Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2021, 21:19   #490
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Wolrad… kipiał ze złości całą drogę do Płocka. Od kiedy tylko opuścili Penubmrę. To był ból. To był żal przeinaczony we wściekłość, bo wściekłość jest znośniejsza. Bo wściekłość pcha do działania. Te duchy… każdy z nich był kiedyś piękny. Każdy jeden wspaniały, a teraz? Wróg tak bardzo je skrzywdził, że znały one już tylko ból i szał. To wołało o pomstę.
- I pomstę poniesiemy…

Dopiero przed miastem się uspokoił. Aby nie zwracać na siebie uwagi.
- Myślisz, że nam pomogą? - zapytał Nadję - Starzec nie był chętny choćby o krok ustąpić od swych przekonań…


Francisca nie była przekonana do przekładania swoich planów, ale stan Gergego oraz Anny nie wróżył nic dobrego. Siostra płakała, brat próbował przeżyć. Z perspektywy Francisci z żadnego z nich nie było za dużego pożytku, a ich świadoma obecność była kobiecie zdecydowanie potrzebna. Zmówiła jeszcze modlitwę o zdrowie brata licząc, że z pomocą… siostry… zdecyduje się jednak pozostać na tym świecie i nim zdążyła zastanowić się nad odpowiednią garderobą nadbiegł Jaś z wyrazem twarzy sugerującym, że odnalazł co najmniej zaginiony skarb królowej Saby. Chłopiec wydyszał coś na temat Rocha i miejsca jego aktualnego przebywania okraszając to dumą zdobywcy, dla którego godną nagrodą mogłoby być nawet syte śniadanie.
Włoszka zaprowadziła chłopca do stołu z resztkami po posiłku, gdzie natknęli się na Waltera szukającego sobie czegoś do zrobienia. Rycerz wyraźnie dusił się w pomieszczeniu, a powracające jęki rozpaczy Anny zdawały się popychać go w kierunku wyjścia na świeże powietrze. Francisca spojrzała na chłopaka.
- Dobrze się sprawiłeś - po czym kierując swój wzrok na Waltera dodała - w nagrodę brat Walter, wielki wojownik Pana naszego pokaże ci młot, którym pokonał wielu wrogów.
Stłumiła przy tym rozbawienie, dodając z powagą po łacinie
- Potrzebujemy przywiązania i wierności naszych pomocników. Nasi wrogowie przeczesują nasze szeregi ze zbyt wielką łatwością. Brat zaczeka na mnie chwilę i możemy udać się na spotkanie z Rochem.

Wróciła niedługo potem w stroju skromnej mieszczki, w którym nie wyróżniała się niczym pośród miejscowych kobiet. Wypytała jeszcze raz Jasia o wskazówki, a potem poleciła mu aby pomógł oporządzić zwierzęta, a gdyby ktoś wychodził do miasta, aby zapamiętał i dał jej potem znać.

W drodze, w której głównie milczeli wspomniała tylko.
- Wiem, że ktoś podąża moim śladem źle mi życząc i jak brat się może domyślić, ten ktoś musiał przebyć długą drogę tutaj, podobnie jak ja. Dziś nabrałam przekonania, że ta osoba jest wśród nas i choć nie mam pewności w obliczu ciągłego zagrożenia nie pozostaje mi nic innego jak konfrontacja. Nie chcę przemocy, ale i nie mogę trwać w niepewności. Nie w takich okolicznościach.

Dodała też słowa troski o zdrowie Gerge oraz Anny, wyszeptała kilka słów modlitwy, aby sprawdzić, czy nikt ich nie śledzi oraz wypytała brata, co sam o tym wszystkim myśli: o zachowaniu brata Eberhardta oraz ich kolejnych zadaniach.

W którymś momencie podróży dotknęła ręki zakonnika. Kątem oka złowiła dwie postacie, których w żadnym wypadku nie powinno tutaj być. Skoro zaś były znaczyło to, że wydarzyło się coś ważnego. Nadja była tylko z jednym zakonnikiem, nie mieli więc raczej zamiaru kogokolwiek atakować. Złapała wzrok kobiety i mruknęła do Waltera po niemiecku.
- Będziemy mieli jeszcze jedno spotkanie. Najpewniej zaraz.

Miała rację. Nadja z towarzyszem przyglądali im się i rozmawiali o czymś. Wolrad którego imię dopiero miała poznać prezentował się jako przykład prawdziwości twierdzenia “ładnemu we wszystkim ładnie”, bo pomimo zniszczonych, wielokrotnie cerowanych i brudnych ubrań wciąż wyglądał na tyle dobrze, że niewątpliwie w czasie marszu tutaj jakieś dziewczę młode się za nim obróciło. Wysoki, ciemnooki o włosach i zaroście w jakiegoś rodzaju estetycznym nieładzie. W jego kroku była płynność i siła, a spojrzenie było bystre i szybkie. Dlatego Francisca przez chwilę była zaskoczona. Nie przeceniała urody, ale z racji swojej pracy nauczyła się zwracać na nią uwagę. Tymczasem albo ten osobnik umknął wcześniej jej uwadze, albo go nie było przy poprzednim spotkaniu. Każda z tych możliwości niosła niepokój, albo co do własnej spostrzegawczości albo co do oceny potencjału grupy dowodzonej przez Nadję.

- Muszę się dowiedzieć co tu robią - i ruszyła w kierunku stojącej pary. Twarz wyrażająca uniżenie nieumiejętnie ukrywała rozbiegany chytry wzrok. Walter natomiast coś mruknął pod nosem. Wcześniej Franciscia nie zwracała na to uwagi, ale po rewelacjach z poprzedniej nocy ten dźwięk kojarzył jej się z warknieciem.

- Niech będzie pochwalony szanownym zakonnikom. Długa droga chyba za wami, a pogoda paskudna jak na tę porę roku. Ludzie pewnie grzeszą więcej w tych czasach i jak przebłaganie z góry nie przyjdzie to wygniją chyba wszystkie zbiory - obrzuciła ich dłużej wzrokiem.
- I na Kościół dawać nie chcą, jak widać, a powinni… - zawiesiła wzrok, jakby w przemowie swojej zagubiła wątek - aaa… ten oto szlachetny rycerz - machnęła ordynarnie ręką w kierunku Waltera - który drogę sobie wskazać kazał twierdzi, że oczekiwał waszego przybycia, jako że wieści niesiecie o jego schorowanym bracie. Prawda li to jest? Czy może to jednak kogoś innego ten szlachetny Pan szuka.

Francisca co rusz skłaniała głowę, ale i na jej twarzy mieszał się zdziwienie, zaciekawienie, niesmak i siłą woli bezczelność. Rycerz zaiste niezbyt trafnie obrał sobie lokalną mieszczkę na przewodnika, szukając kogoś dla niego ważnego, a kogo znaleźć by nie potrafił nie znając okolicznych gospód oraz miejsc spotkań miejscowych i podróżnych.

Nadzieja splunęła.
- Wy ludzie niczego nie umiecie zrobić prosto, prawda? Kłamstwem się żywicie i kłamstwem żyjecie. Tedy jasne, że Żmijowy pomiot dobrze czuję się między wami.
Zmierzyła Waltera wzrokiem. Warknęła. On również mruknął i napiął się cały. Wtedy się uśmiechnęła. Tak przynajmniej pomyślała inkwizytorka. Usta szeroko rozchyliły się odsłaniając równe i zdrowe zęby, tak bardzo nie pasujące do człowieka ubranego w szatę podobną do worka. Walter opuścił wzrok. Cała scena trwała moment i Francisca zauważyła ją ze względu na niesamowity zmysł obserwacji.

- Widzę, że wyrzutków zbieracie. Dobrze. Sytuacja ciężka. Cięższa niż myślałam na początku. Żmij wypaczył potężną część puszczy. Odcina nas. Nie możemy jej uzdrowić, póki nie zabijemy jego materialnej formy. Sądzę, że wewnątrz puszczy otwiera się brama doMalfeasu.

Towarzysz Nadji stał pół kroku za nią, po jej prawicy. Franciska wyraźnie widziała w jego postawie, że traktował ją jako liderkę, ale nie było krztyny uniżoności w nim. W pewnym momencie, na dwa oddechy jego spojrzenie stało się nieobecne. Dalsze…
<tutaj chcę spojrzeć za zasłonę. Porównać to co zobaczę z tym co widziałem gdy Fyodora zabijaliśmy =] Ale na szybko. Jedno-dwa spojrzenia. Bez specjalnego przyglądania się jeśli nie rzuci się w oczy. Apocalypse mówi, że diff wynosi lokalny gauntlet+3, maks 9, więc powinienem dać radę =]> Most City and Towns ST = 6, zatem rzucamy na 9. Pula 10: rzut: tajny.>>

- Wy ludzie jesteście nieczuli. Ale myślę, że to wy jesteście celem. Dlatego potrzebujecie kogoś, kto będzie czuły.

Dała Francisce chwilę na zastanowienie się, a Wolrad zaczynał domyślać się dlaczego wadera go tu sprowadziła.

Francisca musiała się zastanowić na ułamek chwili o czym mówiła Nadja. Barwne opisywanie rzeczywistości mające za zadanie nagięcie jej do aktualnych potrzeb leżało jeszcze bardzo daleko od “kłamstwa”. Ale tak jak nie chciała się kłócić, tak też nie chciała kontynuować tej rozmowy na ulicy. Kobieta i mężczyzna byli jednak wyraźnie mało zorientowani w ludzkiej rzeczywistości. Lekko drgnęła i obrzuciła drogę szybkim wzrokiem, szukając miejsca, gdzie mogliby porozmawiać na spokojnie. Wątpiła by Nadja w tym stanie miała ochotę wejść do zamkniętej przestrzeni. Mężczyzna jednak ją zastanowił.

Spojrzała na Waltera pytająco.

- Pomoc na pewno jest potrzebna - zgodziła się, bo mówiący nie wyglądał na negocjatora. Francisca z pewnością była nieczuła, albo raczej nie zwracała na to uwagi. Chyba, że chodziło o wyrywanie palców, albo łamanie kołem, ale sprawy natury były jej raczej obce - ludzie są też celem. Ale on atakuje wszystko i wszystkich. Jest wrogiem tego co żyje.

Wolrad zamilkł a jego oczy na moment zaszły bielmem. Wiedział co robi. Robił to setki razy. Chciał tylko na moment spojrzeć… ale coś poszło nie tak. Ujrzał ciemność. Ciemność zalewała wszystko wokół. Przez chwilę myślał, że ktoś pozbawił go wzroku i zebrało mu się na wymioty.

- Bladyś - rzekł Walter i położył dłoń na ramieniu wilkołaka.
Przebudzając się z krótkiego pseudo-transu Wolrad nie spodziewał się dotyku. Nie wierzył by ktokolwiek się ośmielił na tyle do niego zbliżyć w czasie tych kilku oddechów. Błyskawicznym, odruchowym gestem chwycił dłoń Waltera w nadgarstku i zatrzymał się w ćwierć-szarpnięciu… powstrzymując instynkt każący mu posłać go na brutalne spotkanie z ziemią. Dał roninowi cofnąć rękę.
- Jeśli los da to w przyszłości zapytam cię czy pragniesz wrócić na łono Gai. Przemyśl dobrze jakiej odpowiedzi wtedy udzielisz - w tonie Wolrada łatwo było wyczytać jakiej odpowiedzi on oczekuje oraz konsekwencje dania innej… ale w głosie Francisca dosłyszeć mogła szczyptę nadziei.

Franka zauważyła za rynkiem zadaszenie, w którym wielu kupców przeładowywało swoje towary. Taki magazyn na otwartym powietrzu, a jednak pod dachem. Przez siąpiący deszcz praktycznie pusty, bo i ludzie nie bardzo mieli co sprzedawać tego lata.

Wenecjanka mimo, że przebywali pośród ludzkich zabudowań poczuła się nieswojo.

- Może przejdziemy pod dach? - zapytała wskazując miejsce przeładunku towarów.


Nadia skinęła głową i ruszyła przodem.
- Odpraw swojego psa - powiedziała mijając Franciscę. - Jak jeszcze kiedyś dotknie kogoś z mojej watahy, to ręce mu odgryzę.

Walter został lekko z tyłu, a koniec końców stał kilka metrów od dachu nad punktem składowania towarów.

- Jego ziemie są spore - zaczęła Nadia. - Moi ludzie będą na nich chorować. Nie możemy sami go przeszukiwać. Owszem, gdy znajdziemy jego leże, to wytrzymamy na tyle, żeby się tam dostać. Zakraść może. Ale nie możemy szukać. On wyciąga coś z innego świata i będzie chcieć rzucić to na was. I na nas przy okazji.

Wadera dała chwilę Francisce na zastanowienie się nad tym co usłyszała. Ta jednak zajęta była myśleniem o tym jak różnią się od siebie ludzkie i wilcze stado. Nauczona czołobitności dla mężczyzn, ona która swoje cele osiągała intrygami i manipulacją myslała właśnie o ile prościej byłby odgryźć czasem komuś rękę.

- Każdy z nas ma dwie ręce odpowiedziała… i wszystkie mogą się przydać - powiedziała cicho uprzejmym tonem. - Nie wiem co w niego wstąpiło - nie chciała przepraszać, bo pewnie Nadja i tak by tego nie zrozumiała. Nie znała zbytnio zwyczai wilkołaków, ale skoro dotykanie było dla nich tak drażniące, dlaczego Walter tego nie wiedział? Może powinna zachowywać się jak wilczyca matka? Wyobraziła sobie rycerzy chodzących za nią jak psy i było już tego za dużo.

Chrząknęła.
- Nikt tam nie jest bezpieczny, ale my inaczej niż wy. Potrzebujemy mapy oraz czegoś, co zapewni nam ochronę. Czy ktoś od was mógłby nam wskazać, gdzie zaczynają się tereny pod jego władzą? - Francisca podróżowała przez las i nie wydawało jej się, aby ludzie mogli wyczuć wpływ władzy Tryglava. Zapewne do czasu, gdy stanęli oko w oko z monstrualnym zdeformowanym łosiem.

- Ja będę w stanie - odezwał się towarzysz Nadji - Wolrad - przedstawił się krótko. - Jeśli dobrze rozumiem zamysł naszej alfy to pośle mnie ona z wami abym mógł wam pokazać. Moja więź z Umbrą… światem duchów jest bardzo silna - w głosie Wolrada pobrzmiała ledwie dostrzegalna nuta dumy a może wprost pychy.

- Tak. Wolrad zostanie z wami. Powiedzcie zatem jakie kroki chcecie poczynić. Ja spróbuję zabezpieczyć naszych ludzi, żeby przeprowadzić jedno, szybkie uderzenie. Jednak musielibyśmy się pozbyć pierzastego maga. I musimy być pewni, że z katedry nic nie uderzy na nasze tyły.

Francisca z pewną ulgą zanotowała, że Nadja potwierdziła słowa Wolrada.
- Nie wiem na ile można ufać wampirom - Włoszka zmarszczyła nos - Katedra też chce zniszczyć Tryglava - chciała zagłębić się w pewne niuanse, ale to nie było coś czym mogła zaciekawić Nadję.
- Tyle, że dowiedziałam się o czymś jeszcze. Tryglav oprócz potworów i sług przyzywa też demony. Jednego z nich udało się Inkwizycji odesłać. Inne jednak ciągle są na wolności i czynią go jeszcze trudniejszym do pokonania… ciało tego którego udało się odesłać zabrał podstępem ghul udający zakonnika - wygląd - Nie jest to nasz sojusznik, choć jego towarzysze mogą się przydać… gdybyście go kiedykolwiek spotkali.
- Ptasznik też może być jednym z demonów. Ich moc przekracza znacznie moc tych, których posiedli. Jeśli twój towarzysz pozostanie z nami, cokolwiek się dowiemy będziesz wiedzieć i ty. Ja chcę znaleźć jego sojuszników i wyeliminować ich. Poza tym katedra, która chce zniszczyć Tryglava, też musi zapłacić swoją cenę.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 17-12-2021 o 16:36.
Arvelus jest offline