Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2022, 20:48   #164
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 56 - 2519.X.13; popołudnie

Miejsce: G.Środkowe; wewnętrzna twierdza; donżon
Czas: 2519.X.13 Bezahltag (5/8); popołudnie
Warunki: wewnątrz: dym, ciemno, walka; na zewnątrz jasno; umi.wiatr, zachmurzenie, b.zimno


Wszyscy



Karl ciężko dyszał od wysiłku związanego z wymianą ciosów z kolejnymi przeciwnikami. Ale zdał sobie sprawę, że dym z bomby rozwiał się już na tyle aby kątem oka mógł dostrzec co się dzieje przy drzwiach. A tam już tylko Oswald stawiał opór dwóm szkieletom swoim wielkim mieczem. Więc zostali już tylko we dwóch. On sam wciąż walczył z trzema przeciwnikami. Tym opancerzonym rycerzem z tarczą i mieczem oraz dwoma szkieletowymi gwardzistami. Deacher przed chwilą krzyknęła po raz ostatni gdy przebiły ją ostrza nieumarłych i padła obok nieruchomej elfki. Przestała się ruszać a szybko powiększająca się kałuża krwi jasno wskazywała, że albo dogorywa albo już jest martwa. Tak czy inaczej w tej walce już mu pomóc nie mogła.

Jeszcze przed chwilą śledcza Doreen Deacher chociaż już się chwiała na nogach i wyraźnie osłabła od ataków plugawej magii starego czarownika to wciąż stawiała mu opór. Gdyby był to pojedynek może by dała radę. Bo wydawało się, że każdy kolejny udany atak jej miecza lub jego magii powali przeciwnika. Oboje już zdawali się ledwo stać na nogach. I on co prawda osłabiony i zdekoncentrowany bólem nie zdołał zaatakować ją w swój plugawy sposób a jej się udało go trafić mieczem po raz kolejny. Chociaż niezbyt poważnie, drasnęła go tylko czubkiem miecza ale udało jej się przebić przez magiczną barierę jaka go chroniła. Ale ona nie miała żadnego wsparcia zaś jemu przyszli w sukurs dwaj, szkieletowi gwardziści. Śledcza osłabiona wcześniejszymi atakami tylko chwilę dała radę stawić opór tak zmasowanemu atakowi. I w końcu nie dała rady być wystarczająco szybka. Jeden miecz przebił się przez jej pancerz i żebra a zaraz potem drugi wbił jej się w brzuch kończąc jej opór i pewnie żywot. Ale teraz ci dwaj gwardziści dopadli Karla walczącego z rycerzem.

Z początku ten pojedynek był wyrównany. Co prawda wysłannikowi wolfenburskiego ratusza udało się przebić przez zasłonę tarczy rycerza ale jego ostrze już nie miało takiej mocy aby przebić się przez jego pancerz. I zaraz potem sytuacja się odwróciła. Rycerz co prawda ominął jego zasłonę i sięgnął kolczugi ale tylko ją zarysował. Niemniej już po tej pierwszej wymianie ciosów Karl zorientował się, że trafił mu się przeciwnik wyszkolony na najwyższym poziomie. A do tego doszli go dwaj szkieletowi łucznicy. Co prawda jeden z nich okazał się zbyt niezdarny w swoich atakach i Karl dobił go prawie przypadkowym ciosem powalając go w kościanym klekocie na podłogę. Drugi jednak wciąż próbował go dosięgnąć swoją zardzewiałą siekierą póki nie doszli do niego ci dwaj gwardziści. Wówczas nie było już dla niego miejsca przy Karlu. Stary czarownik który do tej pory był atakowany przez Deacher zwiał. Też ledwo stał na nogach i ciężko podpierał się na swoim kosturze gdy uchodził ku drzwiom przez jakie wszedł rycerz. Więc chyba stracił serce do walki co nie zmieniało poważnego położenia Karla.

Zwłaszcza, że zaraz potem rycerzowi udało się mu go trafić. Miecz wbił się w kolczugę na piersi, tym razem całkiem mocno zaraz po tym gdy Karl próbował niezbyt skutecznie zadać mu cios. A i jeszcze zaraz potem rycerz drasnął go w udo. Jeden ze szkieletowych ciężkozbrojnych też go trafił ale tym razem na szczęście kolczuga ochroniła swojego właściciela. A drugiego udało mu się trafić w ramię. Miecz czarnowłosego zostawił ślad po uderzeniu ale poza tym nie zrobiło to na nieumarłym wojowniku większego wrażenia. Więc walczył teraz w głębi pomieszczenia z rycerzem i dwoma lub trzema szkieletami. A przy drzwiach Oswald z dwoma. Deacher padła. Allif też. Anthon leżał w kałuży krwi bez oznak życia. Zostało ich tylko dwóch wciąż stawiających opór nieumarłym.

---


Anthon osłabiony wcześniejszymi trafieniami ledwo stał na nogach odpierając ataki trójki przeciwników. Jego ciosy były już słabsze i mniej pewne niż normalnie. Probował trafić najpierw tego z wielkim mieczem. Udało mu się ale cios chociaż przebił się przez starą kolczugę to utknął zaraz za nią na jakimś żebrze czy czymś takim. Szkielet nie zwrócił na to większej uwagi. Zamiast tego zrobił wypad i potężne ostrze bez trudu sforsowało solidny pancerz magistra metalu, przebiło się w jego trzewia i zatrzymało się dopiero na napleczniku. Szkieleci łucznik skorzystał z okazji i wbił się swoim ostrzem w jego bok dobijając go ostatecznie. Anthon wypuścił broń z nagle bezwładnej ręki, upadł na kolana po czym padł bezwładnie na ziemię gdy nieumarły gwardzista wyszarpał swój miecz z jego wiotczejącego ciała. Widział jeszcze z podłogi jak Oswald coś krzyczy i dobija swojego przeciwnika. Po czym ta trójka starła się ze sobą. Dwa szkielety jakie go pokonały właśnie zwarły się z ciężkozbrojnym piechurem śledczej. Ale to już wydawało się takie jakieś ciche i ciemne. Wszystko ciemniało i wygłuszało się. Anthonowi wydawało się, że zapada się w dno czarnej studni. Cały świat zapadał się do kolorowej plamki a w końcu punktu strasznie odległego w tej wszechogarniającej go ciszy i ciemności.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline