Ravist stał, zastanawiając się, gdy Ingham rzekł.
-Zamiary serc waszych zostają przede mną zakryte. Nie wiem, jaka jest wasza odpowiedź. Wszakże zostają wam dwa rozwiązania. Wyjść tymi drzwiami, przez które przed chwilą weszliście i zapomnieć o całym zajściu wierząc do końca swoich dni, że byłem szaleńcem. Lub podążyć za głosem boga Vecna, który przemawia przez usta sług swoich. Zastanówcie się dobrze i gdybyście pragnęli wziąć udział w krucjacie przeciw złu i podążcie za mną…-rzekł kapłan. Okaleczony Lord pokazał mi zło, które pleni się na południu, gdzie mnożą się wyznawcy tajemniczej sekty boga Azazela. Jeśli ktoś ich nie powstrzyma świat ogranie Armagedonu. I zapewniam was żadna rasa nie wyjdzie z niego cała...-przypomniały mu się słowa Inghama. Skoro jest to coś na masową skalę, to jak we trójkę... czwórkę... czy więcej ma nas być... jak mamy się temu przeciwstawić?-zapytał sam siebie. Puść mnie to wytępię dla ciebie całą armię... Ty jesteś na to za łagodny, a ja poradzę sobie z nimi raz, dwa... Przekaż mi tylko kontrolę...-odezwał się głos w jego umyśle. Dokładnie znał ten głos. Zobaczymy... Nie, nie, nigdy już cię nie puszczę-odpowiedział w myśli. Nigdy nie mów nigdy...-rzekł, po czym zaśmiał się szatańsko, zaś w odpowiedzi Ravist zacisnął szczęki.
Otrząsnął się, gdyż uświadomił sobie, że wszedł na pułap psychiczny, na którym jeszcze nigdy nie był, więc szybko zszedł z niego i powrócił do rzeczywistości.
Zobaczył, że Elfa już nie było. Nie dam ci sobą zawładnąć, gdyż właśnie z tobą walczę-pomyślał, ale odpowiedzi nie dostał, co sprawiło zarówno radość i ulgę, jak również zawód, który trwał tylko przez chwilę.
Po chwili namysłu ruszył za Inghamem i Elfem, posługując się węchem.
Bezgłośnym krokiem minął tryptyk i wszedł do małego pokoju, gdy usłyszał:
-Czasem ktoś...Widzi więcej niż my...Chce zbawić świat...Nie wierzy w to nikt...Od dziś jesteście sami...Chociaż stoi wśród was cień mojej mocy...Usłyszeliście Głos...
Zobaczyliście...Już nie możecie zaprzeczyć! Widzę świat - wokół krew! Słyszę głos - pełen łez! Wy zrozumiecie sens prostych słów! Czas zacząć iść drogą swą…Nieznany kraj, nieznany ląd…W oparach fal... W cichym podziwie ślepców dopełnia się czas...-powiedział... Ingham?!
-Wszystko z tobą w porządku co się dzieje Ingham!-krzyczał jakiś mężczyzna, a w jego głosie czaiła się niepewność.
-Być może mówisz prawdę, być może jesteś tylko parszywym oszustem, kapłanie. Nie wiem i to jest nie ważne, ale wiem jedno. Nie ufam ci nie wierzę w żadnego boga. Żaden bóg nie istnieje, bo nie dopuściłby do... A z resztą, po co ja ci o tym mówię? Wystarczy, że udam się na misję samobójczą... Tak, zgadzam się, gdyż czy kłamiesz, czy nie i tak wyjdzie na dobre dla mnie-rzekł lodowatym tonem do Inghama. |