Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2021, 22:03   #29
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Wiadomość ogólna:
Od tej kolejki Goodman jest BN.

James Davis:
Pogrążyłeś się w swoich myślach idąc w kierunku budowy. Okolica zmieniała się trochę jak w kalejdoskopie. Bogaty dom, bogaty dom, biedny dom, biedny, biedny, średniozamożny, bogaty, średniozamożny... te nierówności społeczne tworzyły iście wyjątkową atmosferę osiedla Wolfsburg. Nie znałeś historii tej okolicy, ale łatwo zorientowałeś się, że te biedne i bogate budynki powstawały mniej więcej w tym samym czasie. Wyjątkowo obok siebie zamiast przy oddzielnych ulicach. Jednocześnie dzieci bawiły się ze sobą bez większych ograniczeń, choć pod czujnym okiem biedniejszych matek lub służby bogatszych rodziców. Przechodząc minąłeś nawet trzy kobiety rozmawiające między sobą o nocnych zajściach na budowie. Plotka najwyraźniej roznosiła się niczym błyskawica na mrocznym niebie.

Z czasem okolica stawała się coraz bardziej zielona, a wśród domów przeważały bogatsze rezydencje. Nic jednak nie mogło równać się z kunsztem niemalże pałacu jaki konstruowano na samym końcu drogi, a właściwie w miejscu, w którym już całkiem przemieniała się w leśną dróżkę. Nie miała jeszcze nazwy, ale z pewnością jakaś już na nią czekała. Może japońska? Może angielska? Czy był to prezent od bogatego Japończyka dla amerykańskiej żony, czy bogatego Amerykanina dla japońskiej żony? A może nie miało tu mieć miejsca mieszanie ras, a po prostu jacyś bogaci Japończycy mieli zamiar sprowadzić się do Arkham? Nie było to zresztą nic dziwnego mając na względzie wyjątkowość miejscowego Uniwersytetu Miscatonic.

Dotarłeś już niemal na miejsce, gdy natknąłeś się na siedzącą na poboczu Włoszkę. Kojarzysz ją z okolicy domu Flanaghana.
- Szkoda pana czasu. - odezwała się wycierając łzy z oczu - Do tych drani nic nie dociera. Mówiłam im kto to zrobił - nadzy ludzie powrócili tak jak o nich dawno temu opowiadała stara Glassberg. [masz do niej jakieś pytania?]

Po wysłuchaniu jej zbliżyłeś się do placu budowy. Przywitał cię jeden z policjantów, którego widziałeś wcześniej na posterunku.
- O, pan tłumacz. Mam nadzieję, że Rosetti nie naprzykrzała się panu. Jej mąż doznał załamania nerwowego, a ona zrobi wszystko, żeby wydostać go na wolność. - spojrzał na ciebie czujnie - Pana Yoshida tutaj nie ma. - stwierdził jak gdyby chciał powiedzieć, żebyś nie zbliżał się. Zapytałeś jednak o ustalenia. [jeśli w tym miejscu chciałeś wspomnieć o nagich ludziach i starej Glassberg zadeklaruj to retrospektywnie]

James (Perswazja 40), rzut: 39 (och)

Policjant zapalił papierosa i powiedział:
- Głowimy się jak doszło do ruszenia kamieni bez użycia koni.
- A ślady kopyt?
- zapytałeś, na co policjant odpowiedział:
- Albo to były bardzo lekkie, dwunożne konie albo ktoś nosił jakieś dziwaczne obuwie pozwalające zostawiać ślady kopyt. - powiedział, a ty zmarszczyłeś brwi, a następnie policjant dodał:
- Podobna sprawa miała już tutaj miejsce dawno temu, ale to niemożliwe, żeby to byli ci sami ludzie... - dodał jakby zamyślony po czym zorientował się, że za dużo powiedział. A przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Próbowałeś zapytać więcej, ale nie trzeba było twoich nadzwyczajnych zdolności czytania ludzi, żeby zorientować się, że policjant coś ukrywa.

James (Perswazja Trudny 20), rzut: 61

Policjant już nic więcej nie powiedział i grzecznie stwierdził, że pewnie i tak jako tłumacz pana Yoshida będziesz miał dostęp do sporządzonych raportów ze zdarzenia, gdy te będą dostępne.

Wracając w stronę domu Flanaghana (nawet jeżeli szedłeś do swojego domu albo do siedziby gazety to i tak musiałeś minąć ten dom) natknąłeś się ponownie na pani Rosetti. Również zmierzała w tym samym kierunku. Jeśli chcesz możesz iść razem z nią, a jak nie to wyminąć. Kobiecie będzie miło jeżeli jej potowarzysz [w takim przypadku napisz na PW], ale jeżeli tylko miniesz to nie będzie cię drugi raz zaczepiać.

Ryan Flanaghan:
Po odejściu Coopera i Davisa zostałeś sam na sam z Goodmanem. Ten wyglądał odrobinę gorzej niż jeszcze kilka chwil wcześniej. Jakby atmosfera biblioteki nie służyła mu. Zapytałeś go o to, a on odparł, że spędził noc w celi z szaleńcem, który nie pozwolił mu spać.
- Dlatego trochę nie jestem sobą. - stwierdził. Przenieśliście się do salonu i Goodman z ulgą usiadł na sofie. - Przepraszam, że doszło do pomyłki. Panie doktorze... nadal realizuje misje kurierskie starając się zebrać odpowiednie fundusze na oddaniu się mojej muzycznej pasji. Boję się, że nie poradzę sobie w showbiznesie, dlatego od paru lat zbieram pieniądze na parę lat braku zmartwienia o nie. Książkę rzeczywiście przywiozłem, ale jak zobaczyłem na pana skrzynce pocztowej do adresu sąsiadującego z pańskim. - zapytałeś, czy do Gregoriego Bulla, do bogatego budynku obok, a Goodman odparł - Nie, do pana drugiego sąsiada. Na tą zarośniętą działkę. Mam tam stawić się między północą, a pierwszą w nocy. Jakbym nikogo tam o tej porze nie spotkał to wracać tam codziennie przez tydzień... zresztą oto książka.

Goodman wyjął starannie zabezpieczoną w skórzanym pokrowcu starą księgę. Skórzana okładka nie miała żadnego tytułu, a wnętrze stanowiły nie zszyte ze sobą strony w dość niezłym stanie, ale spisane odręcznie odrobinę dziwaczną czcionką pełną chrześcijańskich znaków religijnych, a także symboli jakich jeszcze nie widziałeś. Dodatkowo innym charakterem pisma ktoś (a raczej kilka różnych osób) notowało sobie coś nie tylko na marginesach, ale pomiędzy linijkami pierwotnego tekstu. Główny tekst jest po łacinie podobnie jak większość komentarzy (o ile jesteś wstanie zorientować się). Na ostatniej stronie jest podpis autora "Clithanus".

Flanaghan (Korzystanie z bibliotek 20), rzut: 99, krytyczna porażka

Nie masz pojęcia co to jest. Podejrzewasz, że przestudiowanie całości zajęłoby ci może nawet rok, a pobieżne czytanie, żeby zorientować się co do treści to pewnie nawet miesiąc. Może dwa tygodnie. Z samego spojrzenia na kartki zorientowałeś się jedynie tyle, że prawdopodobnie to jakaś praca teologiczna. Sądząc po stanie książki może nawet z okresu wczesnego chrześcijaństwa, ale bardziej prawdopodobne, że z okresu średniowiecza tylko spisana innym stylem niż dominujący na wystawowych egzemplarzach dzieł z tamtej epoki.

Goodman ufa ci na tyle, żeby zostawić ci księgę, gdy on uda się na spoczynek, ale kategorycznie odmówi zwlekania z oddaniem jej:
- Moi zleceniodawcy nie należą do miłych ludzi, a odbiorcy to często również jest towarzystwo nieprzyjazne dla postronnych. Nie zdziwiłbym się, gdyby wiedzieli, że już jestem w Arkham. Wolałbym księgę oddać już tej nocy i jak nikt nie zjawi się to będzie pan miał dzień na zapoznanie się z nią.

O ile nie powstrzymasz go to Goodman pójdzie na górę do wskazanego przez ciebie pokoju, gdzie pójdzie spać.
 
Anonim jest offline