Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2022, 11:23   #2
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Anjika podeszła do chłopaka i podniosła go na nogi. Ten podniósł wzrok i popatrzył w jej piękne duże oczy w kształcie migdałów i aż zamarł. Dziewczyna uśmiechnęła się czarująco. Lapario zebrał konie i odprowadził je bez słowa w kierunku wysokich zarośli tak by nie było ich widać z drogi.

Do Snajpera podszedł Daniaevich, z wyrazem niemego pytania na twarzy dotknął swojej piersi, wskazał na oficera i w kierunku, w jakim powinna znaleźć się oaza. SNajper spojrzał w kierunku niskiego mężczyzny w stroju podróżnym z łukiem i kołczanem przerzuconymi przez plecy. Znał Malekseiego wiedział, że zna się na rzeczy, podobnie jak większość sów, przetrwał pogrom tylko dzięki swoim umiejętnością skradania się. Zaridini również skinął głową i oboje ruszyli w kierunku wioski.

Już po kilkudziesięciu krokach znaleźliście pierwsze ślady. Zwalone pnie i sterty obciętych gałęzi. Bez problemu przeskakiwaliście coraz to bardziej wydłużających się cieniach. Alchemiczne oko sprawiało, żę świat wydawał sie nieco bardziej wyraźny, a krawędzie przedmiotów wyraźniejsze.

Szum rzeki stawał się wyraźniejszy, zwiadowcy zwolnili i poruszali się powoli. Nagle usłyszeli przerażający krzyk i odruchowo przyśpieszyli.

Dotarli na krawędź wsi. Wypalona na wpół zawalona ruina domu do której się podkradli była idealną kryjówką. Weszli razem do środka. W dłoniach towarzyszącego snajperowi zwiadowcy pojawił się łuk z naciągniętą cięciwą. Zardini również miał broń w pogotowiu. Ściana wychodziła na centrum wsi, skąd dochodziły przerażające odgłosy.

Zobaczyli w centrum wsi na udeptanym placu tuż obok studni z długim żurawiem wbito w ziemię solidny pal do którego przywiązano kobietę. Za nią odziany w czerwoną stal mężczyzna raz po raz uderzał w jej plecy biczem z roztrojoną końcówką z pazurami. Bicz ten nazywaną szponami demona miały być ponoć używane przez ludzi z pustkowi kości do tresury bestii. Zardini widział to kiedyś na bazarze… Teraz nie był pewien. czy akurat do tego celu ten bicz był przeznaczony. Każdy cios pozostawiał głębokie bruzdy w plecach kobiety. Suknia leżała w strzępach u stóp kobiety. Po jej drżących nogach spływały szerokie strugi jasnej krwi z pleców, które zamieniły się w krwawą miazgę. Wokół słupa zgromadziła się chyba cała wieś. Wymizerowani, wychudzeni mężczyźni z twarzami wykrzywionymi w grymasie przerażenia, obszarpane brudne kobiety i dzieci chowające twarze w ich spódnicach. Kobiet było więcej niż mężczyzn. Za zebranymi stali rycerze zakuci w czarną stal.

Opraca obrócił się w ich stronę twarzą i wtedy go poznali to musiał być jeden z popielnych gwardzistów. Ich oczy były zalane ognistą czerwienią a na twarzy wokół oczu wystąpiły grube czarne żyły. Był wielki i potężny. Ozdobna czerwona zbroja mówiła, że najprawdopodobniej mają do czynienia z popielnym komendantem. czyli dowódcą grupy gwardzistów…

Mężczyzna uderzył po raz ostatni i kobieta zwiotczała zawisając na rękach. Jej ciałem wstrząsały drgawki.

- TAK SIĘ KOŃCZY!! - wrzasnął oprawca - TAK SIĘ KOŃCZY NIEPOSŁUSZEŃSTWO! Zamiast głosić chwałę popielnego króla i z radością poświęcać się jego świętej misji zjednoczenia świata i usunięcia z niego herezji. Wy knujecie! Oszukujecie!... Mnie!! Waszego dobroczyńcę! Jedynego, który stoi między wami a hordami nieumarłych… Inni mogli by was już dawno poddać próbie albo przeznaczyć na karmę dla ogarów… - gestem ręki machnął biczem, strącając kropelki krwi prosto na zebranych. Wszyscy się wzdgrygnęli i skulili. Odziany w czerwień kontynuował - Ale nie ja.. Jako jedyny daje wam niepowtarzalną szansę, takim kozim bobkom jak wy by obmyć się w chwale i potędze popielnego króla. Wy dalej nie rozumiecie, że takie ucieczki nic nie dadzą. Jeszcze dzisiaj ruszą tropem tego tchórza ogary. Wyślę te które pożywią się truchłem Tessy - wskazał na drgający ochłap przywiązany do słupa
- Tak by były najedzone i bawiły się dłużej swoją zdobyczą… - ściszył głos i dodał niemal szeptem, ale tak mrocznym, że aż powiało chłodem - Przypatrzcie się dobrze, bo wystarczy jeden gest by kolejna kobieta zawisła na słupie i stała się karmą dla ogarów.
Zwrócił się w kierunku niewielkiej może 6 letniej dziewczynki i powiedział z uśmiechem
- Ty będziesz następna…

Matka natychmiast wyrwała się i rzuciła się do przodu ale odziany w czerwień jednym uderzeniem powalił kobietę na ziemię i wdusił jej twarz w ubitą ziemię podwórza ciężkim pancernym butem . Złapał dziecko i rzucił go jednemu oddzianemu w czerń rycerzowi . Ten bez słowa ruszył i przywiązał dziecko do słupa obok zakrwawionego strzępu.

- DO PRACY!!! - wrzasnął komendant - Jeszcze przed zmrokiem chcę by barka dotarła na drugi brzeg!

Zardini spojrzał uważniej w kierunku cywilów. Widział wielkiego barczystego osiłka o sinej twarzy i łudząco podobnego do niego młodzieńca z krzywym nosem utykającego na nogę. To musieli być ostatni drwale. Finna z jego dwoma czeladnikami nie trudno było też zobaczyć. Wyglądali najlepiej z mężczyzn. Oprócz nich było tam jeszcze 3 młodych chłopaków góra 15 letnich. Brudnych i wymizerowanych. Kobiet było koło 10 dzieci 5. Czarnych gwardzistów było sześciu. W samej wsi nie widać było umarłych. Ale w tym momencie na ryneczek weszło dwóch zakutych w czerwoną stal popielnych gwardzistów. Poruszali się w dziwny nienaturalny sposób. Prowadzili na smyczach 10 ogarów. Które szarpały się i wyrywały widząc ochłap przywiązany do słupa…

Przywołał bliżej Daniaevitcha gestem i rzekł cicho:
- Pójdę i spróbuję pozbyć się cieślów, a ty wracaj i ostrzeż naszych przed ogarami.

Maleksei tylko skinął głową i zniknął w cieniach zachodzącego słońca. Snajper rozejrzał się zaś uważnie i opuścił bezpieczną kryjówkę.

***


Tassema patrzył jak jego ludzie skrzętnie uwinęli się chowają konie w takim miejscu, że mogły swobodnie odsapnąć i poskubać trawy. Zajęli się też przerażonym chłopakiem, który wzroku nie odrywał od Anjiki. Miał przeczucie, że nic z tego dobrego nie wyjdzie. Czekanie było tym, co na wojnie przychodziło najtrudniej. Żołnierze czuli wroga blisko, nie odkładali broni nawet na moment. Tessema był spokojniejszy. W akademii wpoili mu niezłomność i cierpliwość, które muszą cechować każdego dowódcę. Szczególnie w takim zadaniu jak dzisiaj.

Nagle krzewy się poruszyły kilka karabinów podskoczyło do góry, ale zaraz opadły gdy spomiędzy chaszczy wyłoniła się znajoma sylwetka Malekseiego. Zwiadowca podkradł się do dowódcy i w krótkich słowach przekazał raport.
- Wioska pod okupacją. Dowodzi dziwny rycerz odziany w czerwoną zbroję, Jest też oddział Czarnych. Nieustalona liczba truposzy. Cywili ponad dwudziestu. Większość to kobiety i dzieci. Zastraszeni i kolaborujący. Zakatowali dziewczynę na oczach całej wsi, przez niego - wskazał głową na chłopaka pijącego łapczywie z manierki. - Zaraz spuszczą ze smyczy ogary mające na niego polować.

Dowódca po wysłuchaniu raportu spojrzał na młodego uciekiniera. Jego obecność mogła pokrzyżować im plany i ujawnić ich obecność, jeśli faktycznie ogary zostaną spuszczone za chwilę ze smyczy. Z drugiej strony w łatwy sposób mogli pozbyć się kreatur na jakiś czas i ułatwić sobie zadanie.
- Maleksei – zwrócił się do rekruta – Zabierz stąd chłopaka i postaraj się odciągnąć te bestie jak najdalej od nas. Niech przez jakiś czas łapią wasz trop, potem spróbuj je zgubić. Spotkamy się równo o północy na rozdrożu gdy będzie już po wszystkim.

Rekrut skinął głową. Wiedział, że to nie będzie łatwe, ale nie zwykł dyskutować z rozkazami, z resztą w w ogóle nie lubił dyskutować. Podszedł do chłopaka i na migi przekazał mu by ruszył za nim. Ten w odpowiedzi zaczął się zarzekać. Ale wtedy Anijka podeszła do swojego konia i z juków wyjęła prosty, krótki miecz i podała go rękojeściom w stronę chłopa. Ten nie mógł odmówić swojej pięknej wybawicielce i okazać się tchórzem. Chłopak niepewnie ujął broń i zwarzył ją w ręce, po czym ruszył w stronę traktu.

Centurion wiedział, że i oni muszą się ruszyć. Chłopak za długo tu siedział, na pewno ogary tutaj się pojawią.

Rekrut skinął do młodzieńca, nakazując mu iść za nim. Chłopak mu im się przysłuży, a jak bogowie pozwolą to może i zachowa życie. Choć nie będzie to łatwe, Maleksei wiedział jak niebezpiecznymi przeciwnikami są ogary. Zrobi jednak wszystko by wykonać powierzone mu zadanie.
Weszli w gęsty las i ruszyli biegiem przed siebie, Bartianin nie znał topografi, więc liczył na pomoc młodego zbiega.
- Biegnijmy w stronę rzeki. Lub jakiegoś potoku. Tam spróbujemy zgubić trop – zarządził. Czasem ludzie brali go za niemowę, lecz Maleksei nie stracił daru mowy. Wymawiał słowa tak cicho, że czasem trudno było je zrozumieć. Chłopak jednak usłyszał polecenie.
W tym czasie Centurion wraz z resztą rekrutów oddalili się z miejsca, gdzie ścieżki żołnierzy przecięły się z młodym uciekinierem. Ruszyli w przeciwnym kierunku niż Maleksei, szukając odpowiedniej kryjówki, z której będą mieli dobry widok na drogę. Tassema nakazał zachować bezwzględną ciszę, oddział wypatrywał powrotu Zardiniego.
Grupa szybko zebrała swoje prowizoryczne obozowisko i bez dyskusji ruszyła w przeciwną stronę. Centurion zaczął się zastanawiać czy podzielenie sił było dobrym rozwiązaniem. Z miejsca gdzie się znalazł nie zdąży udzielić wsparcia ani jednemu ani drugiemu towarzyszowi.

Maleksei poruszał się sprawnie i szybko jak przystało na zwiadowcę. Chłopak dotrzymywał mu kroku był on przyzwyczajony do poruszania się po lesie i znał te tereny.

Chłopak wskazał mniej więcej stronę. Chłopak nie pytał czemu uciekacie i oddzieliście od obozu ale widać było że rośnie w nim niepokój. Minęliście duże osuwisko i zsunęliście nad brzeg jednego z dopływów okolicznych rzek. To nie był strumyk a prawdziwa dość rwąca rzeka. W pobliżu biegła ścieżka prowadząca do mostu. Most był jednak zniszczony. Pozostały po nim sterczące z rwącego nurtu, na wpół przegniłe bale. Przeskok po nim czy próba przepłynięcia wpław nurtu będzie dość ryzykownym zadaniem, a wystające gdzieniegdzie skały nie wróżą łatwej przeprawy. Z drugiej strony można pójść w górę albo w dół strumienia przy tym brzegu. Tak by ogary zgubiły trop. Zwiadowca jednak wiedział, że to połowiczne rozwiązanie.

Maleksei z powątpiewaniem przyglądał się przegniłym balom oceniając swoje szanse. O ile sam był gotowy zaryzykować, nie miał przekonania czy jego młody towarzysz podoła zadaniu. Spojrzał na niego a potem wskazał na przeszkodę dając do zrozumienia co zamierza zrobić.
- Damy radę – szepnął choć miał świadomość, że nie brzmi zbyt przekonująco. Starał się jednak sprawiać wrażenie pewnego siebie i tchnąć w dzieciaka nieco odwagi.
Chłopak popatrzył na zwiadowcę z przerażeniem, ale ruszył za nim. Czuł, że dzieje się coś niedobrego skoro jego przewodnik zdecydował się na tak karkołomne wyzwanie. Pale były dość spore, ale zmurszałe i nadpalone, śliskie od wody i porostów. Były jednak dość blisko siebie i Maleksei radził sobie sprawnie. Był już blisko końca gdy towarzyszący mu chłopak poślizgnął się, zwiadowca w ostatniej chwili złapał go za rękę, ten z impetem uderzył w słup, na którym stał zwiadowca, mocząc sobie nogi w wartkim strumieniu. Zwiadowca wyciągnął go i wspólnie dotarli na drugą stronę. Młody drwal był ewidentnie wykończony. Dyszał ciężko. Przeprawa nie była najłatwiejsza i dała mu mocno w kość. Nagle nad lasem rozległo się echo wystrzału a zaraz po nim skowyt bestii wyruszających na łowy. Ogary były na tropie i wydawało się, że legion rozpoczął walkę bez niego. On miał jednak swoje rozkazy. Porwał chłopaka i ruszył w górę strumienia. Woda omywała im nogi. Kamienne podłoże ułatwiało szybki marsz. Pozostawali na widoku ale rzeka, szybko zaczęła meandrować i na pewno zniknęli z oczu potencjalnemu pościgowi. Nagły chlupot spowodował, że zwiadowca się obrócił. Chłopak, który mu towarzyszył, opadł na kolana. Dyszał ciężko Próbował dotrzymać kroku zaprawionemu zwiadowcy, ale nie dał rady.

- Musimy odpocząć - wysapał - nie dam rady… Czemu tak uciekamy? Gdzie idziemy? Co się stało?

Maleksei gestem dłoni uciszył chłopca nasłuchując w napięciu. To był pojedynczy strzał, nie salwa, walkę rozpoczął jeden człowiek, nie oddział. Ogary mogły, ale nie musiały zaniechać pościgu. Rekrut nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Wykona rozkaz bez względu na wszystko. Zza pazuchy wyciągnął manierkę z wodą i podał ją młodemu uciekinierowi.
- Odpoczniemy chwilę i ruszamy dalej – mruknął. Nie należał do zbyt rozmownych, więc nie zamierzał chłopakowi niczego wyjaśniać ani tłumaczyć. Mogło by mu się nie spodobać, że robi za przynętę. Plan był taki by wydostać się z lasu na trakt i tam, na rozstaju dróg zaczekać na oddział. Na razie nie szło najgorzej, choć wiedział, że bestie są nieustępliwe i trudno będzie je zgubić.
- Słuchaj się mnie to przeżyjesz. Na razie idzie dobrze, mamy przewagę.
Po chwili wahania położył mu niedbale dłoń na ramieniu próbując dodać nieco otuchy.
Chłopak z wdzięcznością przyjął bukłak i usiadł na brzegu. Był wyczerpany wszystko w co się wpakował mocno się nad nim odbijało. Zwiadowca też przysiadł bo cała ta eskapada też już zaczynała mu doskwierać. Reszta oddziału miała okazję odsapnąć, on był cały czas w ruchu. Mógł sie tylko domyślać że strzał to szalony snajper, który sam postanowił rozpętać wojnę.

Kiedy już odpoczęli Maleksei nie starał się ukryć śladów ich obecności, ogary musiały dotrzeć w to miejsce a potem ruszyć dalej ich tropem. Byle odciągnąć bestie dalej od oddziału i zwiększyć szanse na wykonanie misji. Rekrut mocnym chwytem pomógł wstać chłopcu z ziemi.
- Idziemy wzdłuż rzeki – zadecydował. Nie zamierzał robić więcej postojów, stracili wystarczająco wiele czasu a przeciwnik był zajadły i nieustępliwy. Miał nadzieję, że dzieciak jest twardszy niż wygląda i wytrzyma tempo marszu. Chłopiec tego dnia stracił dom i rodzinę, ale jeśli przeżyje będzie miał szansę tak jak Maleksei zacząć wszystko od nowa. Stać się częścią czegoś większego niż on sam.

Ruszyli szybko, droga kluczyła. Robiło się coraz ciemniej. Dla Ogarów nie stanowiło to problemu. Tylko czy będą w stanie ich wywąchać. Woda powinna wystarczyć. Pasowało tylko znaleźć kryjówkę. Skowyty rozlegały się dookoła. Bestie się rozdzieliły. Większość chyba została po tamtej stronie rzeki. Część była po tej i niektóre blisko. Ale ewidentnie nie złapały tropu. Szukały. Jeśli tylko nie zrobią nic głupiego. Być może przetrwają…
- Nie ociągaj się – rzucił oschle do chłopaka Maleksei, ale widząc, jak ten bez słowa sprzeciwu forsuje, nieco złagodniał – Niedługo będzie po wszystkim chłopcze.

Cały czas trzymali się blisko wody, starali brodzić w rzece, tuż przy brzegu, tam gdzie nurt był na tyle płytki, by mogli poruszać się pieszo, nie zostawiając śladów ani zapachu. Rekrut uważnie obserwował tarczę słońca, wiedział że w ciemnościach stracą przewagę. Zaczął rozglądać się za kryjówką, gdzie przeczekają pościg.
 
Arthur Fleck jest offline