Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2022, 14:30   #5
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Oboje rozdzielili się. Bestia skryta w cieniu była gotowa by wyskoczyć i rzucić się do liny. Widziała, jak jej kompan poprawia się i podnosi do góry lufę swojego muszkietu. Baronet przymierzył. Końcówka lufy zataczała coraz to mniejsze kręgi… Wreszcie złapała cel zamarła i wtedy ściągnął spust. Potężny huk poniósł się echem. Rozległ się pisk i wrzask przerażenia. Pierwsza kobieta na czele upadła z głową rozłupaną jak świeży melon, zaś pozostałe wrzeszczały w przerażeniu obryzgane krwią. Czarni rycerze wymienili tylko spojrzenie i barczysty rzucił się do szarży w kierunku Baroneta. Drugi został na miejscu, wymierzając razy spanikowanym kobietom. Wystrzał ewidentnie zaalarmował mieszkańców. Bo z centrum wsi dochodziły jakieś okrzyki.

Baronet rzucił się do panicznej ucieczki. Ewidentnie wychodziło mu to lepiej niż strzelanie. Przesadził niski płotek, nawet nie zwalniając. Róże zaczepiły się o jego kurtę, jednak szarpnął się mocno, wyrywając niemal nie zwalniając tempa. Wyskoczył na niski kamienny murek, przebiegł po nim kawałek i zeskoczył. Czarny rycerz biegł za nim spokojnym równym tempem. Baronet wiedział, że zyskuje powoli nad nim przewagę. Nagle zza budynku jednak wyłoniło się dwóch odzianych w czerwień. Wysocy z wąskimi wizjerami, za których nie widać było oczu. Poruszali się dziwnie. Zupełnie jakby części ich ciała poruszały się niezależnie, obco, jakby ich stawy miały większy zakres ruchu. Lapario słyszał opowieści o takich jak oni… To była popielna gwardia. Sługusy samego popielnego króla… Uzbrojeni w krótkie włócznie i tarcze zbliżali się do Baroneta… On sam wiedział, że reszta oddziału jest już niedaleko… Tylko czy ściągnie na nich popielną gwardię?

Blas widząc nowych członków pościgu ruszył szerokim łukiem, omijając pozycje towarzyszki, by dotrzeć do rzeki. Chciał ją przepłynąć, gdy już na drugim brzegu nie będzie wrogich oddziałów, by zgubić ciężko opancerzonych wrogów. Pamiętał, jak Zardini opowiadał, że w biegu pancerz praktycznie ich nie spowalniał. Biegli niesieni piekielną mocą.*

***

Bestia widziała, że drugi z czarnych skupiony jest na maltretowaniu kobiet… To była jej chwila…

Plan udał się w połowie. A właściwie w jednej trzeciej, bo tylko jeden rycerz ruszył w pościg za Laprio, a muzykant fatalnie spudłował zamiast skurwysyna w zbroi zabijając jedną z tych biednych wieśniaczek. Bestia słysząc rozpaczliwy lament dziewcząt, ciosy kolejnych uderzeń bezdusznego sadysty, zacisnęła mocniej dłoń na kolbie karabinu. Dzikie pragnienie mordu, krwawej wendetty próbowało wydostać się z niej niczym wilk złapany w sidła. Żelazne wnyki stanowiło posłuszeństwo i dyscyplina wpajane przez oficerów, rekrutka resztkami woli poskromiła swoją naturę. Zamiast oddać strzał z karabinu, wyciągnęła zza pasa pracę, zrobioną i podarowaną przez ojca w lepszych, pogodniejszych czasach gdy Popielny Król był tylko budzącą strach plotką przekazywaną przez wędrowców odwiedzających panjarskie puszcze. W skórzaną miseczkę włożyła śrut a potem naciągnęła twardy rzemień i wystrzeliła pocisk celując w jedno z drzew nieopodal miejsca gdzie jeszcze przed chwilą krył się Blas. Liczyła że zakute w stal bydle zainteresuje się hałasem a ona wtedy przemknie niezauważona i dostanie do tych cholernych lin.


Bestia minęła przerażone kobiety wpatrujace się w miejsce, gdzie uderzył pocisk z procy. Dopadła do liny i cięła. Nóż w jej dłoni poruszał się tam i z powrotem piłując grube zwoje liny. Rycerz momentalnie zoriętował się, żę coś się dzieje. Odwrócił się i ruszył biegiem, gestem rozprostowując swój bicz i szykując się do uderzenia.

Panjarka widziała, jak kolejne włókna ustępują pod jej ostrym nożem. Lina była mocno naprężona przez obciążoną barkę… Jeśli tylko przetnie jeszcze kawałek… Świst bicza zwiastował atak wroga.

***

Lapario gnał jak oszalały. Serce mu waliło. Czół presję.. Domyślił się jak blisko jest śmierci. Ruszył szerokim łukiem oddalając się od brzegu. Pościg ruszył za nim ku jego przerażeniu w milczeniu. Minął wysokie krzewy i wyskoczył już niemal na brzeg. Potknął się o kawałek wususzonego konara i runął na ziemię. Bolesnie uderzając o grunt. Przetoczył się i spostrzegł, zbliżającą się włócznie. Przetoczył się ponownie unikając trafienia i poderwał się. Odziany w czarną zbroję wojownik cofnął broń i rzucił się w pogoń. Ból w prawym łokciu świadczył, że upadek był poważniejszy niż zdał sobie sprawę. Ręka chyba nie była złamana. Ale musiał sobie coś nadszarpnąć. Bo ból przy poruszaniu ręką stawał się coraz bardziej dotkliwy. Wrogowie byli tuż za nim. On zaś widział tuż przed sobą rwący nurt rzeki…


Im bliżej podchodził potwór w zbroi, tym szybciej Szalejąca Księżycowa Bestia cięła linę. Każdy twardy mięsień jej ramienia, w którym trzymała nóż prężył się i napinał, krople potu spływały po skroni i czole. Nie zamierzała się ruszyć dopóki nie wykona zadania. Nastroszyła się i warknęła wściekle cedząc najpaskudniejsze przekleństwa, nieprzystające nawet zdziczałym panjarkim niewiastom.
- No dalej kurwa – sapnęła, kątem oka obserwując zbliżający się cień. *
Lina ustępowała włókno po włóknie… Pierwszego smagnięcia nie poczuła… Jedynie ciepłą wilgoć sunącą wzdłuż boku… Dopiero drugie trafienie wyrywające ochłap mięsa z jej ramienia przeszył ją nieopisanym bólem. Mocniej szarpnęła ostrzem i ostatni pęk włókien strzelił ,nie wytrzymując naprężenia pełnej tratwy. Przez moment na twarzy Bestii zagościł uśmiech triumfu… Ułamek sekundy później gruba lina uderzyła w nią z siłą kowalskiego młota i powaliła ją na ziemię. Świat zawirował i po chwili zalały go ciemność
Lapario skoczył w nurt, który błyskawicznie go porwał. Ciśnięta przez rycerza włócznia zanurzyła się tuż przed twarzą wojownika, ale kilkoma szybkimi ruchami rąk wpadł w ostry nurt, który szarpnął i wciągnął go pod wodę. Z trudem złapał oddech i wynurzył się na moment. Obróciło go i tylko dzięki temu dostrzegł zbliżającą się tratwę. Bestii się udało… - pomyślał… Ale w tym momencie dostrzegł, że podskakując na falach tratwa wypełniona skłębioną ciżbą truposzy mknie prosto na niego. Nabrał powietrza i zanurkował w ostatniej chwili. Świat wirował gdy prąd szarpał go tam i z powrotem. Stracił orientację gdzie jest góra, gdzie dół. Odbiła się w ostatniej chwili gdy płuca już paliły i potężne uderzenie w tył głowy odrzuciło go zanurzając w podwodnych odmętach. Świat zgasł jak zdmuchnięta świeca. Nagły ból wyrwał go otępienia. Zachłysnął się wodą, zakasłał i zorientował się, że zatrzymał się na skale. Wyczuł pod nogą twardy grunt oparł się i nabrał powietrza. Obraz przed oczami falował. Wszystko wydawało się podwójne… Dotknął tyłu głowy. Cała dłoń była czerwona. Dotarcie na brzeg zajęło mu zdecydowanie więcej czasu niż planował.
Przysiadł na kamieniu i oderwał rękaw, z którego zrobił prowizoryczny opatrunek na głowę. Potem ze stęknięciem wstał i ruszył na miejsce zbiórki…

Specjaliści z ponurymi minami obserwowali jak w mieście rozpoczyna się chaos. Zobaczyli jak Lapario wynurza się spomiędzy chałup a za nim z boku wyłania się pogoń. Zniknął im jednak z oczu gdy ruszył ponownie w kierunku rzeki. Krzyki i wrzaski jednak się tylko nasiliły.
Centurion nie miał pewności jak udał się atak. Ale na pewno wprowadził niemałe zamieszanie. Po chwili znad rzeki wracała grupa 2 czerwonych gwardzistów. Nie wlekli ze sobą ciała Lapario więc albo zostawili jego truchło nad rzeką albo cwaniak im uciekł.
Tassema wiedział, że nic już więcej nie mogą zrobić. Wróg odkrył ich obecność, był w liczebnej przewadze i nie da się zwieść na żadne nowe sztuczki. Mogli zostać, walczyć i bezsensownie zginąć lub ewakuować się i ocalić życie. Uznał, że ta garstka żołnierzy i rekrutów jest zbyt cenna dla Legionu. Najwyżej odpowie za to stanowiskiem. Zwrócił się do oddziału.
- Nic tu po nas żołnierze. Zrobiliśmy co mogliśmy, niech bogowie mają Laprio i Bestię w swojej opiece, oby przetrwali tą próbę. Zarządzam odwrót, ruszamy na miejsce zbiórki
 
Mike jest offline