21:56   #161
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 55 - 2519.X.13; popołudnie

Miejsce: G.Środkowe; wewnętrzna twierdza; donżon
Czas: 2519.X.13 Bezahltag (5/8); popołudnie
Warunki: wewnątrz: dym, ciemno, walka; na zewnątrz jasno; umi.wiatr, zachmurzenie, b.zimno


Wszyscy




Walka wewnątrz izby na piętrze donżonu rozgorzała na dobre. Nawet dym z bomby zaczął się z wolna rozwiewać i nikt tego za bardzo nie zauważał zajęty własną walką w jakiej uczestniczył. Te zaś podzieliły się na dwu, trzy osobowe grupki skoncentrowane wokół łowców czarownic i ich niechętnych sojuszników. Każdy z żywych wojowników zdawał się przyciągać do siebie tych nieumarłych. Tylko przy krańcu sali gdzie toczyła się walka ze starym nekromantą sytuacja była odwrotna. Tutaj trójka żywych wojowników miała chociaż przez chwilę przewagę liczebną nad przeciwnikiem.

Ale przez chwilę. Z początku gdy Karl zignorował maszerującego ku niemu szkieletowego tarczownika i zostawił go za swoimi plecami dołączając do walki elfki i śledczej z nekromantą nie było tak źle. Prawie od razu dało się poznać, że czarownik do wprawnych szermierzy nie należy. Ale to nie znaczyło, że jest bez szans nawet otoczony przez trójkę przeciwników. Karl odkrył to dość szybko gdy ciosy jego miecza jakby ześlizgiwały się lub odbijały bez od jakiejś niewidzialnej bariery jaka otaczała starego. Z tego co widział blondwłosa elfka i czarnowłosa łowczyni miały podobny problem. A czarownik potrafił to sprawnie wykorzystać. Coś krzyknął raz i złapał za nadgarstek elfiej tropicielki. Tej jednak udało mu się wyrwać i ponownie zaatakowała go włócznią. Udało jej się go zranić chociaż nie na tyle aby był z tego jakiś widoczny efekt. Podobnie miecz Deacher przebił się do żywego ciała wywołując grymas bólu na twarzy atakowanego starca ale znów efekt nie był powalający. Zaś miecz młodego szlachcica odbił się z powrotem.

Drugi atak czarownika był skuteczniejszy. Trafił otwartą dłonią w czoło elfki, ta krzyknęła krótko i padła jak ścięta kłoda. Czarownikowi została dwójka przeciwników, Karl i Deacher. W sukusr zaś przyszły mu dwa szkietety jakie wyszły z czarnej mgły i zaatakowały ich plecy. Na szczęscie dla Karla czarownik skoncentrował się na ataku na czarnowłosą a nie na niego. I to ją atakował jakąś plugawą magią. Ubogiemu szlachcicowi wydawało się, że widzi krwawą mgięłkę jaka przy wtórze bólu wojowniczki Sigmara wyłania się spod jej ubrania. Jakby siły życiowe z niej gwałtownie wypływały. Słabła i chwiała się coraz bardziej od tych magicznych ataków. Mimo to udało jej się trafić i powalić szkielet jaki ją atakował. Podobnie zresztą jak Karlowi. Liderka łowców czarownic trafiona wcześniej mieczem szkieletowego wojownika i pod ciągłym atakiem plugawej magii chwiała się już i wydawało się, że padnie od kolejnego uderzenia. Karl dzięki temu wyszedł z tej zawieruchy bez szwanku. Szkielet okazał się dla niego zbyt kiepskim przeciwnikiem a nekromanta koncentrował się na wykończeniu śledczej jemu samemu poświęcając tyle uwagi aby nie dać się trafić. Staruch też już mocno oberwał, zwłaszcza od miecza śledczej i włóczni elfki bo Karl coś nie miał za bardzo farta aby mu skutecznie wrażyć stal w trzewia. Jednak wciąż wydawał się w lepszym stanie niż śledcza z Lenkster.

- Jeszcze jeden! - wyharczała śledcza widząc ruch kątem oka. Karl też go dostrzegł. Przez te drzwi co były w głębi budynku stał rycerz w pełnej zbroi. Wcześniej go nie zauważył ale równie dobrze dym mógł go skrywać. Teraz zaś albo wszedł albo dym go odsłonił. I ruszył w ich kierunku.





https://i.pinimg.com/564x/7f/d6/ce/7...99ff8d81b4.jpg

- Przejmij go! Ja wykończę tego tu! - wysapała śledcza bo z ich dwójki jaka została w walce z nekromantą on był w lepszym stanie. Zaś rycerz wydawał się mieć solidną zbroję, miecz i tarczę i być w pełni sił. A nie należał ani do łowców czarownic ani do wysłanników z wolfenburskiego ratusza. Ani Karl ani Deacher nie mieli czasu rozglądać się za pozostałymi. Dym wciąż był najgęstszy za ich plecami, przy drzwiach tam gdzie wybuchła bomba dymna. Gdzieś tam dobiegały odgłosy walki ale jak tam szło Anthonowi i Oswaldowi nie było tego wiadomo.


U Anthona też nie było wesoło. Właściwie to było kiepsko. Gdyby nie mistrzowsko wykonany pancerz to już by pewnie leżał w kałuży krwi na podłodze. A tak jeszcze oddychał i ta kałuża krwi wyciekała mu z trafienia wielkim mieczem jakie przebiło się w końcu nawet przez ten mistrzowski pancerz. Plan aby szybko załatwić obu szkieletowych tarczowników i dołączyć do walki z nekromantą wydawał się świetny. Tylko z jego wykonaniem było już gorzej. Szkielety trafiały magistra niewiele rzadziej niż on je. Ale nawet bez ochronnego pancerza wydawały się bardziej odporne na te trafienia niż on. Któremuś odpadł kawałek żebra albo odłupał się kawałek kości ramieniowej ale walczył dalej. Nawet jak u żywego przeciwnika to byłby już poważne obrażenia.

Do tego namierzył ich jeden z tych ciężkich szkieletów z wielkim mieczem. Więc Anthon stawał samotnie w tym czarnym dymie przeciwko trójce szkieletów. Te z nieumarłą stanowczością napierały na niego niewiele sobie robiąc z jego ataków. W końcu po trzecim czy czwartym trafieniu udało mu się powalić jednego z tarczowników. Ale jakby w rewanżu ten wielki miecz trafił go w bok, przebił się przez pancerz i wywołał falę boleści w Anthonie. Zawył z bólu i ponownie gdy trupi wojownik wyszarpał swoją broń z powrotem. Trafił go tak sobie. Ale na osłabionego wcześniejszymi ranami magistra to było wystarczająco. Chwiał się i ledwo stał na nogach. Każdy ruch wiele go kosztował. A oba szkielety uniosły broń i bez wahania ponowiły atak. Wiedział, że kolejne ich trafienie jakie przejdzie przez pancerz może być jego ostatnim. Chociaż wciąż był otoczony przez gęsty, czarny dym i była szansa, że udałoby mu się wyrwać z tego nierównego pojedynku. Nie miał pojęcia co się dzieje gdzie indziej. Skoro jednak wciąż słychać było odgłosy walki to ktoś jeszcze wciąż musiał walczyć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline