Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2022, 20:13   #14
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Pierwszy zareagował Mharcis. Być może to kwestia szkoleń dla Straży?
Mharcis zbliżył się do grupki goblinów. Coś w środku tchnęło go, żeby wyciągnął rękę przed siebie. Z wyciągniętej dłoni popłynął promień energii, trafiając w stwora, pędzącego do ojca Zantusa. Potwór wydawał się tego odczuć i biegł dalej.

Cade szybko ściągnął z pleców swój krótki łuk i założył strzałę na cięciwę, przymierzył i trafił lekko raniąc jednego z goblinów.

Verna w moment dobyła miecza i ruszyła w stronę goblina, który przed momentem podciął gardło psu. Zamachnęła się, a ostrze weszło gładko w bok zielonego, nie zabijając go jednak.

Sherwynn zainspirowała Vernę pokrzepiającym słowem, po czym dobywając swej spadony natarła na potwora, który stał dziewięć metrów dalej, dokładnie na wprost niej. Niewielki goblin nie miał najmniejszych szans w starciu z wprawnie dzierżonym ostrzem bardki. Dało się słyszeć tylko ponure mlaśnięcie, po czym brutalnie przepołowione ciało zielonoskórego zwaliło się na bruk.

Jeden goblin z okrzykiem natarł na Sherwynn i zamachnął się swoim dziwnym ostrzem, ale nie trafił bardki.
Goblin trafiony przez Mharcisa nie trfił w ojca Zantusa.

Argaen uznał, że najpierw należy zadbać o bezpieczeństwo kapłana. Przywołał magię, a potem posłał w dwa pełne magicznej energii pociski w kierunku goblina, który atakował ojca Zantusa. Goblin zatrzymał się w połowie kroku i padł bez życia. Trzeci pocisk trafił i zabił goblina, którego wcześniej ranił Cade.

Vall nie przepadał za przemocą, dlatego gdy sięgnął po różdżkę. Melodyjnym głosem złożył kilka słów będących inkantacją, a różdżką zakreślił symbol w powietrzu. Po chwili rzekł “dobranoc”, a gobliny zaczęły padać w miejscach w których stały.

Ojciec Zantus widząc, co się dzieje, szybko zeskoczył z podestu.
- Dziękuję za pomoc. A teraz szybko, poderżnijcie goblinom gardła, zanim się obudzą! - Wciąż był blady na twarzy, ale zdolność trzeźwego myślenia już mu wróciła.
- Może wziąć któregoś żywcem i przepytać? - zaproponował Argaen.
- Albo wszystkich. Trzeba też zobaczyć czy w innych częściach miasta nie potrzebują pomocy - powiedział Vall chowając różdżkę. Jego zwierzak natychmiast wdrapał mu się po nodze i ukrył w połach luźnej koszuli.
- Zgadzam się z wami. - Verna spojrzała na Argaena i Valla. - Można ich przepytać. Ale nie tego, który zabił niewinnego psa - rzuciła z wyraźną dezaprobatą w głosie, po czym podeszła i wraziła czubek miecza w szyję nieprzytomnego goblina odpowiedzialnego za śmierć czworonoga.
Krew za krew.
Młoda paladynka pomściła niewinne stworzenie. Ragathiel uczyniłby to samo, była tego pewna.
— Nie warto tracić czasu, to bez wątpienia nie jedyna grupa goblinów. Zaróbmy na swoje złoto — rzekła bardka patrząc beznamiętnie na przebijanego mieczem potwora, była wyraźnie entuzjastyczna i gotowa do działania.
- Jak nie to nie, dla mnie nawet lepiej. - Cade przebił rapierem trzeciego śpiącego goblina.
- Chodźmy poszukać jakichś żyjących skoro już ubrudziłem rapier.

Decyzja o sprawdzeniu innych miejsc została podjęta, jednak nim bohaterowie zdążyli się ruszyć, z południowo-wschodniej odnogi miasteczka przybiegli kolejni zieloni. Jeden z nich ochrypłym głosem wyśpiewywał dziwną, a wręcz pokracznie nie rytmiczną piosenkę w goblinim języku, z której jedyny znający ten dialekt Cade wychwycił coś o "goblinach gryzących i goblinach żujących ciała swoich wrogów". Zapewne miał to być utwór zagrzewający jego kompanów do walki. Ci natomiast nie mieli zamiaru wdawać się w bezpośrednie starcie, tym razem dzierżąc krótkie łuki załadowane do wystrzału, podczas gdy gobliński śpiewak skrył się za jednym z domostw wciąż paskudnie fałszując.

Vall pierwszy zauważył, że na plac wbiega kolejna grupa goblinów. Pożałował, że schował różdżkę. Złapał ją i powtórzył inkantację. Zagryzł zęby orientując się, że tym razem poszło dużo gorzej. Tym razem osunęły się tylko dwa gobliny. Nie chciał stać się żywym celem na strzelnicy dla goblinów. Odskoczył natychmiast w stronę jednego ze straganów, chyląc swoją głowę.

Argaen ponownie skorzystał z magii. Ognisty pocisk przeciął powietrze i trafił w goblina, ciężko go raniąc. Potem zaklinacz przesunął się, by znaleźć się jak najdalej od przeciwników.

Widząc, że dwaj jego pobratymcy padli jak stali, jeden z zielonych skrył się za pobliską chatą i wybiegł z drugiej jej strony, posyłając strzałę w stojącą w prostej linii od niego Sherwynn. Pocisk ugodził bardkę w brzuch, a zielony zachichotał, ciesząc się z udanego strzału.

Sherwynn odśpiewała krótką formułkę, która miała dodać jej sił, po czym cisnęła siarczystą obelgą w stronę goblina, który zadał jej tyle bólu. Następnie spróbowała zejść z linii strzału jego i paru jego towarzyszy.

Kolejny z zielonych przymierzył znad swoich śpiących towarzyszy i wypuścił strzałę, która trafiła stojącego niedaleko podium Mharcisa w lewą nogę nad kolanem. Strażnik syknął z bólu a goblin zarechotał wesoło i schował się za budynek.

Następny goblin wyskoczył zza budynku, chcąc go obejść i dostrzegł chowającego się za zasłoną Valla. Czarodziej jednak chował się przed zielonymi za wozem, przez co był całkiem odkryty na atak wroga, który zupełnie przypadkowo zaszedł go od tyłu. Goblin nie czekał, tylko od razu wypuścił strzałę, trafiając elfa w lewą rękę. Elf nie nawykły do bólu jęknął głośno.

Cade przemieścił się w bok i wystrzelił z łuku. Niestety spudłował.

Schowany za jedną ze ścian gobliński śpiewak przerwał nagle, wykrzyczał za to kilka słów w swoim języku w stronę Sherwynn, a ta… wybuchła gromkim śmiechem, jakby cała ta walka była niezmiernie dla niej śmieszna. Padła na kolana, nie mogąc przestać się śmiać!


Mharcis podbiegł w stronę nacierających goblinów, kulejąc z powodu rany. Mocno oberwał, i musiał jakoś sobie z tym poradzić. Ręka bezwiednie powędrowała do manierki z wodą. Nie zauważył nawet kiedy zdjął z niej korek, a moc popłynęła przez jego ciało, ożywiając ciecz, która momentalnie pokryła jego ciało, otaczając je cieniutką barierą magicznego szronu.

Ojciec Zantus widząc stan, w jakim znajduje się Sherwynn, zeskoczył z podestu i ruszył w jej kierunku.
- Pomogę ci, dziecko - rzucił do niej, choć bardka wciąż nie mogła przestać się śmiać.

Młoda paladynka ruszyła szybko w stronę zranionego przez goblina Valla i przykucnęła przy nim, chwytając za drzewiec strzały.
- Będzie trochę boleć - powiedziała, po czym jednym, energicznym szarpnięciem wydobyła pocisk i momentalnie przyłożyła do krwawiącej rany lewą dłoń. Wtem spod jej wnętrza wylała się ciepła, biała łuna światła, a Vall poczuł, jak ból z każdą chwilą maleje, aż w końcu rana całkowicie się zasklepiła.

Vall uśmiechnął się do dziewczyny i zdawało się nabrał nowych sił. Nie wiadomo czy kolejne działania wykonywał, żeby się popisać, czy faktycznie był aż tak dobry. Na pewno chciał, żeby inni myśleli, że jest aż tak dobry.

Tanecznym krokiem dotarł do goblina, który go zaskoczył. Wyprowadził poprzeczne cięcie, a goblin sprytnie odskoczył. Tymczasem łasica wskoczyła na jego kolano i zaczęła dzielnie się wspinać. Goblin tylko na moment spojrzał w dół na zwierzaka. Wtedy od góry miecz białowłosego elfa przebił jego szyję. Na twarzy Valla Raela pojawił się grymas obrzydzenia.

Naoliwiony miecz wysunął się z padającego ciała, a Vall kołysząc się na boki ruszył w stronę kolejnego łucznika.

Argaen ponownie sięgnął po magię, lecz tym razem srodze się zawiódł. Kolejny ognisty pocisk przeleciał obok goblina, będącego celem zaklinacza.

Chociaż goblin nie otrząsnął się po magicznej obeldze otrzymanej od Sherwynn, to i tak miał na tyle szczęścia, że wypuszczona przez niego strzała trafiła Mharcisa w brzuch, przebijając jego magiczną osłonę. Ból był tak wielki, że umysł czarownika postanowił odciąć go od niego, wrzucając prosto w ciemność. Strażnik miejski zachwiał się i padł na ziemię, nieprzytomny. Stojący nieopodal Cade widział, jak goblin aż podskakuje z radości, dumny ze swojego strzału, który najpewniej w jego mniemaniu zabił Mharcisa.

Pobratymiec gobasa, który pozbawił przytomności Mharcisa wyłonił się zza jego pleców, napiął cięciwę i wypuścił strzałę. Ta ze świstem przecięła powietrze i trafiła stojącego obok podium Cade’a w prawą nogę.

Cade mimo strzały wbitej w nogę podbiegł znowu parę metrów i wystrzelił z łuku w najbliższego goblina. Trafił kładąc wroga trupem.

Gobliński śpiewak uznał chyba, że obecność Valla tak blisko nie jest dla niego zbyt komfortowa, dlatego szybko przemieścił się za najbliższy budynek, jednocześnie wciąż mając oko na czarodzieja. Wypowiedział kilka słów w swoim języku i Valla ogarnęło poczucie beznadziei.

Czy tylko zdawało się paladynce, czy ta walka nie szła tak, jakby chcieli? Jeszcze przed chwilą Sherwynn chichotała, jakby opanował ją jakiś zły duch a Mharcis padł po otrzymaniu strzały w brzuch. Serce aż podskoczyło jej do gardła, gdy to ujrzała i czuła się strasznie bezsilna. Nie mogła iść do niego, by mu w jakikolwiek sposób pomóc, bo wykorzystała już wszelką moc leczenia, jaką mogła. Pozostało więc liczyć, że któryś z towarzyszy sprawdzi, co z Mharcisem.

Teraz już wiedziała, dlaczego Daviren Hosk prowadzący stajnie tak bardzo nienawidził goblinów. Te małe paskudy mogły uczynić naprawdę wiele szkody. Zaciskając zęby i przepełniona gniewem, Verna ruszyła z uniesionym mieczem w kierunku jednego ze śpiących zielonych. Tak, jak w przypadku poprzedniego, wraziła ostrze miecza w jego łeb, zabijając go na miejscu.

Ojciec Zantus rozejrzał się i widząc, co się stało z Mharcisem i że Sherwynn nagle przestała się śmiać i chyba wróciły jej wszystkie zmysły, szybko zadecydował.
- Wybacz, dziecko, zajmę się tobą za moment. - Spojrzał na kobietę. - Twój kompan potrzebuje szybkiej pomocy.
Po tych słowach podbiegł pochylony do Mharcisa i widząc, że strażnik miejski wciąż oddycha, sięgnął po uzdrawiającą moc Desny. Wydobył strzałę z brzucha młodego mężczyzny i przyłożył obie dłonie do rany, przekazując mu leczniczą energię. Chwilę później rana zasklepiła się, a czarownik odzyskał przytomność.
- Jeszcze nie czas na ciebie, chłopcze - rzucił Abstalar Zantus, uśmiechając się do niego.

Vall Rael poczuł się dziwnie. Goblin który przed chwilą stał obok niego wydał mu się silny. Przez moment elf pomyślał, że są zgubieni. Co mu zostało? Zaraz padnie twarzą w błoto ubity przez grupę zielonoskórych. Zerknął na towarzysz. Strażnik podnosił się po pomocy kapłana. Artystka też podnosiła się z ziemi.. Nogi zmiękły pod Vallem, ale zmusił się do kolejnych kroków. Szerokie rękawy koszuli załopotały i ukryty w nich sztylet wylądował w jego ręce. Dobiegł do ściany budynku i wyprowadził szybki cios sztyletem od dołu. Sam nie wiedział, czy poczuł, że trafia, czy to pisnięcie łasicy dało mu o tym znać. Potem bez chwili namysłu wyprowadził szerokie cięcie mieczem. Jednak tym razem broń odbiła się od belki na ścianie budynku. Na moment przyparł plecami do ściany i w stronę szlachcianki kiwnął głową. Miał nadzieję, że dziewczyna domyśli się, żeby spróbować obejść budynek z drugiej strony. Ulicznikowi wydało się to dobrym pomysłem. W końcu nie wiedział, że tam są kolejni dwaj łucznicy.

Tymczsem łucznik posłał na łopatki kolejnego członka Straży i zachichotał okropnie

Bardka po tym jak opanowała śmiech wstała i bez zbędnych ceregieli przebiła jednego ze śpiących zielonoskórych.

Ranny gobliński bard widząc, że na placu boju zostało tylko dwóch jego pobratymców, postanowił… zostawić ich na pastwę losu i wziąć nogi za pas..Vall zaklnął widząc jak przeciwnik ucieka mu sprzed nosa.

Verna ruszyła w miejsce, skąd padały strzały w stronę Cade’a i wcześniej Mharcisa. Dostrzegła tam dwóch goblinów, więc zaatakowała jednego z nich szybkim uderzeniem znad głowy. Ostrze weszło gładko w szyję stwora, zabijając go na miejscu.

Argaen obserwował plac boju, na którym jego drużyna mimo strat powoli zyskiwała przewagę. Aż wreszcie rzucił mu się w oczy uciekający goblin...
Zaklinacz przesunął się nieco, po czym po raz kolejny użył magii, a w stronę goblina, a był to ten, który podczas walki śpiewał straszliwie fałszując, pomknął ognisty pocisk, który trafił w pożal się Boże śpiewaka i wybawił świat od konieczności słuchania tych przeokropnych pieśni.

Mharcis podniósł się i ponownie zebrał w dłoni magiczną moc, którą cisnął w ostatniego stojącego na placu boju łucznika.

Ojciec Zantus dobiegł do Cade’a, po czym wyciągnął strzałę z jego rany a następnie przyłożył tam dłonie. Niziołek odzyskał przytomność, a jedna z ran niemal się zasklepiła.

Vall uśmiechnął się widząc, że uciekający przed nim goblin padł trafiony magią szlachcica. Odwrócił się i natarł na łucznika. Mharcis trafił go jakimś magicznym pociskiem, a Vall odnotował, że musi przestać niedoceniać Straży Miejskiej. Miał tylko nadzieję, że Cade nie skojarzy jak zasnął w porcie w czasie patrolu. Może siedem uśpionych goblinów nie wzbudzi jego podejrzeń…

Elf miał inne problemy. Uczucie beznadziei zniknęło jak ręką odjął. Teraz ruszył pewnym krokiem wprost na ostatniego łucznika. Zakręcił się jakby chciał wykonać piruet, uderzył z góry mieczem, a potem poprawił rękojeścią sztyletu. Goblin upadł do jego stóp a jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem paladynki, która zgodnie z jego sugestią obeszła budynek. Uśmiechał się jak głupek.

Dziewczyna była atrakcyjna. Pomagała mu z nieprzymuszonej woli. Wyjęła strzałę. Wyleczyła. A teraz stała tam niczym boginii wojny umazana goblińską krwią. Elf odruchowo napiął się. W końcu powalił goblina na jej oczach. A wcześniej jednego przebił na wylot, gdy stała tuż za nim. Musiała też myśleć o nim jako sprawnym wojowniku. Stał więc tam napięty niczym kogut, po czym cofnął się o krok.

- Ten jest ogłuszony, sprawdzę, czy inni mieli coś przy sobie - Vall Rael mówił zdecydowanie. I chyba obniżył głos o ton, albo i dwa. Zrobił kolejny krok w tył i odwrócił się. Będąc przekonanym, że Verna go nie widzi zwymiotował.

Potrzebował chwili samotności. Otarł usta i ruszył przeszukiwać zwłoki. Łuk i strzały mogły się przydać.

Vall nie miał problemu z krwią i zwłokami. Miał problem ze świadomością, że to on zabijał. Z drugiej strony gobliny mogły komuś zrobić krzywdę.

- Przesłuchajcie go i czym prędzej ruszamy w inne miejsca. Miasto nas potrzebuje. - Powiedział Vall chcąc bardziej dodać odwagi sobie niż towarzyszom.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline