Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2022, 01:37   #956
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Nowi towarzysze dalej nie sprawiali wrażenia groźnych. Zawsze szansa na to była, jednakże zawsze mogli posiadać jakieś przydatne informacje. Na przesłuchiwanie ich w stereotypowy drowi sposób nie było czasu, w szczególności jeśli zamierzał mieć jakiekolwiek szanse na dogonienie Kiti. Dość zadziwiające było to, że póki co był w stanie spostrzec tylko ślady wilczycy. Mag jakby rozpłyną się w powietrzu, albo zmęczyły mu się nogi od noszenie tej ciężkiej piżamy i postanowił w końcu skorzystać ze swoich magicznych umiejętności i zaczęć lewitować zamiast chodzić. Możliwe, albo coś to gdzieś jest nie tak.
Tak czy inaczej stojąc w miejscu, gadając i czekając jak ósemka KOS przed drzwiami znajdzie sposób na ich otworzenie, nie osiągnie się nic poza mieczem w plecy. Albo może kulą ognia, jak to ich mag szybciej ją rzuci niż jakiś z ich wojowników do nich dobiegnie. Dlatego trzeba było po prostu kontynuować przesłuchanie po drodze. Prędzej czy później można otrzymane informacje zweryfikować w ten czy inny sposób.

- Filmy? Zdjęcia? Zakładam, że jakieś dokumenty z informacjami... a wieżowce to coś bardzo wysokiego?

Towarzysze wyglądali trochę zaskoczeni pytaniem, jakby te filmy i zdjęcia były tak pospolitą i dobrze znaną rzeczą jak powietrze, dobry miecz albo magiczna kula ognia. Po chwili odpowiedzieli:
- Tak to są… dokumenty. Takie… e…? Obrazy, rysunki, tylko że ruchome. Powiedzmy… Wieżowce to takie wysokie budynku, tak… Nie słyszeliście nigdy o zdjęciach i filmach? Który… który w ogóle macie tu teraz rok?

- Nie wiem. Nawet nie zwracam uwagi na liczenie lat, nigdy mi sie to nie przydało. Jakoś się tam je liczy, ale jak ze wszystkim ludzie, elfy, krasnoludy, czy inne rasy liczą po swojemu.

- W ogóle to pierwsze słysze o bramie będącej pod ziemią, ale pewnie co wymiar to obyczaj... Może nie chcieliście ich spłoszyć, ale trzy wylądowały w mieście. Zrobiły niezłą jatkę zanim nie zostały ukatrupione, chociaż były niebezpieczne tylko dlatego, że wyglądało na to jakby ktoś nimi kontrolował. Albo przynajmniej tak to wyglądało po tym jak pozbyłem się pierwszego.

- O nie…
- Ci wcześniej, ci co ich spotkaliśmy, z tymi łukami… Byli wściekli, że spłoszyliśmy te zwierzęta… w ogóle byli wściekli… Twierdzili że zburzyliśmy spokój świątyni. Tłumaczyliśmy im, ale oni twierdzili że już za późno, że szef i kierownictwo spaprali sprawę i wkurzyli miejscowych… Nic nie pomagało, nie dawali się przekonać, że my tu tylko próbujemy trochę grosza zarobić… Kiedy wpakowali komuś pierwszą strzałę zrozumieliśmy że oni nie żartują, że to jakieś dzikusy i fanatycy!
- Czy ktoś kontrolował te stworzenia nie wiemy. Być może. To na pewno nie my!!!
- Zdecydowanie nie!!!

- Wy sie cieszcie, że nie jesteśmy w lesie. Jak są fanatyczni na temat swoich świątyń, tak jak wejdziesz to ich nieoznaczonego niczym normalnego lasu, to najpierw nafaszerują cie strzałami, potem zaczną przesłuchiwać dlaczego zniszczyłeś ich dom i święte ziemie jeśli jakimś cudem przeżyjesz. Nie ważne co albo jak powiesz, są w stanie przekręcić wszystko co się tylko da tylko po to żeby wyszło na to, że to oni mają racje. Ludzie są poniżej nimi. Tylko plagą niszczącą wszystko dla tego waszego zysku. Za dużo ścinają drzew... Za dużo polują, bo nie tylko dla siebie ale na sprzedaż... Ale trzeba przyznać, że do dzikusów im daleko. Zobaczylibyście jak się zachowują orki...

- Ale pewnie jeśli macie coś wspólnego z ich kontrolowaniem, albo jeśli ta wasza misja miała polegać bardziej na przejęciu nad nimi kontroli niż kopaniu w poszukiwaniu diamentów lub tych innych wspomnianych rzeczy, to pewnie tak jak jej tam zostałaby zastrzelona zanim zdążyłaby się wygadać, co nie żołnierz? - stwierdził odwracając się w stronę nowych towarzyszy chcąc zaobserwować ich reakcję na właśnie wypowiedziane wnioski jakie wpadły mu do głowy

- Panie, pierwszy raz na oczy widzę te stworzenia! – zapewnił Janusz. - Jak ja panie, kontrolować?! Jak to takie kontrolować?! To się rzuciło na nas jak tylko nas zobaczyło! Ludzie mówili że samochodami rzucały wokół jak zabawkami!
- Nie wiedzieliśmy nawet, że te całe Behemoty w ogóle istnieją!
- Ja bym tu w życiu panie nie zlazł gdybym wiedział co tu siedzi!!!
- Miejscowi twierdzili że to były święte zwierzęta i że nie wolno ich ruszać! No ale my nie chcieliśmy…

- Dla fanatyków nie ma to najmniejszego znaczenia. Bo jak można nie było wiedzieć wszystkich możliwych konsekwencji swoich akcji? Jak można nie robić wszystkiego celowo i coś mogło stać się przypadkiem? Powodzenia z przekonaniem ich, że jakakolwiek twoja czynność nie była z góry zaplanowana, przemyślana i w pełni zamierzona. Jakby sami byli w stanie przewidzieć, zaplanować, wykonać tak jak zamierzając bez przypadkowych, nie zamierzonych ani przewidzianych konsekwencji... Założę się, że nawet bogowie nie są na tym poziomie... A oni wymagają od wszystkich innych do takiego poziomu postrzegania, w szczególności jeśli chodzi o cokolwiek z nimi związanego, albo przez nich posiadanego. Nie wspominając o wymaganiu, żeby wszyscy byli w stanie przewidzieć ich punkt postrzegania, metody myślenia i samemu w ten sposób myśleć. Oczywiście jeszcze dodatkowo przedłożyć ich rasę przed wszystkie inne, ale to dopiero po przyjęciu ich toku myślenia i postrzegania... znaczy się nie ich toku, tylko tego toku myślenia, postrzegania i przewidywania jakiego nawet bogowie nie są w stanie przyjąć... - Dirith tylko pokręcił głową. - I dlatego nie biorę się za filozofie, szczere zabijanie jest o wiele prostsze...

Kiedy Dirith doszedł do zwłok przyjrzał się uważnie ranom starając się rozpoznać czy mogły być zadane przez Wilczycę.
Wyglądało na to, że rany zdecydowanie zadało zwierzę o dużych kłach. Mógł to być wilk.

Następnie zwrócił również uwagę na to jakie ślady znajdowały się w pobliżu, czy wilcze, czy inne zwierzęce lub również ludzko-podobne.
W pobliżu były ślady ludzi, ale były to prawdopodobnie ślady tych, co zginęli. Znajome ślady Kiti były wszędzie wokół, przy ciałach też.

Kiedy było wiadomo jakie istoty mogły mieć coś wspólnego z sytuacją jaka zaszła przyszedł czas na standardowe i powierzchownie przeszukanie zwłok w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Oczywiście jak to przykładny stereotypowy drow szukał jakiegoś sztyletu lub noża. Oczywiście mając oko na mięso armat... znaczy si nowych towarzyszy, żeby ocenić ich reakcję na to jak po kolei opróżnia kieszenie wyjmując jakieś nieznane przedmioty jednocześnie dopytując się o niektóre.

Obserwowali cię, jak grzebałeś w zwłokach. Kobieta z rozpaczą i odrazą, facet ze swoistym zaciekawieniem. Wziąłeś nóż, owszem, był. Były również portfele z dziwnymi pieniędzmi i cienkimi prostokątnymi kartami, jakieś urządzenia które twoi towarzysze nazwali „komórkami” ale stwierdzili że są na nic, bo „baterie nie działają”.

Przeszukanie miało również na celu sprawdzenie czy ciała pozostawiły po sobie dusze. Co prawda powinny w swoim czasie zniknąć jeśli pozostawiły po sobie to co wszyscy inni gracze. Było również wiele możliwości dlaczego jeszcze nie zniknęły. Albo nie byli graczami, albo twórca miejsca ingerował w sposób jaki rozpływają się ciała, albo jeszcze się nie odrodzili. Możliwości w piątym wymiarze była zbyt dużo żeby wymienić. Było też prawdopodobne, że to Kiti zabrała dusze jakie po sobie pozostawili i ciała jeszcze z jakiegoś powodu pozostały w miejscu.
Towarzysze wyglądali jakby ciała pozostające na miejscu były najnormalniejszą rzeczą na świecie... czyli są bardzo nowi w tym wymiarze albo jednak graczami nie są.

Dalsza podróż zaczynała coraz bardziej przypominać spacer w podmroku z drowem bawiącym się nożem, podrzucającym i łapiącym owy nóż albo przekładającym go między chwytami starając ocenić się jego środek ciężkości. Tak czy inaczej podziemia to podziemia, więc Dirith czuł się prawie jak w domu, gdyby nie to, że był chimerą, nie zwykłym drowem szwendającym się na patrolach w podmroku zastanawiając się jak wbić sztylet w plecy niewygodnemu koledze i zwalić winę na byle jakiego innego mieszkańca podmroku. Co prawda trochę czasu na patrolach spędził, jednakże przez dobrych parę lat z podmrokiem nie miał za wiele wspólnego. W szczególności w porównaniu z jego pobratymcami żyjącymi tam cały czas. Nie można było jednak powiedzieć, że Dirith nie miał pojęcia co robi.
- Jak wy nie zostawiliście tu tych krasnolodzkich wynalazków to możliwe, że zostały tu pozostawione jako przynęta. - dodał przyglądając się wodzie.
- Eeee…?
- Jeden z tych całych Behemotów mógł je rozwalić – zauważył koleś. – Mógł je… kusszszwa…! – w histerii strzepał z rękawa lepką, przezroczystą grudkę śliny która skapnęła na niego z góry.
Xenomorphus syknął wesoło, rozbawiony tym, że nowi towarzysze panicznie się go bali.
- Dokładnie. To już nie wasze zabawki, nie radzę ruszać.

Przyszedł więc czas na zwiad. Nie żeby Dirith był tchórzem. Po prostu nie było powodu na bezmyślne parcie do przodu. W szczególności w podziemiach, gdzie czasami nawet dla chimer Riktela nie kończyło się to dobrze. Dlatego trzeba było posłuchać drowiego przeczucia, żeby nie mącić w wodzie tylko spróbować znaleźć własną drogę. Tutaj bardzo pomocna okazała się bestia.
Xenomorphus poszedł wiec grzecznie na zwiady po suficie bez problemu. Dotarł na drugi brzeg szczęśliwie i bez problemów. Dodatkowo miał za zadanie sprawdzić mokrą plamę po drugiej stronie zbiornika, czy prowadziły od niej ślady Kiti. Xenomorphus jak to wierna bestyja po zbadaniu i rozpoznaniu śladów zacisną jedną łapę, po czym wyprostował kciuk w górę potwierdzając przypuszczenia Diritha.
Czyli dalej trzeba było po prostu przedostać się na drugi brzeg. Jednakże Dirith nie zamierzał wchodzić do mętnej wody w podziemiach jeżeli nie musiał. Coś musiało tą wodę poruszyć z zamęcić. Było również mało prawdopodobne, że pływająca wilczyca była w stanie zamęcić zbiornik tej wielkości. Dlatego do przedostania się na drugi brzeg trzeba było wykorzystać Xenomorphusa.
Drow nie marnował więc czasu, tylko nakazał bestii wrócić z powrotem.
- To radzę się trzymać. - powiedział kiedy Xenomorphus do niego przyszedł i zaczął się obniżać żaby umożliwić wejście na niego. Dirith wszedł na niego, następnie przed bestią Kiti obniżył się płasko i poziomo ułożony czubek ogona, żeby ułatwić jej wejście, po czym drow zamierzał jedną ręką przytrzymać się swojej bestii, drugą ręką przytrzymać bestię Kiti za fałdy skóry na karku. Jeśli Xenomorphus był w stanie przewieźć wszystkich na raz, to również pozwolić na siebie wejść nowym towarzyszom. Jeśli nie, to najwyżej zostanie wysłany po nich drugi raz. Ważniejsze było, żeby był w stanie obrać taką drogą, żeby było można się na nim utrzymać podczas kiedy przechodził na drugi brzeg po ścianie.
Oczywiście cały czas Dirith uważnie obserwował wodę. Bardzo mu się nie podobała. Coś w niej mogło być, dlatego był tak na prawdę przygotowany do walki jeśli miało coś z tej wody wyskoczyć i zaatakować. Jeśli nic takiego się nie stało, to nie pozostało nic innego jak zejść z Xenomorphusa, przyjrzeć się płaskorzeźbie po czym ruszyć dalej za Kiti.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline