Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2022, 14:57   #47
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
“Something was creeping and creeping, and waiting to be seen and felt and heard.”
- H.P. Lovecraft



Morze świadomości, mgławica umysłów. Niczym spokojne przybrzeżne fale i szum wody, powierzchowne myśli i emocje mile ocierały się o wyczulone nań neuroreceptory Farajiego. Psioniczne otwarcie się i aktywne sięgnięcie umysłem ku jarzącym się punktom było natomiast... Inne. Jak skok w najgłębsze ciemności, patchworkowo znakowane jasnymi ognikami głębiny; z konstelacjami, gwiazdami, czarnymi dziurami i supernowami, jak quasi-galaktyka dla wybranych. Zwijający się i skręcający maelstrom id, ego i superego - obcy, a jednocześnie znajomy.


”...fa...
...ra...
...ji...”



Dalej i głębiej. Myśli i emocje wyostrzały się, gdy Betazoid muskał je. Delikatnie i łagodnie. Nie lubił tego. Był niczym intruz, gwałciciel, agresor, siłą wdzierający się do wewnętrznych sanktuariów, ze wszystkimi grzeszkami, tajemnicami i wstydami jedynie na wyciągnięcie ręki. Niepokój, adrenalina, niechęć, strach. Podprzestrzeń? Problemy? Coś, gdzieś. Ta’nar i Vulpine; Th’riakrir, Danjwel i Dash; legion nieznanych mu osobników. Brnął. Musiał. Nie miał wyboru.


”...far...

...aji...”



Zanurzył się w nieprzenikniony, tajemny i gęsty ocean myśli i uczuć. Tak obcy, lepki i odpychający, jak zawsze. Hałaśliwe konstelacje zmysłów, jazgoczące treści płynące prosto z okrytych szlamem, plugawych serc. Tak bardzo tego nie lubił. Dość mu było własnych myśli i własnych uczuć.

Spośród gęstwiny ohydnej, promyk jasny wyzierał. Ciągnęło go do niego i choć czuł, że on obcy jest, nieludzki wręcz, to oprzeć się nie mógł. Parł ku niemu, jak ćma do płomienia świecy lgnie obłędnie.

Pod powiekami wspomnienia dawne, objawiły się niespodziewanie. Werbunek i ci wszyscy enigmatyczni oficerowie, ukryci w cieniu, choć powinni być na świeczniku. To, ci którym los Federacji leży na sercu i on, chorąży Faraji Haivet, pośród nich. Ramię w ramię na panteonie, obierający należny hołd.

To ten promyk jasny, choć wątły i słaby. To z niego obraz ten wyzierał i ku niemu emanował. Chronić go trzeba, bo zagaśnie i wskrzesić się go nie da. To jego misja. Chronić i podsycać ogień, który pośród mroków gwiezdnych płonie.

Pośród tych płomieni głupiec zagubiony. Jemu też szacunek należny, gdyż on posłańcem jest. Wysłannikiem dobrej nowiny. Wyśmiewanym i wzgardzonym, aleź ważniejszym niźli tysiąc innych żyć. Teraz ukryty pośród fałd gwiezdnych, gdyż siły złe na niego czyhają.


”Farajifarajifaraji...”


Powinien się wycofać. Powinien. Naprawdę powinien. Nie mógł.

Niczym okręt złapany w dysk akrecyjny, potężnie szarpany i ściągany za horyzont zdarzeń. Siłowo, ale i z własnej woli. Ku supermasywnej czarnej dziurze tego kosmosu świadomości, ostatecznej granicy i niezbadanej rubieży, dostępnej i wyczuwalnej jedynie przez telepatów. Obcość, obojętna i chłodna niczym próżnia, z jedynie wątłym pasmem czegoś znajomego, ale jednocześnie obcego. Jakby przymuszonego, obleczonego w niewygodne ramy wypaczonej geometrii.

Nie.

Nie mógł się wycofać.

Był oficerem Gwiezdnej Floty, do cholery!
 
Aro jest offline