Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2022, 19:32   #106
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
 Rudolf i rozwijanie biznesu


Rudolfowi poszło dobrze. Zły czas dla Wissenlandu miał się okazać dobrym dla Kreutzhofen - w bednarzach mógł wybierać jak w ulęgałkach. Flisaków - pełno. Szkutnicy byli jednak problemem - w końcu splądrowano wsie położone w Wissenlandzie, a nie miasta położone na wybrzeżu. Byli ludzie, którzy znali się na budowie łodzi rybackich, a choć niektórzy przedstawiali to tak, jakby osobiście wybudowali pierwszorzędny barkas z sośniny, kupiec był w stanie przejrzeć ich kłamstwa. Niemniej kilku się znalazło mających jakie-takie doświadczenie.

Mógł być zadowolony ze skompletowania “dostawy” dla swojej firmy, zrobionych zakupów, ustalenia potrzeb i skompletowania listy zamówień i tak dalej. Tak, w rozwijaniu swojej firmy posunął się bardzo daleko. I tylko w śledztwie nie. Dziś nie zbliżył się ani na krok do odszukania dowolnego z listów czy zdobycia jakichkolwiek dowodów na jakich zależało Manfredowi, wybierając zamiast tego wgłębianie się w sprawę, którą Manfred dawno już rozwiązał i babranie się w niej uznawał za stratę czasu. Ba, wręcz zdecydowanie odradzał.

Załatwiwszy wszystkie swoje prywatne interesy miał jednak nieprzyjemne wrażenie, że jak się Manfred dowie o jego podejściu do sprawy, nie będzie miły. Ironiczny, tak. Sarkastyczny, może. Byle nie sardoniczny, bo wtedy to już można nagle śmiertelnie zadławić się zupą, utopić w fosie, albo zostać potrąconym przez niezidentyfikowany wóz z ziarnem. I to wszystko nawet nie wychodząc z własnego łóżka.

Niemniej i tak nie był tak przestraszony jak jego nowa sekretarka - Fraulerin Drach podzieliła się z nim wieścią, że podobno w mieście widziano "Starego Pana". Wiedząc skąd panna Latimeria pochodzi szybko domyślił się, że ten eufemizm znaczył wampira.
Corlo nie miał żadnych strasznych wieści - ale dobrych też nie. Ani śladu po Oskarze, ani śladu po Alfonsie. Przynajmniej Gustaw zjawił się z pieniędzmi. A dokładniej - z woreczkiem kamieni szlachetnych o wartości 500 koron.

 Roz, Rudolf i szkice


Na miejscu Roz dowiedziała się dwóch rzeczy. Szkice już powstały. Ba, już nawet pewien człowiek, Carlo, był z nimi w miejscach odwiedzanych przez Oskara. Nie widziano go tam już od kilku tygodni. Pencza to niewiele obchodziło. Ktoś mu obiecał ciepłą strawę i zapłatę.

 Roz i ogon


Agentka z łatwością zauważyła człowieka śledzącego Rudolfa. Wysoki, szczurowaty z twarzy, poruszał się sprawnie i profesjonalnie - nie dziwota, że na kupca i jego sługi starczyło, ale sama zaplanowała by akcję znacznie sprawniej, z użyciem kilku zmieniających się ludzi. Albo ktoś się nie spodziewał, że Rudolf będzie miał kompetentną obstawę, albo… - uśmiechnęła się do siebie - to wyglądało niemal tak jakby ktoś chciał, by go zauważono.

Doświadczonej agentce coś nie dawało spokoju, miała wrażenie, że coś jeszcze się dzieje. Niby wszystko wyglądało normalnie, ulice pełne ludzi, poza jednym "ogonem" nikt nie szedł za Rudolfem. W tłumie jak zawsze krążyli domokrążcy, żebracy, złodziejaszki, gangi małoletnich urwisów, jakich pewnie Alfons użył wczoraj do przekazania karteczek…

Zdała sobie też sprawę, że wielu żebraków nie siedzi tam gdzie mogliby wyprosić najwięcej pieniędzy, a tam, skąd jest świetny widok... Cóż, na wszystko.


 Detlef, Hieronimus i wiara

Ostwaldowi, z powodu jego reputacji, nie dawali wiary pewnie nawet jego słudzy. Z drugiej strony, żaden szanujący się kapłan Sigmara nie mógł zignorować proszącego o coś krasnoluda. Zwłaszcza gdy prosił o coś tak prostego jak wejście na drabinę. Oczywiście żaden szanujący się kapłan sam na drabinę nie wejdzie - po to się w końcu ma akolitów.
- To ślady pazurów - przyznał ten najmłodszy stażem, wysłany na górę, wywołując tym grymas niezadowolenia.
- To wygląda jak ślady pazurów - stwierdził następny. Grymas był jakby mniejszy.
- Trudno powiedzieć kto je zrobił i w jakim celu - spojrzał w kierunku Ostwalda.
- Koty? - zaryzykował jeden z młodszych kapłanów. Zarobił pastorałem w głowę. Hieronimus mógł być obiektem żartów, ale kto wie co miał w swoich archiwach. A z khazada żartować nie wolno. Patriarcha pokiwał głową.
- Dziękujemy za zwrócenie uwagi. Przyjrzymy się temu, wzmocnimy straż. Tego typu głupie wybryki żartownisiów mogą zasiać niepokój w sercach wiernych… - Detlef nie słuchał dalej. Miał rację. Z drugiej strony, więcej ludzi plączących się w nocy po świątyni to mniej szans dla skavenów, więc czego by nie planowały, opóźni się to.
Ostwald tymczasem wdzięczny był Detlefowi za informacje i towarzystwo. I za odpowiedzi, nad którymi myślał. - Uważasz, że będą tu przychodzić regularnie? Dałoby się jakiegoś złapać żywcem? - zapytał.


 W Archiwum Ostwalda.


Galeb miał dzięki Detlefowi dość czasu by przejrzeć interesujące ich dokumenty, ale nie skorzystał z okazji w pełni. Skupił się tylko na tych łatwo dostępnych, dotyczących nisko urodzonych i zignorował okazję by zajrzeć do odkrytej przez siebie tajnej szuflady, zawierające coś na tyle ważnego, że poprzednik Ostwalda zdecydował się je ukryć.
Tak jak się spodziewał, w tych łatwo dostępnych dokumentach nie było nic o szlachcie, stąd ani von Rudgerów ani tym bardziej magnatów takich jak rodzina Toppenheimer nie znalazł.
O Rudolfie Kaufmannie także nic nie było. Trudno się dziwić, skoro kupiec dopiero niedawno pojawił się w Nuln. Roz Bauer podobnie, z identycznych powodów. Co prawda zdarza się, że krasnoludy studiują wiele, wiele lat, ale ludzie - zaledwie kilka. Herr Dunkelheim zaczął studia już po okresie zbierania informacji przez poprzednika Ostwalda, a jak Galeb pamiętał, nie pochodził nawet z prowincji.
O dowództwie Staży Miejskiej z pewnością coś było w tajnej szufladzie, ale w dostępnych dokumentach znalazł jedynie informacje o niższych szarżach. Według dokumentów, ówczesny sierżant Gruber umoczony był w kontakty z Huydermannami i innymi rodzinami przestępczymi Nuln. Co jednak nie było żadnym wyróżnikiem wśród strażników. Z tego co Galeb się orientował, ci nieprzekupni szybko stawali się również nieżywi.
Nigdy nie zapytali o personalia ochroniarza Manfreda - a trudno szukać czegoś o kimś nie mając o nim żadnych danych. Jeśli służył szefowi wywiadu wystarczająco długo, pewnie jego imię i nazwisko byłoby w aktach samego Manfreda - ale one były zapewne w tej tajnej szufladzie.
Nie znalazłszy zbyt dużo szukając po nazwiskach poszukał informacji inną metodą - po instytucjach:
Edukacja nie zajmowała umysłu Fritza von Halstada jakoś nadmiernie. W końcu wiadomo - każdy wykształciuch to kultysta i najlepiej by było ich wszystkich spalić, żacy to motłoch wywołujący zamieszki ku czci mrocznych bogów, a co drugi wykładowca to nekromanta lub czarownik. Cóż, donosy, często anonimowe nie są szczególnie pełne dowodów, ale i Halstad ich nie potrzebował by kogoś podejrzewać.
O najsłynniejszych nulneńskich uczelniach, co do których Galeb myślał, że są dwie dowiedział się na początek, że są trzy: słynna Akademia Artylerii, nieco mniej słynny i właściwie to nieco podupadający Uniwersytet oraz pozostająca w cieniu artyleryjskiej, Wyższa Szkoła Inżynierii. Pierwsza, według dokumentacji, była istnym rajem dla korupcji, za działa Armia płaciła krocie... druga... cóż, jeśli Galeba naszłaby ochota oskarżyć dowolnego wykładowcę o herezję, bluźnierstwo czy obrazę majestatu to znajdowały się tu dowody. Co do trzeciej, znalazł papiery ze śledztwa dotyczącego pożaru i zawalenia się jej pierwszego wybudowanego skrzydła - jak się już wcześniej domyślał, autor za wszystko obwinił mutantów z podziemnego Rynku.
Poczta była ważnym źródłem informacji von Halstada. Ewidentnie miał w niej swojego człowieka, który informował go o treści listów. A o jej szefie napisał, że jest nieprzekupnym i lojalnym sługą (choć "nie najostrzejszym nożem w szufladzie") i że stanowisko dostał niejako w nagrodę za wieloletnią służbę. Ot, taka emerytura.
Zgromadzenie jako instytucja była niezwykle ciekawe dla poprzednika Ostwalda, ale ludzie stamtąd mieli zwykle dość władzy by uprzykrzyć mu życie, więc i oni byli pewnie w tej tajnej szufladzie.
Banki, krasnoludzki i marienburdzki, podobnie jak inne były podejrzane. Ale notatki wskazywały, że każda próba wyciągnięcia jakiś informacji lub szpiegowania kończyła się śmiercią zaangażowanych stron. Oczywiście tylko tych najniżej postawionych. Ale nie udało mu się ich zinfiltrować. Dodał, że niemal co roku ktoś próbuje jakiś okraść. I że w ciągu ostatniej dekady nikomu się nie udało.
Krasnoludy jako zamknięte środowisko były niedostępne dla Halstada. Ale Galeb znalazł rozważania na temat możliwości mutacji u krasnoludów i dowody, że gość wykonał lub był świadkiem kilku sekcji.
Garnizon zaś był nadzorem wojskowych. I Manfreda. Papiery dotyczyły zaś tylko cywilów. Najwyraźniej było rozgraniczenie interesów i nie pchali się nawzajem w swoje rewiry. Przynajmniej wtedy.

Gdy Hieronimus, jego słudzy i Detlef wrócili do jego domu, Galeb poinformował ich o swoich odkryciach. A raczej - próbował poinformować. Ostwald nieszczególnie zainteresowany był starymi dokumentami, kiedy miał żywe skaveny pod nosem tutaj i teraz.
- Nieważne, nieważne, niech sobie tam papiery leżą nieruszane, tam pewnie i tak nic nie ma o skavenach, on zupełnie w nie nie wierzył - powiedział, odnosząc się do twórcy owych papierów, widzącego w każdym mutanta albo kultystę. Kowal Run mógł sobie tylko pluć w brodę, że nie zdecydował się na otwarcie szuflady nie czekając na zgodę właściciela - w obecnym stanie ducha ten machnąłby na to ręką, a tak ani zgody ani nawet pretekstu do dalszych poszukiwań nie ma. Zbliżał się także czas odwiedzin w banku.

 Detlef i Galeb w Banku


Jak sama nazwa wskazywała, Aleja Bankierów była adresem, pod jakim można było znaleźć większość nulneńskich instytucji finansowych. Przynajmniej tych oficjalnych.
Pierwszy Krasnoludzki w Nuln, nie był w tym wyjątkiem, ale w odróżnieniu od banków “ludzkich” nie imponował przepychem. Zamiast blichtru stawiano na bezpieczeństwo. Informacje o pobycie w mieście Kowala Run już zdążyły się rozejść wśród khazadów, dlatego szybko rozpoznano ich i skierowano do gabinetu dyrektora.
- Słuszny wybór - rzekł z zadowoleniem - Jak z pieniędzmi albo po pieniądze to tylko do nas. Uczciwe krasnoludy nie mają czego szukać w tych ludzkich wydmuszkach. Dziś są, za dwieście lat ich nie ma… U nas nie dojdzie też nigdy do takiego zepsucia jak choćby w tym marienburskim. Żeby krasnolud wynosił poufne dane, co za wstyd dla rodu. Dobrze, że choć zachował się honorowo na koniec. Może i tam kariera szybsza, ale zepsują Was umgi, zapomnicie co to honor, mówiłem im przecież, ale ta dzisiejsza młodzież, przesiąknięta ludzkimi miastami i ludzkimi słabościami. Wysłać każdego do kopalni na pięćdziesiąt lat i rozumieli by co to ciężka praca.
Galeb i Detlef zrozumieli dwie rzeczy - po pierwsze, dlaczego nikt jakoś szczególnie im nie polecał kontaktu z Dyrektorem oraz czemu nie zaproszono go do Rady. Krasnoludy z wiekiem zwykle zyskiwały na mądrości… ale zdarzało się, że na stare lata choroba odbierała im zdolności umysłowe. Taki khazad często stawał się bardziej impulsywny, nie potrafił zahamować czy to działania czy to mówienia, wchodził w dygresje, słabła mu pamięć… ale nie przekonanie o własnej nieomylności. Ludzie takich wyganiali. Ale nie krasnoludy - szacunek dla starszych i posłuch nie były wyborem, a obowiązkiem. I czasem było to dla nich ze szkodą.
A po drugie, że wieść o hańbiącym zachowaniu współplemieńca dotarła do niego dopiero i że bardzo na niego wpłynęła. Po chwili zrozumieli też, że może chodzić tylko o jedną osobę. Morgrima.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 19-01-2022 o 19:53.
hen_cerbin jest offline