Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2021, 04:28   #954
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Poszło zbyt łatwo. Może i był drowem, może i podkradał się do zwykłych ludzi w ciemnej jaskini, może i znał tylko podstawy skradania się i nie praktykował skradania się i potajemnych podchodów, jak większość jego tchórzliwych, skrytobójczych i "mocnych tylko od tyłu" lecz sadystycznych pobratymców, ale zakradnięcie się do celów poszło zbyt łatwo. Szczególnie Xenomorphusowi. Dirith natomiast miał wrażenie, że mógłby spokojnie zakraść się za plecy żołnierza, nachylić się aby być tuż obok niego z głową tuż obok jego głowy podczas gdy jego bestia zrobiłaby to samo, tylko że z drugiej strony tuż obok kobiety po czym szeptem i ze skupieniem zapytać "i co, widzisz ich gdzieś?" po czym z rozbawieniem oglądać paniczną reakcję.
Ale Dirith skradającym się tchórzem nie był tak więc wprowadzony był w życie trochę inny plan. Dało to jednak mu przykład jak satysfakcjonujące może być skradanie się do celu w szczególności kiedy ten cel ma mimo wszystko jakieś pojęcie, że jest w niebezpieczeństwie i jest na baczności.
Tak czy inaczej wypłoszenie intruzów zakończyło się powodzeniem tym bardziej, że ani kobieta ani mężczyzna nie zaczęli zachowywać się agresywnie. Zamiast tego zaczęli próbować jakoś się dogadać.

- Nie chcecie kłopotów... - powtórzył powoli i z namysłem - ...ale prawie obrażacie mówiąc jakbym był idiotą nierozumiejącym co się do niego mówi... - stwierdził uważnie przyglądając się osobnikom poświęcając szczególną uwagę potencjalnemu uzbrojeniu jakie posiadali, oraz próbując rozpoznać czy są graczami, bestiami, czy też może zwykłymi postaciami z miejsca.

I facet i kobieta wyglądali bardzo… Nietutejszo. Mieli na sobie te dziwne ciuchy, koleś miał przy sobie to dziwne… takie… broń palna? Tak na to mówią, ten nowy wynalazek, podobno gnomy i dwarfy z tym swoim prochem skleciły jakąś tam nową broń, „palną”, taką kuszę strzelającą małymi kulkami z dużą siłą… Ale za dużo roboty z tym całym prochem, sypaniem prochu, nie zamakaniem prochu i innymi bzdetami, żeby szanujący się drow przejmował się jakąś tam irracjonalną bronią palną, skoro kusze i noże do rzucania każdemu wystarczą…
Bestiami raczej nie byli. I w okolicy ich Bestii nie było widać. To chyba po prostu dwójka ludzi, ubranych jak kretyni… Może to ci cali z ekspedycji, ochroniarz i pani naukowiec?

- Chcecie mnie przekonać, że jesteście przyjaciółmi, a mówicie, że mnie nie chcecie... ciekawe... - stwierdził jeszcze raz uważnie rozglądając się po pomieszczeniu żeby spróbować znaleźć więcej czających się osobników, wytężając słuch oraz używając również swojej infrawizji. Jakby nie było, ta dwójka mogłaby być tylko przynętą...

Spojrzeli po sobie.
- Przepraszamy, nie chcemy kłopotów, po prostu chcemy… stąd iść!... – wyjąkała kobieta. – Nie chcemy z nikim walczyć i nie mamy nic wspólnego z tymi tu walkami i z tymi wszystkimi… dziwnymi ludźmi… Po prostu pechowo tu trafiliśmy i chcemy tylko stąd odejść, nie chcemy nikomu przeszkadzać, ok?
Nadal trzymali ręce w górze, ale wyraźnie ulżyło im, że do nich mówisz i rozumieją, co mówisz.
Nikogo więcej nie wyczaiłeś, Xenomorphus na suficie również nie.

- No dobrze, to spróbujmy załatwić sprawę jak przyjaciele, ale jak tacy co chcą sobie pomóc, nie pozbyć się. Kim jesteście, co tu robicie poza ukrywaniem się, skąd tu przyszliście i jak długo jesteście w tym miejscu? - zaczął spokojnie zasypywać pytaniami po kolei.

- Więc… - wyjąkała kobieta. – J-jestem Karolina Lolińska i pracuję dla korporacji StarGaze, ale właściwie od roku…
- Ja właściwie przypadkiem… - wyjąkał koleś. – J-Janusz Sosycz… Wynajęli mnie do ochrony, byłem kiedyś w wojsku ale wyrzucili mnie i przez kumpla… jakoś tak wyszło… zatrudniłem się do ochrony… - bełkotał, patrząc nieufnie na Xenomorphusa.
- Właściwie to StarGaze wysłało nas tutaj, żeby zbadać to miejsce… Nie wiemy co się stało, nawalił nasz sprzęt, komputer, a potem wszystkie pojazdy po kolei… U-utknęliśmy tutaj i straciliśmy całą łączność ze StarGaze… Nie mamy pojęcia co się stało, nikt tego nie przewidział…
- To miała być normalna wyprawa, jak grotołazy, normalne zejście do kopalni i przekopanie tunelu! Mieliśmy pilnować żeby sprzętu nie kradli, miejscowe gangi i złodzieje byli uzbrojeni jak terroryści, ale to…?! Nie pisałem się na to!!!
- Nie wiem jak długo tu jesteśmy, chyba kilkanaście godzin…? Wszystkie komputery i telefony i zegarki zupełnie umarły, nie ma zasięgu ani baterii!

- Czy widzieliście gdzie poszła albo pobiegła wilczyca taka jak ta tutaj? - skinął głową na bestię Kiti

Milczeli chwilę. Mężczyzna skinął głową w tunel.
- Tam podbiegła… Jest ich więcej?!

- Gdzie poszedł ten tchórz w sukience czy piżamie? Tak ten typ co to niby jest kapłanem czy tam magiem, powinien przechodzić tędy niedługo po wilczycy.

- …???
- N-nie widzieliśmy nikogo w sukience…
- Ani w piżamie…
- Kapłan?
- Mag???
- Nie widzieliśmy nikogo takiego! W ogóle… w ogóle staramy się unikać… Tu się dzieją chore rzeczy!
- Spotkaliśmy miejscowych… - zaczęła kobieta. – Nie byli przyjaźnie nastawieni… Potem też coś się stało… L-ludzie… Kiedy nagle wysiadły wszystkie komputery i telefony i łączność, a my zostaliśmy uwięzieni tu pod ziemią, ludzie wpadli w panikę. Niektórzy dostali ataków paniki i manii prześladowczej… Doszło do kilku incydentów… Ludzie byli wściekli na dowódcę… Przestali słuchać, podzielili się, część zaginęła w korytarzach pod ziemią… słychać było krzyki i część po prostu zniknęła… i nie wrócili…
- Miejscowi zaczęli ich zabijać, a potem wszystkim padło na łeb! W tych cholernych korytarzach jest tak ciemno, a nikt nie ma latarki, nic nie działa!!! Ludzie się pogubili w tunelach, pospadali w rozpadliny!

- Czy wiecie co tu się w tym miejscu działo?

- Wszystko szlag trafił kiedy przebiliśmy się do tego tunelu! Zaczęliśmy rozkładać bazę i nagle tunel którym weszliśmy zawalił się a wszystko szlag trafił i wszystko przestało działać! Potem pojawili się miejscowi, dziwne zwierzaki, ludzie dostali na łeb, zaczęli strzelać do siebie w ciemnościach!... Wiesz, gdzie jest wyjście na górę?! Jak wyjść z tych cholernych tuneli?!

- Widzieliście w tym miejscu kogoś wyglądającego na arcykapłana?

- Było trochę miejscowych… Może i kapłani…? Mieli niby jakieś tam długie szaty… Ale ja bym do nich nie szedł, oni napieprzali z cholernych łuków i kusz do ludzi!!! Nie pisałem się na coś takiego!!! Nie pisałem się na zgraję jakichś zasrańców z łukami i wilkami!!! – zerkał na Xenomorphusa.
- Chcemy stąd po prostu wyjść, wiesz jak stąd wyjść?! Błagam!!!

- Chcecie wyjść? Tam są drzwi - powiedział nonszalancko wskazując w kierunku gdzie znajdowało się wejście przez które dostał się do tego miejsca. - Ale powodzenia z wyjściem, drzwi są kamienne. W przenośni i dosłownie ważą tony. Za drzwiami jest przynajmniej ośmiu typów. Wliczając bestie, to bedzie z szesnastu o ile jakieś nie zostały zabite po tym jak nas nimi poszczuli, tak dla zabawy, bo sami bali się podejść bez spróbowania osłabienia nas. Jak nie zdecydują się was zarżnąć dla łatwych dusz to będziecie mieli szczęście i będziecie na zewnątrz... - stwierdził zastanawiając się, czy ludzie z jakimi rozmawiał są po prostu bezdusznymi tworami odgrywającymi zachowania według tego jak właściciel miejsca ich stworzył. Trzeba było przyznać, że twórca miał wyobraźnię wymyślając ich stroje, broń oraz potencjalnie wszystkie te wspomniane rzeczy jakie im niby nawaliły.
Wisienką na wielowarstwowym torcie było również zachowanie, jakby nie wiedzieli jak ten świat działa. Jakby łuki i kusze były czymś dziwnym i wielce niebezpiecznym. Może i strzelały, ale przy sporej dozie szczęścia dało się z nimi uporać. Faktycznie ta ich broń palna i długi czas przeładowania tych krasnoludzkich czy gnomich wynalazków sprawiały, że wspomniane kusze i łuki nadal były dość niebezpieczne, ale jakby nie było podobny ten żołnierz jakieś tam przeszkolenie musiał mieć jeśli nie wywalili go natychmiast po przyjęciu.
Albo byli z innego wymiaru. Skoro był wymiar Bieli, Chaosu, ten z którego pochodził Dirith, Piąty, to może był i Szósty, Siódmy, albo i nie wiadomo jaki, z którego tych dwoje pochodziło, gdzie łuki i kusze były zupełnie niespotykanym fenomenem. Oraz gdzie żyli ludzie na tyle oświeceni, że nawet nie zwracali uwagi na rasę. Dirith wątpił dość mocno, czy skład tych tutejszych ludzi nie wchodziły elfy. Tym bardziej, że była mowa o łukach.
Po usłyszeniu krzyków oraz szczekania Kiti albo jej bestii odwrócił tylko głowę w kierunku, z którego je dosłyszał.

- Wspomnieliście coś o Behemotach? Co o nich wiecie? Czy wy jesteście odpowiedzialni za ich uwolnienie i zesłanie na miasto? - kontynuował nadal spokojnie patrząc w stronę gdzie człowiek wskazał, że pobiegła wilczyca.

- Sugeruję iść za mną. Po pierwsze mam więcej pytań, po drugie zacząłem z wami rozmawiać, nie strzelać z łuków, albo próbować zabić dla szybkich dusz... póki co. - stwierdził obracając się w kierunku gdzie słyszał wilczycę.

- Co wiecie o tej manii prześladowczej? Jakie dokładnie były jej objawy? Im więcej szczegółów tym lepiej. - zadał kolejne pytanie zaczynając iść w stronę szczekania.

- Jak zostaliście wysłani do tego miejsca? Czy wiązało się to z teleportacją, albo utratą przytomności w tym samym czasie przez wszystkich z waszej ekspedycji? Albo zapytam wprost, z której bramy skorzystaliście żeby dostać się do tego wymiaru? - zakończył bez owijania w bawełnę zamierzając sprawdzić, czy są tylko tworami przypisanymi do tego miejsca, czy też może istotami posiadającymi dusze.
Tak czy inaczej trzeba było wziąć się za przeszukiwanie tego miejsca. Przynajmniej po to, żeby znaleźć Kiti (albo jej bestię) i kontynuować poszukiwania arcykapłana albo powodu zaginięcia elfickich archeologów.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline