18-03-2022, 23:59
|
#22 |
| Wesa niejedno miasto czy osadę widział, ale w żadnej jeszcze nie poczuł się komfortowo. Były inne, nienaturalne, zbyt tłoczne i klaustrofobiczne. Czuł się w nich jak w klatce, labiryncie czy też innej pułapce, z której jak najprędsza ucieczka była wskazana. Nie pomagał też fakt, że Czirokez wśród białych zawsze był na świeczniku, w centrum uwagi. I to takiej, która mogła skończyć się uszczerbkami na zdrowiu. Nie, Wesa nie lubił amerykańskich miast, zawsze starał się spędzać w nich jak najmniej czasu i było mu całkiem na rękę, że pociąg miał odjeżdżać wcześniej, niż później. To, że mieli jechać w wagonie towarowym nie wadziło Wesie aż tak bardzo, jak sam fakt jazdy pociągiem. Świdrowało go nieco w żołądku na samą myśl, ale cóż poradzić. Może klaustrofobiczna przestrzeń sprawi, że się pozabijają i nie będzie musiał za długo znosić podróży wątpliwym cudem techniki.
Samo Dallas było takie, jak się spodziewał. Tłoczno i klaustrofobicznie, a do tego gapiący się na niego ludzie. Nic nowego, ale mimo wszystko... O ile dzień zaczął z dobrym humorem, o wiele lepszym po kąpieli w strumieniu, tak im bliżej teksańskiego miasta, tym grymas na jego twarzy się pogłębiał. Nie zwierzał się towarzyszom podróży, ale przed samym Dallas zwolnił i wypadł ze szpicy. Jakby chciał wmieszać się w ich gromadkę i stać się niewidocznym. A może po prostu wiedział, że w kupie siła? Jakby nie było, przynajmniej nikt niczym w niego nie rzucał, co już było na plus.
Konia odstawił do wagonu, nie wdając się za bardzo w rozmowy. Wesa rozglądał się niby nonszalancko po okolicy, ale tak naprawdę miał baczenie, czy aby któryś z przechodniów nie chciał wyrwać się z elokwentną przemową pod jakże oryginalnym hasłem "won do rezerwatu, czerwonoskóry dzikusie". Wiele takich przemów słyszał, jedne gorsze od drugich. Bez wątpienia jego faworytem było napompowane hipokryzją i ironią "to nasza ziemia, spierdalaj", które zręcznie potwierdzało kolonizacyjną kulturę. Wesa przemknął więc ulicami do najbliższego sklepu, wdzięczny że przynajmniej jego pieniądze były dla białych dobre, zaopatrzył się w naboje i lasso (swoje gdzieś posiał nie wiadomo kiedy), wrócił do wagonu i zamelinował się w kącie.
Nie miał ochoty znosić natrętnych spojrzeń.
|
| |