Głośne stukotanie, jazgot maszyny sunącej po torach a nawet parskanie i obrzydliwe, uwłaczające każdej istocie rozumnej i nierozumnej odgłosy wypróżniania koni okazały się dla Oppenheimera wybawieniem. W tym hałasie nie słyszał własnych myśli, więc krzyk dziewczyny niknął w kakofonii innych męczących dźwięków. Ostatecznie nie pokonał go własny schorowany umysł, lecz pusty żołądek. Gdyby mężczyzna nie siedział w kącie oparty o jedną ze ścian przedziału, słaniałby się z głodu na nogach. Wyciągnął torbę, gdzie trzymał prowiant. Wtedy dostrzegł to co zakupił w saloonie a o czym zapomniał. Dwie flaszki parszywego, łatwopalnego whisky zostawił w spokoju, ponieważ nie były przeznaczone do degustacji,, wyciągnął jednak sześć butelek wina. Chwycił po trzy butelki w jedną dłoń i podszedł do Melody.
- Rozdziel je uczciwie na pozostałych frau. To może być nasza ostatnia wieczerza, zasłużyliście na odrobinę wytchnienia i zabawy.
Oddał dziewczynie butelki i wrócił na swoje miejsce, by pożywić się swoimi zapasami a potem spróbować się choć trochę zdrzemnąć.