Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2022, 10:38   #1
Fenrir__
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Ostatnich zeżrą zombie! [Kompania Ostrzy 18+ ] - Krwawa Przeprawa

Druga misja legionu...

Sesja oryginalnie prowadzona na gdoc. Aktualne poczynania graczy i ustalenia mechaniczne możecie śledzić na: https://docs.google.com/document/d/1...it?usp=sharing

Wyruszyliście jeszcze tego samego dnia. Każda godzina miała znaczenie, bo to kolejne oddziały popielnego króla po tej stronie rzeki. Mijaliście zniszczone zagrody, spalone pola. Wszędzie unosił się zapach dymu i grobowa cisza. Popędziliście konie do galopu pozostawiając za sobą ruiny dobrze znanej wam cywilizacji.

***

Czas naglił. Konie biegły już kolejną godzinę. Ich boki spływały potem. Minęli kolejny zagajnik, których było tutaj coraz więcej. Zaczynało zmierzchać, gdy wjechaliście na niewielkie wzniesienie i dostrzegliście zakole rzeki. Po przeciwnej stronie jej szerokiego koryta ciągnęły hordy Popielnego Króla. Ponura kawalkada ludzi i koni poruszająca się chybotliwym rytmem. Snajper uniósł do oczu lunetę swojej broni i spojrzał w kierunku wroga. Zobaczył chordy chudzielców, z rzadka pojawiali się odziani w czerń rycerze utrzymujący szyk. W klatkach ciągnące przez wychudzone do granic konie znajdowali się ludzie. Tumany much unoszące się nad nimi świadczyły, że nie wszystkie zawierały żywych jeńców. Za nimi ciągnięto wozy z wyposażeniem i zapasami. Część z nich robiła przerażające wrażenie. Potężne kadzie, rury i flasze z gęstą mazią. Służące potwornym praktykom Rozpruwacza. Horda poruszała się w sposób nieuporządkowany bez niezbędnej organizacji i bardzo powoli, ale nieubłaganie do przodu… Nie było czasu...

Popędzilście konie zjeżdżając w dół. Skoro horda podąża w tę stronę, to znaczy, że i wy zmierzacie w stronę swojego celu… Jeszcze rano wyjeżdżaliście z wypalonych równin, pełnych ruin domostw i tragedii przegranej wojny. Tutaj gdzie ludzi było mniej wojny niemal nie było widać. Większość terenów zajmowały lasy i puste łąki. Od dłuższego czasu nie widzieliście też żadnego domostwa. jedyna gospoda, jaką minęliście po drodze, była wypaloną skorupą, z na wpół zawalonym stropem i rozwleczonymi po podwórzu trupami zwierząt domowych. Ominęliście tamto miejsce łukiem. Felczer obozowy ostrzegał przed morowym powietrzem, jakie mogło się zbierać w takich miejscach.

Minęliście łukiem też grupę chudzielców, która dopadła jakąś zbłąkaną krowę. Lepiej było nie wdawać się w przepychanki przed dotarciem do przeprawy. Śladów bytności hordy było tutaj więcej. Trafialiście na truchła chudzielców lub ogarów. Charakterystyczne ślady przemarszu umarłych i wiele innych dowodów, że znaleźliście się daleko za linią frontu. Tutaj już poruszaliście się ostrożnie.

Zwolniliście gdy zaczęło zmierzchać. Nagle na drogę przed wami wypadł młody chłopak. Może miał 14 lat. Był brudny, jego ubranie było poszarpane. W jego oczach czaiło się szaleństwo, a łzy wytyczyły na jego twarzy blade bruzdy… Przebiegł może dwa metry, wybiegając na środek traktu, rozpostarł szeroko ręce, próbując was zatrzymać. Po czym padł na kolana i złożył ręce w błagalnym geście.

Zwolniliście jeszcze bardziej z bronią gotową do ataku. Chłopak zaś nie podnosząc się z kolan panicznym, szarpanym łkaniem bełkotał.

- Pomóżcie… Oni mają moją rodzinę… Pomóżcie… Tam przy przeprawie… Oni zmuszają… Zabili… Oni mordują… Pomóżcie!!. - złożył ręce jak do modlitwy i pochylił głowę. Jego ciałem szarpały spazmy płaczu. - Pomóżcie!!! - Widok zbrojnych rozkleił go ostatecznie.

To był odruch. Maleksei każdego obcego traktował jak potencjalne zagrożenie, więc kiedy w polu widzenia pojawił się ten chłopak, kilka uderzeń serca później rekrut już napinał cięciwę łuku. Nie wypuścił strzały tylko dlatego, że nie usłyszał rozkazu, wystarczyło jednak słowo centuriona by stalowy grot przeszył szyję nieznajomego.

Gdy dzieciak zaczął kwilić i wspomniał o rodzinie, Zemijczyk poczuł nieprzyjemne ukłucie, wróciły stare wspomnienia, wciąż niezabliźnione, świeże jak szramy, którymi oznaczał kolejnych ukatrupionych wrogów. W milczeniu przyglądał się wyrostkowi nie spuszczając go z celu.
Widząc, że kompan bacznie obserwuje dzieciaka, sam zaczął lustrować okolicę. Młody mógł po obietnicy uwolnienia rodziców, ściągać w pułapkę nieumarłych wszystkich których spotkał po drodze.
Wstrzymany koń największego ze zbrojnych lekko zatańczył na wydeptanym trakcie jakby nie czując żadnego zmęczenia. Bieg zaplanowanych czynności jednak musiał dopaść swego końca. Byli tuż przed celem. Czas było podjąć działanie i udowodnić Widmowym Sowom czemu właśnie monstrualnej postury okutego w zdobny pancerz Centuriona Tasseme wyznaczono na dowódcę tej szczególnie istotnej misji. Ruchem ręki pohamował zapędy oddziału. Nie schodząc z wierzchu odezwał się do chłopaka rozpiętego na drodze:

- Przybyliśmy walczyć z zastępami Popielnego Króla. Mów co wiesz młokosie- liczebność jeńców i ich katów? Zabezpieczenia obozu przy przeprawie? Odległość? Sprzęt? Siła przeciwnika?

Patrząc na dzieciaka z góry i kierując do niego wyważone kwestie Nabe mógł uchodzić za ciemiężcę lecz ton jego głosu podpowiadał słuchającym, że stawiał siebie w roli obrońcy… Którym w istocie wcale nie miał być i pewnie nie będzie. Za dobrze zrozumiał zadanie i w jaki sposób ma je przeprowadzić. Do tego był przekonany, że nie tylko żołnierze potrzebowali wzoru, ale także ludność cywilna musi poznać z czym się zderzy wybierając podłe życie niewolnika w służbie martwych zamiast chwalebnej śmierci w ostatniej walce o wolność.*

- Oni przyszli w nocy. Rycerze w czarnych zbrojach i nieumarli.. Horda… Całe tuziny
- chłopak machał rękami ukazując ogrom armii jaki napadł na nich. - Zabili Starego Goba i jego żonę…Ludzie rzucili się do obrony swoich domów. Każdego, kto podniósł na nich rękę zabijali, jego żonę zabierali a dzieci rzucili ożywieńcom by je pożarły…My się poddali… Było ich zbyt wielu… Cieślę Flina i jego dwóch czeladników zagnali do budowania trwat, a Rudego Joffa i Jego syna Tytusa w sensie naszych drwali posłali by rąbali pnie razem z każdym, kto był w stanie unieść siekierę. Pierwszego dnia zginęło nas tam tylu, że palców mi u rąk brakło… Zostaliśmy w 3 ja i Joff z Tytusem. Udałem że padłem trupem to mnie zostawili… Uciekłem tutaj… Przeprawiają truposzy na 2 tratwach… Ale Flin kończy trzecią. Ma już drew na czwartą… Zaprzęgli konie i ciągną tratwy mimo, że nurt jest mocny. Katują te zwierzęta aż z pysków pianę toczą. Raz za razem…W jednej tratwie zaprzęgli już kobiety, ale one też już padają… Już setki truposzy przewieźli, ale tam na drugim brzegu jest ich jak mrówek w mrowisku…- Chłopak bełkotał i skakał z tematu na temat.

- Ilu jest czarnych! - Warknął Sierżant

- Sześciu Panie… - Wydukał pokornie kłaniając się chłopak

- A truposzy? - nie spuszczał z tonu

- Nie wiem.. Coraz więcej… Ale rozpełzają się po okolicy. Wszędzie ich teraz już pełno! Tyle, że nie ciągną tratw w nocy, bo się liny poplątały i tratwa się przewróciła pierwsza co ją puścili… Potopiło się ich wtedy co do sztuki, a i tratwa się zerwała. Dlatego nowe kazali budować… - chłopak zaczynał bełkotać.
Okolica była cicha… Jednak wieś nie mogła być już daleko, a sądząc z opowieści chłopaka sytuacja była dramatyczna.

Tessema z uwagą przysłuchiwał się relacji chłopca, próbując zapamiętać i przeanalizować każdy istotny szczegół. Jako Bartianin na pierwszym miejscu stawiający zawsze rodzinę nie mógł pozostać obojętny wobec historii młodego ocaleńca. Współczuł mu, ale schował to uczucie w głąb siebie, jego twarz pozostawała maską nieustępliwego, surowego dowódcy skupionego na tym by wykonać misję.

- Dajcie chłopcu coś do jedzenia i picia – zwrócił się z rozkazem do rekrutów a potem zszedł z wierzchowca i wziął Zardiniego na stronę, żeby się naradzić.

- Musimy natychmiast przerwać budowę tratw, dlatego naszym celem powinien stać się w pierwszej kolejności cieśla Flinn i jego czeladnicy. Mam jednak mieszane uczucia czy powinniśmy go eliminować. Wydaje się, że człowiek o takich umiejętnościach przysłużyłby się dla naszej sprawy, brakuje nam dobrych rzemieślników, dlatego najpierw przeprowadźmy zwiad, oceńmy siły wroga. Jeśli pojawi się okazja i sposobność, spróbujemy uwolnić Flinna i jego ludzi. Jeśli okaże się to zbyt ryzykowne, zdejmiemy ich z bezpiecznego dystansu. *


- Dobrze, rozejrzyjmy się najpierw - odpał snajper nie pokazując czy sprawia mu różnicę uwolnienie zamiast zastrzelenia cywila. - Ale samo uwolnienie cieśli nic nie zmieni, wciąż mają innych do budowy tratw. Jeśli uwolnimy cieślę, trzeba go będzie prowadzić do obozu, będzie opóźniał. Rekonesans przyda się tak czy tak…

Nie dodał, że i tak skończy się na wybiciu robotników.*
Centurion skinął zgadzając się ze zdaniem żołnierza.

- Na razie niczego nie zakładajmy, oceńmy sytuację. Weź któregoś z rekrutów i zróbcie rekonesans. *
 

Ostatnio edytowane przez Fenrir__ : 03-03-2022 o 10:41.
Fenrir__ jest offline