Rozmowa z uratowanym szlachciem wyglądała dokładnie tak samo jak większość spotkań Petara z przedstawicielami tego stanu. Dla mężczyzny, któremu przed chwilą uratowali życie, był w zasadzie niewidzialny. Mharcis z reguły cieszył się z tego. Rzadko kiedy przychodziło coś dobrego z zainteresowania wśród możnych. Co prawda tym razem zaskarbili sobie jego wdzięczność, a przynajmniej powinni, ale większość zasług przypadła w udziale kobietom w oddziale. Aldern Foxglove jak typowy przedstawiciel szlachty myślał za pomocą dwóch sakiewek, tej w której trzymał złoto i tej, w której trzymał klejnoty rodowe. Mharcis uśmiechnął się gorzko pod nosem i grzecznie przyjął zaproszenie. Pewnie uratowany mężczyzna nie zauważyłbny jego nieobecności, ale gdyby jednak było inaczej to mógłby potraktować to jako zniewagę, a to mogłoby mocno utrudnić życie strażnika miejskiego.
***
Po rozdzieleniu się z grupą, Mharcis nie udał się prosto do domu. Udał się jeszcze do garnizonu, żeby zorientować się co z jego ojcem, który również służył w straży i mimo, że miał tego dnia wolne od służby to młodszy z Petarów nie wątpił, że Peter będzie własnie tam, starając się być jak najbardziej użyteczny. Spotkał go niemal od razu, a na twarzy starszego mężczyzny od razu pojawił się szeroki uśmiech.
-Jesteś! Chwała bogom! - zawołał na widok syna - Słyszałem już, żeś żywy i podobno nawet nieźle się sprawiłeś chłopcze! Chociaż... część z tego co mi mówiono brzmiało jak bajki. - spojrzał Mharcisowi w oczy -Podobnoś walczył nie włócznią a magicznymi prmieniami z łap, w dodatku w jakimś lodowym pancerzu. Prawda to? - pytał z niedowierzaniem.
-Też się cieszę, że nic Ci nie jest tato...- młodzieniec nie chciał w tym momencie poruszać z ojcem kwestii jego nowo nabytych zdolności -Wiesz jak to jest z opowieściami po walce. Jutro będą opowiadać, że jednym ruchem ręki położyłem cały oddział goblinów. Ha! To by dopiero było! - wykpił się ze szczerej odpowiedzi, ale czuł się źle oszukując staruszka -Faktycznie jest parę sztuczek, których się ostatnio nauczyłem, ale opowiem Ci o nich w domu. Nic nadzwyczajnego. - uspokoił ojca i odwlekł wyjaśnienia w czasie -Mam jeszcze coś do załatwienia, więc pewnie wrócę późno. Nie czekaj na mnie.
Peter Petar przez chwilę patrzył z powagą na syna, ale momentalnie poweselał. Ufał swojemu chłopcu i nie zamierzał zmuszać go teraz do rozmowy.
-Czyżby chodziło o jakąś uratowaną dziewoję? Może w końcu doczekam się wnuka co? - zażartował, chociaż sam przed sobą musiał przyznać, że więcej było w tym nadzieii niż humoru.
-Jesteś niemożliwy. - Mharcis pokręcił głową - Biegnę bo muszę zajrzeć do domu i założyć coś czystego. Pogadamy jutro. - Odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku, nie wiedząc, że właśnie podsycił ojcowskie nadzieje.
***
W domu pozbył się pancerza i wyszorował się z krwi i potu. Pewnie nie starałby się aż tak, gdyby wychodził swiętować z kolegami z garnizonu, ale przecież miał przebywać wśród szlachty. Nie chciał wysłuchiwać później nieprzyjemnych komentarzy. Wychodząc z domu, pod wpływem impulus, chwycił jeszcze włócznię i tarczę. Nikt nie powiedział przecież, że pozbyli się wszystkich goblinów z miasta.