Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2022, 12:28   #17
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Oppenheimer przygotowując się do kolacji poszedł nad strumyk. Zawinął rękawy koszuli pod łokcie a potem z namaszczeniem obmył twarz z kurzu. Zwilżył i przeczesał włosy do tyłu a potem wrócił do ogniska, przynosząc po drodze trochę chrustu i wysuszonych roślin.
Usiadł na złożonej kurtce, ściągnął z piersi skrzyżowane pasy wypchane nożami a potem z dystynkcją włożył pod kołnierz koszuli chustę, która miała mu służyć za serwetę. Nawet w dziczy nie zamierzał rezygnować z dobrych manier.
W ciszy przysłuchiwał się rozmowom. Gato w swoim nieokrzesaniu, wzbudzał w nim odrazę, chyba nawet większą niż czerwonoskóry. Tamten przynajmniej milczał.
- Co myślicie o planie herr McCoya? – zapytał w końcu, bo nie interesowało go co kucharzyna ma do powiedzenia na temat swojej fasoli. Choć Oppenheimer mówił półszeptem jego głos wybił się ponad dźwięk trzaskających w górę płomieni.

- Z pewnością jest lepszy niż fasolka na ciepło - rzuciła ironicznie patrząc na Gato, który gotował kawę - Jednak planem za bardzo tego bym nie nazwała, a jedynie jego zarys. Żadnych szczegółów, o te musimy zadbać sami.
- Ktoś z was robił już pociąg? - zapytał James moszcząc się wygodniej i czekając na kawę.
- Ja tylko dyliżans - Powiedziała Melody szczerząc ząbki.
- W tej materii nie mam doświadczenia - powiedział John.
- Zdziwiłabym się, jakbyś miał - Zachichotała dziewczyna, przygotowując sobie posłanie do spania.
- Jakieś pościgi się trafiały, ale nie na pociąg… i nie na taką gotówkę - odpowiedziała Dixon rozkładając koc na ziemii.
Arthur tylko pokręcił głową nie wdając w żadne zbędne szczegóły.
- Nie, pociągu jeszcze nie - Powiedział Gato, i zarechotał - Sami porządni obywatele?
- Też nie - rzucił Wesa gdzieś z obrzeży grupy, gdzie przeglądał i poprawiał strzały w kołczanie.
- Mamy teraz czas i warunki, by wymienić się pomysłami i wybrać jakiś - powiedział John.

W tym czasie Gato w końcu zagotował kawę, po czym nalał jej sobie do kubka.
- Na planowanie, jak to zrobić, jest w cholerę czasu… a jeśli się nie mylę, Arthur w sumie pytał, co sądzimy ogólnie o planie McCoy'a… no chyba, że już serio planujemy szczegóły, i tamten temat już zamknięty? I przy okazji, kawa jest z moich zapasów, nie od naszego "szefa". Więc jeśli ktoś chciałby się poczęstować, oczekuję coś za coś. Mała wymiana towaru, jakaś drobnica, lub coś podobnego… do przyjaciół nam jeszcze daleko - Gato wyszczerzył zęby i usiadł ponownie na swoim miejscu.

Gato jednak nie był takim półgłówkiem na jakiego wyglądał, stwierdził Oppenheimer.
- Dobrze. W takim razie ja zacznę. To co za chwilę powiem, mogłoby się naszemu pryncypałowi nie spodobać, więc zanim przejdę do sedna muszę złożyć pewną deklarację. Jeśli znajduje się wśród nas szpicel, oczy i uszy herr McCoya to musi wiedzieć, że jego pracodawca, na mój temat nie wie prawie nic. Nie wie, że jestem bardzo cierpliwy i długo pamiętam urazy. Zdrajca może próbować się przed mną ukrywać, ale to nie jego będę tropił. Konsekwencje poniesie rodzina. Cała. Trzy pokolenia wstecz, każdy stopień pokrewieństwa. Chcę, żeby była jasność w tym temacie zanim wybierze strony. To nie jest czcza groźba ani przechwałki, tylko obietnica.
Podłożył drwa do ognia wzniecając płomienie, cienie tańczyły na okrutnej twarzy.
- A teraz do sedna. Po tym co zobaczyłem do tej pory nigdy nie uwierzę, że ktoś taki jak McCoy wybrałby do tej roboty osobę, której mylą się nawet kierunki. Bez urazy frau Gregory, ale taka jest niestety brutalna prawda. Wykonałem dla McCoya jedno zadanie, podobnie jak Melody. Zakładam więc, że z wami jest podobnie. To mi każe przypuszczać, że jesteśmy niestety grupą dla odwrócenia uwagi, przeznaczoną do odstrzału a prawdziwy napad został zlecony bardziej zaufanej i doświadczonej ekipie. To tylko moja teoria i mogę się mylić, natomiast wiele rzeczy mi się nie zgadza i trochę mnie to niepokoi.

Melody zamrugała oczkami i spojrzała zdziwiona na Oppenheimera.
- Nie można się pomylić? Nie mam kompasu w głowie - Pisnęła.
- Nie chodzi tylko o ciebie frau – odpowiedział Oppenheimer - Dwa dolary na drogę, garstka amunicji, trzy laski dynamitu, wyżebrane przez Gato. McCoy nawet się nie próbuje dbać o pozory. Albo rzeczywiście jest ignorantem, któremu w życiu dopisało wyjątkowe szczęście. Sami oceńcie.
- Ignorantem z pewnością nie jest - powiedział John. - Ma łeb na karku, inaczej nie miałby takiego majątku. No i potrafi dobierać sobie ludzi. Chociaż nie zawsze - dodał z uśmieszkiem.
- Uważasz, że powinniśmy odpuścić? - Spojrzał na Arthura.
- Nie. Napadniemy na ten pociąg – w źrenicy Oppenheimera odbijał się pomarańczowy płomień – Mam swoje rachunki do wyrównania. Ale zrobimy to na naszych warunkach.
- W tym miejscu, gdzie proponował McCoy, czy całkiem gdzie indziej? - Spytał zaciekawiony Gato, popijając sobie kawkę.
- Nie wiem – odpowiedział szczerze Aryjczyk – Na początek ustalmy czy w pociągu znajdują się ludzie McCoya. Jak już będziemy w Dallas sprawdzajcie listy gończe, zapamiętujcie twarze. Mamy jeszcze czas wszystko przemyśleć. Na razie miejcie na uwadze to co powiedziałem.
Spojrzał na Melody.
- Możliwe, ze przed chwilą zabrzmiałem nieco grubiańsko panienko, ale wierzę, że stać cię na więcej niż bycie przynętą. Nie żyw urazy.
- Nie jestem przynętą… - Burknęła dziewczyna ze skwaszoną minką, wysilając się jednak na uśmiech.

- Ludzie McCoy'a w pociągu? Wątpię… - Powiedział Gato - McCoy to gracz. My jego pionki. I dlatego my, a nie jego ludzie, żeby nie było z nim żadnego powiązania, żadnych śladów. A i jednocześnie to człek interesu. Dał nam kość, a my mamy się nią zająć. I oszczędza na środkach… w końcu inaczej byśmy wszystko dostali na srebrnej tacy? - Gato znowu się w denerwujący sposób zarechotał - Ale ja tam z takim czymś mogę żyć…
 
Arthur Fleck jest offline