Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2022, 18:39   #10
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Oppenheimer bez narzekania znosił trudy podróży, mężczyzna wrósł w siodło, wydawało się, że na wierzchowcu posadzono niewzruszony posąg pozbawiony jakichkolwiek odruchów. Mogli przysiąc, że ani razu nie zatrzymał się za potrzebą, a jednym dowodem, na to, że w bladym pobliźnionym ciele tli się jakieś życie były momenty, gdy sięgał po bukłak z wodą. Nie przeszkadzało mu kąsające robactwo, żar lejący z nieba i suche jak pieprz powietrze. Niestrudzenie trwał w ciszy i bezruchu. Jakie myśli się kryły za tym zimnym surowym spojrzeniem utkwionym w niebieski horyzont lepiej nie wiedzieć.

- Panie Open…timer… - Do Artura podjechała Melody.

Mężczyzna siedział sztywno w siodle, nawet powieka mu nie drgnęła, gdy usłyszał coś co zabrzmiało jak parodia jego nazwiska.
- Słucham frau Gregory.

- Czy to bardzo bolało? - powiedziała dziewczyna, wskazując palcem własną szyję.

Dziwne. Nikt nigdy go o to wcześniej nie zapytał. W końcu zmusił się by na nią spojrzeć, lecz tylko przelotnie. Pogrzebał swoją przeszłość wiele lat temu a ta dziewczyna swoim wyglądem z jakichś powodów wywoływała duchy o których wolał zapomnieć.
- Są różne rodzaje bólu panienko. Ten nie był najgorszy – odpowiedział półszeptem, bo najwyraźniej już nie potrafił artykułować zdań głośniej - Skąd znasz Morgana McCoya?

- Kiedyś dla niego coś zrobiłam… skończyło się na trupach - Krzywo się uśmiechnęła - A pan?

-Kiedyś? Wyglądasz na młodą osobę. Szybko zaczęłaś – stwierdził znów zmuszając się by spojrzeć w tą niewinną twarz – Ten przydomek, który nosisz nadały ci wdowy i sieroty po tamtych trupach czy to tylko czcze przechwałki frau Melody?

- Co znaczy "frał"? No… mam celne oko. Stąd to - Powiedziała Melody.

- Domyślam się co twój przydomek oznacza panienko. Po prostu nie sprawiasz wrażenia osoby, która…
Próbował znaleźć odpowiednie słowo, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
- …napada na pociągi. Mam nadzieję, że rozumiesz stawkę. Mogę zginąć ludzie. Dobrzy ludzie. Będziemy walczyć w ramię w ramię i chce mieć pewność że można na ciebie liczyć. Litość i sumienie nie idą w parze z bogactwem.
I żywe i martwe oko świdrowało ją na wylot, badało reakcję. Melody zmrużyła oczy, a w kącikach jej ust pojawił się uśmiech, gdy wpatrywała się na moment gdzieś w dal.
- A frau to naleciałości wyniesione z domu, moja rodzina pochodzi z Fryzji Północnej, oznacza grzecznościowy zwrot– wyjaśnił.

- Pociąg jeszcze nie… ale dyliżans już był… i kilka trupów ogólnie w Kansas - Spojrzała na Arthura z błyskiem w oczkach, uśmiechając się - A pan mi nie powiedział, skąd zna McCoy'a…

Albo dziewczyna zmyśla, albo ma diabła pod skórą, przeleciało mu przez myśl. Jej wygląd był zwodniczy. Za tą młodą, śliczną buźką i niewinnymi pytaniami mógł się kryć niebezpieczny drapieżnik. Wilczyca w jagnięcej skórze.
Stał się jeszcze bardziej czujny.
Tym bardziej, że Melody Gregory uśmiechała się do niego a mało kto miał na to ochotę. Mało kto się odważył.
- Skąd znam McCoya? Podejrzewam, że mamy podobną historię panienko Melody, ale… – zrobił krótką, lecz znaczącą pauzę - …bezpieczniej o tym nie mówić. Herr McCoy to dyskretna osoba i pewnie by sobie tego nie życzył. Im mniej wiemy o sobie, o…naszych grzeszkach, tym lepiej. Tak sądzę.

- Ja tam nikomu zamiaru świni podkładać nie mam - Melody wzruszyła ramionkami - No ale różnie to bywa, zgadza się - Przytaknęła głową, po czym spojrzała na indianina - A temu to ufam najmniej - Cicho się zaśmiała.

- Nie przejmowałbym się tym czerwonoskórym. Podstęp i zdrada to broń kobiet - gdy mówił to jego twarz pozostawała jak ociosana w kamieniu, lecz coś błysnęło w ciemnym oku, które łypało na dziewczynę - Niemniej to zwierzęta, dlatego proszę uważać, bo oni nie kontrolują swoich popędów.

- Zapamiętam - Odparła dziewczyna z całkiem poważną miną, po czym zmieniła temat - Nigdy jeszcze pociągiem nie jechałam, a pan?

Uhh, dziewczyna zadawała wiele pytań, nie pamiętał kiedy ostatni raz prowadził tak długą konwersację. Pewnie w czasach, gdy na szyi nie miał jeszcze blizn po sznurze. Też bił z niego podobny entuzjazm i ciekawość świata. A zgubiła wiara w ludzką przyzwoitość. Miał nadzieję, że los oszczędzi tego Melody Gregory.
Pokręcił przecząco głową na jej pytanie.
- Nie miałem takiej potrzeby. Nigdy nie podróżowałem za wiele. Pracowałem na plantacji jako zarządca a wcześniej…

Ugryzł się w język niemal w ostatniej chwili, przeklinając siebie w myślach. Pewnych rzeczy lepiej nie wspominać. Pewne rzeczy lepiej zapomnieć. Nerwowo poruszył się w siodle, szybko zmieniając temat.
- Masz jakąś rodzinę frau Melody? Dom, w którym ktoś na ciebie czeka?

Dziewczyna pokręciła przecząco głową… i dopiero po chwili się odezwała:
- Mama zmarła przy porodzie, podobnie jak braciszek jakiego w sobie nosiła. Ojciec się zapił w pół roku na śmierć. Brata wzięli wujkowie pod opiekę, a ja na farmie nie chciałam zostawać… - Drgnęły jej ramiona, a wzrok miała zwrócony na koński łeb przed sobą - Znaczy się… mam gdzie wrócić, ale po co?

Oppenheimer przypuszczał, a nawet miał pewność, że w takich przypadkach mówi się „Przykro mi”, tyle, że nie odczuwał żadnego smutku ani nie potrafił jej współczuć. Nie urodził się taki człowiek, nad którego losem by zapłakał. Może kiedyś, w lepszych czasach, które już wyblakły w pamięci.
- Cokolwiek złego cię spotkało uczyniło silniejszą. Kobiety w twoim wieku wychodzą za mąż i rodzą dzieci, albo trafiają do burdeli bo nie potrafią sobie poradzić bez mężczyzny. Jeśli imię jakiejś niewiasty ma szansę być kiedyś wymawiane jednym tchem, to właśnie twoje. O ile pożyjesz wystarczająco długo.

- Noooo… mam zamiar wydać ten mój udział, nie? - Powiedziała Melody, i roześmiała się wesoło - Ale w sumie jeszcze nie wiem na co - Dodała, i znowu się roześmiała. Tak wesoło, tak perliście, jak to tylko kobiety potrafią.

Zastanawiał się czy naprawdę jest taka naiwna czy to tylko maska. Nie potrafił jej przejrzeć. Wsłuchał się w ten zaraźliwy, niczym nieskrępowany śmiech. Dziewczyna miała w sobie tyle radości ile on goryczy. Różniło ich niemal wszystko. Oppenheimer był śmiercią, ona życiem.
- Nie możesz ruszać tego złota Melody. Jego właściciele będą próbowali je odzyskać, wyślą za nami psy gończe. Jeśli zaczniesz za dużo wydawać, zwrócisz na siebie niepotrzebną uwagę i w końcu cię znajdą. Albo zrobi to wcześniej herr McCoy. Tak jak mówiłem, sprawia wrażenie człowieka, który ceni sobie dyskrecję. A w jego planie to my jesteśmy najsłabszym ogniwem. To, że nie zlecił nam tej roboty poprzez pośredników jest dość niepokojące. Dlatego uważaj na siebie.
Wydawało się, że w zimnym i surowym głosie mężczyzny dało się usłyszeć coś na kształt troski.

- To… ten, wyjadę na drugi koniec świata! Gdzieś do Kalifornii, albo coś! I mnie nikt nie znajdzie, i zmienię nazwisko, i wydam wszystko, o! - Powiedziała Melody rozbawionym tonem, i nawet jej się rymło, ale i po chwili się troszkę uspokoiła. Uśmiechnęła miło do rozmówcy, po czym kiwnęła lekko głową.
- Dziękuję za dobre rady panie… ummm… Arthurze.

Skinął jej uprzejmie.
- Dziękuję za dotrzymanie towarzystwa frau Melody. To było…hmm…ożywcze doświadczenie.

Dziewczę z miłym uśmiechem również kiwnęło głową, po czym odjechała od niego, zmieniając miejsce w ich kolumnie siedmiu osób, i… po chwili zaczęła trajkotać z kimś innym.
 
Arthur Fleck jest offline