Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2021, 20:55   #489
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Podziemia...

Nawia siedziała w kącie z kolanami podciągniętymi pod brodę. Obserwowała ciemność znad splecionych ramion. Nuciła po kilka cichych, zupełnie przypadkowych dźwięków wraz z każdym wydechem. Odliczała krople spadające z wydrążonego w skale sklepienia. Nigdzie się nie wybierała, nigdzie nie spieszyła, czasu miała pod dostatkiem. Poznała każdy kamień, zagłębienie. Kilka kroków i ściana. Obrót w prawo, trzy z nich i kraty. Bosa stopa w zbierającej się w nierównościach posady wodzie. Lepki chłód.


Symbole z przedramion wykute miała dokładnie w pamięci. Dotykając palcami piekące zgrubienia, biegnące nacięciami wzdłuż zaognionej skóry, rysowała je w wyobraźni i przyglądała im się z uwagą. Mogli odebrać jej wiele, ale nigdy wyobraźni właśnie i snów. Dzięki nim była w stanie przetrwać tak długo. Płynne i namacalne. Przemierzała w nich piękne krajobrazy. Odkrywała wspomnienia.

Kolejna wizyta strażnika i monotonna wypowiedź jak co dzień. Ile już ich było? Przestała odmierzać. Za to niezmiennie czyniła je monologami. Teraz serce zabiło jej mocniej. Czyżby zasiane ziarno wypuszczało pędy? Może niedługo przyjdzie puścić żarna w ruch.

Uporczywe szuranie stawało się coraz głośniejsze. Oderwała ucho od ściany i odskoczyła w głąb lochu w sam czas, by wielki szpon wśród huku pękającego kamienia, nie zdjął jej włosów wraz z kawałkiem skóry i czaszki. Zapachniało wilgotną sierścią. Krzyk wydobył się z piersi dziewczyny. Przywarła plecami do drugiego krańca ciemnego kazamatu. Po omacku wyszukała szczelinę, w której ukryła jedną z poprzednich łyżek. O rękojeści ostrzonej godzinami o skały. Ściskając niewielki przedmiot w dłoni, powtarzała uporczywie w myślach słowa wielkiego ptaka.

Wszystko pod kontrolą. Weles nie skrzywdziłby w końcu swej Nawii umiłowanej”.

Najwyraźniej dzieliła z nim jedno – skłonność ku wybrzmiałym legendom.

– Dalegorze, opanujże się! – Wyrwało się z drugiej strony, zza wyłaniającego się z dziury wilkołaka.
Nowy głos był stłumiony przez ziemne ściany i wyraźnie osłabły. Po nim nastąpiły odgłosy kroków. Ktoś zbliżał się do wyłomu.

Bogumysł oczami nawykłymi do ciemności obejrzał przestrzeń przed Dalegorem.
– Tam ktoś jest. Zostaw to mnie, acan – polecił, gramoląc się przez wydrapany otwór do sąsiedniego pomieszczenia.

Dziewczyna odjęła prowizoryczną broń od delikatnej skóry wewnętrznej strony przedramienia. W przypływie żądzy przetrwania chciała wydrapać pętające ją symbole. Choć postronna osoba mogłaby z dużą dozą prawdopodobności uznać gest za akt próby uniknięcia pohańbienia przez podcięcie żył. Błysk w oczach obwieścił nadejście szalonego pomysłu. Wielkie szpony bestii z drugiej strony ściany miały w nim niewątpliwie znaczący udział.
Kim jesteście? – zapytała mrok głosem obleczonym w przyjemny dotyk aksamitu. – Czemuż cały wysiłek by do mnie przyjść w gościnę? Wyjście jest, zdaje się… nie tutaj.

Inkwizytor przystanął w pół kroku słysząc łagodny ton. Spodziewając się wszelkiego złego, lecz nie podstępu ze strony klawisza zamilkł na krótko. Dokończył jednak krok, namacał ręką ścianę i oparłszy się odpowiedział.
– Skoro nie tutaj tośmy pomylili kierunki. Jesteś tu w gościnie głosie, czy więźniem jak my?

Pomieszczenie wypełnił perlisty chichot nieprzystający do okoliczności i miejsca.
Jeśli to jego „czym chata bogata”, mój gospodarz musi być strasznym, ale to strasznym nędzarzem – głos na chwilę umilkł, pozwalając na pierwszy plan przebić się szumowi wody biegnącej w wyżłobionych skalnych korytach, kroplom spadającym ze sklepienia i echu minionych słów. – Więźniem… mam zatarg ze sprzymierzeńcem pana tutejszych lochów.

Przeciągłe westchnienie z przeciwnego krańca komnaty.
Źle oceniłam krąg zależności. Pierwszy błąd. Drugi, że nie potrafiłam odpuścić. Wciąż nie potrafię. Teraz płacę cenę. A waszmościowie? – z ciekawością. – Czymże zasłużyli na pobyt w tej jakże urokliwej jamie?

– Chwila. Tu jest woda? – Zauważył spragniony inkwizytor, na słuch kierując się do cieku i intensywnie szurając dłońmi.
Gdy zlokalizować strumyczek pił łapczywie jak zwierzę, za które się nie miał.
– Czyli nam po drodze. Zobaczymy, czy acan Czarnecki podejmie się dalszego kopania. Sprowadziła nas tu moc wichrowego czarodzieja. Gdy zauważył, że jego sposób kontroli rodu nie wystarcza uciekł się do porwania nas. Czyje to lochy?

Dopiero wtedy z głośnym jękiem do pomieszczenia wcisnął się też Dalegor. Był nieco większy od Bogumysła i musiał naprawdę sporo czasu poświęcić, żeby się przedostać. W końcu uniósł się na kolana i ręce.
Na nic nasze próby. Zamienilśmy jedną celę na drugą. Grr – warknął.

Nawia, mimo panujących ciemności odwróciła wzrok od miejsca, z którego dobiegało łapczywe chłeptanie. Dobrze rozumiała, że przetrwanie wymaga poświęcenia, często własnej godności. Przeciągnęła prowizorycznym ostrzem po ścianie dając upust frustracji i bezsilności. Jej fason również przechodził moment słabości.
Jesteśmy w domenie Welesa. Każe mianować się zapomnianym w mrokach historyi bogiem zaświatów. Nieszczęściem, wielkość pychy dorównuje jego potędze.

Przetarła oczy, próbując przeniknąć atramentową czerń wciąż napływającą pod powieki. Intrygowała ją rosła sylwetka mężczyzny o warkliwym głosie.
Tyś człowiek, czy też bestia? Strażnik szydził, że dzisiejszej nocy usłyszę przeraźliwe wycie. Nie zdradził wszak czyjeż. Nie chciałabym, aby okazało się ono moim własnym.

[MEDIA]https://wallpapercave.com/wp/wp5576997.jpg[/MEDIA]

Osobnik pociagnął kilka razy intensywnie nosem chcąc zebrać jej zapach. Zdało się, że ją widzi, w przeciwieństwie do drugiego mężczyzny, który błądził po omacku.

Weles – Dalegor splunął imieniem pogańskiego boga. – Żaden z niego Weles, jeno szubrawy pomiot Żmija – sprytnie uniknął pytania o swoją naturę, choć trudno byłoby zwykłemu człowiekowi przebić się przez skałę bez żadnej broni.

Żmija strzegącego bram Wyraju? – dziewczyna dociekliwie podjęła temat. – Wedle dawnych podań, gdy Perun pokonał Welesa w wszechpotężnym starciu, strącił go pod ziemię i nadał mu tę postać. Tak czy tak daleko do siebie nie mają – opamiętała się. Mężczyzna był zbyt zwierzęcy i zapewne porywczy by wchodzić z nim w dłuższe dyskusje. Mogłaby wszakże powiedzieć coś niewygodnego dla jego przekonań. Na ich punkcie śmiertelnicy bywali niezdrowo drażliwi.

– Brzmi jakby nie była to pani pierwsza wizyta. Domyśla się pani może drogi do wyjścia? – Ciągnął pytania Bogumysł z profesyjnym zapamiętaniem.

Wstał z ziemi a gardło spłukane wodą wydało z siebie inny, łagodniejszy głos.

Ależ jest – Nawia stanowczo urwała insynuacje. – I mam nadzieję, że ostatnia. Mierzi mnie to miejsce.
Wzięła głęboki oddech. Przytrafiło jej się dwóch towarzyszy niedoli. Nie do końca zwykłych. Niepowtarzalna okazja, by znów chwycić los w swoje ręce. Nie mogła pozwolić ulecieć szansie. Spróbowała ułożyć w głowie strzępy informacji, wyłapać z nich coś co jeszcze wczoraj było bezwartościowe, lecz dziś mogło odwrócić sromotną klęskę w chwiejne odroczenie wyroku. Gdyby tylko Złydzień ją odnalazł. Mógłby wskazać drogę i otworzyć przejścia. Przeklętnik zajmował się najpewniej od kwartału niczym szczególnym. Zadowolony, że nikt go nie przymusza do wysiłku.

Przejechała palcami po wzorach wyciętych na skórze. Miała desperacki pomysł na pozbycie się pieczęci, ostatecznie. Wtedy wolność znów byłaby w jej mocy. Jednak miała również silne obawy. Zaklęcie w jej osądzie wyglądało na złożone, wielowarstwowe, czerpiące ze starożytnego obrzędu. Odcięta od możliwości tkania, nie potrafiła go przełamać. Fałszywy krok uwięziłby ją w tym stanie na zawsze.

Nie wierzę, żeście tacy pospolici. Nie bylibyście wtedy Welesowi żadną atrakcją. Dalegor, tak? – powtórzyła zasłyszane imię, zbliżając się do górującej nad nią sylwetki. Podwinęła rękawy unosząc przedramiona. – Widzisz je? Kojarzysz jak można przełamać urok? Twój towarzysz? – biła od niej ponura determinacja.

[media]https://i.pinimg.com/originals/30/79/6c/30796c4769d14bf93be75cf6a4426b86.jpg[/media]

Dalegor sięgnął dłonią na przedramię kobiety. Przez moment wodził po nich palcami.
To dzieło pierzastego maga? Może Bogumysł, on mi pomógł. Na pewno w moim domu ci pomogą. Tutaj jest złe miejsce do czynienia magii. Duchy są tu złe – mężczyzna podszedł do krat.
Te nie są częścią skały jak nasze. Jest tu zamek. Możemy je spróbować sforsować.

Bezsilność, bezsilność. Władali magią zanim ludzie znaleźli pierwsze zastosowanie dla kawałka patyka. Tak do niej przywykli, że nie było potrzeby uczyć się otwierać blokad metalowych mechanizmów innymi sposobami. Magowie, którzy niegdyś na kolanach błagali o strzępy sekretów zaprzeczenia zastanej rzeczywistości, teraz mieli czelność podnosić rękę na swoich dawnych mistrzów. Nie mogła tak tego zostawić, ale to później. Tymczasem nie zostawało dziewczynie nic innego jak boleśnie zacisnąć zęby i przełknąć gorzką prawdę.
Będę tylko zawadzać – odsunęła się by nie przeszkadzać w próbie siłowego wydarcia wolności.

Dalegor syknął zbliżając się do drzwi.
Ma tu ducha, który zaalarmuje ich gdy wyrwiemy drzwi – szlachcic zwrócił głowę w stronę Bogumysła z niemym pytaniem: co dalej?

 
Cai jest offline