Jak powiadali ci, co z niejednego pieca chleb jadali, wojna jest po to, by zbrojni mężowie łupy brać mogli.
Potyczki z goblinami wojną nazwać nie można było, ale jakieś łupy, co prawda skromne, wpadły w ręce zwycięzców. Do kieszeni Argaena trafiła mikstura lecząca i dwie złote monety, które miał zamiar wydać u Aimiko, gdy wraz z kompanami będzie świętować po zakończeniu udanego dnia.
Jak się okazało, ktoś otworzył bramę i wpuścił szarozielone kurduple do miasta. Argaen podzielał zdanie Verny - nie sądził, by było to czyjeś zaniedbanie, ale w tym momencie nie można było powiedzieć, kto chciał zakłócić przebieg tej jakże ważnej dla miasta uroczystości.
Okazało się również, że nie pora na świętowanie zwycięstwa, bowiem w mieście były jeszcze inne gobliny, a spotkanie z nimi nie dla wszystkich mogło się skończyć dobrze, o czym przekonali się na własne oczy.
Chwilę później natknęli się na kolejną grupę goblinów, które za cel obrały jakiegoś szlachcica, który z pewnością nie był mieszkańcem Sandpoint.
Jegomość dzielnie stawiał czoła napastnikom, ale widać było, że bez wsparcia jego życie wnet się skończy.
Sherwynn jako pierwsza ruszyła z pomocą, a pozostali nie pozostali z tyłu.
Gobliny starały się jak mogły, ale nie wyglądało na to, by miały szanse stawić opór magii i stali.