Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2022, 15:04   #4
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- To ty! - zawołał Gveir, mierząc demona swoim jednym okiem. - Nowe ciało, tym razem lepsze? Rzeknij nam lepiej, co to za sztuczki?

Gveirowi nie podobało się to wszystko. Co prawda dobrze, że udało im się ostatecznie uciec spod wpływu dziwnego “słońca”, ale zastanawiał się, czy przypadkiem nie wpadli pod rynnę, kierując się za głosem demona.

Łowca również nie ucieszył się na widok Kruka. Był świadom, że już wcześniej byli przez niego manipulowani. Teraz, gdy demon miał nową "skorupę", a oni znajdowali się w obcej krainie, mogło być tylko gorzej.
- Zastanówmy się dwa razy nim podejmiemy jakąś decyzję - szepnął stojącemu obok Hektorowi

Hektor dla odmiany uśmiechnął się gdy ujrzał Kruka. Mógł mu w pełni nie ufać, ale poza Gveirem i Esmondem był w tej dziwnej krainie pierwszą znajomą istotą. Musiał się wysmyknąć z torby na krótko po przejściu i znaleźć czyjeś ciało… a może za zasłoną tak właśnie wygląda?
Na komentarz Esmonda skinął głową.
- Czeghrlo potrzebujesz? - zapytał demona nie do końca rozumiejąc ku czemu czas naglił.

- Jestem gdzie indziej niż mnie teraz widzicie. Miałem pecha i od razu mnie wyczuli - Kruk uśmiechnął się krzywo. Nagle na ziemię skapła czarna maź. Wyglądała jakby spadła mu z twarzy, tego profilu którego nie widzieli. Demon chrząknął z niezadowoleniem. Zakrył połowę twarzy dłonią.
- Nie utrzymam zbyt długo tego... obrazu. Jestem pewien, że macie wiele pytań i będę w stanie na nie odpowiedzieć... ale nie teraz.
Kolejna czarna plama upadła na ziemię. Tym razem wyglądało to jakby kawałek jego barku spłynął zostawiając ciemną wyrwę w ciele.
- Jestem... uwięziony w ptaszarni - powiedział z sarkazmem w głosie - znajdziecie… drogę.
Kruk stęknął. Zaczął się raptownie rozpadać. Czarna maź spływała z niego deformując jego sylwetkę. Odpadła mu ręka, twarz zmieniła się w niezidentyfikowany kształt i w ciągu kilku uderzeń serca pozostałą po nim tylko czarna, smolista kałuża z kilkoma kruczymi piórami. Wraz z tym biel opadła. Stali na pomarańczowym piasku. Dokoła nich w powietrzu był pył utrudniający widoczność. Nie widzieli słońca, a światło było rozproszone dookoła. Mimo to mieli wrażenie, że dzień tutaj chylił się ku końcowi, bo jaśniej było blisko niewidocznego horyzontu. Gdzieś w oddali słyszeli ćwierkanie ptaków.

- Przynajmniej nie muszę stać w tym słońcu! - zawołał Gveir. - Na wszystkie diabły i bogów, nie mam pojęcia, co tutaj się dzieje i nie dalej jak dzień temu chciałem ukatrupić tego gagatka na wszelki wypadek, ale zdaje się, że może wiedzieć więcej niż my o tym wszystkim! - rozgadał się jednooki wojownik. - Cóż, pozostało nam iść do tej “ptaszarni”.

Gveir zwrócił się w stronę, gdzie usłyszał ćwierkanie ptaków. To wydawało się proste. Zbyt proste. Wreszcie, podjął decyzję i zaczął kroczyć w tamtą stronę.

Esmond przykucnął na moment, biorąc w dłoń garść piachu i trzymając ją uaktywnił runę w swoim płaszczu.
-Nie sądzę byśmy mieli wybór- mruknął ruszając za Gvierem. Pył uniemożliwiał mu rozejrzenie się po okolicy, skupił się więc na tym by wyłapać z otoczenia jak najwięcej dźwięków. Miał nadzieję, że nie kroczą prosto w pułapkę.

Hektor patrzył dłuższy moment na plamę po Kruku. Gdy Gveir wraz z Esmondem ruszyli, rycerz pokiwał głową. Zanim jednak ruszył za towarzyszami schylił się by podnieść jedno z kruczych piór.

Wszędobylski pył szybko dał o sobie znać. Oprószył podróżników osiadając na włosach, ubraniu, skórze. Ponownie najgorzej to znosił Hektor. Miał wrażenie jakby wysysał z niego resztki wilgoci ledwo co uzyskanej w przeklętym strumieniu.
Szli na tyle długo aby poczuć zmęczenie, choć to mógł być wynik spaceru pod wpływem słońca. Ćwierkanie było coraz bliżej. Przed oczami majaczył im podłużny, płaski kształt znikający w pył gdzieś poza ich wzrokiem. Gdy podeszli bliżej zrozumieli, że patrzą na mur. Czy to szczęściem czy zrządzeniem losu przed nimi była też brama. Wysoka na pięć metrów była wykonana z zielonkawego metalu. Po obu jej stronach stały ogromne, kamienne figury kobiet. Były wykonane z segmentów jakby były lalkami. Ich głowy nie wyglądały normalnie. W okolicach oczu twarz przestawała istnieć. Tył głowy zaś ukształtowany był w coś podobnego do połowy kielicha. W tej też przestrzeni lewitowała kula.


Figury trzymały w jednej dłoni włócznię. Kiedy trójka wędrowców się zbliżyła do bramy poruszyły się z dźwiękiem kamienia tartego o kamień. Posypał się z nich pył. Najdziwniejsze jednak było to, że kule w ich głowach zaczęły się obracac ukazując żłobienia które przypominały źrenicę i tęczówkę.
“ Cel odwiedzin?”
Zagrzmiały głosem który ciężko było określić.

W pierwszej chwili Hektor wzdrygnął się cofając o krok i łapiąc za rękojeść miecza. Zaktrzusił się przy tym i musiał boleśnie przełknąć ślinę.
- Jestghrem Hektor Czteghry Rybgly - wybulgotał w końcu - Przybywamy… - zawahał się patrząc na towarzyszy. - By odnalghleźć towarzyszy podróży.

Gveir założył ramiona na piersi.

- Przejście przez drzwi, oczywiście - Gveir uśmiechnął się. - Drzwi są po to, żeby przez nie przechodzić! Po drugiej stronie znajduje się nasz dobry znajomy. Jasna sprawa!

Wojownik roześmiał się sam do siebie, ale sięgnął po broń. Ostrza zadrżały, ciągle głodne walki. Nie miał wątpliwości, nie zostaną wpuszczeni.

- To jak będzie? - ponaglił Gveir. - Przechodzimy czy nie?

Esmond jedynie skinął głową w potwierdzeniu słów towarzyszy. Jego uwagę w całości pochłonęły podobne do lalek konstrukty. W całym swoim życiu nie widział niczego takiego.
Nawet w czasie “pracy” z Ristoffem i pomaganiu na jego uniwersytecie, nie spotkał się z niczym podobnym.
Czy statuy ożyły za sprawą tajemniczej magii? Jego dłoń odruchowo znalazła oparcie na głowicy miecza, choć sam był świadom, że jego broń prawdopodobnie niewiele wskóra.

Oko jednej z figur obróciło się na drugą stronę. Po krótkiej chwili powróciło.
"Zapłata za wejście. Złoto, godność czy krew?"
Figury jeszcze się nie rzuciły do ataku co mogło być dobrym znakiem. Śpiew ptaków za bramą ucichł zupełnie jakby w oczekiwaniu na odpowiedź.

- Cóż! - Gveir odparł rezolutnie, nie tracąc rezonu. - Złota nie mam, godności nie oddam, a jak krwi chcesz, to będziesz sobie ją musiał wziąć, ha ha ha! - roześmiał się.

Po czym wyszarpnął zza pasa dwa zaklęte ostrza związane łańcuchem i z szerokim uśmiechem wskazał jednym z nich w strażników.

- Który będzie pierwszy? - zawołał Gveir.

- Złoto, godność lub krew za uratowanie demona, nie mając nawet pewności czy jest nam w stanie pomóc… - mruknął Esmond dobywając krótki miecz. Nie wiedział jak posągi zareagują na decyzję Gviera, nie zamierzał jednak być nieprzygotowany.
- Jesteście pewni, że chcemy obrać właśnie tą drogę?

Hektor uniósł głowę na strażnicze lalki i skinął głową na pytanie Esmonda.
- Nie wiem czy mamghry inne wyjśglrcie - mruknął.
Rozsupłał sakiewkę przy pasie i wyciągnął z niej jedyne dwie złote monety jakie się mu jeszcze ostały. Podniósł je do góry, na wysokość głowy, trzymając między palcami.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online