- Puszczaj! - wrzasnął Magik na Cichego. Szybko przemieszczał się drogą którą przed chwilą podążali, ręka na kołnierzu mu w tym nie pomagała. To było szaleństwo, skulony Magik biegnący do enklawy, uciekające spod nóg kamyczki, łowcy wrzeszczący i strzelający do wszystkiego... Magik nawet nie próbował strzelać, zresztą musiałby przeładować.
Łasica nie żył, na pewno, Magik miał na twarzy jego krew, a w głowie miał rodzące się szaleństwo. Zwiewać przed sowietami, zwiewać do... do... Góry?
- Cichy kurwa! - wrzasnął chcąc przekrzyczeć kanonadę: - chyba nie zaprowadzimy Sowietów do Góry?! Będą leźć za nami, potem rozpierdolą wejście!
No tak, zwiewali do Enklawy, Sowieci szli za nimi, z tymi bestiami ich nie zgubią. Załatwili nas, nie ma co.
Ale mimo wątpliwości Magik nie przerywał ucieczki, byle dalej, byle wydostać się...