Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2022, 20:43   #255
Raga
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
W końcu je odnalazła. Stało zaparkowane kilkadziesiąt metrów od niej wśród innych aut. Aura ciemności była silna. Heretyk musiał być w pobliżu. Nie była go w stanie nigdzie dostrzec, ale z drugiej strony było wiele miejsc gdzie mógł się ukrywać. Okolice śmietnika w rogu parkingu, budynek nieopodal czy chociaż którykolwiek z samochodów.
"Wytrwały skurwiel" skomentowała w myślach Irya, zakładając, że ten ktoś kogo wyczuwa pilnuje auta Charlesa od czasu napadu. Przyjęła taktykę która sprawdzała jej się najlepiej, czyli do samego końca zamierzała udawać że po prostu przechodzi tym chodnikiem by dostać się na drugą stronę, a jak tylko będzie przy samochodzie to zrobi zwrot i szybko wsiądzie do niego. Przynajmniej tak miało to wyglądać w teorii.
Gdy była tuż przy pojeździe Charlesa aura była bardzo wyczuwalna. Była bardzo intensywna, wręcz gęsta. Irya czuła się jakby zalewała jej zmysły. Blondynka skupiła się jednak na swoim planie. W ostatniej chwili dopadła drzwi i kilka sekund później była już w środku. Natychmiast zamknęła auto od wewnątrz i dla uspokojenia paranoi i upewnienia się, że jest sama w pojeździe, spojrzała za siebie. Odetchnęła z ulgą, gdy nikogo nie zobaczyła na tych mikrych tylnych siedzeniach jakie dla picu montowano w autach o nadwoziu coupe, chyba tylko po to by wozić na nich ludzi, którym dyskretnie chce się powiedzieć, że ich się nie lubi.
Teraz, gdy poczuła się bezpiecznie w pancernym aucie, odpaliła silnik i rozejrzała się wkoło, przez przyciemnione szyby, próbując namierzyć źródło Mrocznej Harmonii.
Nie była w stanie nikogo dostrzec. Jednak gdy zamknęła oczy i wyłączyła rozpraszające ją zmysły wyczuła, że źródło znajduje się gdzieś z tyłu po prawej stronie i powoli się zbliża.
Gdy otworzyła na powrót oczy i popatrzyła za siebie. Widok przesłaniały jej równolegle zaparkowanie samochody.
Podciągnęła sobie koszule od strony gdzie miała kaburę by było jej łatwiej sięgnąć po broń. Z tej pozycji nic nie widziała, ale nie zamierzała czekać aż ten ktoś przyjdzie. Auto Charlesa było zaparkowane tyłem, więc wystarczyło ruszyć. Wyjechała nieśpiesznie z miejsca parkingowego kierując się do wyjazdu z parkingu.
W lusterku mignęła jej sylwetka. Może to tylko jej wyobraźnia, może autosugestia, ale wydawało się jej, że był to Billy.
Odruchowo nacisnęła mocniej pedał gazu, przyspieszając, żeby jak najszybciej oddalić się od tego co myślała, że zobaczyła. W każdą sekundą aura chłodu słabła, aż w końcu całkowicie zniknęła, gdy opuściła teren parkingu i włączyła się do ruchu głownej ulicy.

***

Nadrabiając drogi, dla czystej zasady na wypadek gdyby miała być śledzona, dotarła w końcu do domu Charlesa. Zaparkowała auto na podjeździe i wysiadła. Podeszła do drzwi i wygrzebała z kieszeni klucze.

- Wróciłam - oznajmiła i zamknęła na zamek za sobą drzwi.
- Jeszcze tam był? - zapytał z troską w głosie.
W odpowiedzi Corday zaśmiała się rozbawiona. Zdjęła buty i płaszcz. Podeszła do kanapy gdzie leżał Charles i położyła kluczyki przed nim na stoliku kawowym.
- Chyba nawet nie jest podrapany - zapewniła go i opadła na fotel, rozsiadając się w nim wygodnie.
- Czyli bułka z masłem? - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Dla mnie tak - odparła i westchnęła. - Niezły komitet tam na ciebie czekał - dodała zaraz.
- Co masz na myśli? - Charles był wyraźnie zaintrygowany.
- Wyczułam duże natężenie mrocznej harmonii przy twojej furze - odpowiedziała z powagą w głosie. - Z kim miałeś się tam spotkać? - zapytała.
- Znałem tylko miejsce i czas. To on miał mnie rozpoznać - powiedział ze skwaszoną miną.
- Serio? - pokręciła głową z dezaprobatą. - Czyli stałeś tak na parkingu na widoku, niedaleko miejsca gdzie gadaliśmy tą małą, żeby zaprowadziła nas do swojego szefa? - uniosła brew.
- Serio - potwierdził z miną oddającą to, że miał świadomość jak to w tym momencie brzmi.

Irya otworzyła usta ale zabrakło jej słów. Oparła głowę na zagłówku fotela i wbiła spojrzenie w sufit. Intensywnie myślała nad opcjami.
- Ktoś szedł do auta gdy już w nim byłam - wspomniała i przeniosła spojrzenie na Charlesa. - Gdy wyjechałam, widziałam tylko sylwetkę. Postawny mężczyzna, który był źródłem tego chłodu jaki wyczuwałam.
- Nie ma żadnej reguły, ale postawny kojarzy się raczej z Algerothem. - Morgan poprawił się na kanapie.
- Ty faktycznie musiałeś mocno dostać po głowie - skomentowała ironicznie Irya. - Z resztą - pokręciła głową. - W ogóle tamto miejsce jest dziwne. Zabrałeś mnie tam na randkę i niby przypadkiem Pandorina też miała tam rezerwację? Teraz ty miałeś się spotkać z nieznajomym, niby przypadkiem w miejscu gdzie wcześniej wkurwiliśmy całą enklawę podmiotów mroku?
- To, że ich wkurwilismy to akurat była tylko nasza zasługa - zaśmiał się.
Blondynka przewróciła oczami. Uznała, że sam się nie domyśli i powie wprost.
- Jestem prawie pewna, że tym typem z parkingu był Billy - stwierdziła ponuro. - A obdartusy co ciebie napadły to jego ludzie.
- Nie mam argumentów żeby podawać w wątpliwość twoją kobiecą intuicję - odparł dyplomatycznym tonem. - Tylko skąd miałby wiedzieć, że akurat będę w tamtym miejscu?
Posłała mu poirytowane spojrzenie.
- No to wyobraź sobie sytuację jak stoisz sobie na parkingu, taki proszący się o skrojenie, jakaś grupka pomniejszych złodzieju widząc ciebie się skusza. Wtedy ty się bronisz i znikasz. Albo oni albo ktoś kto akurat tam był przy okazji doniósł Billiemu - opowiedziała mu jedna z możliwych wersji wydarzeń. - Albo lepiej, Pandorina się dogadała z Billym, a ty tam stałeś jako podarek na zgodę.
Spojrzenie Morgana stwardniało przy jej ostatniej wypowiedzi.
- Jaja sobie robisz czy poważnie tak myślisz? - spytał.

- Mówię co myślę - odparła mu na to. - Co lepsze gdyby doszły do mnie informacje, że tam znaleziono twoje zwłoki, to pewnie tylko jego bym obwiniała - prychnęła. - Powiedz mi, czy czujesz się na tyle pewnie, żeby stwierdzić, że tak nie było?
Morgan zacisnął szczęki tak, że uwydatniły się mięśnie jego żuchwy.
- Nie - odparł po chwili.
- Kontaktowałeś się z nią od tego czasu?
- Poinformowałem ją, że nie zdołałem nawiązać kontaktu, ale była jakoś mało zawiedziona tym faktem.
- A powiedziałeś jej dlaczego?
- Z Pandoriną nie ma opcji zawalenia zadania bez dobrego wytłumaczenia - wyjaśnił tonem jakby to była oczywistość.
- No to sam widzisz. Jest więc szansa, że wykazałeś się przed nią za to, że nie dałeś się zabić - powiedziała na podsumowanie tematu i rozłożyła ręce.
- Starasz się mnie pocieszyć czy bardziej siebie? - zrobił kpiący uśmieszek.

- Czy jedno nie wynika z drugiego? - mrugnęła do niego. - Ale jeśli każe ci wykonać zadanie jeszcze raz, przy tych samych wytycznych... To zwyczajnie pokajałeś się za to, że nie dałeś jej wykonać egzekucji na sobie - westchnęła ciężko.
- To nie była egzekucja w jej stylu. Jeśli w ogóle egzekucją można było to nazwać - powiedział z powątpiewaniem.
Corday przymrużyła oczy, kiedy Charles mówił, skupiając się na jego aurze. Wciąż była wyczuwalna bardziej niż normalnie, ale było znacznie z nim lepiej niż dnia poprzedniego. Otworzyła oczy. Co innego przedstawiał jego stan fizyczny.
- Może jednak pojedziemy do szpitala? - zaproponowała mu. - Do prywatnego - zaznaczyła żeby nie pomyślał sobie, że chce go wieźć do Bractwa.
- Teraz już się do niczego się nie przydadzą - pokręcił się na kanapie. - A blizną się nie przejmuję.
- Ale mogliby sprawdzić czy nie wdało się jakieś zakażenie, anemia - w przeciwieństwie do niego, Irya nie była przekonana, że mężczyzna wyliże się z tego bez problemów.
- Przy twoim żywieniu anemia mi nie grozi, a rana goi się dobrze - starał się ją uspokoić.
- To może chociaż zadzwonię po lekarza na wizytę domową? - próbowała dalej, ale nie było w tym zapału, jaki miała gdy chciała postawić na swoim i nie przyjmowała sprzeciwu. - Z resztą... Może i masz rację - odpuściła już oficjalnie. - Idę po wino - oznajmiła i wstała, idąc do kuchni.
- Ale to miłe, że tak się o mnie troszczysz - rzucił zanim jeszcze wyszła z pomieszczenia.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline