Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2022, 14:34   #11
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Srebrzysta tarcza księżyca nieśmiało wyglądała zza gęstych chmur, niczym atramentowa opończa zakrywających gwieździsty firmament. Jej blask padał na serce malutkiego leśnego zagajnika, gdzie para strudzonych wędrowców zasiadła przy gorejącym ognisku. Płonące polana delikatnie trzaskały, sypiąc miriadami drobniuteńkich iskierek, które niczym błędne ogniki niknęły pośród mroku za mrugnięciem powieki. Wokoło niósł się subtelny zapach listowia i podściółki, a także cicha melodia leśnego żywota, przez którą przebijał się wyraźnie jedwabisty męski głos i harmonijny brzęk lutni. Młoda dziewczyna o szkarłatnych włosach niczym zahipnotyzowana wpatrywała się w tańczące języki płomieni, opierając czule głowę na ramieniu smukłego elfa o delikatnej twarzy. W skupieniu przysłuchiwała się wykonywanej przez niego pieśni, czując, jak jej serce rozgrzewa mieszanina fascynacji i ekscytacji płynącej ze słów wybrzmiewających echem odległej historii i wymarłych cywilizacji.

… Milczały wrota aiudara
gdy Gwiezdny Kamień spadł
opustoszała cna Iadara
duch lasu Kyonin padł

nie łkajcie Sovyrianu dzieci
exodus był pisany wam
po erze cienia dom zaświeci
duch wróci, śmierci dając kłam…


Bard gładko zakończył pieśń, a jego towarzyszka powoli rozchyliła powieki.
— Thassilon, Koloran, Azlant, a poniekąd też Ninshabur… wspaniałe imperia sprzed mileniów tak brutalnie strzaskane… — westchnęła nieco sennym głosem. — Tyle wiedzy zaginionej bezpowrotnie. Pogrzebanej pod niezliczoną masą skał, popiołu bądź pośród najgłębszej toni Oceanu Arkadyjskiego… Napełnia mnie to w pewien sposób smutkiem… Na szczęście elfy przetrwały ten straszliwy kataklizm.
Poruszyła głową, patrząc z uwielbieniem na oblicze swego towarzysza.
— Jedynie Aroden raczy pamiętać, jak świat miał się przed Epoką Ciemności — stwierdził elf, odkładając na bok instrument i sprawdzając nabite na kije pieczyste opiekające się nad ogniskiem. — Lecz z tego co się zachowało, wynikałoby, że w żadnym z tych miejsc, może poza Azlantem, raczej nie chciałabyś zamieszkać. Zresztą, uczeni powiadają, że Upadek Ziemi tylko przypieczętował rozpad imperium Thassilonu, które miało chylić się ku zagładzie już od dłuższego czasu. Co dokładnie do tego doprowadziło i co stało się z potężnymi władcami run, czy też bogami, jak twierdzą plemiona Shaonti, ginie w pomroce dziejów. Niektórzy bardziej odważni, lub obłąkani profesorowie głoszą, że mityczne Xin-Shalast mogło ostać się do obecnego dnia…
— Doprawdy? Ależ cudownie byłoby odszukać antyczne miasto sprzed niemal dziesięciu mileniów! Tylko sobie wyobraź, co moglibyśmy tam znaleźć!
— Lepiej wstrzymaj wodze kochana. Perspektywa jest nader kusząca, ale to raczej nieugruntowane, wyssane z palca teorie paru szukających rozgłosu akademików. Na razie w Varisii nie znaleziono niczego poza garstką thassilońskich ruin w najlepszym razie będących w nader nędznym stanie. Chyba już gotowe.
Elf zdjął z ognia dwa małe pieczone króliki, lecz gdy chciał podać patyk towarzyszce, zauważył, że siedzi do niego plecami i osobliwie zamilkła.
— Hej! Jeśli kiedykolwiek natrafimy na jego ślad, to na pewno się tam razem udamy. Obiecuję! — rzekł polubownie.
Słysząc to, młódka odwróciła się gwałtownie i objęła go z całej siły.


Czas mijał i zabawa trwała w najlepsze, wielu mieszkańców zdążyło uraczyć się darmowym alkoholem, lecz nie wyglądało na to, żeby miała z tego powodu wybuchnąć jakaś awantura. W porze lunchu Sherwynn tak jak inni skorzystała z bezpłatnego poczęstunku, choć nawet nie zbliżyła się do najbardziej obleganego stoiska. Pozostał jej pewien niesmak po tym co zaszło między nią a głową rodu Kaijitsu. Do tego nie wiedziała co, mimo upływu kilku lat, mogła sądzić o tym rodzina mężczyzny. W zasadzie nie przypuszczała zbytnio, by sama Ameiko przesadnie przejęła się tym, jak bardka potraktowała temperamentnego członka jej rodziny. Tak czy inaczej, nie chciała mieć żadnego kontaktu z tym rodem. Mogła też obyć się bez potraw właścicielki „Rdzawego Smoka”.

Kiedy powoli zaczynało zmierzchać ojciec Zantus wziął się za przygotowania do konsekracji katedry. Bardka zerknęła spod długich rzęs na pobliskiego psiaka, który zdawał się równie znużony obchodami jak ona. Zwierzak jednak miał przywilej tego rodzaju, że nie dane było mu pojąć, o czym miał prawić kapłan. Zrządzeniem losu i jej tego oszczędzono. Zanim duchowny zaczął ceremonię, doszło do niebywałego zamieszania. Jak się wkrótce okazało, zainicjowanego przez bandę goblinów. Grupka szarozielonych szkodników o szpilkowatych zębach radośnie wtargnęła na plac, wymachując prymitywnym orężem i z czystego kaprysu, czy też bezrozumnej żądzy krwi, pozbawiała niewinnego czworonoga życia. Sherwynn skinęła głową szeryfowi, dając do zrozumienia, że przyjęła jego polecenie, po czym zaczęła sięgać po miecz. Przez moment przeszło jej przez myśl, że nad lokalnym świętem ciążyło jakieś ponure fatum. W każdym razie była gotowa zrobić to, za co jej zapłacono. Choć zabijanie goblinów nie było najchwalebniejszym z czynów. Jednak wiedziała, że każdy wielki bohater zaczynał podobnie. A bardka miała szczerą ochotę, by wreszcie zacząć pisać własną historię, miast dzielić się cudzymi.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 10-03-2022 o 17:29.
Alex Tyler jest offline