Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2022, 23:06   #101
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
20 Breuzeit 2522, wieczór i noc

 Rudolf i Gustaw von Gunnenberg


- A bo ja wiem? Wyjechał gdzieś zaraz na początku tej całej awantury z granicznymi, a jak się pojawił ponownie to "nie miał ręki". Nasza Pani faktycznie nie lubi brzydoty, więc pewnie kaleki już na balach nie chciała. Świadkiem jego powrotu nie byłem, ile informacji znalazłem tyle przekazuję. Nie spotkałem go osobiście, żeby coś więcej wiedzieć... - Gustaw przerwał, jakby coś sobie przypomniał - Nie, nieważne - skonstatował po chwili. Widząc jednak wzrok Rudolfa mruknął - Temu "naszemu" wampirowi na wzgórzach też odcięliśmy rękę. A potem jeszcze graniczni przejeżdżali tamtędy, też się z nieumarłymi poszarpali. Ale to przecież bez sensu - dodał na koniec.

 Rudolf i Ochroniarz


Rudolf miał nadzieję, że jego pracę wykonają za niego słudzy Manfreda. Czy to ludzie, których on bezpośrednio wyśle, czy to może poproszony ochroniarz. Manfred wybitnie nie miał szczęścia do ludzi wykonujących jego polecenia - ile razy by nie powtarzał, że nie chce być łączony z poszukiwaniami (ani poszukiwaczami), i tak co chwila któryś z nich usiłował go wplątać w taki sposób, by było dla każdego jasne, że to on osobiście odpowiada za poszukiwania Alfonsa. Odpowiedź brzmiała "nie". A cierpliwość Manfreda zaczynała być na wyczerpaniu.


 Roz i Mag


Uspokojona Mag dała się odprowadzić. Obiecała też, że załatwi zaproszenie. Co jednak nie było konieczne - zaproszenie “załatwiło się samo” - gdy tylko dotarły do rezydencji Hrabina odwołała alarm, odesłała córkę pod opieką majordomusa do pokoju, podziękowała “korepertytorce” za odnalezienie niesfornego dziecka i poprosiła o rozmowę “w spokojniejszych okolicznościach”. Służba, która właśnie szykowała się na całonocne poszukiwania także była wdzięczna Roz. I tak im się oberwie, że Mag się ponownie wymknęła z domu, ale przynajmniej tym razem znalazła się po godzinie, a nie po miesiącu.

 Krasnoludy w karczmie


Wyciąganie z pijanych pobratymców wiadomości na temat wyglądu natręta do łatwych nie należało. Problemem było to, że przyjrzeć się mu żaden z obecnych nie miał okazji. Świadkiem był jeden, ten, który przyniósł opowieść, ale miał swoich klientów i nimi musiał się zajmować. Powiedział im jednak kogo mają szukać i zaproponował, że skoro i klerk i kierownik będę jutro na drugiej zmianie to z chęcią da im znać, że ktoś tak szacowny chce się z nimi spotkać. Najwyraźniej profesja Galeba stała się tajemnicą poliszynela, przynajmniej wśród khazadów. Nie narzucali mu się, ale wizyta Kowala Run nie mogła pozostać niezauważona.


21 Breuzeit 2522, Marktag, przed południem

 Rudolf i rekrutacja pomocnika


W związku z niedawnym najazdem w Nuln brakowało wielu rzeczy. Inne zrobiły się bardzo drogie. Ale jednym, czego nie brakowało, byli uchodźcy. Może nie wszystkich kształtów i rozmiarów, jako że większość była wychudzona i brudna, ale za to w doświadczeniu zawodowym można było przebierać. Kto nie miał pieniędzy na wkupne do cechu, biedował albo partaczył. Dla jednego i dla drugiego rodzaju oferta pracy od Mistrza Kaufmanna była niczym złapanie Sigmara za nogi. Mógł wybierać, przebierać, ba, mógł zapłacić poniżej stawek rynkowych, a i tak zyskać wdzięcznego pracownika.

 Rudolf i Doktor Hohenheim


Mistrz Phillippus Aureolus Theophrastus Bombastus von Hohenheim, cóż, nie był tak zdesperowany jak wcześniejsi rozmówcy kupca. Prawdę powiedziawszy, zdesperowany nie był w ogóle. Miał wystarczająco dużo pieniędzy by nie musieć nadskakiwać kupcom i wystarczająco dużo dumy by rozmawiać z każdym tonem wykładowcy. Oraz wystarczająco wielu pacjentów by nie przyjmować “na cito” każdego kupca, który nagle sobie przypomniał, że chciałby się z nim spotkać. Rudolf nie pomyślał, by umówić się z doktorem wcześniej i teraz musiał odczekać swoje. Doktor chętnie przyjmował ludzi, których cierpienie było tak wielkie, że nie mieli nic przeciwko poddaniu się często eksperymentalnym terapiom doktora. Ubodzy mieszczanie, kaleki, uchodźcy… Szlachta i bogate mieszczaństwo nie mieli monopolu na usługi doktora Hohenheima, ale oczywiście mogli go wezwać. Za sowitą opłatą i kiedy znajdzie czas. Albo przyjść i czekać z innymi. Jak wyjaśnił jego sekretarz, Doktor nie przyjmuje wszystkich zleceń. Chętnie wita natomiast przypadki ciekawe. Przypadki trudne. Przypadki tajemnicze. Tu jednak plan Rudolfa związany z przedstawieniem swoich podejrzeń dotyczących podtruwania ojca zadziałał. “Doktor znajdzie czas” - przekazał sekretarz. Nie dodał jednak kiedy. Dał za to Rudolfowi arkusz papieru z pytaniami o pacjenta. Od płci i wieku, przez historię przebytych chorób i leczenia oraz przyjmowane lekarstwa, choroby w rodzinie, aż po objawy będące przyczyną zgłoszenia.
- Proszę wypełnić - sekretarz był wyraźnie zadowolony, że nie musiał sam tego wypełniać, jak w przypadku wielu innych pacjentów, niekoniecznie “czytatych i pisatych”. Kupiec doczekał się spotkania z doktorem tuż przed południem.

- Słyszałem, że tylko pan... nikt inny nie potrafiłby tego zrobić... chodzą słuchy, że nikt przed panem nie... podobno pan pierwszy potrafi... pana metody wzbudzają podziw, są wyjątkowo nowatorskie… - Rudolf tak długo obracał się w towarzystwie bogatych snobów, że dla niego to właśnie było “prosto z mostu”.
-Nie marnuj mojego czasu, człowieku. Rozumiem, że to wszystko - pokazał na papier -to tylko po to żeby się do mnie dostać? Nie mógł Pan po prostu zapytać listownie? Sekretarz by odpisał. Rozumiem naukową ciekawość, ale po co marnować Pański i mój czas? Skoro jednak już tu obaj jesteśmy, a do operacji i tak asystent musi dopiero następnego pacjenta przygotować… Co Pan chce wiedzieć? - zapytał, a kiedy Rudolf mu powiedział, odezwał się:
- Panie Kaufmann, tak jak już tłumaczyłem Alfonsowi, nie da się zrobić takiej trucizny, żeby się przedostała do wina ze skrytek pańskiej produkcji. A w każdym razie ja takiej metody nie znam. To zresztą nie ma żadnego znaczenia - nie zamierzam uczestniczyć w żadnej nielegalnej działalności. Jedyne w czym mu pomogłem, to w leczeniu epidemii bezsenności wśród jego ludzi. Dostał doskonałe krople nasenne, z wyraźnym ostrzeżeniem, żeby nie przekraczać trzech kropli na dorosłego na dobę i że absolutnie, absolutnie! - podkreślił - nie wolno ich łączyć z alkoholem. O proszę, tu nawet mam jego podpis, że rozumie zalecenia, dawkowanie i zna przeciwwskazania. - poszukał w segregatorze papierów. Rzeczywiście zawierały to co mówił. Zgodnie z nimi nie był bardziej winny niż płatnerz, który wykuł miecz użyty do przestępstwa. Sporządzanie i sprzedawanie lekarstw było w Imperium legalne.
- Gdybym miał zgadywać powiedziałbym, że wspomnieni przez pana strażnicy znaleźli jednak pańskie skrytki i skonfiskowali dowody, znaczy się beczki. Razem z zawartością. A że na posterunku wieczorami bywa nudno…


 Roz i śledztwo


Roz zaraziła się od Gustawa mnogością wymyślanych rozwiązań i radosnym przeskakiwaniem między nimi bez realizacji któregokolwiek do końca, co gorsza, zaraziła się też jego tendencją do umawiania się na coś i łamania umowy najdalej na drugi dzień. Zignorowała zarówno wyrażone wprost życzenie pryncypała jak i swój własny plan i postanowiła zażądać od Manfreda dowodu na piśmie, że zna ją i z nią współpracuje.
I całą sympatię i szacunek jaki do tej pory zdobyła diabli wzięli…

Nieco lepiej poszło na miejscu zbrodni. Co prawda rodzina kupca tam nie mieszkała (mieszkali w domku pod miastem, jak Roz się dowiedziała), a obecni na miejscu ochroniarze nie zamierzali wpuszczać nikogo, a wędrówka po sąsiadach dała mizerne efekty (“nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał”, co znaczyło “nikt nie chce mieć problemów”) to rozmowa z obsługą sklepu już tak.
Kilka dni temu, może tydzień temu kłótnia była z jakimś jednorękim przybłędą. Widać było, że ów miał ostatnio kilka kiepskich dni, a może i tygodni - jego odzienie było potargane, a twarz wymizerowana, ale głowę nosił wysoko jakby był co najmniej Hrabią. Stanął przed wejściem, zawołał “I co? Nie zaprosicie klienta do środka?”, a jak już wszedł to rozejrzał się i zażądał widzenia z właścicielem, a potem i jemu próbował rozkazywać i na kredyt chciał najlepsze płótno i jeszcze żeby mu z niego uszyć wszystko. A gadał tak, jakby to było oczywiste, że szef ucałuje mu dłoń i pobiegnie w podskokach. “No, po prawdzie to szefa nie było, Hans, kierownik sklepu powiedział coby go nie wołać, po co go odrywać od ważnych spraw do byle wariata” i sam się tym zajął. Właściciel może i z Sylvanii, ale poza tym dobrym szefem był, sam doszedł do wszystkiego ciężką pracą i płacił uczciwie, to i oni starali się nie sprawiać mu niepotrzebnych kłopotów i zmartwień. Przybłęda się potem odgrażał, ale kto by się wariatem przejmował. Teraz Hans się zamartwia, że to przez niego, ale mówię mu “I co? Ten gość się wdrapał po murze z jedną ręką czy może wzleciał jak ptak do okna?”.
Badanie miejsca zbrodni na tym zakończyła. Czas - poza tym, że jest tuż przed nowiem i w nocy Mannslieb daje mało światła nic nie wymyśliła.


 Detlef i Hieronymus Ostwald w Świątyni


By umożliwić działania Galebowi, Detlef wziął Herr Ostwalda na wycieczkę do “Świątyni, co to w niej wiarygodny świadek widział skavenów”. Ten, jak się okazało, nie ruszył tam sam. Może i był szaleńcem, ale kompetentnym szaleńcem. Jeden sługa niósł torbę z narzędziami pracy, drugi wziął ze sobą drabinę.
- Skaveny to sprytne dranie - wyjaśnił Thorvaldssonowi - Wszyscy szukają ich pod ziemią, a one są na tyle zwinne i sprawne by używać też innych ścieżek.
Dotarli na miejsce akurat po porannych modłach. Na chcących ich wyrzucić kapłanach Hieronymus zastosował glejt specjalnej służby w służbie Elektorki.
- Pójdziemy na skargę!
- A idźcie - wzruszył ramionami. Obejrzał podłogę. Obejrzał rzeźby. A potem, gdy słudzy rozłożyli drabinę obejrzał także krokwie pod dachem. Zaprosił Detlefa. Ślady pazurów były niemożliwe do zauważenia z dołu, ale z drabiny, gdy oglądał belki z drugiej strony, to co innego… Krasnolud zaklął.
- Co one mogą planować? - zapytał go Ostwald.
Chwilę później hałasy i agresywne pomruki kazały Detlefowi spojrzeć ponownie w dół - ich źródłem nie był jednak atak szczuroludzi, a zbliżający się ważniejsi kapłani kultu, razem z akolitami, strażnikami świątyni i resztą, których roli nieobeznany z ludzkimi wierzeniami khazad nie znał.

 Galeb w w Archiwum Ostwalda


W tym czasie Galeb przeglądał Archiwum Ostwalda. Dokumenty jakie ich interesowały, te, które wypełnił poprzednik Hieronymusa, miały już kilka lat, niektóre nawet kilkanaście, ale część informacji była nadal aktualna.
  • Otto von Schilde - sekretarz w Pałacu, hazardzista, utracjusz, kultysta Tzeentcha?
  • Bombastus von Hohenheim - zamieszany w “Chwalebną Rewolucję” chirurg, operuje kogo tylko może i stara się upowszechnić chirurgię jako pełnoprawny dział medycyny - więc to kultysta Khorne’a.
  • Geofrey Monck - szef “Nowej Firmy”, organizacji przestępczej, siedzibę mają przy Dróżce Vogelhansa. Zniszczył inne grupki w swojej okolicy, zatem jest kultystą Zuvassina.
  • Alfons Ragorn - zastępca Moncka z “Nowej Firmy”, agresywny, nie cofa się przed zabijaniem - zatem to kultysta Khorne’a.
  • Hagrin Maurer, murarz, konserwator w Pałacu, pijak i dziwkarz, łatwo go nastraszyć. Kultysta Slaanesha?

Znalazł za to ukrytą szufladę, której zdecydował się nie otwierać.

Na razie zdołał przeczytać jedenaście interesujących go rekordów, pobieżnie przejrzał kilka innych. Fragment “kultysta + imię bóstwa Chaosu” lub “prawdopodobny mutant” pojawiało się w niemal każdym przypadku.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 13-01-2022 o 09:53.
hen_cerbin jest offline