Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2022, 09:18   #4
Bellatrix
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację

Posiadłość rodu Scarnetti,
23 Rova 4707 AR.


Kończyła się ubierać, gdy matka zapukała do jej drzwi. Wiedziała, że to ona, gdyż tylko ona zawsze to robiła - ojciec czy Leon nie dbali o coś takiego jak jej prywatność. Do tego stopnia, że dość szybko Verna zaczęła zamykać drzwi na klucz, czym bardzo denerwowała obu samców w jej rodzinie. Tym razem ich nie zamykała, bo słyszała, jak ojciec wychodzi z samego rana, a Leon był obecnie w Magnimarze u rodziny.
- Proszę - powiedziała, wciskając stopę w prawy but.
W jej przytulnie urządzonym pokoju pojawiła się uśmiechnięta rodzicielka. Jak zwykle nienagannie ubrana i uczesana.
- Nie powinnaś tego robić - rzuciła, zakładając ręce.
- Za późno. Poza tym i tak nie zmieniłabym decyzji - odparła.
- Wiesz, że ojciec mocno się zdenerwuje, jeśli cię zobaczy w służbie Kendrze.
- Nie obchodzi mnie to. Tak jak ja nie obchodzę jego od momentu narodzin.
- Verna posłała jej wymuszony uśmiech.
- Wiesz, że to nieprawda.
- Przestań go cały czas usprawiedliwiać. Nie jestem już małą dziewczynką i wiem, jak powinien zachowywać się rodzic, który kocha swoje dziecko. Na przykład tak jak ty
- powiedziała i zobaczyła cień uśmiechu na twarzy matki.
- Na swój sposób ojciec cię kocha. On po prostu… jest twardym mężczyzną. Nie umie tego okazać.
- Przyzwyczaiłam się
- odpowiedziała, zakładając pas z mieczem. - Nie chcę w kółko rozmawiać o tym samym, mamo. Wiele razy już to wałkowałyśmy i nic pożytecznego z tego nie wyszło. Ojciec się nie zmieni, a mi się nie chce tracić czasu i energii na rozmowę o tym. Mamy piękny dzień, festiwal jesienny i chcę spędzić ten czas najlepiej, jak się da.
- Zaboli go, że zgłosiłaś się do służby przy festiwalu.
- Ciągnęła matka. - Według niego Scarnetti nie powinni być pod Deverinami. To miasto powinno służyć nam, a nie na odwrót.
- Właśnie między innymi przez takie przekonania nikt go w miasteczku nie lubi. A Leon idzie w jego ślady
- odpowiedziała. - Dobrze chociaż, że ja nie jestem taka jak oni. - Prychnęła. - A jeśli uważasz, że zgłosiłam się do tej pracy po to, żeby go zdenerwować, to bardzo się mylisz.

Verna zgarnęła tarczę i plecak, po czym ruszyła do drzwi. Matka odsunęła się, pozwalając jej przejść.
- Skoro nie mogę cię przekonać do zmiany zdania, to może chociaż zjemy razem śniadanie? - zapytała.
- Nie mam już czasu. Zjem coś w miasteczku, dzisiaj dobrego jedzonka na pewno tam nie zabraknie. - Uśmiechnęła się do matki, pocałowała ją w policzek, po czym zeszła szybko po schodach na dół i skierowała się do drzwi.
- Cześć, Adele! Pa, Adele! - powiedziała jeszcze na odchodne do zatrudnionej przez rodziców służki zmierzającej do kuchni i wyszła na zewnątrz.




Festiwal Swallowtail,
Sandpoint.


Kierując się od razu do garnizonu na miejsce zbiórki mijała pięknie udekorowane uliczki miasteczka i ludzi rozstawiających swe stoiska. Radość przepełniała jej serce, gdyż wiedziała, że nigdzie indziej nie czułaby się lepiej, niż tu. To był jej dom. I nawet jeśli kiedyś stąd wyjedzie, to będzie wracała co jakiś czas - tego była pewna. Co jakiś czas machała do pozdrawiających ją mieszkańców uśmiechała się do nich szeroko. Scarnetti nie byli zbyt lubianą w Sandpoint rodziną, dlatego fajnie było czuć, że chociaż ją mieszkańcy akceptowali i darzyli jakąś sympatią.

Na miejsce dotarła jako jedna z pierwszych ale niedługo później zaczęli dołączać inni z przydzielonych do tej grupy. Tym bardziej się ucieszyła, gdy zobaczyła Valla, któremu kiedyś pomagała, Argaena, z którym jeszcze kilka lat temu szwendała się po starej latarni i jaskiniach pod miasteczkiem, czy Cade’a i Mharcisa, których po prostu znała z ulicy. Najmniejszy kontakt miała z Sherwynn, ale wiedziała kim jest no i doceniała bardzo jej umiejętności gry na lutni.

Przed resztą towarzyszy Verna prezentowała się nienagannie. Była szczupłą, wysoką kobietą (170cm) przyciągającą wzrok mężczyzn piękną twarzą z pełnymi ustami, smukłym noskiem i dużymi, niebieskimi oczami. Miała długie do łopatek blond włosy, które przed wpadaniem do oczu trzymała czarna opaska. Nosiła kolczugę, przy pasie wisiał jej długi miecz a na nogach miała luźne materiałowe spodnie i buty pod kolano na płaskiej podeszwie.

W lewej dłoni dzierżyła tarczę, na plecach miała plecak z kilkoma przydatnymi rzeczami, natomiast wprawne oko mogło dostrzec zwisający z szyi ​​święty symbol jej bóstwa, Ragathiela - skrzyżowane ze sobą skrzydło oraz miecz bastardowy. Oprócz tego, zebrani mogli czuć od niej przyjemny, owocowy zapach, jaki wokół siebie roztaczała. To, w połączeniu z jej fizjonomią sprawiało, że większość mężczyzn traciła głowę w jej obecności. Niektórzy nawet uważali, że zesłały ją same niebiosa, co w pewnym sensie było prawdą, gdyż w jej żyłach płynęła krew aasimarów.

- Miło mi was wszystkich widzieć - powiedziała na powitanie do towarzyszy. - Cieszę się, że to właśnie w gronie znajomych twarzy przyjdzie mi spędzić ten dzień. Chodźmy się rozejrzeć. Przy okazji może kupię sobie coś do jedzenia, bo nie miałam czasu zjeść śniadania. Ktoś jeszcze głodny? Ja stawiam. - Uśmiechnęła się, prezentując równe, białe ząbki.


Festiwal przebiegał w spokojnej atmosferze, więc nie było powodu, by nie posłuchać przemówienia burmistrz Deverin i pozostałych. Ojciec Zantus miał rację; to było nowe otwarcie dla miasteczka a ta piękna katedra je symbolizowała, wlewając wiele pozytywnych emocji i nadziei w serca mieszkańców. Po skończonej przemowie wszyscy zaczęli się rozchodzić, więc Verna zagadała do kompanów.

- Idziemy się gdzieś rozejrzeć, czy po prostu jeszcze jakiś czas chcecie tu zostać i mieć oko na burmistrz Deverin, ojca Zantusa i pozostałych? - spytała. - Powiem szczerze, że trochę się nudzę… wieczorem, jak już będzie po wszystkim, zapraszam was wszystkich na wino do Ameiko. Napijemy się, porozmawiamy. Jak za prawie starych, dobrych czasów. Co wy na to?

 
Bellatrix jest offline