Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2022, 12:29   #4
Fenrir__
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Księżycowa i Ageo już mieli ruszać w drogę. Gdy nagły trzask gałęzi sprawił, że wszyscy sięgnęli po broń, na polanę przy której zaczaił się oddział dowodzony przez Tesseme wpadł Zardini. Blady rozczochrany. Jego jedyne prawdziwe oko rozszerzone było w panicznym przerażeniu. Zaraz za nim na polane wtargnął olbrzymi czarny rycerz z wielkim toporem. Zardini postąpił jeszcze parę kroków, zatrzymał się i nagle zupełnie jakby mu ktoś odciął sznurki, padł na ziemię.*
Legioniści nie mieli czasu ani sposobności zająć się nieprzytomnym towarzyszem. Ledwo snajper padł bez życia na ziemię, zauważyli okute w zbroje monstrum dzierżące topór. Szkarłatny i Wajcha opowiadali przy ognisku jak spotkali jednego z takich na moście. Wiedział z kim…z czym….się mierzą, dlatego nie było czasu na sentymenty. Centurion pozostawał niewzruszony, a przynajmniej takie wrażenie sprawiał. Jego głos był mocny, silny, pewny podobnie jak postawa, jaką przyjął w obliczu zagrożenia. Nie mógł przy swoich żołnierzach okazać słabości.

- Załadować broń. Zająć pozycję. – *rozkazał po czym sam sięgnął po swój wysłużony karabin.*


Na rozkaz Tassemy padła palba z 5 luf. Olbrzymi czarny rycerz zamarł na moment z uniesionym toporem. Postąpił krok do tyłu. Zachwiał się, zakaszlał, a na jego napierśnik bryznęła czerwona krew. Padł na kolano, zupełnie jakby chciał się podnieść. Ale ciężar własnego umierającego ciała był zbyt wielki. Padł w konwulsjach. W tym momencie na polanę wbiegł uzbrojony w szerokie tasaki drugi rycerz.

Na ciemnych skroniach sierżanta wystąpiły krople potu, przez chwilę miał pewność, że kule nie są w stanie zatrzymać demona w zbroi. Ostatecznie przeciwnik okazał się jedynie człowiekiem. Przerażającym i budzącym grozę, ale jednak człowiekiem. Był dumny ze swojego oddziału, ale na pochwały przyjdzie jeszcze czas. O ile przeżyją.
Zardini wciąż leżał omdlały, mogli próbować go nieść uciekając przez drugim rycerzem, albo podjąć walkę. Na podjęcie decyzji dowódca miał ułamek czasu.
Tassema wyciągnął z pochwy miecz.

- To jest nasza chwila prawdy żołnierze! Spuśćmy krew z tego czarciego pomiotu! Do ataku! – zakrzyknął i ruszył przodem na spotkanie z wrogiem zakutym w pancerz. *

Nie było czasu do stracenia olbrzymi sierżant dobył broni i rzucił się do szarży, a za nim reszta jego oddziału. To w końcu był tylko jeden wściekły odziany w czerń zdrajca!

Był to jednak cholernie szybki. Uchylił się przed ciosem Tessemy, Lapario pchnął swoim krótkim rapierem, jednak odziany w czerń rycerz sparował cios i ciął szalejącą bestię. Tassema był o krok i widział, że bestia ją dorwie…

Wiedział, że rekrutka w starciu z tak potężnym przeciwnikiem, nawet rannym nie ma większych szans i wystarczy jeden cios by pozbawić Panjarkę życia. Sierżant niewiele myśląc sparował jego uderzenie na siebie. *


Tassema przyjął uderzenie na naramiennik, który aż wgiął się pod potężnym uderzeniem. Odepchnął przeciwnika i zwarł się z nim łapiąc go za ręce. Zamarli na moment siłując się. Ale Tessema wreszcie przełamał opór wroga, uniósł jego ręce do góry i wtedy z boku wyłonił się Ageo i swą krótką włócznię wraził w pachę wroga, sięgając głęboko, aż do serca wroga. Mimo to ten dalej walczył, choć słabł. Kolejny członek oddziału doskoczył i wbił krótki nóż w plecy wojownika. Dopiero wtedy sierżantowi udało się powalić i dobić wroga.

Na polanie nagle wszystko ucichło. U ich stóp leżał Zardini.Blady i przepocony, mamrotał coś o jakimś dziecku i zaciskał pięści. Anijka uklęknęła przy nim, pomogła mu usiąść i podała bukłak z wodą. Szaleństwo w oku snajpera powoli gasło. Pił łapczywie, nie zdawał sobie nawet sprawy z tego jak bardzo był spragniony.

Cisza nie trwała jednak długo. Od strony miasta niosło się nawoływanie i krzyki. Jeszcze niezrozumiałe. Ale Tessema zrozumiał, że zaraz do wsi nadciągną posiłki. Jeśli mieli działać to szybko. Niedługo zaroi się tu od hordy nieumarłych.
-Zardini, słyszysz mnie!? - krzyknął Centurion potrząsając mocno żołnierzem - Co się stało? Skąd ten strzał? Udało ci się namierzyć cieślę i resztę pomocników? *

- Cieśla i 2 pomocników nie żyje - powiedział prychając wodą - Trzech jedną kulą! Szkoda, że nikt nie widział. Piękny strzał… Ale gówniara krzyknęła i za szybko ściągnęła uwagę wroga na mnie, potem uciekałem… Jeśli pozbędziecie się gotowej tratwy przycumowanej przy brzegu, można wracać do obozu na obiad…, bo ja swoje zrobiłem.*
- Pozbyliśmy się ogarów, przynajmniej na jakiś czas, więc dalej możemy działać względnie po cichu
– stwierdził sierżant – A to że narobiłeś zamieszania Zardini też nam może pomóc, jeśli reszta tych kanalii skupi się na naszych poszukiwaniach a tratwy nie będą odpowiednio pilnowane
*Odwrócił się i zwrócił do reszty swojego oddziału, młodych, ale już doświadczonych przez życie rekrutów*
- Doskonale się spisaliście, osobiście dopilnuję żeby wasze imiona jutrzejszej nocy złotymi zgłoskami zostały zapisane w księgach naszego Kronikarza. Ale słyszeliście, to jeszcze nie koniec, została ostatnia przeszkoda jaką musimy pokonać by nasz trud się opłacił. Ruszamy nad rzekę, tam gdzie wodują tratwy. Jeśli potrzebujecie chwili wytchnienia, jeśli jesteście głodni lub spragnieni, zróbcie co macie zrobić teraz bo za niedługo zjawią się tu posiłki. Nie zatrzymujemy się, dopóki nie dotrzemy do tratw. *


Sprawnie się przegrupowali i ruszyli. Zardini kroczył z tyłu, zmęczony i wściekły. Nie miał czasu odpocząć gdy dotarli do linii drzew, przed nimi znajdowała się wioska, ciemności zapadały coraz szybciej. We wsi widać było poruszenie. Słychać było krzyki dochodzące z rynku. najprawdopodobniej mieszkańcy ponownie zostali zebrani, by ich ukarać… Przypadli nisko, gdy dwójka jeźdźców w czerni pomknęła w las kilkadziesiąt metrów dalej. Gnali galopem, nie szczędząc swoich na wpółmartwych wierzchowców.

Ledwo minęło parę chwil, a dwójka rekrutów oderwała się od szczątkowego już oddziału i ruszyła w głąb wioski. Tessema wypuścił Bestie i Lapario. W odwodzie pozostała ich czwórka Ageo Anijka i sierżant i nieco nieobecny Snajper.

Bestia i bard przemykali bardzo sprawnie od budynku do budynku. Chowając się to za studią to za krzewem róż. Ominęli rynek szerokim łukiem. Widzieli, że zebrała się tam większa grupa i sądząć po opowieściach zwiadowców urządzali tam kaźń. Starając się nie słyszeć błagań i okrzyków bólu dotarli do sporej szopy, mogącej zmieścić łódź albo duży wóz. Obeszli ją i dojrzeli plarzę. Do ociasnego pala wbitego głęboko w brzeg przywiązana była lina rozciągnięta nad wartką rzeką. Lina była przywiązana zapewne do drugiego takiego słupa po drugiej stronie rzeki. Lina przeciągnięta była przez metalowe kolucho przy tratwie, która była ciągnięta drugą liną przez kobiety zebrane na brzegu. Te raz za razem szarpały napiętą linę przyciągając tratwę. Oboje zwiadowcy widzieli, że tratwa wypełniona była truposzami, które kiwały się niemrawo próbując złapać rytm fal. Kobiety szarpały za linę z całych sił. Sznur był czerwony od krwi. Ale stojący obok nich dwaj rycerze w czarnych zbrojach nie zwracali na to najmniejszej uwagi.

Obok na brzegu znajdowała się niemal ukończona tratwa i drugi pal wbity głęboko w brzeg. Jednak nie było dowiązanego do niego liny. Być może nadpływająca tratwa wiozła drugi koniec liny… A to oznaczało, że jeśli nie powstrzymają ich szybko to zaraz oddziały popielnego króla wyruszą ze zdwojoną liczbą.

Rycerze byli zakuci w czarną stal jeden z nich niższy utykał na nogę, w ręku trzymał bicz zakończony kolczastą gwiazdką. Niektóre z kobiet miały podarte zakrwawione suknie na plecach. Chodził tam i spowrotem nieustannie ponaglając i wrzeszcząc na kobiety. Których twarze oblepione przepoconymi włosami, wykrzywiały się w grymasach bólu i niewyobrażalnego wyczerpania.

Drugi stał z rękami na piersi. Był wysoki i barczysty niczym posąg znad jego ramienia wystawała długa włócznia.

Lina była gruba, choć naprężona przez barkę ciągniętą silnym prądem. Na pewno trzeba będzie więcej niż jeden ruch*

Na widok dręczonych kobiet, oczy Księżycowej Szalejącej Bestii zaszkliły się, dłonie zacisnęła w pięści, raniąc skórę wilczymi pazurami. Wydała z siebie mroczny, zwierzęcy pomruk brzmiący jak obietnica zemsty. Gdyby nie godziny treningów i musztrowania, gdyby nie dyscyplina wojskowa którą jej wpajano każdego dnia, dzikuska rzuciłaby się pewnie na oprawców i próbowała rozszarpać ich na strzępy. Zamiast tego kucała przyczajona w cieniu, nieruchoma jak liście w bezwietrzny dzień, obserwowała. W końcu spojrzała w kierunku fircyka. Tak złośliwie nazywała Blasa, choć niechętnie musiała przyznać, że towarzysz broni, wcale nie jest wymoczkiem, jak inni jemu podobni pięknoduchy brzdąkający na lutni i chędożący damy dworu, wieśniaczki albo młodych chłopców.
- Nie przekradniemy się, trzeba odwrócić uwagę tych dwóch kurwich synów – warknęła wskazując na czarnych rycerzy - Może zaśpiewaj im jedną ze swoich ballad to będą cię ścigać aż do Wisielczej Przełęczy a ja w tym czasie odetnę liny.

Uśmiechnęła się paskudnie. Lubiła mu dogryzać i miała wrażenie, że on też to lubi choć nigdy się nie przyzna.

-Chyba, że masz jakiś inny pomysł. *
- Pomysł nie jest zły…
- odparł chrapliwym szeptem - zaczaj się z dala ode mnie. Ja strzelę do jednego i będę uciekał. Mam nadzieję, że pobiegną na mną… i, że w tym wyścigu będę miał tyle farta co Zardini.

Powoli wycelował w udo tego z włócznią. Może będzie miał fart kula rozerwie mu tętnice. Albo przynajmniej go spowolni.*

- Nie daj się zabić Laprio. Niech Rogata ci sprzyja a Nyx ma w swej opiece– rzuciła na odchodne, posyłając mu jeszcze krótkie spojrzenie po czym skulona ruszyła po cichu między drzewami, żeby zmienić kryjówkę.*
 
Fenrir__ jest offline