***
Tym razem razem przez jakieś dwa kilometry przyroda dawała im spokój. Nic nie próbowało ich zabić, a odgłosy fauny były naturalne. W pewnym momencie Shania wyczuła charakterystyczny zapach. Był błogi, wręcz kojący. Miało się ochotę położyć na ściółce, zamknąć oczy i przestać przejmować czymkolwiek. Zaraz po niej wyczuli go Chris i Gabriel, kolejną osobą była Ariel.
To ona jako pierwsza rozpoznała tą roślinę. Weszli w gaj Czarnych Lotosów!
Te kwiaty wydzielały bardzo intensywny zapach, który w kilkadziesiąt sekund był w stanie odurzyć człowieka na kilka do kilkunastu godzin. Przeważnie taki osobnik kończył zjedzony przez jakiegoś drapieżnika, które to mieszkając na tym obszarze nabywały naturalną odporność. Czarne Lotosy były nielegalne i bardzo poszukiwane na czarnym rynku do wytwarzania środków odurzających i narkotyków. Cena jednego kwiatu wynosiła kilka tysięcy Kardynalskich Koron. W miejscu, które właśnie odwiedzili rosło ich kilkanaście.
Ariel błyskawicznie dobyła z jednej z przepastnych kieszeni swojej kamizelkę chustę zatykajac nos i usta krzyknęła:
- CZARNE LOTOSY!!! WYCOFAĆ SIĘ!!
Było to hasło, które każdego marines walczącego w lasach wenus powinno postawić na nogi. Każdy powinien być wyczulony na ten zapach. Ariel pamiętała, że w poprzednim oddziale, ten kto wywąchał czarny gaj jako pierwszy dostawał paczkę fajek od towarzystwa, albo dodatkowy deser… Ciekawe czy i tutaj wykształcą się podobne nawyki… Po cichu liczyła, że tradycje obowiązują szerzej, choć były to w większości płonne nadzieje.
Ariel wycofywała się szybko cały czas patrząc na towarzyszy. Obserwując ich nie wstrzymywała oddechu, lepiej zarodników tego cholerstwa nie przetrzymywać w płucach.
- Stop, wycofajmy się i omińmy - powiedziała Shania widząc reakcje Ariel - zanim ktoś się złoży. Sierżancie, powie pan co jeszcze jest w rozkładzie? Bo brakuje jeszcze trzęsienia ziemi i tsunami byśmy mieli komplet zagrożeń naturalnych.
- Macie zapamiętać ten zapach! Jeśli kiedykolwiek znowu go poczujecie to macie wiedzieć co to jest! Zrozumiano? - rozkazał sierżant patrząc na żołnierzy.
- Możesz sobie wybrać Devilcaty albo Wenusjańskiego Pytona. Devilbaty odpadają, bo jest za jasno. Więc? - sierżant zwrócił się w kierunku Shani odnosząc się do jej pytania.
- Chujowy wybór sierżancie, jak wezmę kota to będa gadać, że lubię futerka, jak węża… po tylu latach w wojsku chyba nie muszę panu tłumaczyć ciągu skojarzeń.
- Nie ma takiej potrzeby - zapewnił Morris łapiąc aluzję.
Gabriel wzruszył ramionami, zapach był fantastyczny i rozluźniający.
- Po co tyle krzyku, w końcu coś co nie próbuje nas bezpośrednio zabić, a nawet wpływa kojąco. - Mężczyzna powoli odchodząc od kwiatów przyjrzał się im z uwagą. Próbował zapamiętać ich lokalizację. Znał kilku polityków, którzy sypnęli by ostro koronami za takie ziółka.
- Przydałoby się pod jednym wsadzić dziewczyną za uszko, może by przestały się w końcu tak spinać - z szerszym uśmieszkiem niż zwykle szepnął w kierunku brata.
Morris był wyraźnie zaskoczony.
- Widzę, że niektórzy z was są odporni. Mieliście do czynienia już z Czarnymi Lotosami McBride?
- Świat gwiazd filmowych i polityki lubi się czasem konkretnie zabawić, sir. Czarny Lotos w takim towarzystwie to przystawka przed daniem głównych i deserem.
Christopher zmrużył oczy w niezadowoleniu.
- Nie wiem czym się ekscytujesz Gabe, pachnie jak łazienkowy odświeżacz powietrza u ciebie w domu - mruknął.
- O kolejny. - Morris uniósł brew, ale tym razem nie został wzięty z zaskoczenia.