| - Czyli jak mówiłem. Kanibale albo heretyckie kanibale - podsumował Roberts.
- Chyba żadne z naszej trójki nie ma wątpliwości z czym mamy tu do czynienia - westchnęła Irya na ich zachowawcze podejście. - Brak Yamady na pewno nie przeszkodzi reszcie na szukaniu nowego dostawcy. Na pewno już mają nowy klub na oku. Znamy dwa, w których już działali: Velvet Room i Babylon Bar.
- Oficjalnie ta sprawa nas nie dotyczy. Zwykłe kanibale to nie nasz rewir, ale możemy sprawdzić Babylon Bar jak będziemy dzisiaj koło niego przejeżdżać - obiecał Roberts zerkając na partnera, który jakby od niechcenia przytaknął po czym zabrał głos.
- Tylko, że jeśli Yamada zajmował się dostawami to jego następca wcale nie musi korzystać z jego kontaktów.
- Słuszna uwaga - pokiwała głową na słowa Johnsona. - Auto którym odjechała kobieta z nagrania, jest zarejestrowane na agentkę nieruchomości Nadine Bonnet, mieszka na pograniczu Gotland i Southside.
- Capitolka? - upewnił się Johnson.
- Nie. Brak powiązań z Capitolem - pocieszyła ich. - Załatwiłam jej ogon - założyła że ludzie Collinsa już mają namiary na Nadine - wkrótce będę chciała ją sprawdzić osobiście, bo wychodzi, że z jakiegoś powodu działam na heretyków jak płachta na byka - zaśmiała się.
- Obywatele nie należący do Capitolu są poza naszą jurysdykcją. Poza pani również - przypomniał Johnson.
Powstrzymała się, żeby nie parsknąć. Zachowała względną powagę.
- Prawie na pewno jest Freelancerem, a o nich się nikt nie upomina. A nawet jeśli ma przynależność korporacyjną to nie będzie to miało znaczenia, gdy potwierdzi się, że jest heretykiem, bo i tak się wszyscy wypną - wzruszyła ramionami.
- Wyczuwam misję zbawiania i naprawy świata - Roberts powiedział konfidencyjnie do kolegi, ale celowo nie ściszył głosu. - Pani inspektor musiała chyba zacząć przesiąkać swoim komendantem.
- Przyglądał kocioł garnkowi. Bo wy wybraliście swoją robotę tylko dla wypłaty - podsumowała ich w ironicznym tonie. - Sprawa sama przyszła do mnie i dla mnie będzie zamknięta jak ta grupa kanibali zostanie wyeliminowana - spokojnie wyjaśniła swoje motywy, nie odnosząc się do poruszonej kwestii swojego przełożonego. Co swoją drogą było dla niej interesujące.
- Nie no. Nam sie płaci tylko za naprawę Capitolu. Tak samo jak pani czy Sinclairowi. - Z tonu i twarzy Robertsa, Corday nie potrafiła wyczytać czy mówi w pełni poważnie czy nie.
- Co konkretnie planuje pani z tym zrobić? - wtrącił Johnson ignorując kolegę.
- Jestem dobra w improwizacji - odparła kierując spojrzenie na Johnsona, uśmiechając się wyzywająco. - Najpierw dowiem się jakie ma zwyczaje i z kim się spotyka. Później pewnie doprowadzę do konfrontacji, żeby ją wkurwić i skupić na sobie jej uwagę.
- Mhm. Co dalej? - podpuszczał Johnson.
- A to już czas pokaże - rozłożyła ręce nie dając mu się. - Ostatni dał się podpuścić i był tak pewny siebie, że odwalił niezły cyrk przy okazji - podała Yamade jako przykład potwierdzający skuteczność jej metody. - Was potrzebuję w tym planie, żebyście osłaniali mi plecy. Nie biorę swoich ludzi, bo potrzebuje kogoś kto nie spanikuje jak zobaczy że się typowi oczy świecą na zielono - specjalnie nawiązała do klasycznego obrazu Heretyka z tanich horrorów.
- Nie wiem o jakim cyrku pani mówi, ale jawna konfrontacja ze zdesperowanym heretykiem nie kończy się dobrze - Johnson zerknął na Robertsa. - Najlepszym sposobem jest taki w jaki skończył Yamada.
- Śmiem twierdzić, że jego zachowanie wywołane moją prowokacją sprawiło, że stracił czujność i skończył jak skończył - wtrąciła swój punkt widzenia.- Jeśli potrzebujecie, żebym zobrazowała waszą rolę w tym co planuje to chcę, żebyście po prostu siedzieli w tym swoim uroczym czarnym autku, kiedy ja pójdę gadać z agentką nieruchomości. I nie ruszycie się z autka chyba, że usłyszycie strzały, gdyby coś miało pójść bardzo źle. Może być?
- Jasne! Wtedy wyskakujemy z samochodu i biegniemy co sił w nogach, żeby zapakować pani ciało w czarny worek - Roberts pokiwał z entuzjazmem głową i starał się nie roześmiać.
- Daj spokój - zganił go Johnson. - Na co pani liczy w czasie konfrontacji?
- Wypytam ją o jej znajomość z Yamadą, pod pretekstem prowadzenia śledztwa w sprawie jego śmierci. Zobaczę jak bardzo będzie się wypierać tej znajomości, ale ogólnie to pójdę na żywioł - odpowiedziała Johnsonowi po czym spojrzała na Robertsa. - Nie jest łatwo mnie zabić, więc prędzej proszę się szykować na szybką trasę do szpitala Bractwa i łapanie Mistyka - nawiązała z mrugnięciem oka do jego komentarza.
Agenci popatrzyli po sobie i wymienili powątpiewające spojrzenia.
- Z iloma heretykami miała już pani konfrontację? - zapytał Roberts.
- Ciężki stwierdzić, jakoś nie noszą plakietek - odpowiedziała z lekką nutką ironii w głosie. - Podobno typ, który próbował mnie zadźgać w moim mieszkaniu był mroczno-harmonijny. Tak twierdził jakiś Cleaner co miał dostęp do jego zwłok. Ale co ja tam wiem. Reszta to tylko domniemania - rozłożyła ręce.
- Takich bez plakietek w ogóle się nie liczy. Ci na niskim poziomie wtajemniczenia to praktycznie zwykła hołota. Pytałem o jawną konfrontację z kimś na poziomie Yamady - doprecyzował Roberts.
Corday westchnęła i wbiła spojrzenie w koronę drzew. Nie mogła przecież wspomnieć o Billym i jego gromadce heretyków w podziemiach. Nie mogła też ujawnić swojej wiedzy zdobytej od Morgana i Kobayashiego. No i nie mogła wyjawić, że jest Cleanerem, bo o tym też przecież w niecodzienny sposób się dowiedziała. Musiała to po prostu przemilczeć. Znów spojrzała na nich.
- Nie konfrontuję się jawnie z tymi, których podejrzewam o najgorsze. Zdaje się na specjalistów - uśmiechnęła się i teatralnie wskazała palcem po nich dwóch.
- Jednak z uporem maniaka chce pani mieć swój pierwszy raz z tą Bonnet? - upewnił się Johnson.
- Daj spokój to duża dziewczynka. Brutalne doświadczenia uczą najlepiej. W końcu będzie miała nasze wsparcie - Roberts uśmiechnął się złośliwie.
- W porządku - Johnson skapitulował. - To jak konkretnie się umawiamy? - zapytał inspektor.
Blondynka pokiwała głową na słowa Robertsa. Miał całkowitą rację, bo gdy sparzyła się przy akcji z Billym, to już do Yamady podeszła z rozmysłem.
- Jak tylko zbierze się o niej dość informacji, żeby ją z kimś powiązać to dam wam znać. Bo dobrze by było mieć jakiś dalszy trop na wypadek gdyby prosiła się o odstrzał - odpowiedziała Johnsonowi.
- Odstrzał jest zawsze lepszy niż, gdyby miała uciec z radaru - Roberts popatrzył jej prosto w oczy.
- I to koniecznie między oczy, bo strzału w inna część ciała może nawet nie poczuć, prawda? - odparła Irya patrząc na Robertsa, jego spojrzenie w żaden sposób nie odejmowało jej śmiałości.
- Strzału między oczy też pewnie nie czują. Mózg po prostu przestaje działać - Roberts wzruszył ramionami nie spuszczając oczu.
- Ciężko to jednoznacznie stwierdzić, bo nikt kto tego doznał, nie mógł się już na ten temat wypowiedzieć - uśmiechnęła się wyzywająco.
- W końcu chodzi właśnie o to, żeby nie byli w stanie się na żaden temat wypowiedzieć - odpowiedział uśmiechem.
- Fakt - roześmiała się, bo bezwiednie zaczynała kierować się na tory, których miała unikać. - Dobra panowie, muszę się zbierać. Odezwę się jak będę mieć coś nowego.
- Powodzenia - życzył Johnson, a Roberts tylko skinął lekko głową.
- Do zobaczenia - rzuciła im na pożegnanie i zatrzymała się. Odwróciła się i ruszyła w drogę powrotną do auta, tą samą ścieżką, którą przyszła.
__________________ Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start. |