Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2022, 12:25   #11
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 03 - 2520.04.19; bct (4/8); południe

Miejsce: Ostland; Lenkster; okolice Lenkster; las
Czas: 2520.03.19; Backertag (4/8); południe
Warunki: na zewnątrz: jasno, pada grad, d.si.wiatr, b.zimno (-10)



Wszyscy






https://cdn.pixabay.com/photo/2013/0...41_960_720.jpg


Pogoda dzisiaj zdecydowanie nie sprzyjała podróżnikom. O ile wczoraj, w dzień handlowy, była ładna, słoneczna pogoda to dziś od rana było pochmurno, potem zaczęła padać monotonna mżawka a ostatecznie przeszła w padający grad. Jednak rano każda z podróżniczek wraz z towarzyszami jaka zdecydowała się dołączyć do dwóch przedstawicielek hrabiego i tutejszej przewodniczki była gdzie indziej. Jak zaczęło mżyć to były jeszcze na Podgrodziu rozmawiając w “Zającu” i szykując się do drogi. Podobnie jak droga z zawalonych błotem ulic przez las który zaczynał się zaraz za pasem pól otaczających zamkowe wzgórze. A jak prawie dojechali tam gdzie wozem dało się zajechać to zaczął padać grad. Zdecydowanie więc dzisiaj pogoda była kapryśna i nie rozpieszczała tych co byli wystawieni na jej aurę.

Jeszcze w Lenkster i w ciepłej, suchej przystani gdy rozmawiały przy wspólnym stole zastanawiano się co i kogo zabrać. Uwagi Grety wysłanniczki przyjęły z zastanowieniem i doszły do wniosku, że to powinno być do zrobienia. Ale ucieszyły się, że każda z zaproszonych kobiet postanowiła dołączyć do tej małej, karnej ekspedycji przeciw goblinom. Koniec końców umówiły się, że spotkają się ponownie przez “Zającem” za jeden dzwon. Tyle powinno wystarczyć aby zebrać potrzebnych towarzyszy i ekwipunek. I rzeczywiście starczyło. Przed gospodą okazało się, że Inez, Petra i Olga przyjechały wozem. Zdecydowały się go zabrać chociaż Olga uprzedzała, że wozem nie da się dojechać do samej jaskini. Ale i tak powinno być lżej jechać wozem niż iść na piechotę. Nawet jeśli prędkość byłaby podobna to pod wozem się nie mokło bo miał rozpiętą płachtę no i nie trzeba było osobiście przedzierać się przez to błoto pod nogami oraz mżawkę jaka padała na wszystko i wszystkich. Łucznikom zaś pozwalała ta płachta zachować suche cięciwy które gry namokły czyniły broń mało użyteczną.

Więc jechali tą furmanką jaka kolebała się, podskakiwała, chwiała i skrzypiała przez całą drogę. Na przemian powoli wspinała się to opadała na tych pagórkach pogórza. Jechali leśną drogą. Czyli pasem błotnistej przesieki na jakiej co jakiś czas leżały ułamane gałęzie po jakich przejeżdżali lub omijali. No ale przynajmniej było w miarę sucho. Pod płachtą było jeszcze ciemniej niż na dnie mrocznej puszczy. Jedynie ktoś kto miał pecha lub farta siedzieć na koźle to miał jaśniej chociaż wówczas było się wystawionym na tą mżawkę a potem grad.

Przez ten dzwon czy dwa powolnej, chybotliwej jazdy byli niejako skazani na siebie i swoje towarzystwo. Siedząc obok siebie lub naprzeciwko było aż nadto czasu aby się sobie przyjrzeć czy pogadać.

- Kupiłyśmy ten wóz na ciężkie rzeczy potrzebne w Bastonie. Chociaż większość zapakujemy na muły. Więc raczej trudno liczyć na taką podwózkę. - Inez obwieściła pozostałym skąd mają tą furmankę i jakie jest jej docelowe przeznaczenie.

- I tak do końca nie wiemy czy da się wozem przejechać do samego Bastionu. Najwyżej go gdzieś zostawimy jeśli nie. Dlatego stawiamy na muły, one wejdą wszędzie tam gdzie i my. - dodała Petra potwierdzając słowa swojej partnerki. Chyba chciały dać znać, że raczej nie zanosi się, że w podobnych warunkach da się dotrzeć do górskiej twierdzy.

- Jeśli dacie radę to polecam zaopatrzyć się w wierzchowce. Z siodła zdecydowanie łatwiej się podróżuje. - młoda uczona doradziła pozostałym chociaż ostrożnym tonem zdając sobie sprawę, że wierzchowce to nie taka tania sprawa aby stać było każdego.

Jadąc tyle czasu wozem każdy miał też aż nadto okazji aby się skupić na sobie i swoich rozmyślaniach. Tak właśnie Greta mogła wspomnieć wczorajszą końcówkę rozmowy z dwiema wysłanniczkami górskiego arystokraty.

- To nie nazywasz się Greta z Walbeck? Taka ubrana jak do lasu, z warkoczem, łukiem i tak dalej? - Petra zrobiła zdumioną minę jakby wcale nie stała naprzeciwko kobiety z warkoczem i łukiem jaka przedstawiła się przedwczoraj jako Greta właśnie. - To dobrze! Bo właśnie jej szukają. - roześmiała się fioletowowłosa wysłanniczka jakby jej ulżyło, że to nie ona jest tym poszukiwanym zbiegiem.

- To może lepiej jakbyś jako Greta nie była z Walbeck. Albo nie Greta tylko jakoś inaczej. Można by łatwiej wytłumaczyć pomyłkę ze zbieżnością nazw. - dodała Inez też uśmiechając się delikatnym i stonowanym uśmiechem. Chociaż widząc, że rozmówczyni nie ma ochoty ciągnąć tej rozmowy i woli się urwać to nie zastrzymywały jej. To było wczoraj, w słoneczny dzień na tutejszym targowisku. Zaś dzisiaj, w ten mżysty poranek jak się spotkały w “Zającu” nie wspomniały nawet słowem o wczorajszym spotkaniu czy świeżo ściętych włosach łuczniczki.

Melissa zaś miała w pamięci rozmowę z Herr Nachtem jaki ją wczoraj odwiedził. Właściwie nie zajął jej zbyt wiele czasu. Chwilę jej się przypatrywał enigmatycznym spojrzeniem gdy usłyszał jej odpowiedź po czym skinął powoli głową. Nawet jakby się uśmiechnął półgębkiem.

- Fakty są następujące. - zaczął ją wprowadzać w najważniejsze detale sprawy. W zeszłe lato w Wolfenburgu który wcale nie był tak blisko tych okolic za to był stolicą Ostlandu, ratusz pospołu z możnymi i ważnymi mieszkańcami miasta zwerbował aanturników do odnalezienia Bastionu. Jesienią dotarli tutaj. Po czym ruszyli w góry. I więcej ich nie widziano. W górach spotkali się z jego poprzedniczką na tym stanowisku czyli śledczą Deacher. Jaka z kolei ścigała złodziei tutejszych nagrobków. Obie grupki połączyły się i dotarły do Bastionu. I tam poniosły śmierć.

- Nie miałem okazji poznać osobiście ani śledczej Deacher ani jej ludzi. Tych najemników też nie. Ale Doreen i jej zespół mieli opinię fachowców i cieszyli się bardzo solidną opinią. Więc w mojej opinii już nie byle co musiało tam się stać aby zginęła cała grupa. I jeszcze ci najemnicy z Wolfenburga. - powiedział dając znać, że choćby z tego względu sprawa wydaje mu się podejrzana. W końcu nie chodziło o śmierć samej śledczej tylko jakieś tuzin czy dwa osób.

Z tych obu połączonych w jedną grup ocalała jedna osoba. Rudowłosa zielarka imieniem Jana. Dotarła wczesną zimą do dwóch pustelniczek Sigmara jakie mieszkały w jednym z opuszczonych, górskich fortów. Tam przekazała im list, majaczyła trochę z osłabienia i mrozu aż w końcu zmarła. Zniknął więc ostatni świadek wydarzeń w Bastionie. Stąd nikt w Lenkster nie wiedział co tam się dokładnie stało pod koniec ostatniej jesieni. Wiosną Ilsa, jedna z owych pustelniczek, ruszyła w drogę i dotarła tutaj przynosząc list. Ten jednak był zamoczony i słabo czytelny. Zawierał niepokojące fragmenty o walce z chodzącymi trupami. Ale zbyt niewyraźne by było wiadomo co tam się właściwie stało.

- Ilsa opuściła już zamek i wróciła w góry. Razem z Gretchen mieszkają w jednym ze starych fortów. Jadąc do Bastionu będziecie przejeżdżać obok tych ruin a może nawet tam nocować. Więc będziesz miała okazję sama z nimi porozmawiać. - Nacht zakończył wprowadzenie do sprawy z jaką przyszedł. I wyglądało na to, że wiele tych wątków prowadzi do Bastionu tak czy inaczej. Dodał, że oczywiście rozmawiał na ten temat z trójką wysłanników markgrafa jacy wiosną przybyli do Lenkster. I ci bardzo chętnie z nim rozmawiali, zdawali się nie mieć nic do ukrycia ale… Ale jednak śledczy miał tylko ich słowo. I wolał aby ktoś je zweryfikował na miejscu. Oczywiście obiecał dosłać potrzebne zezwolenia i listę członków grupy Deacher jaką udało mu się ustalić czyli zapewne listę ciał jaka powinna być gdzieś tam w Bastionie.

- Gdybyś czegoś potrzebowała przyjdź do mojego biura. Biuro śledczego. Na zamku. Rozkażę aby cię wpuszczali. - powiedział podchodząc do wieszaka i biorąc swój kapelusz. Po czym skłonił się jej i wyszedł. No a dzisiaj kolebała się na tym chwiejnym wozie jadąc przez mroczny las moczony mżawką obok swoich sąsiadów i sąsiadek jacy jechali razem z nią.


---


- To tutaj. Tutaj możemy się zatrzymać. - powiedziała w końcu Olga gdy ostatnio coraz częściej wyglądała spod płachty na okolicę. Która dla pozostałych niezbyt się zmieniała. I ten kawałek błotnistej przesieki pod mokrym baldachimem lasu wyglądał tak samo jak te jakie mijali odkąd się w niego zanurzyli kilka pacierzy temu.

- Aha, to tutaj jest to miejsce na orgię? Trochę tu mokro. I wietrznie. Ale chyba damy radę nie? - Petra wysunęła głowę na zewnątrz tuż obok treserki psów rozglądając się tak samo jak ona.

- Orgię? - panna Zegler zamrugała oczami zaskoczona na fioletowłosą. Potem odwróciła się w stronę reszty podróżników siedzących wciąż na pace wozu.

- No tak, orgię. Dyskretne miejsce gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał, interesujące towarzystwo, wino, kobiety, śpiew, Inez całkiem ładnie śpiewa jakby co. - Petra spojrzała na Olgę jakby to wszystko było oczywiste tak bardzo, że nawet nie trzeba było o tym mówić. Melissa już zdążyła się zorientować, że Petra mimo wszystko żartuje. Chociaż zaskoczona traperka chyba wciąż się jeszcze nie poznała na tym.

- Ee… Ale… No bo ta jaskinia… I gobliny… - wydukała w końcu speszona Zielger pokazując gdzieś na płachtę jaka chroniła ich wcześniej przed mżawką a teraz przed gradem. Tam pewnie miała być ta jaskinia chociaż na razie widać było tylko zasypywany gradem las.

- Ah no tak! Masz rację Olga. Zapomniałam zabrać jakieś dobre wino. A co to za orgia bez jakiegoś dobrego wina prawda? No dobrze, to chodźmy pozabijać parę goblinów a na jakieś orgie to się najwyżej umówimy kiedy indziej. Tu i tak jest zbyt mokro i wietrznie. - Petra westchnęła teatralnie i po ojcowsku położyła dłoń Oldze na ramieniu jakby oddawała jej słuszność. Mimo pozornie poważnego tonu do Davadrel też dotarło, że rapierzystka sobie pozwoliła na mały żarcik dla rozładowania atmosfery. A i Olga chyba się w końcu połapała bo nawet zaśmiała się czy to z ulgi czy rozbawienia.

- Nie zwracajcie na nią uwagi. Ona co chwilę odstawia takie głupoty i za dużo pytluje językiem. - powiedziała Inez przepraszającym tonem jakby chciała właśnie przeprosić za zachowanie koleżanki.

- No dobrze wesoła brygado. Czas się potaplać w błocie. Kto nie lubi łazić po ciemnych dziurach albo ma zbyt wrażliwy nosek to lepiej niech zostanie przy wozie. - oznajmiła Petra zeskakując z wozu w błoto obsypane białymi kulkami. Potem zapytała Olgi jak daleko jeszcze do tej jaskini. Niezbyt. W jeden, może dwa pacierze* powinni dotrzeć. Ale trzeba iść na przełaj przez las i tam już nie da się podjechać wozem. Czas było naszykować się do ostatniego etapu tej wyprawy.




https://dinoanimals.pl/wp-content/up...-irlandzki.jpg


Olga była jedną z tych jacy mieli najmniej bagażu. Zapięła dokładniej swój płaszcz, nałożyła kaptur i w dłoni używała myśliwskiej rohatyny. Pogłaskała po głowie swojego Bruno. Wielki pies w kłębie sięgał do pasa dorosłej osobie. Wydawał się mieć przyjazne usposobienie. Ale był jedną z tych wielkich ras psów wyhodowanych do polowań i walki z niedźwiedziami, wilkami, odyńcami i innymi bestiami. Przez większość drogi leżał na dnie wozu zachowując się dość biernie. Od czasu do czasu podnosił jednak łeb gdy słyszał coś co niekoniecznie słyszały dwunogi. A wiatr zerwał się dość silny bez trudu szarpał ubraniami, płachtą czy nawet całkiem grubymi gałęziami. Póki jechali wozem i płachta chroniła ich chociaż trochę to nie było tak źle. Jednak gdy wysiedli to odczuli ten wiatr znacznie mocniej. Teraz Bruno biegał wesoło dookoła wozu węsząc i nasłuchując. Ale nie szczekał. Ani razu nie szczeknął ani dzisiaj ani nawet poprzednio gdy go widziano ze swoją właścicielką.

Inez też nie miała wiele do zabrania. Zapięła swój płaszcz jaki jednak był obszyty futrem na przy kapturze i wyglądał na solidny i nie taki tani. W dłoni dzierżyła solidny kostur ozdobiony na zwieńczeniu czaszką jakiegoś ptaka. U pasa miała jeszcze długi nóż a przez ramię przewiesiła torbę jaką skryła pod płaszczem. Wciąż jednak nie wyglądała na wojowniczkę. Raczej na jakąś zielarkę czy kogoś takiego. Chociaż zaskakująco dobrze ubraną.

Petra również okryła się płaszczem. Głowę obwiązała ciemną chustą przez co trochę wyglądała jak klasyczne wyobrażenie kogoś z pirackiej załogi. Drugą chustę miała przewiązaną na szyi jak apaszkę. Zarzuciła na głowę kaptur a w dłoń wzięła kuszę. Ta broń była znacznie bardziej odporna na wilgoć, bardziej niż cięciwy łuków i proch w broni palnej. Można też było trzymać ją napiętą i gotową do strzału przez dłuższy czas. Chociaż przeładowanie zajmowało znacznie więcej czasu niż łuku. Do pasa umocowała sobie zasobnik z bełtami a przez ramię przewiesiła zwój liny. Po drodze zawiązała do niej kotwicę zrobioną z wygiętego pręta. Wyglądała dość prymitywnie ale chyba powinna zadziałać jak trzeba. No ale mieli tylko jedną taką linę z kotwicą. Na wozie były jeszcze trzy zwoje lin i dwie lampy z przesłonami o jakie prosiła Greta. Trzeba było obdzielić ten dodatkowy ekwipunek między tych co mieli zamiar udać się do jaskini. Gdy wszyscy się już przepakowali z tym co mieli można było zostawić wóz za sobą i udać się za przewodniczką w trzewia mrocznej i zasypywanej gradem puszczy.

---

*pacierze i dzwony - w moich sesjach młotka pacierz to czas potrzebny na odmówienie psalmu czy podobnej modlitwy czyli około 15 minut. Dzwon to czas od jednego do drugiego bicia w dzwony czyli 1 godzina. Przykładowo 1-2 pacierze to ok 15-30 min, 1-2 dzwony to ok 1-2 godziny.


---



Olga miała całkiem dobre wyczucie i znajomość okolicy. Bo szli za nią przez ten grad i błoto gdzieś tyle co mówiła. A tak się złożyło, że z całej grupki tylko ona była miejscowa. No i tylko ona wiedziała gdzie jest ta jaskinia. Ją samą poprzedzał Bruno a jego zachowanie treserka czytała jak uczony swoje księgi. W pewnym momencie przewodniczka zaczęła zatrzymywać się coraz częściej obserwując co się dzieje przed nią. W końcu schowana za jakimś pniem mokrego drzewa odwróciła się do reszty, położyła palec na ustach i przywołała ich gestem do siebie. Gdy się już zgrupowali przy niej pokazała dłonią przed siebie. Tam widać było stok kolejnego wzgórza. Bliźniaczo podobny do tych po jakich szli lub jechali wozem do tej pory. Stok porośnięty lasem, trawą, krzakami. Nic czego nie widzieliby w tym lesie do tej pory. Tu jednak rzucała się w oczy świeża szrama zdartej ziemii i jakiegoś osuwiska. Jakby zeszła tędy lawina czy coś takiego. I w pewnym miejscu widać było plamę czerni zdradzającą jakiś otwór.

~ To tam. Wczoraj podeszłam do tej dziury i tam widziałam te goblińskie ślady. W środku, na tyle co światła starczało. ~ wyjaśniła szeptem Olga, że wczoraj dotarła właśnie mniej więcej tutaj. Położyła dłoń na łbie Bruno. Pies był czujny. Węszył i stawiał uszy. Co chwila zerkał gdzieś w bok ale łeb po chwili zawsze wracał mu w kierunku tej dziury.

~ Nic nie widać. ~ skomentowała po chwili Petra jaka kucnęła obok niej. Też miała rację. Stok jak stał tak stał, dziura świeciła swoją czernią, dookoła wiatr stukał gałęziami a grad padał na to wszystko. I nic się nie działo. Nie widać było żadnych goblinów ani nikogo właściwie. Nawet zwierzęta zdawały się chować i milknąć od tej nieprzyjaznej aury.

~ Muszą gdzieś tam być. Bruno ich wyczuwa. Nie mogą być daleko. ~ odparła tropicielka wskazując na zachowanie swojego psa. Poklepała go po łbie, on na chwilę odwrócił się aby polizać jej dłoń ale instynkt myśliwski wciąż kierował jego łeb do czarnego wylotu jaskini.

~ No dobrze. Myślę, że i tak musimy zapalić lampy. One to pewnie zauważą prędzej czy później. Ale po ciemku to się pozabijamy o własne nogi. ~ powiedziała cicho kuszniczka też rozglądając się po tej ponurej okolicy. W końcu odwróciła się do pozostałych i uśmiechnęła się zawadiacko. ~ To ktoś na ochotnika do penetracji dziury? ~ zapytała sprawdzając czy jej towarzysze będą wykazywać jakąś inicjatywę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline