Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2022, 14:53   #4
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Joe Berger był martwy. I oni też byli martwi, chociaż po za Oppenheimerem do nikogo to jeszcze chyba nie docierało. Najpotężniejszy człowiek w Teksasie nie pozwoli by ktoś powiązał go z napadem na pociąg pełen złota. Zamiast zaufanych ludzi, wybrał więc garstkę chciwców, złodziei i rewolwerowców, których pozbędzie się lekką ręką, gdy tylko wykonają zlecone zadanie. Wyrok został odłożony w czasie, lecz w chwili kiedy weszli do tego pomieszczenia, kostucha oznaczyła ich nazwiska w swoim kalendarzu.

Gdyby ta ponura, smętna i surowa twarz potrafiła wykrzesać z siebie uśmiech, uniósł by litościwie kąciki ust słysząc jak dziewka naiwnie próbuje targować się ze swoim katem a mężczyzna w bandamie dopomina o dodatkowy sprzęt. Oppenheimer nie miał jednak zamiaru umartwiać nad losem tych biedaków, jego wzrok na chwilę skupił na gardle McCoya. Niemal czuł pulsującą rytmicznie tętnicę, tłoczącą się w niej ciepłą krew. Czuł też zimne ostrze noża ukrytego w rękawie kurty.

Arthur Oppeheimer bardzo nie lubił gdy robi się z niego głupca. Albo próbuje zabić. Ale jeszcze bardziej nienawidził Jankesów. Gdyby nie oni, gdyby nie ich wojna nigdy by się nie znalazł w tej rezydencji. Jako zarządca prowadziłby uczciwe i spokojne życie na plantacji, dbając by wszyscy od czarnych, po strażników i służbę przestrzegali zasad i porządku. Do tego został stworzony. Ale mu to odebrano. Wiele razy żałował, że to nie on nawiedził teatr Forda w tamten kwietniowy wieczór. Gdyby miał duszę sprzedałby ją, żeby znaleźć na miejscu Johna Wilkesa Boothe’a. Pociąg z jankeskim złotem musiał wystarczyć jako mała namiastka zemsty.
Arthur w końcu schował nóż głębiej w rękaw.

Przez całe spotkanie milczał roztaczając wokół siebie aurę niepokoju. Wygląd Oppenheimera sprawiał, że uśmiechy kwaśniały a kobiety odruchowo podciągały dekolt. Kiedyś przystojny, lecz to co kryło się w jego umyśle i sercu zmieniło rysy twarzy. Był wysokim mężczyzną po czterdziestce, a że siedział wyprostowany na baczność wydawał jeszcze wyższy niż w rzeczywistości. Pasemka jasnych włosów opadały swobodnie ku ramionom, policzki pokrywała gęsta broda. Najgorsze były oczy. Prawe pozostawało martwe, nieruchome jakby w oczodole umieszczono szklaną kulkę upstrzoną czarną plamką. Białko wokół tej plamki pokrywała czerwona pajęczyna pęknięć. Ciemna źrenica w drugim oku, tym żywym i czujnym niemal w całości wypełniała gałkę oczną. Wyzierało z niej okrucieństwo. Gdyby ktoś miał wątpliwości, do czego zdolny jest ten człowiek, żeby wykonać zadanie, wystarczyło spojrzeć w jego ślepia. Jeśli oczy są zwierciadłem duszy, biada wszystkim, którzy spotkają na swojej drodze Arthura Oppenheimera. Tylko na moment coś w wyrazie jego twarzy się zmieniło, gdy przelotnym spojrzeniem obrzucił Melody Gregory. Jakby nawiedził go cień wspomnień. Poruszył się wtedy nieznacznie w fotelu a potem wrócił do poprzednie pozycji. Ubrany był w czarną kurtę, pod którą dostrzegli skrzyżowane pasy wypchane małymi nożami. Kołnierzyk wypłowiałej koszuli Aryjczyk rozpiął, więc wszyscy mogli zobaczyć przerażającą bliznę ciągnącą się wokół szyi. Była tak głęboka, że tkanki nie stanowiła zabliźniona skóra lecz ścięgna i mięśnie. Tylko pętla od szubienicy mogła zostawić u człowieka tak trwałe i rozległe okaleczenia, przy czym musiał wisieć dłużej, niż każdy znany współczesnej medycynie człowiek uratowany i zdjęty ze sznura. Przy pasie spoczywał skręcony bat a jego garbowaną skórę pokrywały ciemne plamy czegoś co dawno temu wsiąkło w materiał. Spodnie i mokasyny tak jak kurta miały kolor czystej czerni.

Mężczyzna co jakiś czas rzucał spojrzenia w kierunku bandy chciwców, z którymi przyjdzie mu pracować. Zastanawiał z jakiej gliny są ulepieni. McCoy nie był głupcem i musiał mieć w środku swojego człowieka. Kogoś kto w przybliżeniu zna jego plany. Groźba i bliskie spotkanie z ostrzem noża powinno rozwiązać język i worek z tajemnicami. Ale może nie będzie to konieczne. Może wystarczy przeciągnąć tego kogoś na swoją stronę. Znów spojrzał w kierunku Melody Gregory. Ona najmniej pasowała do tego towarzystwa.

Arthur jeszcze przez chwilę słuchał i milczał błądząc myślami tam, gdzie boją się zapuszczać prości, bogobojni i uczciwi ludzie.
- W tej chwili nie mam za wiele do powiedzenia – odezwał się w końcu półszeptem – Dla mnie wszystko jest jasne. Nie wiem czy będziecie próbowali ukrywać swoją tożsamość i używać pseudonimów, ja nie zamierzam. Możecie się więc zwracać do mnie Arthur. Lub pan Oppenheimer, jeśli tak wolicie
 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 02-03-2022 o 21:42. Powód: pomyłka w imionach postaci
Arthur Fleck jest offline