Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2022, 19:28   #44
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

"I won't risk half the quadrant to satisfy our curiosity. It's arrogant, and it's irresponsible. The final frontier has some boundaries that shouldn't be crossed, and we're looking at one."
kapitan Kathryn Janeway



Psioniczne fale koncentrycznymi kręgami rozeszły się wokół. Chorąży stojący w samym środku wspomnianego kręgu, miał minę tyleż zadumaną, co wręcz posępną. Impulsy, jakie wyczuł sprawiły, że nawet on zazwyczaj panujący nad emocjami, niczym najprawdziwszy volcanin, nie powstrzymał uczuć, które wymalowały ponury obraz na jego twarzy. Chorąży Haivet milczał i analizował docierającego do niego sygnały, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej zadziwiające i niepokojące.

W tym czasie z rozkazu porucznika Kiraba Th'riakririego przeszukiwano kajutę po kajucie. Malrof zniknął i teoretycznie nie istniała techniczna możliwość, żeby opuścił niepostrzeżenie pokład.

Wszyscy zdawali sobie z tego sprawę, ale tylko Liev i bim Krer spostrzegli coś, co mogło stanowić istotną wskazówkę o miejscu przebywania pakleda.

Trikorder popiskiwał intensywnie. Szeregi bladozielonych cyfr i kolorowych wykresów przelatywały przez niewielki wyświetlacz. Im dłużej tellaryta wpatrywał się w ekran tym coraz większe zdziwienia malowało się na jego, bez obrazy, świńskiej twarzy.
Odczyty nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Tuż przed nosem Dasha znajdowała się wąska niczym pajęcza nić, szczelina podprzestrzenna.

Czyżby to w jednej z nieskończonej liczby komórek sub przestrzennego plastra miodu, zaginął pan Malrof?




Porucznik Liev nieświadom zagrożenia wiszącego, dosłownie tuż nad jego głową, przyglądał się z uwagą spojeniu panelu ściennego z podłogą. Gdyby nie okoliczności można by było uznać, że trill przeżywa właśnie jeden ze swoich słynnych swego czasu w całej Akademii, poza astralnych epizodów. Tym razem, ani żadne syntetyczne substancje, ani naturalne ekstrakty, czy mikstury, nie przyczyniły się do tak osobliwego zachowania.
- Myśli pan poruczniku, że to coś jest odpowiedzialne za zniknięcie, pańskiego kolegi? - zapytał andorianin klękając tuż przy Lievie.

Obaj z uwagą obserwowali niewielkie, brązowe wybrzuszenie na panelu. To coś przypominało, jakby bąbelek powietrza zamknięty pod warstwą farby. Nie większy niż główka od szpilki pęcherz, wyglądał jednak tak, jakby miał pochodzenie naturalne.
Szybki skan trikorderem potwierdził wstępne przypuszczenia. Wedle odczytu wybrzuszenie składało się z organicznych biopolimerów, białka, soli wapnia oraz magnezu. Czy była to istota żywa, czy też swego rodzaju pozostałość po niej, trudno było w tym momencie orzec.

- To coś - odezwał się ponownie szef ochrony, spoglądając na przemiennie to na bąbel, to na Lieva, to znów na swój trikorder - emituje promieniowanie subprzestrzene oraz niewielkie ilości promieni gamma. Niech nikt się nie rusza! - rozkazał - Możliwe, że w pobliżu znajduje się wyrwa podprzestrzenną. Co debil najlepszego nawyprawiał – mruknął już dużo ciszej, sam do siebie.




- Oj! Maleńka widzę, że krnąbrna z ciebie sucz! - mruknęła doktor Vulpine, w odpowiedzi na działania andorianki - Przyjaciół, to ty tutaj nie znajdziesz. To ci gwarantuje! Kapitan też przejedzie po tobie walcem i suchej nitki na tej twoje chudej dupie nie zostawi. Jak można być tak bezczelnym i w bezceremonialny sposób gwałcić….

W innych okolicznościach słowa lekarki zapewne doprowadziłyby Ta'nar do białej furii, ale nie tym razem. O wiele bardziej niż pyskówki z napastliwą babą, interesowały ją w tej chwili wskazania trikordera. Nie chodziło wcale o wyniki analizy substancji, która zażywała porucznik Doriam. To nie było ani tajemnicze, ani ekscytujące. Skan jednoznacznie określił substancję znajdująca się wewnątrz czarnego pudełka, jako Lexorin. Oczywiście stanowiło to ciekawostkę, że członek załogi Phileasa musi wspomagać się środkami psychotropowymi, które poprawiają nastrój i stabilizują umysł i łagodzą negatywne skutki po volkańskim połączeniu umysłów. Prawda jest jednak taka, że nie ona pierwsza cierpi negatywne skutki tej barbarzyńskiej praktyki i musi uciekać się do leków, by sobie z tym poradzić. Zapewne też nie ona ostatnia. Głośno się o tym nie mówi, ale wielu członków Gwiezdnej Floty przeżywa podobne traumy.

Dolegliwości i przeżycia porucznik Doriam, bladły jednak w obliczu pozostałych odczytów, jakich dostarczył szybki skan trikorderem.
Coś było nie tak. Coś było mocno nie w porządku i zdecydowanie odbiegało od normy. Andorianka choć widziała przelatujące przed jej oczami odczyty, nie do końca potrafiła określić co one oznaczają.

Wszystko wskazywało na to, że przestrzeń wokół niej jakby uległa zmianie. Składowe poszczególnych codziennych przedmiotów i przyborów, radykalnie odbiegały od normy. Tam gdzie powinna znaleźć tylko syntetyczne pierwiastki, skan pokazywał obecność związków organicznych opartych na fosforze i azocie. Skomplikowane wiązania biopolimerów, nic jej nie mówiły. Potężne grupy funkcyjne wskazywały, że każdy element otaczającej ją rzeczywistości zawiera polinukleotydy wchodzące w skład całkowicie nieznanego kodu DNA.

- Co ci tak mina zrzedła, maleńka? Nie tego się spodziewałaś? - syknęła niczym jadowita żmija doktor Mo’Nique Vulpine
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 18-02-2022 o 20:29.
Ribaldo jest offline